czwartek, 31 maja 2012

„0" przyjemności

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Przez wizytę u chirurga mam rozbity cały dzień.
Malowałam pazury, nakręcałam włosy, moczyłam się z godzinę w wannie, bo u mnie zimno jak psi.
Szlag mnie trafia.
Jak sobie pomyślę o kolejnych wizytach, to jeszcze mi gorzej.
Do tego chyba ciśnienie niskie, bo spać mi się chce strasznie, aż dziw, że nie zasnęłam w wannie.
Wizyta u chirurga trwała 5 min. 
Skierowanie na rentgen i we wtorek powtórka z opisem, żadnej maści nic a stopa od tego łażenia i jeżdżenia samochodem boli mnie coraz bardziej jest spuchnięta i ma bardzo słabe czucie.
Czy rozumiesz, dlaczego nie cierpię lekarzy, oni mają w nosie pacjenta. 
Nawet nie chciał słuchać jak to się stało nic tak naprawdę go nie obchodziłam.
We wtorek nagram chyba wizytę u niego.
Lekarze tylko dobrze wychodzą w serialach.
Nie powinnam się denerwować, bo zauważyłam, że cukier mi skacze. 
Dzisiaj wieczorem miałam 220. 
Wyszłam do ogrodu na chwilę zrelaksować się, ale zimno było pioruńsko, więc wróciłam zmarznięta po podlaniu pomidorków pod folią. Reszty nie podlewałam, bo ma padać ale nie pada - tylko zimnica. 
Uszczknęłam 2 truskaweczki ale jeszcze nie są słodkie. 
Pójdę chyba spać - mam apetyt na lody ale mam za wysoki cukier więc nie mogę, co za życie - „0" przyjemności.



Oba ma

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
OBa ma
/musiałam białym, żeby było widać :P/

Sądzę, że Ma znacznie więcej a najbardziej Ma to „gdzieś”.
„On” nie jest pierwszym prezydentem amerykańskim, który udaje ignoranta. 
Napisałam udaje, bo dobrze wiedział, co mówi. 
Po wypowiedzi czarnego piłkarza, obrońcy Sol Campbell w Anglii/„Nie jedzcie na Euro 2012, stamtąd można wrócić w trumnie!"/ - Zupełnie nie dziwi mnie wypowiedź Obamy.
Zastanawiam się, czemu nikt, nie bierze takiej opcji pod uwagę, że wypowiedź Obamy była zaplanowana i z premedytacją.
 Lecę w kulki"
* * * *
Tak się karci niepokornych. 
A czego tym „polaczkom się zachciewa zniesienia wiz?” 
„Oni są do czarnej roboty”
Od „czarnej roboty” – panie Obama no nie?
Ja nie czuję się rasistką, ale jak słucham takich cwaniackich wypowiedzi, zastanawiam się, czemu oni czują się gorsi?
I od razu przypomina mi się dowcip o białej czekoladzie.
Może wyślijmy Obamie, trochę białej czekolady, to chyba nie powinno go urazić?
Co do gruntownego wykształcenia absolwentów Uniwersytetów Harvard– też mam swoje zdanie.
Wolę mój ogródek właśnie z tego powodu.

