poniedziałek, 30 marca 2015

Zdjęcie z króliczkiem

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 123
˜˜*°°*˜˜
30marca  
Po radości zawsze przechodzi szaro – bura codzienność, czekanie na jakiś telefon, kapuśniaczek, który przeszkadza w spacerze rowerkiem, pustka i beznadziejność.
Z powodu tej wszechotaczającej pustki, próbuję coś naprawić, coś nowego stworzyć.
Cukier znów się dowiedział o beznadziei i skacze – trzeba będzie jechać zrobić badania – tylko, po co? Sama wiem, że mam mocno za wysoki, mimo, że nie jem niczego ze średnim choćby indeksem widać jestem już skazana na powikłania starsza pani, kto by się nią przejmował.  
O nie, nie - mam przecież króliczka, z nudów zreperowałam kolejną czapkę z daszkiem, tym razem króliczkową i zrobiliśmy sobie zdjęcie retro do paszportu na podróż do nikąd.
Przespałam praktycznie całą sobotę i niedzielę, no nie niektórych rzeczy nie chce mi się nawet robić inne, które jeszcze robię, robię bez entuzjazmu.
~~~~~~~
Nie cierpię niesłownych ludzi.
Wiadomo jednak, że zupełnie nikt się tym nie przejmuje.
Jutro pojadę może a może nie do laboratorium.
Idę spać, to chyba będzie 20 godzina snu z przerwami na siusiu i ćwiartkę jabłka i tabletkę.
Idą święta znów będzie cudnie jak zwykle.
Fantastyczne święta dla osoby, która nawet nie powinna patrzeć na świąteczne potrawy.
Ze Świąt zostają mi tylko bazie i porządki – super. 
Nie będzie ani jednego ani drugiego. 
Już mi w sumie na niczym nie zależy. 
Prześpię Święta i jakoś da się wytrzymać. Oczywiście pewnie dopadnie mnie kolejny dół.
~~~~~~~
No i masz babo placek – zmobilizowałam się, ubrałam ciepło, bo chłodno na dworze i niebo zachmurzone i postanowiłam – troszkę popracować w ogrodzie.
Spałam 2 dni prawie bez przerwy, więc pomyślałam, że warto wziąć się za jakąś pracę i przestać przejmować się tymi, którzy nawalają.
Powinnam być zdziwiona, gdyby było inaczej.
Ludzie sądzą, że nie muszą zachowywać się odpowiedzialnie wobec mnie, bo kim ja w końcu dla nich jestem?
No właśnie – kim?
Poszłam, zatem do ogrodu, by się w mieszkaniu nie przygnębiać, nie czekać nie mieć nadziei, po prostu zająć się czymś, co pozwala zapomnieć o bożym świecie i właśnie wtedy, gdy zaczęłam ciągnąć pierwszy wystający badyl z klombu zaczęło lać. 
Nim podniosłam głowę do góry, by ocenić, czy to przelotny deszczyk, czy prawdziwa ulewa, byłam kompletnie mokra, no nie całkiem bielizna została mi słucha.

Na dobrych chęciach się skończyło i pewnie zrobię sobie kawę i pójdę dalej spać, bo co niby mam robić?

~~~~~~~
Pogoda się troszkę wyklarowała, więc poszłam znów powojować z badylami. 
Spotkałam też mojego szpaczka, który tak cudnie śpiewał mi w zeszłym roku. 
Był zagoniony, chyba budował gniazdo więc nie zwracał na mnie uwagi. Nie za wiele zrobiłam, ale zawsze coś - lepsze to niż spanie. No  proszę spadł mi cukier do 82, o - skoro tak to sobie zrobię ziemniaczki, ze skwareczkami i maślanką. 
Jedzonko było fantastic - dodałam jeszcze ogórka kiszonego i grzybeczka marynowanego. Prawdziwa uczta. 
Mam dylemat, bo mam troszkę grosza odłożonego i mogłabym w końcu kupić sobie dameczkę. 
Ktoś mi proponuje podróż  kamperem do i po Grecji, jednak człowieka praktycznie nie znam. Miałam też jechać do Włoch ale zdaje się, kurtuazję wzięłam za zaproszenie. 
Ja jestem zbyt łatwowierna i sama sobie przysparzam kłopotów i powodów do kolejnych dołów.
Wszystko, przez to wychowanie na drzewie, nie przeżywałam żadnych stresów ani oszustw, ani nie miałam do czynienia z ludźmi rzucającymi słowa na wiatr i teraz każdemu ufam a świat tylko czyha na takich jak ja naiwniaków. 
Czy to możliwe, żeby człowiek na starość jakoś się ogarnął i zaczął tak traktować ludzi jak oni traktują jego. 
~~~~~~~
Byłam znowu w ogródku, ale zaczęło padać i masakrycznie zimno  cukier znów mi spadł do 91 więc sobie zrobiłam na obiadek 3 maleńkie placki ziemniaczane z 2 małych ziemniaczków mąki ryżowej, jajka i pieprzu. powinnam znów pójść do ogrodu ale pada kapuśniak, więc muszę sobie darować.

piątek, 27 marca 2015

Motylem jestem.....

