czwartek, 6 października 2016

Czas, który może zacząć się dla nas...

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest zabronione – objęte prawem autorskim..Inny mój blog
~~~~~~~~~~~~~~
6 października 2016
Szaro buro i zimno robi się wszędzie, jednak w tej szaroburości zaczyna dojrzewać cudny kwiat.
Takiego jeszcze nie znałam, nigdy nie doświadczałam, nie wiem, jaki wpływ będzie miał na mnie, czy obudzi i zachwyci me serce.
Jest jednak nadzieja a to przy tej aurze jest bezcenne.
~~~~~~~~~~~~~~
Marznę to najgorszy okres dla mnie.
Jeszcze za wcześnie, by zacząć grzać a za późno by cieszyć się chłodem. Najgorzej jest z paluszkami rąk. Przemarzają mi nawet w łóżku. Nie chcą siedzieć pod kołdrą, bo ten uszkodzony kręgosłup, potrzebuje ręki a właściwie mojego lewego ramienia, bez niego pod głową nie potrafię zasnąć. To ma nieprzyjemnie konsekwencje w postaci bólu barku, bo on w nocy jest nie tylko obciążony i unieruchomiony, co powoduje deformacje w stawie. Narażona też jest cała ręka na gorszy dopływ krwi i przez to marzną mi paluszki. Teraz jak piszę też zresztą mi marzną. 
Taki mój urok.
~~~~~~~~~~~~~~
Wracając jednak do tych nadziei.
Poznałam kogoś jak sądzę niezwykłego. Znanego polskiego pisarza, publicystę, dramaturga i tłumacza. Jest autorem ponad 20 książek, w tym książek dla dzieci, sztuk teatralnych, słuchowisk radiowych, reportaży.. Zaczynamy się odkrywać, póki, co na odległość, ale już planujemy spotkanie.
Przypominam, że często bywało, iż robiłam sobie nadzieje w podobnych sytuacjach na choćby miłe spędzenie czasu i pamiętam jak to się kończyło.
W tym wypadku oboje posiadamy, podobną szaloną wyobraźnię i duchową wrażliwość. Według mnie z tej znajomości może wyniknąć coś wartościowego, co będzie napędem do naszych twórczych działań. Jestem człowiekiem czynu i stagnacja mnie zabija. Oby tym razem słońce jeszcze tej jesieni zaświeciło dla nas.
Tak czy inaczej podejmuję jeszcze raz wyzwanie.
Oczywiście jak zwykle obawiam się, że poznanie nowego człowieka zawsze wiąże się z zaakceptowaniem jego słabości, o ile one są do zaakceptowania.
~~~~~~~~~~~~~~
Zawsze zastanawiam się, czego nie jestem w stanie zaakceptować - pijaństwa, chorobliwego zrzędzenia, braku higieny osobistej. 
Reszta nawet palenie/warunek, że nie zatruwa mi ktoś powietrza obok/ jest do zaakceptowania.
Matko słodka, przecież ja jestem ideałem, gdzie jest druga taka tolerancyjna kobieta. Oczywiście chciałabym, by ta tolerancja działała w obie strony. Wszyscy mamy słabości i życie solo pozwoliło nam rozwinąć skrzydła, jakkolwiek one są już małolotne i nadwyrężone przez czas i reumatyzm, cieszy nas to, że czasami możemy choćby troszkę poderwać się do lotu. Kto szybował choćby w wyobraźni wie, co to znaczy chwycić wolność wraz z powiewem wiatru i unieść się.
~~~~~~~~~~~~~~
Przypomniał mi się Jacek, dzięki, któremu tak naprawdę pierwszy raz rozwinęłam skrzydła w fotografii.
Nasza znajomość, była tak twórcza i to dla nas obojga, że chyba nigdy później nie widziałam takiej determinacji w pracach fotograficznych szczególnie u niego. Pamiętam Jacku ten okres, gdy tak naprawdę fotografowaliśmy wyłącznie dla siebie nawzajem. Chcieliśmy swoimi pracami zachwycić tego jedynego odbiorcę, każdy kadr, każde pociągnięcie fotograficznego pędzla, było nastawione na to byś był dumny z tego, że tyle mnie nauczyłeś. 
Nigdy nie zapomnę tego cudownego okresu, gdy wzajemna inspiracja fotograficzna w efekcie wpływała na nasze inne twórcze działania. 
Bardzo źle znosiłam to wirtualne rozstanie, – mimo, że to ja jak pamiętasz podjęłam tę decyzję, że to twórcze zauroczenie powinniśmy skończyć. 
Mogliśmy być twórczy dotąd, dopóki nie okazało się, że ktoś obok czuje się skrzywdzony. Wszelkie zauroczenia mają to do siebie, że człowiek czuje się tak niebywale szczęśliwy, fruwa praktycznie w obłokach i często nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego szczęście staje się bezwiednie wypadkową czyjegoś nieszczęścia.

No cóż na tym polegają porywy serc. I nie koniecznie musi chodzić to o erotyzm, jak niektórzy sądzą. Właściwie wcale nie musi chodzić. Właśnie przy Jacku odkryłam, że są takie sfery wywołujące w człowieku radość a nawet podniecenie, które kompletnie nie mają nic wspólnego z erotyką a erotyką się stają bez udziału „gwiazd”. 
Ile wtedy wierszy napisałam i on też zaczął pisać i było to takie rozgrzewające namiętność bez udziału "gwiazd". 
Oczywiście mam na myśli te gwiazdy na niebie.
~~~~~~~~~~~~~~
Zastanawiam się czy mogę – sądzę jednak, że tak, bo przecież te wszystkie wiersze były mnie podarowane - po to by obudzić moje senne serce.
Serce obudziło się, ale jeszcze obok czuwał mój rozsądek. 
Dlatego właśnie teraz po latach – przepraszam za tego „krasnala”. Sam wiesz, że to nie mogło się udać.
Czasami radykalne cięcia są bolesne, ale to jedyne, co możemy zrobić na przekór oszalałym sercom.
„Czy ogień, który rozpaliliśmy
bez reszty nas pochłonie?
Ja idę w ten ogień Miła, choć siwe mam już skronie.
Nie chcę odlecieć dębowym liściem...
Akacji Liściu – chodź do mnie.