środa, 30 maja 2012

Brzoskwinia

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *

Dzisiaj tak się zastanawiałam, co wpłynęło na mnie w taki sposób, że tak bardzo zajęłam się tym ogrodem. 
Przypomniało mi się, jak budowaliśmy ten dom. 
To był 1972 rok, posadziłam wtedy maleńki może 40 cm modrzew przywieziony z lasu i bałam się, że murarze mi go zniszczą.
Dom budowaliśmy 2 lata a 1976 roku postanowiliśmy posadzić pierwsze drzewa.
Sławek nieżyjący już kolega, zadeklarował się zawieźć nas do Skierniewic/do prof. Pieniążka po drzewka/. 
Skołował od kogoś przyczepkę i ruszyliśmy jego nowym samochodem.
Wszyscy sąsiedzi dali nam zamówienia, bo szkółek wtedy w okolicy nie było a każdy chciał mieć szlachetne odmiany drzew.
Pobłądziliśmy i trzeba było zawrócić. 
Sławek zapomniał cofając o tej przyczepce i stuknął w nią samochodem – uszkodził sobie jakieś światło. 
Był wściekły, nie dziwiłam mu się.
Kupiliśmy wszystkie zamówione drzewka a nawet, trochę więcej.
Gdy je przywieźliśmy przed wieczorem sąsiedzi zlecieli się jak muchy i wybrali sobie najładniejsze drzewka.
Został taki krzywy badylek brzoskwini, Sławek spojrzał na niego i powiedział jak z niego coś, będzie to ja jestem „święty turecki”.
Posadziłam drzewko i pomyślałam sobie, że to niesprawiedliwe, za friko przywiozłam ludziom drzewka a oni nawet nie dali mi szansy wybrać dla siebie.
Ich drzewka pomarzły w pierwszych latach a moja brzoskwinia, praktycznie nie wiele urosła. 
Jednej zimy przemarzła tak, że już myślałam - to koniec, ale jeden jedyny rok wtedy nie owocowała. 
To maleńkie kochane drzewko, co roku ma ok 100 brzoskwiń tak pysznych i dużych, że wysiadają kupne w sklepie.
Nigdy go nie pryskałam, z pnia prawie całkiem odeszła kora i czasami myślę, czy nie powinnam go jakąś maścią posmarować, ale boję się, żebym mu nie zaszkodziła.
To drzewko to taki drzewny Quasimodo, nie jest piękne, ale za to, jaką ma duszę.
Nie oceniajmy po wyglądzie, bo to są zwykle pozory. 
Ważny jest duch, wnętrze, szlachetność, serce jak chcesz to nazwij.
Popatrz na moją brzoskwinię i pokłoń się jej determinacji chęci życia, życia i owocowania. 
Ta brzoskwinia to prawdziwy bohater od 32 lat każdego roku mimo okaleczenia rodzi słodkie pyszne owoce.
Lubię pod nią siadać, bo wiem, że i ona mnie lubi.



wtorek, 29 maja 2012

Wizyta u lekarza

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Byłam u pani doktor z moim chorym palcem u nogi. 
Dostałam skierowanie do 3 lekarzy. 
Chirurga na czwartek, neurologa na sierpień najbliższy termin – /ten neurolog potrzebny jest żeby poprawić czucie w stopie/ i ortopedy kolejki są na 2 miesiące do przodu i to w szpitalu, więc nie wiem, kiedy się wybiorę.
Zobaczymy, co powie chirurg w czwartek.
Na samą myśl łażenia po lekarzach robi mi się gorzej. 
Prawda jednak jest taka, że jak zapuszczę tę stopę, a są to zmiany cukrzycowe, to może się skończyć amputacją i to nie są żarty.
Wróciłam wykończona z tego powodu, że nie mam butów bez obcasów a w obcasach z tym palcem to męka.
* * * *
Poprawiłam sobie humor, kupiłam kilka nowych roślinek.
Niestety jedna nie wiem jak się nazywa, ale jest śliczna, ma listki jak mimoza i do tego zielono białe
1 szarotkę, trzy bylinki na skalnik i winobluszcz pięciolistkowy 'STAR SHOWERS'

syn. 'Monham', biało zielony będzie się piął na mój bez. 
Jeszcze kupiłam taką niebieską trawkę.
Wczoraj późnym wieczorem musiałam skosić cały ogród, czyli ok 500 m2 trawnika/bo sąsiadka pożyczyła mi kabel, mój się przetarł/. Widzę, że ciągle jeszcze są łaty, ale trawka już wschodzi i wkrótce wszystko się wyrówna.
Kosiarka u nas jest przedpotopowa ciężka jak cholera i do tego jedną ręką trzyma się taką wajchę i pcha się lub ciągnie a drugą nosi się kabel elektryczny, żeby się nie wkręcił.
Masakra – boli mnie prawa ręka jeszcze dzisiaj. 
Na szczęście to już chyba ostatnie moje koszenie, bo ex chyba wróci z Ameryki, wypoczęty i pełen entuzjazmu i będzie kosił /to jego ogrodowy obowiązek/. 
Dzisiaj jeszcze po posadzeniu roślinek podlałam cały ogród. 
Sąsiadka śmiała się – pani podlewa a deszcz wisi. 
Wisiał kapnęło z 20 kropli na m2 i po deszczu.
* * * *
Niestety stopa mi znowu strasznie spuchła, posmaruję spirytusem i tyle. 
Jedni piją spirytus a ja nim nogi smaruję i już.

niedziela, 27 maja 2012

Urodziny

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Minęła kolejna chwila, kolejny dzień, kolejny rok.
* * * *
Na urodziny wierszy się nie pisze
One są w naszych sercach
i naszych pragnieniach,
lecz, gdy jesteśmy bardzo starzy,
to się nam wtedy tylko zdaje,
że świat posmutniał i poszarzał
i że poezji nie ma wcale
w naszych duszach.
* * * *
* *
Początkowo podobało mi się tutaj.
Wszystko było takie cudowne,
takie bajkowe.
Trawa taka zielona,
i taka nieprzebyta.
Drzewa takie ogromne.
Domy takie prawdziwe.
Ludzie wielcy, wspaniali
i tacy życzliwi.
Dni słońcem pachnące
a noce takie czarne
i takie gorące.

Najpiękniejsze było wszystko pierwsze;
pierwszy kwiat w ogrodzie znaleziony,
pierwszy odczytany dotyk dłoni,
pierwsze serca bicie odkryte,
pierwsze zrozumienie pragnień z głębi duszy,
pierwszy spacer przez łąki za miasto daleko,
pierwszy pocałunek nad rzeką,
pierwszy chrzest miłości w wartkim nurcie rzeki,
pierwszy odlot ptaków,
pierwszy taniec,
pierwsze krótkie pożegnanie.
Potem lata mijały,
drzewa dziwnie zmalały,
domy urok straciły,
ludzie się zmienili.
Druga miłość i trzecia,
kolejne spotkania,
milczące bez uścisków
drętwe pożegnania,
koncert wróbli na dachu
późny odlot ptaków
smutna jesień bez liści,
mokre lato bez maków.

Patrzę dzisiaj po latach
na te same zdarzenia,
małej śmiesznej dziewczynki
z kokardami już nie ma,
nie ma też tej dziewczyny,
co bezwstydnie się śmiała,
wszystko gdzieś przepadło,
 co wtedy kochała.

W gościnie u „Bankowców"

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Jeszcze dochodzę do siebie po wczorajszym grillu.
Oczywiście gospodarze P i K przemili mięsko bardzo dobre nie to, co nasze pierwsze grillowanie, ale powrót do domu to było coś makabrycznego.
 Mam chory może nawet złamany palec mały u prawej stopy, do tego na wpół zdrętwiałą ¼ tej stopy.
Założyłam sandały na lekkim obcasiku, bo wiadomo w goście szłam a tu okazało się, że przez całą Piotrkowską biegli jacyś emeryci i jak próbowaliśmy za namową M jadąc do Nawrot skręcić w prawo wszystkie ulice zablokowane i momentalnie uświadomiliśmy sobie rosnący potężny korek w tych wąskich uliczkach Łodzi.
Gdybyśmy od razu pojechali do Północnej jak chciałam, gdzie mieliśmy drogę jak w pysk strzelił, może byśmy jeszcze się przebili, bo biegacze byli właśnie na wysokości Nawrot.
Trwało to 2 godziny jazda w gigantycznym korku, jak mrówki, którym rozwalono mrowisko i nie bardzo wiedzą, co mają zrobić.
Gdy przebiliśmy się już do Północnej po blisko 2 godzinach kluczenia w korku, policjant powiedział nam, że jak dojedziemy do Limanowskiego, to tam przebijemy się.
Spoglądałam na ludzi w samochodach, które zatrzymywały się obok nas i byłam pełna podziwu, ludzie uśmiechali się uśmiechem bezradnego dziecka, któremu spodenki wkręciły się w łańcuch rowerka.
Gdy już znaleźliśmy się na Alejach Włókniarza przy wjeździe na wiadukt/na wprost Kaliskiego/ nagle poczułam jakiś niepokój jakby zaraz coś miało się stać.
M, co trochę od dobrych 40 minut dawał hasło ”rura” a ja czułam….,że samochodzik się zmęczył i coś się z nim złego dzieje.
Zjeżdżając rozpędził się chyba do 70 tki a M dalej nadaje „rura”, bo światła się zmienią.
NIE - mówię do niego coś jest nie tak musimy zjechać gdzieś na bok, próbowałam zahamować, bo światła faktycznie się zmieniły a tu niesie mnie w prawo i lewo i nie hamuję, zredukowałam bieg w końcu zjechałam na pobocze.
Sprawdziliśmy koła w przednim prawym trochę jakby zeszło powietrze, ale nie kapeć tylko może po zimie niedopompowane.
M wyczuł to niesienie jak na lodzie i już nie naciskał, żebym dawała w rurę.
Dojechaliśmy 60 tką i trzeba będzie ze staruszkiem iść do mechanika, po sprawdzeniu jeszcze raz czy czasami klocki hamulcowe się nie wytarły, albo coś tam…
Przyjechałam do domciu podlałam ogródek, bo musiałam i padłam jak kawka, nawet komputera nie włączyłam.
Szczęście, że coś mnie tknęło żeby zatankować samochód, bo kto wie, czy nie utknęlibyśmy w tym korku, bez benzyny.
Gospodarze chcieli być incognito, więc tylko odrobinę z daleka i tak mnie już nie zjedzą.
M sobie życzył, ale wyszedł źle, bo w ogrodzie to trzeba spokojnie filmować ze względu na kontrasty.
Więc z grilla będzie tylko dym i mięsko.
Krysieńko dzięki piękne za gościnę!!!

czwartek, 24 maja 2012

Hoduj pomidory w koszach!!!

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Zaeksperymentowałam w tym roku z pomidorami.
Może najpierw napiszę, że sieję tylko pomidorki koktajlowe – różnych rozmiarów i barw.
* * * *
Oglądałam na You Tube filmy rosyjskie o ogrodach i w jednym z nich zobaczyłam pomidorki w koszu. 
Prowadzący powiedział, że na wierzchu kosza sieje aksamitki, bo one odstraszają różne żyjątka.
Kombinowałam, jaki kosz wziąć, żeby wytrzymał mokrą ziemię i choć z 16 krzaczków pomidorów.
Pomyślałam, że taki metalowy rowerowy kosz na zakupy powinien się nadać.
Jasne wiem, że to cudnie nie wygląda, ale chodzi o eksperyment, żeby sprawdzić, które pomidorki, będą najlepiej rosły, czy te wpikowane do gruntu, czy te posadzone pod folią, czy te w koszu.
Pod wszystkie pomidory wzięłam ziemię z kompostownika.
Kompost, nie jest idealny, bo był robiony bez głowy, wyrzucano tu gałęzie liście chwasty itd.
           Jest go jednak sporo w ogrodzie, bo 3 lata temu przez ostatnie 15 lat nic się w tym ogrodzie nie robiło tylko czasami kosiło chwasty i liście z drzew rzucało w jedno miejsce. ½ Ogrodu to była pryzma kompostu.
Pomidorki do eksperymentu wybrałam takie same, tyle, że do kosza musiałam wziąć malutkie, takie z 4 listkami, bo inaczej nie dałoby się wsadzić ich w przygotowane dziurki.

Kosz wyłożyłam czarną włókniną, żeby woda przy podlewaniu za szybko nie spływała i żeby nie wypłukiwała ziemi, bo kosz ma spore dziurki.
Zastanawiałam, się, co posadzić na wierzchu, bo aksamitek nie miałam jeszcze przygotowanych.
Posadziłam 4 fiołki wonne, bo;
Serdecznym liściem ogrzane
Chcąc miłości aksamit wysłowić -
Skromne fiołki
Śpiewają wonności sopranem.
W świecie kwiatów
Fiołek – to słowik…
                    Maria Pawlikowska-Jasnorzewska „ Fiołek to słowik”
Aksamitki dosadzę, jak mi urosną pomyślałam a z fiołkiem zawsze jest ok. 
Można go podawać do sałatek i sałata jasnozielona ze śmietanką, i kilkoma fiołeczkami robi wrażenie prawie takie jak…..
Zależy, co kto lubi.
* * * *
Popatrzcie na filmie jak moje pomidorki w koszu urosły, mają bardzo grube łodygi i za 2 dni najpóźniej niektóre już zaczną kwitnąć.
Nie wiem czy gałązki wytrzymają obciążenie pomidorkami, ale póki, co te z kosza dojrzały szybciej – są zdrowe nic się ich nie ima. 
W gruncie zaczynają szarzeć liście, krzaczki są o połowę mniejsze.
Pod folią część pomidorków, urosła proporcjonalnie, ale nie wszystkie, nie widać jeszcze pąków kwiatowych, są zdrowe ale różnych rozmiarów.
* * * *
U mnie pod folią, co prawda znaczy od południa osłonięte folią od północy odkryte.
Wcześniej jak były przymrozki, opuszczałam folię i nawet była taka bąbelkowa teraz jest tylko zwykła.
Z moich obserwacji wynika jak na razie, że te pomidorki w koszu, ładniej rosną nie chorują w koszu mam 14 krzaczków, 2 mi się uszkodziły w czasie transportu z miejsca pod balkonami w dzień i na noc pod folię, – dlatego już nie przenoszę.
Ważne jest przy wsadzaniu, żeby za nisko nie robić otworów, bo czasami trzeba kosz postawić i jak tam są gałązki no to trzeba kombinować.
* * * *
Dzisiaj pierwszy raz zmieniłam im stronę południowe dałam na północ. W sumie są takie same po obu stronach.
Uważam, że jest to alternatywa dla osób, które mają maleńkie ogródki a lubią pomidorki bez chemii.
Kochani jak je podlewam, to tak pięknie pachną pomidorami, że chciałoby się już same liście jeść. 
Na samym początku jak się roślinki przyjęły po pikowaniu podsypałam granulowanym obornikiem. Teraz 1 na 3 tygodnie podlewam gnojówką z pokrzyw ale nie za dużo/jeden raz/.
* * * *
Jak ktoś ma pytania proszę w komentarzach.
* * * *
Z innych moich obserwacji wynika, że będzie w tym roku u mnie bardzo dużo czereśni i brzoskwiń.
Pierwszą truskawkę już zjadłam z odmiany pnących. 
Mam kilka gatunków truskawek i sporo poziomek. 
Wiem, że w tym roku już nie muszę kupować – starczy mi moich.
Jabłek też będzie sporo, niestety węgierka po jesiennym podcinaniu musi się odbudować i w tym roku nie było ani jednego kwiatka za to multum cudnych zieloniutkich liści.
A na mojej starej jak świat malinówce właśnie zakwitł klematis między sporymi już jabłuszkami.
* * * *
U nas strasznie wieje i słyszę, że ma być chłodniej, szkoda, bo dojrzewają truskawki.

Buduję swój ogrodowy jacht

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Cały czas pracuję w ogrodzie, ale czuję się jakoś gorzej.
Wytrzymuję na dworze do południa, upały mnie rozwalają. 
Dzisiaj sobie poradziłam puściłam zraszacz i usiadłam a ptaki narobiły strasznego rejwachu, – że zraszacz działa zleciały się z sąsiednich ogrodów i rozrabiały.
Grządka za folią wygląda teraz jak jacht/tylko bandery brakuje, ale już o tym myślę/, posiałam ogórki 3 odmiany – nie wiem, czy wszystkie wzejdą, bo 2 są z zeszłego roku a może i sprzed 2 lat. Ale co tam jak będzie dużo to cześć się przerobi na kiszone.
Mam tam jeszcze do przesadzenia seler z warzyw i jakąś kapustę, już się z nimi pogubiłam.
Cudnie wygląda bordowa sałata kędzierzawa, posadziłam ją też między kwiatami, bo jest bardzo dekoracyjna.
Na dziobie mojego jachtu posiałam kwiatki/słoneczniki karłowe pełne/ i wysadziłam część spod folii – szczególnie stokrotek. Zakwitną dopiero za rok, ale niech sobie tam rosną. Mam też takie kwiaty, co nie mogę obadać, co to jest, rosną wielkie i żadnych zawiązków pąków, ale to na innej grządce.
Już się zastanawiam czy to nie jakiś nowy chwast, ale tak w skupisku, jakoś nie bardzo poczekam jeszcze, bo łodyżki są bardzo szlachetne.
Pomidorki dzisiaj pieliłam pod folią i tak pachną kochani już pomidorkiem takim swojskim, że aż miło.
* *
Zakwitł czerwony hibiskus ma 2 kwiaty i multum pączków. Oba te domowe hibiskusy, po zeszłorocznym szalonym kwitnieniu chorowały. Kremowy zrzucił prawie wszystkie liście, ale już się odbudowuje, pąki też pierwsze ma. Zakwitają pierwsze klematisy. Pierwszy był bordowo-fioletowy, teraz niebieski i kremowy już otwiera pąki. 
On jest super rozrabiaka, bo w ubiegłym roku w skrobał się na malinówkę i teraz malinówka kwitnie przez cały rok, a kwiaty w tym roku widać, że będą ogromne. 
Jest jeszcze jeden, ale ten będzie piął się po pniu starego bzu. Teraz żałuję, że go nie posadziłam pod bzem rosnącym, on ma taki goły pień i kwiaty wysoko, ale może któregoś jeszcze rozmnożę, bo jednego już mi się udało.
Krysia zaprosiła mnie w sobotę na grilla. 
Kawał drogi do nich, ale pojadę, bo siedzę tu jak samotnica. Trochę się martwię o stopę, bo ciągle mnie jeszcze boli. Mam nadzieję, że do soboty jeszcze troszkę wydobrzeje. Mam też zaproszenie do kuzyna do Grotnik ale do niego jest jeszcze dalej, muszę stopę lepiej podleczyć nim się wybiorę. 
Bardzo czasami bolą mnie nogi – całe. 
Czasami zastanawiam się jak ja bym się dziś czuła, jakbym nie uprawiała tylu sportów.
No nogi to sobie sforsowałam nie raz na nartach i to mogą być skutki, że kolana się zacinają a nawet ten staw biodrowy czy Achillesy.
Ech nie ma, co biadolić, po pierwszych pięciu krokach, gdzie idę jak paralityka, zapominam o bólu i rozkręcam się.
Nocą dopiero jak trzeba się do snu ułożyć wszystko wraca, ale jestem tak zmęczona, że mimo bólu usypiam.
Jestem przeciwnikiem maści i leków. Choć maść pewnie by złagodziła ból, – kto wie może jakąś maść kupię.
Dzisiaj musiałam podwiązać z 20 słoneczników, bo te cieńsze przez ten upał padły, no i ciągle trzeba coś robić. Zdjęłam też jedną folię bombelkową, bo już przymrozków chyba nie będzie. Wieczorem nie mam siły nawet na skype porozmawiać z kimkolwiek.
Filmik może jutro.

