Bajka
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
˜”*°•◕❤◕•°*”˜
Codziennie robimy
ćwiczenia
10 przykazań gimnastyki
w łóżku według lekarzy tybetańskich
˜”*°•◕❤◕•°*”˜
Dzisiaj na obiadek
serwuję;
Robiłam porządki w
szafkach i odkryłam w sporym słoiku różne fasole – od tradycyjnego Jasia,
poprzez czarną fasolę dużą, czerwoną małą, ciecierzycę i różne takie, których
nazw nawet nie znam.
Kupiłam w ubiegłym roku
wiosną 2 małe opakowania w markecie. Wsypałam do słoiczka po kawie no i
siedziały sobie tam i czekały hi, hi na porządki.
U mnie to nie ma gwarancji,
kiedy takie rzeczy dostrzegę, bo zwykle bujam w obłokach i umykają one mojemu
zainteresowaniu.
Tym razem jednak fasola
miała szczęście.
Biorąc pod uwagę, że
miałam w lodówce po pół małej puszeczki fasolki szparagowej żółtej i zielonej.
Wszystko razem zagrało
+ jeszcze pyszna zupa cytrynowa, której nawet z Szabajem całej nie daliśmy rady
zjeść. Postanowiłam zrobić fasolę w ostrym sosie cytrynowo - pomarańczowym.
Postanowienie, postanowieniem,
ale gdybym wiedziała ile czasu ta fasola będzie się gotowała – to chyba bym się
za to nie wzięła.
To jest najdroższa ze
wszystkich moich potraw, ze względu na zużycie prądu.
Wczoraj była próba
smaku –
Fasola była wyśmienita!!!
Niektóre ziarna jeszcze troszkę niedogotowane, mimo, że całość z małymi przerwami gotowała się cały dzień.
Wczoraj po doprawieniu
sosem/zupą cytrynową i koncentratem pomidorowym/, pieczarkami kiełbaską i tą
fasolką szparagową z puszki oraz kilkoma jeszcze owocami goji i żurawiny
spieprzeniu całości cytrynowym pieprzem poszłam spać.
Miałam zapachowe sny,
troszkę mnie to dziwiło, bo zapachy były cudowne – a po fasoli wiadomo raczej
takie nie są.
Rano wchodzę do kuchni
a tam moja fasola dalej się gotuje na maleńkim ogniu.
Stąd te zapachy,
jeszcze pół godziny bym pospała i garnek szlag, by trafił, bo sos odparował
prawie do zera, – ale jak to teraz smakuje?
MARZENIE!!!
Wieczorami czasem
rozmawiam z młodym rysownikiem indyjskim i chciałabym mu opowiedzieć o smakach,
ale on coraz częściej złości się na mnie, bo Gogle, źle mu tłumaczą i gdy ja
się śmieję on uznaje, że szydzę z niego czy coś w tym rodzaju.
Rozmawiać o smakach
można tylko z kimś, kto dobrze zna język.
Nawet posmakowanie nie
daje obrazu doznań, bo przecież warto by smak porównać a tu zaczynają się
schody nawet Polak nie zawsze potrafi dokonać porównań, gdyż często ma
ograniczoną wyobraźnię, do rzeczy znanych.
Ugotowałam po ciężkiej
kolacji dzisiaj na obiad rosół na kaczej szyjce.
I jestem zachwycona, bo
wpadłam na pomysł jak, dodać do rosołu marchewkę, bym ją mogła zjeść.
Cukrzyk nie powinien
jeść gotowanej marchwi, bo ona wyzwala zły cukier.
Jednak przecież nie
muszę jej gotować, mogę wrzucić jak makaron do miski i zalać gorącym rosołem.
Ugotowałam do mojego rosołu makaron ryżowy – średnio cienkie pasemka.
Ugotowałam do mojego rosołu makaron ryżowy – średnio cienkie pasemka.
˜”*°•◕❤◕•°*”˜
Pierwszy raz w życiu jadłam taki makaron zaproszona na obiad z grupą młodzieży przez redakcję tygodnika „Na przełaj”.
Byliśmy, jako
prowincjonalni korespondenci zaproszeni do Warszawy na 10 lecie istnienia
tygodnika.Pierwszy raz w życiu jadłam taki makaron zaproszona na obiad z grupą młodzieży przez redakcję tygodnika „Na przełaj”.
„Na Przełaj” było
czasopismem współredagowanym przez czytelników, którzy mogli prezentować w nim
swą twórczość poetycką (rubryka KMA – Klub Młodych Autorów), reporterską i
fotoreporterską (KMF
– Klub Młodych Fotoreporterów). Czytelnicy, których twórczość została
opublikowana, stawali się członkami klubu.
Tygodnik organizował
bądź współorganizował festiwale piosenki i kultury alternatywnej oraz imprezy
skierowane do miłośników twórczości poszczególnych autorów (Stachuriada)
W ciasnych
pomieszczeniach redakcyjnych na jednym z pięter Komendy ZHP (dawnej YMCA) w
Warszawie na Konopnickiej 6 łatwo było o zbliżenia „Pierwszego stopnia”.
Poznałam wtedy wielu
wybitnych ludzi. Profesora Mikołaja Kozakiewicza, Marka Kotańskiego, naczelnego
Wojciecha Pieleckiego, fotografa Mirka Stępniaka, którego powaliła moja cyfrowa
lampa błyskowa, kupiona we Francji za bardzo ciężkie pieniądze i nie wiem czy
ktoś wtedy miał podobną w Polsce.
Edwarda Ediego Pyrka -
podróżnika, antropologa, autora książek podróżniczych i wiele innych osób, Ewę
Charkiewicz, Ewę Żychlińską, która zabrała nas na wspomniany obiad do chińskiej
restauracji i pamiętam nasz szok na ten makaron w rosole, który nie wiadomo
było czy jeść czy to tylko dekoracja. Ewa Żychlińska prowadząca rubrykę Wolę Być - nawet
przyjechała później do nas.
˜”*°•◕❤◕•°*”˜
Cieszy mnie też nowy
nabytek – szklany garnek.
Ma wiele zalet, ale
najważniejsza jest taka, że nie łączy się jego powłoka z potrawami i wszystko,
co się w nim dzieje pięknie widać a smaki mają wyrazistą barwę.
Szkoda tylko, że jest
taki mały – może jednak znajdę jeszcze gdzieś większy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam