sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 22 - przed północą

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 22
Kończy się rok i zawsze w takim czasie przychodzą refleksje.
Nie pisałam dość długo, bo chciałam mieć odpowiedni dystans do siebie i tego, co działo się wokół mnie.
Wzięłam na tzw. „przeczekanie”, bo zwykle, gdy coś dzieje się wokół nas warto opanować emocje i starać się do siebie przede wszystkim podchodzić z odpowiednim dystansem.
Tak naprawdę nie jest to wcale takie łatwe.
Każde z nas pragnie ciepła i dopieszczania jak świeżo posadzona roślinka.
To takie miłe i oczywiście dajemy się ponieść fali tej ożywczej bryzy, bez względu na to ile mamy lat i jak wiele doświadczeń jest za nami.
Zaczynamy w myślach planować świetlaną przyszłość i jakby nie dostrzegamy teraźniejszości.
Czasami potrzeba młotka, do nabicia klinów w marzeniach a czasami kogoś z, zewnątrz, kto postawi nas na nogach ściągając z puszystych obłoków.
Tak było ze mną, przestałam realnie patrzeć na świat – miałam swoje marzenia i swoje wyobrażenia.
Nagle zauważyłam, że tak naprawdę bujam w obłokach, bo to było słodkie.
Cukrzyca pozbawiła mnie naturalnych słodyczy a tu Święta, jak co roku, wszędzie karmią nas słodkimi reklamami, których nie możemy nawet przez szybę telewizora polizać, więc może choćby marzenia – no i pozwalamy się wpuścić w kolejną koleinę, z której trudno jest się wydostać.
Na szczęście zapisałam się do Szafy i ona też pomogła mi realnie patrzeć na świat. Niczego nie dostajemy za darmo, za wszystko trzeba zapłacić teraz lub później.
Płacenie „teraz”, pozwala nam ocenić na ile się myliliśmy. Gorzej jest z płaceniem później, bo nie wiemy czy będziemy w stanie wyjść z tego bez debetu na koncie i z twarzą nienaznaczoną goryczą.
Powiedz, co sądzisz, o tym jak ktoś, kogo bardzo lubisz, przerywa z Tobą rozmowę, bez żadnego sensownego wyjaśnienia?
Np. kończymy, bo wróciła Szprycha. Nie ważne, kim jest Szprycha, kotem, psem czy teściową. Jeśli „ona” wraca a Twój przyjaciel przerywa z Tobą rozmowę znaczy, że Ty jesteś daleko, daleko za Szprychą i nigdy nie będziesz znaczyła dla niego tyle, co „ona”.
Skoro tak to niech on lepiej tę Szprychę dopieszcza a Tobie da święty spokój.
Nie oczekuj nawet, że Cię przeprosi po czasie, bo ktoś, kto jest zafascynowany Szprychą nawet nie będzie w stanie pojąć, że mógł Cię dotknąć.
Cholera przestańcie mnie „dotykać”. Jeśli nie umiecie być delikatni, wrażliwi i czuli odczepcie się ode mnie – ok?
Nie jestem masochistką!!!
~~~~
Tyle marzeń, pragnień tyle,
Wiatr po świecie porozwiewał,
Może, chociaż, na tę chwilę,
jedno wróci, będzie milej.
Może, chociaż dziś w kominie,
świerszcz wyszepcze moje imię.
Może, chociaż w blasku świec,
moje imię będzie brzmieć.
Może serce... zadrży ech....
Chyba serce raczej nie.
Wieczór nocne szaty wkłada.
Koncert senny zapowiada
i muzyczny jakiś ton,
rozkołysał się jak dzwon.
W chwilach smutku, opuszczenia,
czuję szelest swego cienia,
może musnę cichy ton.
Serce zadrży…? Czemu nie...
Serce przecież dobrze wie.
Kiedy w ciszy pośród gwiazd,
znów zakwita nocą kwiat.

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 21 Czuły taniec w aromatach.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 21
Czuły taniec w aromatach.
Bigos wegetariański doskonały na powitanie dziecka w Polsce.
Dziecko jest na bardzo rygorystycznej diecie, bez mięsa, nabiału i glutenu a trzeba je ugościć, by sobie przypomniało jak to drzewiej bywało.
Składniki:
2 kilogram kiszonej kapusty
1 kilogram białej kapusty
jedno kwaśne jabłko
jedna cebula
2 marchewki
1 seler korzeń
mały słoiczek domowej konfitury ze śliwek
10 wędzonych śliwek
15 gram suszonych grzybów
150 ml nalewki miętowo-rutowej/własnej produkcji/
4 łyżki sosu sojowego
Olej ziołowy/własny bukiet ziół/ z oliwy z oliwek
Przyprawy:
8 ziaren pieprzu czarnego
8 ziaren pieprzu czerwonego
4 ziela angielskie
3 goździki
2 liście laurowe
łyżeczka kminku
łyżeczka cząbru
pół łyżeczki tymianku
pół łyżeczki ziaren kolendry
Pół łyżeczki kurkumy,
2 miniaturowe suszone czuszki bez ziaren
Pół łyżeczki curry
Nacie, selera, koperku, pietruszki, lubczyku listek ruty.
~~~~~~~~~~~~~~~~
3 ząbki czosnku drobno posiekane, do ostatniego gotowania
Już się pichci i już jest pyszny.
Nie ukrywam, że pierwszy raz w życiu gotuję wegetariański bigos.
No cóż człowiek całe życie się uczy a dla własnego dziecka nauczy się wszystkiego. Trzeba nie lada kunsztu i umiejętności połączenia smaków, by wykrzesać z bigosu wegetariańskiego ten smak i aromat, który będzie uwodził.
Po 4 godzinach gotowania wygląda tak 
i już uwodzi zarówno aromatem jak i smakiem – a to dopiero początek. Teraz stygnie jutro dalszy ciąg gotowania.
Zjadłam troszkę jest przepyszny.