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 123
˜˜*°°*˜˜
27marca  
Co to znaczy radość w sercu?
Cukier mi spadł do 105 rano.
To wszystko po tym jak zostałam zaproszona do córci do Mediolanu, jeszcze termin musimy zgrać, ale już na samą myśl, że wyrwę się z domu humorek rośnie i zdrowieję od ręki, bez tabletek.
Uwielbiam włóczyć się po świecie od razu adrenalinka i naturalnie młodnieję o jakieś minimum 15 lat.
Jestem chyba uzależniona od adrenaliny wyzwalanej, planami podróży jej przygotowaniem i całą tą otoczką.
Teraz po kawce prysznic delikatny makeup i na rowerek, póki jeszcze nie pada.
Hi, hi pojadę sobie do Mediolanu, znów mogę niezależnie podróżować, to ma swoje zalety.
 Wieczorkiem muszę sprawdzić, co warto zwiedzić w Mediolanie – oj będzie się działo.
Skrzydełka mi rosną.
Bardzo mnie też ucieszył kontakt z dziewczyną z Bydgoszczy – tak podobną z pasji do mnie, że na samą myśl ile możemy od siebie się nauczyć od razu gęba mi się śmieje. Trzeba kontaktować się z ludźmi nadającymi na podobnych falach, bo to też uskrzydla i dodaje powera. Energia po prostu zaczyna się kumulować i dodaje skrzydeł, tylko patrzeć jak zacznę fruwać. Niestety kapuśniaczek pokrzyżował mi plany rowerowe, może później, póki co, włosy umyłam i suszę.
Do tego jeszcze pietrucha mi w ogrodzie się pokazała, więc pierwsze witaminki zapewnione.
Motylem jestem….

czwartek, 26 marca 2015

Skok na kasę!!!

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 122
˜˜*°°*˜˜
26 marca  
Jadę się przejechać za 2 godzinki rowerkiem.
To pisałam kilka dni temu. 
Jakoś ostatnio wena mnie opuszcza i pisać mi się nie chce. 
Za to skrobię czasami jakieś wiersze adresowane w pewnym stopniu do mężczyzny z moich marzeń zupełnie nie realnego, bo Ci realni są jacyś tacy, a przecież…,
……wiosna w trawach kwiaty słodzi
O poranku kropelkami budzi tuli-pana
A pan proszę pana jakiś smętny jest od rana.
Już mi nie mówi kochana,
a przecież były urocze, i chyba najszczersze,
te pańskie wiersze.
Wielka szkoda, że przeszła panu ta słodka
moda.
Trudno poszukam kwiatów rumianku,
wśród niezapominajek umoszczę je w wianku
I taka zwiewna zaspana zatańczę w trawie
od rana, wokół smużki
pary z kawy na boso dziecięce
wskrzeszę zabawy szalone – panie przemiły.
Niech pan nie patrzy zdziwiony
Posyłam panu ukłony, posyłam panu buziaki,
choć jakiś pan byle, jaki,
nie śmieje się i już nie tuli mojej nocnej koszuli.

Mrówki w falbanki mi włażą
a mnie się wyprawy marzą
z panem namiętne w duecie,
choćby na tablecie.
Ten wyimaginowany, mężczyzna o perłowych włosach istnieje naprawdę, ale zupełnie nie ma pojęcia, że tulenie się do mojej koszuli nocnej mogłoby być naprawdę miłe. 
Swoją drogą nie mogę się doczekać, kiedy znów będzie można na bosaka po trawie zatańczyć z motylami.
~~~~~~~
Zmieniłam kolor włosów, uwielbiam takie zmiany, teraz mam taki fajny blond myszowaty, kiedyś już taki miałam.
Chciałam nawet ze zdjęciem iść do fryzjerki, ale fryzjerki mnie wkurzają, bo one mają kilka klientek i zawsze za długo trzymają farbę i niszczą włosy.
Zrobiłam sobie sama. Kupiłam 2 opakowania farby po 11 zł, zużyłam jedno a drugie mam na poprawkę, kolor jest super, bo nie powinno być długo widać odrostów i do tego srebrne nitki mogą dodać kolorkowi tylko uroku.
Niestety i tym razem zalałam oko i znów kuruję tym razem drugie.
Teraz już wiem, że te pęknięcia naczyń są nie efektem siedzenia przy kompie, ale mycia głowy i zalania oka chemią. Niestety moje słodkie ciało nie cierpi chemii.
~~~~~~~
Co do słodyczy to cały czas jestem na diecie z bardzo niskim indeksem glikemicznym.
Dzisiaj byłam w sklepie znów zaopatrzyłam się w odpowiednie artykuły - to też pisane 3 dni temu.
Nie uwierzycie teraz najbardziej brakuje mi ziemniaków, oczywiście nie mówię o kopytkach i kluskach śląskich, bo one będą mi się śniły po nocach. 
Stałam pod półką z kopytkami w Biedronce i zastanawiałam się kupić i znów dobić do 280 mg, czy nie kupić.
Nie kupiłam, ale było mi bardzo smutno.
~~~~~~~
Uważam to za wielką niesprawiedliwość, całe życie czegoś mi brakowało właściwie od momentu śmierci ojca, ciągle czułam, że jestem pokrzywdzona przez los i teraz jeszcze jedyna z cudowności, jaka mi została oprócz Agi – jedzenie – niestety choroba odebrała mi i tę przyjemność.
Każde zjedzenie czegoś smacznego niszczy mój organizm.
Czy to jest sprawiedliwe? Tak, tak Julitko znowu zaczynam biadolić a przecież Ci, którzy mnie lubią, chcieliby, bym pisała tylko o tym, jak cudowne jest życie staruszki, do tego takiej zaradniej jak ja.
~~~~~~~
Hi, hi ciekawe od ilu lat można o sobie pisać „staruszka”?
Jasne, że sobie żartuję, bo się nie czuję staro - jeszcze, ale czas płynie a ja mam coraz większe ograniczenia. 
Już mi właściwie nic z przyjemności poza jazdą rowerem nie zostało.
Wyczytałam w Necie i to może być prawdą, że gdy ma się cukier w granicach ok. 200 mg nie powinno się podejmować wysiłków, /czyli jazdy na rowerze, biegania itp./, bo cukier będzie się jeszcze podwyższał.
W środę idę do mojego diabetologa i muszę go zapytać czy to prawda?
W sumie muszę podziękować Madzi, mojej kuzynce z New Yorku, bo podesłała mi sporo rzeczy na temat diety cukrzyków, o których nie miałam pojęcia.
Np., że chleb można czasami jeść, pod warunkiem, że jest z ciemniej mąki i czerstwy.
Czerstwy nikt mi nigdy o tym, nie mówił.
Normalnie strasznie przykre jest to, że lekarze nie kierują świeżo zdiagnozowanego cukrzyka do dietetyka.
Większość ludzi w moim wieku nie ma w ogóle dostępu do Internetu i musi dowiadywać się, co jeść chyba w kolejkach do lekarza. 
Lekarz znaczy mój diabetolog twierdzi, że w przychodni jest dietetyk, ale wizyta u niego jest prywatna – jedna 90 zł, żeby zaś zgłębić tajniki diety diabetologicznej trzeba chodzić wielokrotnie, co nie jest dla mnie do przyjęcia.
Jeśli chodzi o tabele indeksu glikemicznego w Necie są bardzo ubogie. Większość produktów nie jest wyliczona, człowiek jest głupi jak „tabaka w rogu” – nie wie, co mu wolno a czego nie wolno.
~~~~~~~
Dziś jest już czwartek od 2.20. Byłam u mojego diabetologa, bo kazała mi do niego iść moja doktor 1 kontaktu. 
Uważała, że już więcej tabletek brać nie mogę, więc albo szpital albo insulina. 
Mój diabetolog był dzisiaj bardzo oficjalny i nie ślinił się już na mój widok, może nawet wyglądał na wkurzonego na mnie, bo przecież mimo jego niewątpliwych zabiegów, przymilających i tak do niego nie przychodzę, albo tylko wtedy jak mam nóż na gardle.
Doktor na propozycję przestawienia mnie na insulinę, powiedział, że nie widzi potrzeby jeszcze teraz. 
Mówił o tym, że są na cukrzycę leki nowej generacji na świecie, zmieniające całkowicie, jakość życia cukrzyka – bardzo drogie i jeszcze nie stać nas na nie a NFZ nie refunduje ich, ale to może zmienić się np. już w maju – przejście zaś na insulinę miałoby uniemożliwić stosowanie tych super leków.
Ja się na tym nie znam. 
Dyskusja z lekarzem doktorem o 3 specjalizacjach diabetolog, endokrynolog i internista jest bezzasadna, więc nie dyskutowałam. Dowiedziałam się też od pana doktora, że on na każdego pacjenta ma 8 minut i nie może uświadamiać, co można a co nie można jeść. Wypisał mi receptę na leki kazał brać po 2 tabletki diaprelu na czczo – brałam dotąd jedną, wypisał badania, podstawowe przy cukrzycy i test jakiś na sprawdzenie tarczycy – wraca z tym badaniem jak bumerang. 
Dostałam Poradnik „Zalecenia dietetyczne dla osób z cukrzycą typu 2”. Według Poradnika zjadłam sobie 2 kromki chleba z mąki jęczmiennej z masłem i szynką.
W poradniku piszą, żeby jeść z miękką margaryną, ale nie piszą, że margaryny mają utwardzacze, które są rakotwórcze.
Zjadłam oczywiście za późno, bo padłam jak kawka po tej jeździe z miasta na ostrym kole.
Na obiadek miałam cienki rosół z szyjko – barków kurczaka, jakie udało mi się kupić po 2 zł za kg, jako porcje rosołowe świeżutkie spod noża.
Super porcje, bo chudego mięska sporo. 
Po kubeczku rosołu z zaparzonym makaronem ryżowym nitkami – tak mniej więcej 2 łyżki stołowe i tymi 2 porcjami kurczaczka gotowanego zmogło mnie i zasnęłam. Teraz o 2. 25 kanapki były niestety o 23.00 mam cukier 156 oczywiście, że za dużo - zobaczę jaki będzie rano. A rano w godzinę po 2 tabletce i śniadanku w postaci makreli wędzonej ok 2 cm i 3 bardzo cieniutkich kanapeczek z masłem - czerstwego chlebka z brązowej mąki cukier 135 mg. Ciekawe jaki będzie przed kolejną tabletką koło 11.
~~~~~~~
Zapomniałam jednak napisać o najważniejszym.
Byłam u mojej znajomej w sklepie, bo miała kurtki takie na rower przeciwdeszczowe w cudnych kolorach i z odblaskami po 5 zł za sztukę.
Ja mam przeciwdeszczową nawet, 2 ale obie zrobiły się jakieś szczupłe, szczególnie na teraz, gdy pod spód wkłada się jakiś polar czy kurtkę skórzana
Wiem, że powinnam się opamiętać z tymi zakupami, ale kupiłam.
Cudną zielono fioletową i jak każdą używaną rzecz wrzuciłam do prania. 
Powiesiłam przy dmuchawie hi, hi przed telewizorem i się suszyła, ale że mocno nagumowana, trzeba było po wywijać kieszenie, żeby wyschły i co znalazłam w jednej z nich zwitek pieniędzy.
Franków francuskich 5 x 100. 
Wskoczyłam od razu do Internetu, żeby sprawdzić, czy gdzieś to można wymienić. Jednak teksty w Internecie dotyczące wymiany były sprzed 2 lat. Wracając od lekarza pojechałam do banku, by sprawdzić, czy mogę je wymienić. 
Niestety pani powiedziała, że nie. Szkoda sprawdzę jeszcze w kantorach, ale chyba pieniążki przyszły do mnie trochę za późno. Kiedyś już znalazłam w kurtce tej flauszowej czerwonej jak wino, którą wydałam do PCKu 400 marek wtedy zachodnio niemieckich. To było jeszcze przed wprowadzeniem w Unii euro i tamte pieniążki bardzo mnie ucieszyły. 
Tak czy siak jak pieniążki same do nas przychodzą to dobry znak.

wtorek, 17 marca 2015

Stres cukrowy

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 122
˜˜*°°*˜˜
17 marca  
Coś mi się kompletnie sknociło w zdrowiu.
Nie wiem, co jest grane, ale dostają bardzo wysoki cukier zupełnie bez powodu. 
Zjadałam np. serek biały tzw. klin chudy 1/3 rozbełtany jeszcze wodą zamiast śmietany + 3 rzodkiewki drobniutko pokrojone i troszkę pieprzu i po takim posiłku i po tabletce cukier mi skacze w godzinę do 260 i utrzymuje się do następnej tabletki, czyli przez kolejne 6 godzin na poziomie nie niższym niż 202. 
Zużyłam w ciągu kilku dni prawie paczkę pasków, już myślałam, że mi glukometr padł, albo tabletki są jakieś oszukane, ale 2 razy cukier spadł wczoraj do 156, po dodatkowej tabletce a dzisiaj jem tylko kabanosy, więc spadł, do 136, czyli to nie sprawa glukometru ani tabletek.
Jednak produkty mające nawet najniższy indeks glikemiczny podnoszą mi cukier w sposób niebotyczny.
Jeden, 2 dni mogę jechać na kabanosach, czy rybce wędzonej, ale bez warzyw i owoców na dłuższą metę nie da się, bo bardzo osłabię organizm.
Już jestem słaba pojechałam dzisiaj rowerem do Biedronki i czułam, że nie było to dla mnie tak proste jak wcześniej. 
Zauważyłam już wcześniej, że stres wpływa na mnie tak, że cukier mi skacze.
To prawda, że się ostatnio znów zestresowałam, jak zwykle z sercem na dłoni i znów zostałam w paskudny sposób potraktowana.
Jestem za wrażliwa i choć tego po mnie nie widać, ale każdą taką niegodziwość przeżywam i kończy się to zawsze osłabieniem zarówno psychicznym jak i fizycznym.
Powinnam chyba odciąć się, od ludzi, żyć jak dziwak samotnik, może byłoby mi lepiej.
~~~~~~~
Nie wiem – nic mi się nie chce, sąsiedzi już mają porządki w ogródkach a ja jak ta mimoza dogorywam.
Boję się pojechać do mojej lekarki, bo ona jest panikara i od razu wyśle mnie do szpitala a tam wiadomo, czymś mnie jeszcze zarażą i będzie jeszcze gorzej.
Zobaczymy, może na artykułach z zerowym indeksem, jakoś mi znów wróci do normy. Jutro jak będzie ładnie popracuję w ogrodzie.
~~~~~~~
Oczywiście przestałam biegać, bo się wystraszyłam, że może to reakcja na bieganie, choć jest to absurdalne.
 Biegam po 5 min wieczorami w domu w miejscu zawsze to trochę ruchu a bezpieczniej, bo, jak co można paść na kanapę.
Jest też sprawa tego oka, ono ciągle się czerwieni raz słabiej raz mocniej, może to jakiś stan zapalny i on wpływa na podniesienie cukru.
Minęła godzina od zjedzenia tabletki i kabanoska, zmierzą cukier i będę ssała znów czosnek, może zabiję bakterie. 
Godzinę temu było 136 a teraz jest 162 po zjedzeniu tylko kabanoska, który ma zerowy indeks. Po 2 godzinach jest 172, czyli dalej rośnie jakbym tabletki nie wzięła. To nie jest dobrze. 
Ciśnienie 137/79. 