Tak wyglądamy dzisiaj Bajeczko, a jutro? - dla fantazji nie ma granic...”
~~~~~~~~~~~~~~
Nie ukrywam, że chciałabym spotkać jeszcze kogoś takiego by w podobny sposób inspirował mnie, poruszał me zmysły, rodził pragnienia a nade wszystko dzielił ze mną chwile radości realnie. Kogoś, kto jak ja byłby tak samo „sam” i dla kogo to ja stałabym się całym świtem, gwiazdeczką do podziwiania, ale i troszczenia się o jej wewnętrzny żar. 
I znów nie ma to w założeniu nic wspólnego z erotyką, piszę to, dlatego, że nie tylko młodzi ludzie uważają, że miłość bazuje wyłącznie na erotyce.
Nie są w stanie pojąć, że można pokochać drugiego człowieka po to, by dzielić się z nim tą przysłowiową kromką chleba, która nie tylko pachnie cudownymi aromatami młodości, ale budzi serca do twórczego działania.
Ja wiem, że dla wielu to zbyt skomplikowane, bo to erotyczne „swędzenie” przesłania im całą resztę naszych potrzeb, szczególnie tych spoza obszaru realnej świadomości.
Potrzeb, które dopiero musimy sobie wyobrazić. Matko jedyna, do kogo to ma trafić, co piszę. Dziś mówiłam o „wyobraźni smakowej”, bez której nigdy człowiek posiadający nawet najlepszą technikę, nie jest w stanie stworzyć dzieła sztuki kulinarnej. Mój rozmówca zapytał? 
„Wyobraźnia smakowa?”. „Co to takiego pierwszy raz o czymś takim słyszę?”.
Tak to jest ja na tych swoich zreumatyzowanych skrzydłach szybuję nad górami a tu taki „obciach” – trzeba uważać, bo mi skrzydła mogą się zwinąć a pikowanie ku ziemi dla osóbki w moim wieku może być ostatnim lotem. Oj przypomniał mi się jeden z tych wierszy, który napisałam zainspirowana zdjęciem Jacka, choć to nie ono.


*                                 23.01. 2005r
Stał w otwartym oknie jak przeznaczenie.           
Patrzył w przestrzeń daleką i niepojętą.               
Pod oczami miał cienie nieprzespanej nocy.       
Był smutny i nieobecny.                                   
Tylko ta gwiazda przed świtem
świeciła jeszcze dla niego.
To wiedział
ale już jej nie pragnął,
ani jej ani niczego innego.
Wiatr dmuchnął mocniej
…i dostrzegłam jak odrywa się od parapetu
jak zaczyna szybować w marzeniach
nad górami, lasami nad... czasem,
który właśnie skończył się dla niego.
Troszkę smutny – zwyczajnie jak całe moje życie.
Jednak cudowne przecież jest to, że mimo wszystko polubiłyśmy się z córką mojego nauczyciela fotografii.
To jest ta trwała wartość, oprócz wszystkich tajników wiedzy fotograficznej, które jak tą przysłowiową kromkę chleba podarował mi - obiecując sobie zatopienie się kiedyś w moich zielonych oczach.
Życie weryfikuje marzenia, ale bez nich jakież byłoby jałowe nasze codzienne życie.

Archiwum bloga