sobota, 26 października 2013

Rozdział 20-Słodkie jesienne zawirowanie

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 20
Słodkie jesienne zawirowanie
Zrobiłam badania i wyniki mam jak Młody Bóg pierwszy raz od 2 lat.
Szczerze mówiąc czuję się trochę tak jakby grypa miała mnie dopaść – jednak skoro wszystkie wyniki są w normie to żadnej grypy nie będzie. Nie dopuszczę do niej.
W ogródku cudnie przyniosłam truskawki do domu, kwitną i będą miały owoce. Niektóre mają już maleńkie mam nadzieję, że dojrzeją. Podlewam je kurzym nawozem, bo jakieś są mikre.
Wyrosła też mi trawa cytrynowa, teraz tylko trzeba ją pielęgnować, by się nie zmarnowała. Posadziłam też w donicy selery, będę mała do obiadów.
Tak sobie myślę, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Całe życie ciężko pracowałam, miałam etat, czasami półtora w szkole w przedmiocie, w którym nie da się siedzieć na krześle. Oprócz tego prowadziłam własną firmę, gdzie też trzeba było się nieźle nabiegać. Myślała, że na emeryturze będę mogła sobie pozwolić na to, co lubię, podróże, słodycze, pasje.
O podróżach mogę zapomnieć, bo nie stać mnie na nie, słodyczy, które zawsze lubiłam nie mogę jeść. Zostały mi pasje.
Niestety pasjonatów jak zwykle szlag trafił, są jak sądzę za bardzo zapatrzeni w siebie a może to ja jestem nie ważne.
Nie będę przed nikim się płaszczyła. Miałam nawet taki moment zawirowania, myślałam, że popłynę na fali, ale wszystko diabli wzięli feromony się rozpłynęły nim zdążyły zadziałać i wiem, że już nie będzie dobrze.
Zmarnowałam cudną jesień nie zrobiłam zdjęć, niech to diabli.
Fajnie, że choć wyniki są dobre. A z resztą „Koniec balu panno Lalu”

sobota, 19 października 2013

Milcząca jesień.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 19
Milcząca jesień
               Puste słowa,                   
wariat wiatr,
                                    noc za oknem
                                   senna mgła.
         Złotych liści
              smutny taniec,
              noc za oknem,
             wiatru granie.
 Puste słowa,
                                     tyle słów.
     Proszę - pomilcz.
                                     Ciszę złów.    
           Senną lampą
             Wiatr kołysze.
                 Milczę - słucham
              nic nie słyszę.
Wiatr za oknem
                                   smętnie gra
                                   z słów utkana
                                   nocna mgła.    
                Jednak mówisz,
               wzdycha wiatr,
               jego słucham,
         czulej gra.            
                                     Złote liście,
  miękka mgła.
Puste słowa,
                                     smętna gra.
                                             Tak!-milczenie,
                zasłuchanie,
                  zapomnienie,
               przytulenie.
Skąd to ciepło?
                                   Komin grzeje!
                                   A za oknem,
                                   wiatr szaleje.
                                              Po co słowa?
                Tyle słów.
                       Milcząc marzyć
                     można znów.
Przecież słowa
                                   zapomnimy,
                                   pogubimy,
                                   roztrwonimy.
                                               Słuchać,
            tulić,
               dawać,
             brać.
Przecież milczą
                                   noc i sad.
  Wiatr za oknem,
tysiąc gwiazd,
                  złote liście,
                   szara mgła,
                  zasuszony
                         w trawie kwiat.
Czułe dłonie.
  Granat nieba.
      Tylko tyle dzisiaj
                                     trzeba.
                                                                       bajsza
Poznałam dwu chyba ciekawych mężczyzn.
Każdy jest inny, każdy ma swój urok i pewnie swoje wady.
Dużo rozmawiamy ostatnio, chyba za dużo, w rozmowach nie ma za bardzo romantyzmu.
Dopieszczamy jedynie własne ego i co z tego wynika.
Hmmm senna muzyka.
No cóż już chyba we mnie nie ma tej chęci odkrywania prawdziwego wnętrza.
Mój interlokutor popija wino i zakąsza francuskim serem.
Ja zastanawiam się, czemu nie czuję zapachu pleśni.
Wentylator gra swój koncert ten drugi zapewne poczułby nutki koncertu Es-dur 365 Mozarta a ja zastanawiam się, na co tak naprawdę mam ochotę.
Co jest w stanie mnie porwać, czuję, że obaj mają jakieś swoje sprawy, w których dla mnie tak naprawdę nie ma miejsca, bo dziś już nie ma takich romantyków, których zachwycałoby wnętrze partnera.
Dziś każdy wlepia swoje gały w siebie i ma w nosie tak naprawdę to, co ja czuję/no powiedzmy ten drugi/.
Żaden z nich nie spytał mnie jak go odbieram, bo go to zupełnie nie obchodzi. Są zapatrzeni w siebie. Wczoraj chciałam zrobić jednemu przyjemność, ale go nie było, zajął się ważniejszymi sprawami a ja tak się starałam, mało sobie wirusa do kompa nie ściągnęłam.
Szkoda czasu i atłasu jak mówiła babcia.
Jesień w ogrodzie mnie urzekła jej warto poświęcić tę senną chwilkę.   
Powinnam też wybrać się do Aniołów po obiecaną leszczynę.