piątek, 13 marca 2015

Koloroterapia w sosie koperkowym.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 120
˜˜*°°*˜˜
13 marca piątek
Było troszkę odpoczynku od diety.
Pyszny obiadek w Ikei – Szwedzkie smaki, czyli pulpeciki z żurawiną frytki i kilka kawek w bardzo przyjemnym towarzystwie.
Pojechałam niestety już ociupinę chora, bo oczy nie doszły do normy i trzeba było siedzieć w okularach.
Było tak gorąco, że wyświetlało na informatorze przy Willi Sailidor 25 st. w słońcu a ja pojechałam w kurtce zimowej i jestem teraz lekko przeziębiona, bo pewnie się spociłam a dalej wiadomo.
Przy tej okazji okazuje się, że mam tylko jedną kurtkę sportową na tę porę roku.
Nie mogę odżałować, że oddałam wełniane 2 śliczne kurtki dla biednych, bo czerwona była przepiękna z oryginalnego angielskiego wełnianego flauszu, bardzo mi jej teraz brakuje.
Oczy są w kiepskim stanie i jak nie będzie padało to chyba pojadę do lekarza, po jakiś lek, bo widzę, że sama tego nie wyleczę.
Wczoraj mżyło, ale wstałam za późno i moja lekarka skończyła przyjmowanie – pojechałam do apteki i wydałam 35 zł, choć po pierwszym efekcie widzę, że leki są do bani, oj - nie drugi efekt zdecydowanie lepszy oko jedno samo doszło a drugiemu pomogły krople ziołowe i ssanie czosnku przez cały wczorajszy wieczór.
~~~~~~~
Kupiłam sobie też wędzoną makrelę, jak jest świeża, to ja normalnie dostaję orgazmu kubków smakowych – uwielbiam ją bardziej tylko lubię zakazane lody.
~~~~~~~
Jestem zmęczona jakieś przeziębienie mi się chyba wykluje.
Dostaję ataków kichania, ale ten czosnek jest na wszystko, więc może nie będzie źle.
Szkoda, że pogoda się popsuła, bo chętnie pojechałabym dalej, boję się jednak, chmury wiszą ciemne nie chcę zmoknąć.
Była w sumie fajna pogoda chmury się rozeszły - przejechałam się dalej.
Wkurzyłam się trochę, bo mnie suka złapała jak przechodziłam z rowerem między pasami i chcieli mi mandat wlepić.
Kurczę normalnie myślałam, że im „nakopię”, ale przypomniało mi się, że te osły uwielbiają jak człowiek ich prosi i kaja się, więc się pokajałam i nie zapłaciłam, ale….., kiedyś ich sfilmuję jak łamią prawo, bo to były młode zarozumiałe osły i tyle - nie cierpię ich.
~~~~~~~
Kupiłam dzisiaj w Biedronce krewetki w sosie koperkowym. Kupiłam, bo w życiu nie jadłam krewetek i chciałam spróbować. 
Sos koperkowy przepyszny a krewetki takie sobie wolę makrelę.
~~~~~~~
Cały czas sama jeżdżę rowerkiem, wczoraj przejechałam jakieś 10 km w obie strony.
Jutro jak pogoda będzie ładna spróbuję w kierunku Ikei tą, boczną drogą pojechać, to 11 km w jedną stronę. Zobaczymy czy już dam radę, bo sezon rowerowy się jeszcze nie zaczął na dobre. No niestety pogoda się skwasiła na amen, deszcz pada kałuże rozłożyły się na chodnikach – jazdy nie będzie
~~~~~~~
Co do oszczędności to tak mi to idzie jak dieta.
Ech…., trudno jestem skazana na powolne ciułanie.
W sumie to nie ma tego złego….na nowy rower mam - jakby, co a niczego więcej się pewnie nie dorobię.
Mogłabym wejść znów w kredyt, – ale już nie chcę.
~~~~~~~
Krewetek więcej nie kupię, ale uznałam, że trzeba wiedzieć, czym się inni zachwycają.
~~~~~~~
Jest 3 w nocy obudziłam się i zrobiłam sobie polecany, przez kolegę sok ponoć oczyszczający na śniadanie.
Po jednej trzeciej marchewki, selera, jabłka i do tego tu pozwoliłam sobie na samowolę wrzuciłam do tego 3 truskawki. Musiałam dolać przegotowanej ostudzonej wody, bo miał to być sok a wyszła paćka i tak trzeba będzie ją jeść łyżeczką. Ten sok miał być oczyszczający, ja jednak, będę dodawała do tego, co drugi dzień zamiast selera, buraczka surowego, bo buraki też są fantastyczne.
~~~~~~~
Znalazłam też coś, co warto rozpropagować, polecam szczególnie jednemu bardzo pesymistycznie do życia nastawionemu panu.
Powiem krótko, ludzie, którzy we wszystkim widzą wady stają się pechowi i nie tylko sami mają pecha, ale przynoszą pecha tym, którzy się z nimi zadają.
Dlatego nie chcę zadawać się z malkontentami, wystarczą mi już moje prywatne smuteczki, które mnie czasami nękają