poniedziałek, 21 maja 2012

Grillowanie na bananie

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Od kilku dni nie piszę, ale czułam się jakoś gorzej.
Znaczy chyba sama sobie dogodziłam.
Kupiłam 2 piwa ciemne, bo jakoś miałam ochotę.
Otworzyłam jedno w sobotę i wypiłam.
Oczywiście ululało mnie natychmiast, bo co, jak co ale pić alkoholów to ja kompletnie nie mogę.
Natomiast to, co było później – masakra. Tak bolały mnie wszystkie kości właściwie stawy, jakby mi ktoś je połamał i nawet oba więzadła Achillesa.
Po prostu nie mogłam chodzić masakra – jeszcze dziś bolą mnie nogi bardziej niż zwykle.
Zwykle to pół prawej stopy od strony palców mam, non stop odrętwiałe.
Dlatego uszkodziłam sobie tego małego palca, bo jak zaczepię o coś to nie bardzo czuję.
Do tego palce zbyt wolno reagują na sytuacje awaryjne.
No i prawe biodro.
Mam tam stwierdzone zwyrodnienie i jak sporo jestem w ruchu, boli mnie tak, że nie mogę wieczorem zasnąć.
Nie biorę żadnych leków, najwyżej jak bardzo mnie boli, posmaruję je spirytusem, żeby rozgrzać.
* * *
Oczywiście w ogrodzie cały czas pracuję, bo tę pracę traktuję jak terapię i odkąd zrobiło się ciepło nie opuściłam żadnego dnia. To ma być rekompensata za ten zimowy czas, gdy właściwie nie mam wcale ruchu.
Krótko o tym, co działo się przez te dni.
Kupiłam grilla, bo chciałam w końcu pójść za trendami mody i też sobie coś ugrillować. Oczywiście takiego taniego za niecałe 60 zł.
Na początku zaczął się problem, ze złożeniem.
M twierdził, że brakuje wg. instrukcji jednej części.
Nerwy mnie brały, bo karczek się marnował pora obiadowa a on z tym grillem siedzi i nic nawet 2 części nie przykręcił do siebie po 30 min. Sama chciałam go złożyć, ale nie dał mi, bo powiedział, że to on jest inżynier i jak on nie złoży znaczy grill felerny.
W końcu powiedziałam, że pakujemy wszystko i jedziemy do sklepu.
Też nie bardzo chciał, no, bo inżynier i nie wyrabia, – ale przekonałam go.
Pan po zawodówce w sklepie złożył go w ciągu 15 min i wszystkie części były nawet więcej kilka śrub.
* * *
Jako, że ani ja ani M nigdy nie grillowaliśmy, więc oczywiście spieprzyliśmy całe mięso, bo za wcześnie położyliśmy na ogniu i cuchnęło podpałką jak cholera.
Ale ja się nie poddaję szaszłyki zdjęłam z drutu, wszystko umyłam i wrzuciłam do piekarnika. Karczek oskrobałam z sadz. Trzeba było widzieć M smakosza pyrów, jak próbował przeżuć karczek i te różne smakowitości z szaszłyków.
Później jak się brykiety rozpaliły, zrobiłam kiełbaski i je dało się zjeść.
Oczywiście grill szpanuje w ogrodzie i na tym chyba jego rola się skończy.
       * *
M mi skopał grządkę za folią/i to robi bezbłędnie/, ale, że ja się tym piwem ululałam/he, he - miało być do grilla/ wszystko robiłam jak w zwolnionym filmie i tak naprawdę dzisiaj wzięłam się za ogarnięcie grządki.
Miałam jedną niezagospodarowaną rurę plastikową – a u mnie wszystko musi być zagospodarowane.
Więc jak na nią popatrzyłam przyszedł mi do głowy pomysł zrobienia karuzeli dla fasoli.
Oczywiście dzisiaj sama latałam jak fryga z ogrodu do domu i z powrotem, bo trzeba było konstrukcję, bez rysunku technicznego zrobić.
Śrubami poskręcać, dziury wywiercić wiertarką no i na koniec sznureczek przeciągnąć, żeby fasola miała się, po czym piąć.
Oczami wyobraźni znów widzę, jak to będzie cudnie wyglądało, gdy już te różne fasole po pną się na tej karuzeli ku niebu.
Posiałam czerwoną fasolę nakrapianą, granatową fasolę/blauhilde/, oraz dekoracyjny fasolnik egipski.
Żałuję, że cała ta konstrukcja schowana jest za folią i nie wiele będzie ją widać z ogrodu.
M zatkało jak przyszedł.

Archiwum bloga