sobota, 28 września 2013

Rozdział 18. PARANOJA

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 18
PARANOJA
Ostatnia wizyta lekarska kompletnie mnie dobiła.
Powiem tak niby leczę się u wybitnych specjalistów.
2 lata temu wykryto u mnie cukrzycę typu 2 – jak sądzę spadek po babci.
Prawdopodobnie miałam ją od bardzo dawna, ale…. Gdy skończyłam 30 lat ostatni raz byłam u lekarza.
Później leczyłam się sama, gdy czułam, że jestem przeziębiona lub coś mi dolega.
Nie stosowałam żadnej farmakologii, bo mój organizm źle na nią reagował – mam swoje wypróbowane domowe sposoby pozbywania się dolegliwości.
Gdy wykryto u mnie tę cukrzycę skierowano mnie do szpitala i tam porobiono mi różne badania – wszystko poza podwyższonym cukrem było ok.
W szpitalu podawano mi różne leki, ale mówię szczerze brałam tylko te na obniżenie cukru, reszta lądowała w kosmetyczce, bo nie ufam farmakologii.
Mam podstawy, by nie ufać też przygodnym lekarzom. Może to, co teraz napiszę jest okrutne, może nie do końca sprawiedliwie, ale ja czasem odnoszę wrażenie, że lekarze tak nas leczą, by oni wiecznie mieli pacjentów. Rzadko pozwolą nam wykorkować, ale często swoją INDOLENCJĄ doprowadzają do coraz to nowych chorób.
Nie mówię tego bezpodstawnie. Gdy wychodziłam ze szpitala zmieniono mi na receptach leki na cukrzycę, – czemu nie wiem. Zapisano mi lek na obniżenie cholesterolu, choć nie był powiększony, zapisano mi lek na obniżenie ciśnienia, choć ciśnienie mam ok. 125 na niecałe 80.
Po lekach na obniżenie cukru omal w domu nie dostałam zapaści. Poszłam do lekarza 1 kontaktu, żeby zmienić te leki, bo nie wiedziałam, który mi szkodził. Leków na szczęście na ciśnienie i cholesterol wcale nie brałam. Oczywiście musiałam wykupić, czego bardzo żałuję, bo powinnam sprawdzić w Internecie, na co są te leki, ale zaufałam szpitalnym lekarzom.
Lekarz 1 kontaktu wypisał mi nowe leki, bo kolejka do diabetologa była z miesięcznym wyprzedzeniem. Zaczęłam brać nowe leki nawet nieuświadomiona, który mam brać, kiedy, bo były 2. Wiedziałam tylko, że po 1 tabletce, tuż przed jedzeniem.
W końcu trafiłam do diabetologa ten wypisał te same leki i leczyłam się nimi jak mi kazała doktor 1 kontaktu. Nikt praktycznie nie mówił, mi o diecie, o tym, co mogę a co nie powinnam jeść.
Zaczęła mnie boleć nerka, z nią miałam już kłopoty jak miałam 30 lat – ponoć była wędrująca i były w niej moczany wapnia, ale maleńkie – taki piasek. Ból był tak intensywny, że zmiażdżyłam, 2 ząbki czosnku i obłożyłam bolące miejsce. Nie mogłam iść do lekarza, bo były jakieś Święta i przychodnie były zamknięte. Karetka zaś zabrałaby mnie pewnie do szpitala albo, co gorsza załadowałaby mi jakiś zastrzyk przeciwbólowy. Znając moje alergie na leki mogłabym zejść w samotności, – więc zdecydowałam się na ten czosnek, który wypalił mi dziurę w skórze i spowodował, że rana goiła się 3 tygodnie. O dziwo ból nerki przeszedł, mimo, że były momenty, w których myślałam, że może być źle. Po Świętach poszłam do lekarza, poprosiłam o badania moczu wszystko było ok. Poprosiłam też o ultrasonografię nerek – to było półtora roku temu.