10 sposobów na endorfiny
Endorfiny – grupa hormonów peptydowych, wywołująca doskonałe samopoczucie i zadowolenie z siebie oraz generalnie wywołująca wszelkie inne stany euforyczne (tzw. hormony szczęścia, czyli
 wewnętrzną morfiną).
Tłumią odczuwanie drętwienia i bólu.  
„Wiesz, co łączy gimnastykę, śledzie i tryptofan?/ Tryptofan jest aminokwasem, którego odpowiednia ilość w diecie stanowi naturalną ochronę przed depresją/ Wszystkie są odpowiedzialne za dobry nastrój.
Naucz się to wykorzystywać:, jeśli poznasz podstawowe mechanizmy chemii mózgu, nauczysz się sterować swoim samopoczuciem i na zawołanie produkować hormony szczęścia: endorfiny i serotoninę/ Serotonina ma wpływ do dobowy rytm organizmu - u osób z obniżonym poziomem hormonu można obserwować podwyższoną agresywność oraz skłonność do zachowań obsesyjnych. Może powodować też lęki i stany depresyjne../
Zatem zacznij od rana!
1. WYCIĄGNIJ SIĘ
Wstań z łóżka, mocno wyciągnij ciało i ręce do góry, rozłóż palce obu rąk i zrób wdech. Ten prosty akt (to nawet nie gimnastyka!) sprawi, że do komórek mózgu głowy uderzy fala tlenu.
A ten pobudza głowę do produkcji endorfin i serotoniny. Endorfiny poprawiają humor, działają kojąco i przeciwbólowo. Serotonina to neuroprzekaźnik o działaniu przeciwdepresyjnym, który wprawia nas w dobry humor i stan rozluźnienia. Odpowiada za przypływ energii, zadowolenie i chęć działania.
2. WEŹ ORZEŹWIAJĄCY PRYSZNIC
Najlepiej naprzemienny, czyli zimno-ciepły – pobudzi krążenie i dotleni mózg (patrz punkt pierwszy). Dzięki niemu nie tylko umysł, ale i ciało od razu będą w lepszej formie. Nie lubisz zimnej wody? Wersja kompromisowa to letni prysznic (możesz praktykować go zimą). Twardym zawodnikom polecamy wersję „bezwzględną”: prysznic zimną wodą (tak naprawdę polecamy ją tylko latem).
3. ZJEDZ OWSIANKĘ
…lub pieczywo pełnoziarniste. Zawierają one tzw. węglowodany złożone, które podnoszą poziom cukru we krwi i dodają energii. A to natychmiast podnosi nastrój! Jednak, w odróżnieniu do węglowodanów prostych, które działają na zasadzie krótkiego spięcia (wprawiają w krótkotrwałą euforię), te znajdujące się w pełnoziarnistym pieczywie, makaronach, płatkach z pełnego ziarna, brązowym ryżu oraz orzechach mają cudowną właściwość: działają na nasz mózg o wiele dłużej.
4. ZASTOSUJ KOLOROTERAPIĘ
Ubierając się, zamiast standardowej szarości lub czerni, wybierz z szafy coś energetycznego: czerwień, pomarańcz, żółć. Psychologowie udowodnili, że jaskrawe, wesołe kolory stymulują mózg do pracy, zwiększają koncentrację, sprzyjają kreatywności i poprawiają nastrój. Nawet, jeśli nie masz ochoty na nic poza czernią, choć na chwilę weź do ręki coś kolorowego.
/staraj się marzyć kolorowo/
5. ZJEDZ ŚLEDZIKA (LUB BANANA)
Pewne produkty żywnościowe aż kipią od naturalnych antydepresantów: magnezu, witamin z grupy B, kwasów tłuszczowych omega-3 oraz substancji pobudzających organizm do produkcji hormonów szczęścia: serotoniny, dopaminy, endorfin. Na drugie śniadanie zjedz jeden z takich produktów. Na przykład banana – dzięki cukrom obecnym w bananach jesteśmy w stanie przetworzyć serotoninę z tryptofanu (to aminokwas, bez którego nie byłoby serotoniny).
Na lunch zafunduj sobie chude mięso, np. kurczaka lub indyka – w nim także znajdziesz drogocenny tryptofan.
Choć dietetycy nie będą temu przychylni, do porcji mięsa zjedz, choć odrobinę węglowodanów (np. ziemniaka, kawałek chleba lub kilka łyżek gotowanej marchewki nie polecam diabetykom). Organizm wydzieli wtedy insulinę, dzięki której ten aminokwas będzie mógł zostać uwolniony. To nie wszystkie zasługi chudego mięsa: zawiera także tyrozynę, z której wytwarzana jest dopamina i noradrenalina, kolejne ważne neuroprzekaźniki kojarzone z dobrym samopoczuciem. Działają one lekko pobudzająco, wyostrzają naszą czujność, uwagę, sprawność i pamięć, polepszają koncentrację.
Jeśli nie jesz mięsa, humor znakomicie polepszy ci śledzik w oleju. Ryby morskie to znakomite źródło kwasów Omega – naturalnych antydepresantów.

Jeśli sałatka, to ze szpinaku. Zawiera on kwas foliowy, który uaktywnia miks serotoniny i noradrenaliny.
A taki koktajl ma działanie energetyzujące i odrestaurowujące.
6. WYŁĄCZ SIĘ
I zrelaksuj się. Najprostszą metodą relaksacji jest trening autogenny. Połóż się wygodnie, zamknij oczy i uruchom wyobraźnię. 
Wizualizuj sobie miłe miejsce, w którym czujesz się komfortowo. Po kolei rozluźnij w myślach wszystkie mięśnie: zacznij od głowy, zakończ na palcach u stóp. Trening autogenny wprawi cię w stan głębokiego odprężenia i spokoju. Wykonywany systematycznie złagodzi napięcia i lęki. By wzmocnić jego efekt, włącz sobie dowolną muzykę relaksacyjną (np. „Mantrę serca” na YouTubie).
7. ZMIEŃ WYRAZ TWARZY
Nasz wyraz twarzy odzwierciedla to, co czujemy. To oczywiste. Ale ten proces może działać także w drugą stronę! Sprawdź to: rozluźnij czoło (zwykle jest lekko zmarszczone), tak by zniknęły zmarszczki i rozciągnęły się brwi. Nie musisz się wcale na siłę uśmiechać – zwłaszcza, jeśli nie jest ci do śmiechu. Po prostu spróbuj przez jakiś czas (najlepiej na zawsze) utrzymać gładkie czoło. To sygnał dla mózgu, że jesteś zrelaksowany. Dzięki niemu naprawdę poczujesz się lepiej. Działa.
8. ZATAŃCZ Z KIMŚ
Aktywność w ogóle poprawia samopoczucie. A taniec – najlepiej z kimś – to dodatkowy bonus. Towarzystwo kogoś miłego zdecydowanie podwyższa nastrój – to udowodnione. Dzięki życzliwemu dotykowi wydzielają się endorfiny, serotonina, oksytocyna i dopamina. Podobnie muzyka w połączeniu z płynnymi ruchami i wrażeniami estetycznymi pobudza mózg, który wydziela strumień uszczęśliwiających hormonów./Ja czasami tańczę sama i też jest fajnie/.
9. KOCHAJ SIĘ
Seks to antidotum na depresję: jest na to wiele dowodów naukowych. Mózg podczas aktu płciowego przechodzi małą hormonalną rewolucję – uwalnia endorfiny, serotoninę i oksytocynę. To właśnie one, dostarczane w regularnych dawkach, działają na nas jak naturalny antydepresant. Wspaniały nastrój po seksie to także zasługa… męskiego nasienia. Jak 11 lat temu udowodnili naukowcy z New York University, znajdują się w nim substancje o działaniu antydepresyjnym. Według ustaleń autorów odkrycia podczas stosunku do krwiobiegu kobiety przenikają hormony (m.in. testosteron, estrogen, a także prolaktyna czy prostaglandyny), które oddziałują na komórki nerwowe mózgu i wpływają na nasz nastrój./Tu mam problem, ale….zawsze można to jakoś zastąpić/
10. POCHWAL SIĘ
Mówienie o sobie jest zdrowe – zauważyli uczeni. Aktywuje, bowiem te obszary mózgu, które odpowiadają za motywację, a także są powiązane z przyjemnością odczuwaną w wyniku jedzenia, uprawiania seksu i zarabiania pieniędzy. Dlatego chwal się – podkreśl swoje osiągnięcia. Przyznaj się do sukcesu publicznie: oblej ze znajomymi ukończony doktorat lub choćby zamieść zdjęcie ciasta własnej roboty na Facebooku.”
Całość znajdziecie tu;
http://www.hellozdrowie.pl/psychologia/10-sposobow-na-endorfiny
Myślałam, żeby się przejść troszkę jakoś mnie nosi, ale pada – szkoda mogłoby już przestać.
~~~~~~~
Nie potrafię zrozumieć ludzi mściwych, nie mieści mi się w głowie, że jak zwrócę komuś, kogo zdawać by się mogło, że dobrze znam uwagę na błędy, jakie popełnia nie po to, by go zdyskredytować, ale dlatego, żeby uświadomić mu, że takie zachowanie nie wszystkim musi się podobać - ta osoba obraża się na mnie i blokuje wszystkie nasze kontakty.
Zdarzało mi się nie tylko słuchać krytyki innych i zawsze wtedy starałam się zrozumieć czy osoba krytykująca przypadkiem nie ma racji.
Nie zawsze zgadzam się z tymi, co krytykują, bo przecież ja jestem inna niż oni, moje doświadczenia są inne i moje reakcje, na różne sytuacje życiowe też są inne, ale warto przemyśleć czy przypadkiem to nie oni mają rację.
Pamiętam jak mi jedna dziewczyna powiedziała, że nie powinnam czegoś mówić, mężczyźnie.
Zastanowiłam się, czy powinnam czy nie, wiedziałam, że ONA nie powiedziałaby, ale doszłam do wniosku, że ja wolę być szczera, nawet jakby miało mnie to kosztować stratę sympatii, bo przecież chcę się czuć przede wszystkim dobrze z sobą.