Po 3 miesiącach wyniki moczu bardzo się popsuły, dużo cukru w moczu i jakieś bakterie. Ponownie poprosiłam o badanie ultrasonografem, ale moja doktor stwierdziła, że będę musiała mieć dializowane nerki a może nawet usunięte jak tak dalej pójdzie.
Skierowała mnie ponownie do szpitala, w szpitalu siedziałam od 7 rano do 15 żeby się dowiedzieć, że mnie nie przyjmą, bo nie widzą uzasadnienia badaniami, bym się do szpitala kwalifikowała. Wróciłam do mojej pani doktor z odmową przyjęcia do szpitala
Teraz kazała iść mi do urologa podała nazwisko i tytuł naukowy profesor.
Na 1 wizytę u profesora trzeba było czekać ponad miesiąc a mnie te bakterie w moczu hulały jak się patrzy.
Moje pierwsze wrażenie. Pan profesor siedział i bawił się długopisem, gdy weszłam był zamyślony, jakby nieobecny. Głośno i zamaszyście powiedziałam „dzień dobry”, by wyrwać go z letargu – jednak nie na wiele się to zdało. Beznamiętnym głosem kazał podać mi nazwisko. Widać było w nim jakieś bezgraniczne przygnębienie – wyciągnął kartę, w której nic przecież nie było napisane poza danymi i zaczął się w nią wczytywać. Podałam mu owe fatalne wyniki badania moczu. Spojrzał na mnie jak na intruza, który przeszkadza mu w kontemplacji. Przejęłam inicjatywę, bo doszłam do wniosku, że jak tak dalej pójdzie, to wyjdę z niczym. Zaczęłam mu opowiadać o tym, że już kiedyś miałam kłopoty z tą jedną nerką, że teraz bardzo mnie bolała i co zrobiłam. On cały czas patrzył w tę kartę w końcu wydukał, że trzeba powtórzyć badanie. Zasugerowałam, że może zrobić by ultrasonografię. Nie trzeba najpierw sprawdzić skąd i co to za bakterie. Cukrem widać wcale się nie przejął. Nawet nie dotknął mnie, do tej nerki w ogóle się nie zbliżył nawet wzrokiem, nie badał mnie wcale. Wizyta, gdyby nie liczyć licznych chwil, w których odpływał i był kompletnie nie obecny w gabinecie mogła trwać minutę. Wyszłam, ze skierowaniem na badanie moczu i posiewu.  Kolejny termin wyznaczono mi w recepcji za półtora miesiąca. A bakterie i cukier dalej niszczyły nerkę.
Na kolejnej wizycie pan profesor zachowywał się jak na poprzedniej nie badał – nie chciał zrobić ultrasonografii i był praktycznie nieprzytomny. Zapisał mi tabletki, które miały usunąć bakterie. Bakterie były bakteriami flory trawiennej, tylko nie powinny być w moczu. Zastanawiałam się, co będzie jak mi je zlikwiduje. Przestanę trawić albo wcale nie będę trawiła, nawet nie zapytałam, bo zakończył wizytę, Po używaniu ich przez 2 tygodnie miałam znów zrobić badanie, ale tym razem tylko badanie posiewu moczu. W międzyczasie miałam wizytę u diabetologa, który zlecił mi m. innymi badanie moczu.
Kolejna wizyta u urologa miała być za kolejny miesiąc. Coś mnie jednak tknęło żeby sprawdzić w Internecie, kim jest ów profesor i co znalazłam
„  Ordynator ze szpitala im. Kopernika aresztowana - zatrzymano 26 osób zamieszanych w gigantyczną aferę korupcyjną
2007-09-17, Aktualizacja: 2007-09-21 14:18
Prof. Iwona S., ordynator Oddziału Klinicznego Interny Dziecięcej i Alergologii Katedry Pediatrii UM w łódzkim szpitalu im. Kopernika, wyszła z pracy w sobotę wieczorem.