Nie mogę być obłudna wobec siebie samej, nie mogę ukrywać własnych obserwacji, odczuć i emocji – szczerość to podstawa każdej relacji szczególnie z sobą - siebie przecież oszukać się nie da.
Nie tłumaczyłam jej, że mam inne zdanie, każdy ma prawo do własnych doświadczeń i każdy ma własne sumienie, któremu musi tłumaczyć, czemu pragnie coś zachachmęcić.
To nie moja sprawa jak inni z własnym sumieniem rozmawiają.
~~~~~~~
Był w moim życiu mężczyzna, który bardzo mnie skrzywdził, złamał we mnie wszelki szacunek do siebie samej, doprowadził do sytuacji, w której życzyłam mu wszystkiego, co najgorsze, zapisywałam to w takim ogromnym zeszycie formatu A4 wszystkie złorzeczenia, jakie mi wtedy przychodziły na myśl. Wszystko tak bardzo mnie bolało, że chciałam tylko jednego – umrzeć. Umrzeć by nie wracał psychiczny ból, by nie wracały te wszystkie myśli złorzeczeń, by się spełniły albo bym przestała umieć formułować kolejne.
Przeżyłam w życiu wiele, traciłam po kolei wszystkich, których kochałam i przecież sama w żaden sposób nie byłam temu winna.
Psychiczny ból, jaki zadał mi człowiek, którego kochałam, bolał bardziej niż gdyby faktycznie wbił mi nóż w serce i wypatroszył je na żywca.
Nie było niczego, co mogło zaboleć bardziej……OJ NIE mogło spotkać mnie większe nieszczęście, zrozumiałam to po jakimś miesiącu.
Zaczęłam czytać to, co pisałam i było mi bardzo wstyd, bo zrozumiałam, że zniżam się do poziomu tego, który mnie skrzywdził. Zrozumiałam, że wypisując te złorzeczenia niszczę siebie, swoją psychikę, zabijam własną empatię. Zniszczyłam ten zeszyt spaliłam go w kominku i zrozumiałam, że muszę wybaczyć mu to, co mi zrobił - bym mogła godnie żyć dalej. Wybaczyłam mu, nie zapomniałam, ale wybaczyłam, dałam mu prawo by postępował według własnego sumienia i okazało się, że nawet jak chciał mi dokuczyć już to nie bolało, bo stał się dla mnie człowiekiem obojętnym. Ktoś obojętny okazuje się, że nie może nas zranić. Nie wolno się mścić, bo mściwość niszczy nas samych...... 
Po co ja to piszę są setki ludzi nawet w moim otoczeniu, którzy tego nigdy nie zrozumieją. Ech …., niech tak będzie, to oni niszczą siebie na własne życzenie.  
14 marca wieczór 
Spróbowałam a co mi tam, o 19.25 podjęłam decyzję codziennie o tej mniej więcej porze przebiec swój kolejny kilometr. 
Muszę przyznać się, że bieganie zawsze było moją piętą achillesową. Pamiętam, że kiedyś chyba z 30 lat temu próbowałam z Agą, bo ona postanowiła sobie ambitnie biegać codziennie wieczorami do Miejskiego Lasku. 
Od nas to jakieś 3 i pół kilometra w jedną stronę a że Aga wtedy była jeszcze dzieckiem, no bardzo młodą panienką, postanowiłam jej towarzyszyć, bo bałam się, że ktoś może ją napaść. 
Zawsze to były peryferie naszego miasta. 
Pamiętam, że wzięłyśmy z sobą jednego z naszych potężnych owczarków kaukaskich najgrzeczniejszego i pobiegłyśmy. 
W miejscu, do którego dobiegłam dzisiaj, pies zniknął w krzakach, po czym po kilku sekundach jak poparzony wystartował w drogę powrotną do domu. Nie było rady, żadne nawoływania nie pomogły. Pędził na zbity pysk jakby diabła zobaczył prosto do domu.
Że wtedy jeszcze nie było po drodze za wiele domów, przed którymi jak teraz nie stały samochody mimo mroku, pod latarnią przy naszym domu widać było, że pod furtką coś najwyraźniej konsumuje. Psy wszystkie a miałam wtedy 4 - 3 owczarki i cocker spanielka, były dobrze karmione, ale wiadomo takie duże psy, zawsze mogą zjeść więcej szczególnie wieczorem w kilka godzin po obiadku. 
Musiałyśmy pędem z Agą wracać do domu w nadziei, że może uda nam się dojść do tego, co wpadło psu w paszczu? Pod domem okazało się po kilku piórach, że mogła to być kura, kogucik albo jakaś kuropatwa. Pierwsza wyprawa skończyła się niepowodzeniem w sensie sportowym. 
Aga dostała prikaz, że ma biegać o 15 tej a ja sobie odpuściłam. Teraz po 30 latach z powodu skiszenia się pogody, od 3 dni mżawka, postanowiłam zacząć znów biegać wieczorami. W dzień byłby na razie za duży obciach, bo biegam póki, co jak inwalidka w laciach, ale wierzę, że przyjdzie dzień, gdy będę mogła biegać i za dnia. W każdym razie inauguracja pierwszego biegu udana. Buziaki dla Madzi – to chyba ona tym razem mnie inspiruje.

Archiwum bloga