Prof. Iwona S., ordynator Oddziału Klinicznego Interny Dziecięcej i Alergologii Katedry Pediatrii UM w łódzkim szpitalu im. Kopernika, wyszła z pracy w sobotę wieczorem. Ledwo przestąpiła próg swojego gabinetu, kiedy pojawili się przy niej funkcjonariusze ABW.
Zatrzymali kobietę pod zarzutem przyjęcia łapówki w zamian za ustawianie przetargów na dostawy preparatów medycznych. Wczoraj aresztował ją łódzki sąd. Profesor S. jest znana w środowisku medycznym. To żona Włodzimierza Stelmacha, dyrektora szpitala im. Kopernika, byłego szefa łódzkiego oddziału NFZ.

Prokuratura zarzuca jej przyjęcie 90 tys. zł i telewizora plazmowego w zamian za korzystne dla konkretnej firmy rozstrzygnięcie przetargu na dostawę odczynników do testów alergologicznych. ……. Włodzimierz Stelmach nie ukrywał zaskoczenia, że ABW zatrzymała jego żonę. - Nie miałem pojęcia o jakichkolwiek nieprawidłowościach w moim szpitalu ani o tym, że ktoś wszczął kontrolę. No, ale widocznie żyjemy w takim kraju, w którym nawet profesorów aresztują - powiedział nam wczoraj dyrektor Stelmach. - Pierwsze słyszę, że żona dostała 90 tysięcy złotych i plazmę. Do domu tego nie przyniosła.”
Co do innych artykułów okazuje się, że zostały tylko nagłówki reszta została usunięta. To też jest ciekawe

 Kolejne poręczenia za doktora Stelmacha
Kolejne poręczenia za doktora Stelmacha

Profesor Władysław Bartoszewski i doktor Marek Edelman poręczyli za przebywającego w areszcie Włodzimierza Stelmacha, dyrektora szpitala im. Kopernika. Sąd ma je rozpatrzyć jeszcze w tym tygodniu
„Koniec "aresztu" dla szpitalnej pracowni
szpitalem nadal obowiązywała i tak powstało 8 mln zł długu. Urząd marszałkowski, który nadzoruje szpital, zwolnił dyrektora i skierował sprawę do prokuratury. Nowy dyrektor Włodzimierz Stelmach ogłosił, że zapłaci tylko tyle, ile kosztują rzeczywiście wykonane zabiegi. W ten sposób spółka nie była w stanie
SLD i PSL noworocznie czyszczą

Włodzimierz Stelmach, który pół roku temu stracił stanowisko szefa łódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia. Zmieniono też dyrektorów dwóch innych szpitali. Szefem w Zgierzu został Adam Fronczak, ostatnio kanclerz Uniwersytetu Medycznego i szef jednego z oddziałów w szpitalu. Jest uważany za człowieka
Szpital bez badań

może się znaleźć w trudnej sytuacji, ale słyszeliśmy jak osoby odpowiedzialne za szpital, mówiły, że są w stanie załatwić dla niego diagnostykę w ciągu 10 dni. Jeśli to takie proste, mogą się teraz wykazać. Włodzimierz Stelmach, dyrektor "Kopernika", jest oburzony tą decyzją: - To działanie
Dług szpitala do sprzedania

;Kopernika" - Józefa Tazbira. Nowy dyrektor szpitala Włodzimierz Stelmach zadecydował, że nie będzie płacił Lux Medowi 1,2 mln zł ryczałtu, bo lecznicy na to nie stać. - Zapłacimy tylko za wykonane w pracowni zabiegi - zapowiada. - A umowę trzeba będzie renegocjować. Podobnego zdania jest Urząd Marszałkowski, któremu
Odwołana sesja sejmiku

. Kopernika. Tazbira (kierował szpitalem od 15 lat) zwolniono za rzekomą niegospodarność i nadmierne zadłużenie szpitala, zarząd województwa złożył też na niego doniesienie do prokuratury. Miejsce Tazbira zajął kojarzony z PSL Włodzimierz Stelmach, który pół roku temu stracił stanowisko szefa łódzkiego
Dyrektor Kopernika odwołany

rana spekulowano o tym, kto zastąpi Tazbira. - Pewnie go odwołali, żeby wstawić na to miejsce kogoś z politycznego układu - mówi lekarz. Najczęściej powtarzaną kandydatem był Włodzimierz Stelmach, były dyrektor łódzkiego NFZ. - Mam inne plany, więc odrzuciłem tę propozycję - powiedział nam. Na "

Jak sprywatyzowano kardiologiczną pracownię w "Koperniku"
Jak sprywatyzowano kardiologiczną pracownię w "Koperniku"

korzystna - broni się Tazbir. - Jeśli dług zostałby sprzedany, ponieślibyśmy koszty sądowe i komornicze - według moich wyliczeń aż 3,5 mln zł. Dziesięć dni po podpisaniu ugody zarząd województwa odwołał Tazbira. Nowym dyrektorem szpitala został Włodzimierz Stelmach.
http://info.wiadomosci.gazeta.pl/szukaj/wiadomosci/w%C5%82odzimierz+stelmach
Podobnych artykułów było wiele zniknęły w ciągu 2 tygodni z Internetu.
Nie wiem, może powinnam współczuć panu profesorowi. Poszłam na wyznaczoną wizytę wcześniej o 45 min – tak mi wyszło. Siadłam pod gabinetem i czekam – nikt nie wchodzi i nikt nie wychodzi – dziwne pomyślałam chwyciłam za klamkę – drzwi zamknięte sprawdziłam karteczkę i datę na telefonie czy czegoś nie pokręciłam była 11.00. 18.09.2013 

a wizytę miałam zapisaną na 11.15 – zeszłam do recepcji zapytać, co jest grane?
Pan profesor poszedł już do domu, bo miał mało pacjentów. 
Ja czekam pod gabinetem już pól godziny, więc kiedy poszedł. 
No może z 40 min temu. Myślałam, że mnie cholera trafi. 
Czekałam miesiąc a on sobie poszedł. Niech go szlag więcej do niego nie pójdę. 
Chciałam się zapisać do mojej uczennicy, ale okazało się, że do końca roku już nie ma terminów.
Zapisano mnie do młodego lekarza pewnie bez doświadczenia na następny dzień. 
Poszłam do lekarki 1 kontaktu zapytać jak to jest, czemu od półtora roku nie mogę się doprosić tej ultrasonografii nerki? 
Byłam gotowa iść na skargę do dyrektora. Wiem, jednak, że to jakbym sobie sama nóż w plecy wbiła załatwię się na cacy.
Moja lekarz jak zobaczyła wyniki moczu to znów zaczęła śpiewkę o szpitalu dializach i usunięciu nerek.
Dobijało mnie jeszcze to, że po tym leku na bakterie leki cukrzycowe jakby nie zbijały cukru – były ogromne skoki od 325 do 70 w ciągu dnia. Nawet jej o tym już nie mówiłam, bo weszłam z innym pacjentem na sekundę.
W końcu PILNIE!!! Kazała mi przyspieszyć wizytę u diabetologa, bo hemoglobina glikowana była bardzo wysoka.
Jestem na badaniu u diabetologa, mówię mu o wszystkich moich kłopotach z lekarzami. 
Powiedziałam nawet, że skończę przez nich u psychiatry, bo to fajny człowiek. W końcu zaczyna mi przepisywać leki - jakiś na ochronę nerek
 i mówi Siofor 1000 i ile pasków. Ja mu mówię, że jeszcze ten drugi lek i sięgam po opakowanie, żeby nic nie pokręcić Glibetic 4mg. 
Robi wielkie oczy chwyta mnie za obie dłonie, – ale ja Ci tego nie przepisywałem. Nie możesz go brać!
Nie wiem, kto pierwszy mi go przepisał, pewnie lekarka 1 kontaktu, ale on też go przepisywał jestem pewna.
Po 2 latach używania dowiaduję się, że nie powinnam brać tego leku
Pytam Was kochani czy to jest NORMALNE????? 

˜”*°°*”˜

Od kilku dni nie biorę tego Glibetic 4mg i cukier mam rewelacyjny. Nawet śliwki mogę jeść. Nie podnosi się powyżej 125

Archiwum bloga