niedziela, 30 grudnia 2012

Na chwilę przed Sylwestrem

Bajubaj
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * * *
☆☆ Znalazłam swój stary pamiętnik. ☆☆
Środa 28 grudnia 1988 r
24 lata temu i dwa dni.
Ciekawe czy za 5, 10 lat znowu będę się sama sobie dziwiła, że dzisiaj tak myślałam, czy kolejny bagaż doświadczeń ubogaci cudnie moje życie.
Jeśli to w takim tempie postępowałoby – to jestem na drodze do osiągnięcia ideału.
Akurat; 24 lata i znów postępuję jak dziecko lituję się, moja empatia odbiera mi trzeźwe ocenianie spraw.
Wracając do pamiętnika sprzed lat nasuwa mi się refleksja.
Z pogardą pisałam o tych, którzy kolekcjonują doświadczenia pozwalające im uniknąć „wykiwania”
Ludzie kolekcjonują wartości materialne – a ja szukam duchowości – tylko jak to się kończy.
Boże pożal się.
Wtedy pisałam, że gdybym miała w skarpecie z 70 tysięcy mogłabym realizować swoje marzenia.
Niestety nie mam takich oszczędności w sumie nie mam żadnych, bo lekką ręką dzielę się z innymi.
Zastanawiałam się, co będzie jak moja córka dostanie się na studia, czy będę mogła pozwolić sobie na zwiedzanie świata, o czym cały czas marzę.
Wszystko potoczyło się inaczej.
29 grudnia w czwartek
A. oświadczyła, że ciocia przychodzi na obiad i obiad ma być extra.
Ciocia całe życie nam pomagała/nie wnikam w motywy jej działań, bo tu trzeba by głębiej sięgnąć/. Postanowiłam zrobić zupkę pomidorową, którą bardzo lubiła.
Piszę w pamiętniku, że nie najlepiej tego dnia się czułam, ale co się nie robi dla cioci.
Wstałam a raczej zwlekłam się z łóżka o 6 – do 4 czytałam książkę.
Do tego „damska” dolegliwość się przyplątała.
Położyłam się jeszcze na trochę i definitywnie w panice obudziłam się o 8.30 A. miała o 8 iść na jazdę i nie wiedziałam czy nie zaspała?
Obie miałyśmy nastawione budziki i obie nie słyszałyśmy jak dzwoniły.
Szybkie śniadanie zrobiłam kanapki dla siebie i A. Ona przeszła na wegetarianizm i sama sobie kupowała to, co chciała jeść. Zrobiłam 2 kanapki więcej też dla siebie i skroiłam na nie też pomidorka, z jej zapasu.
Nie zdążyłam zjeść tych kanapek nim zeszła i skomentowała totalnie wkurzona – jecie „moje pomidory – tak mówicie, że nie mają wartości i są drogie”.
Zatkało mnie, bo ostatnio często miała do mnie pretensje nie wiadomo, czemu.
Jakieś takie drobiazgi ją wkurzały.
Ja odnosiłam wrażenie, że chodzi cały czas nabuzowana i tylko czeka, żeby się do czegoś przyczepić.
Bolało mnie to czasami łzy zatykały mi gardło.
Nie było we mnie asertywności, przed atakami ludzi, których kochałam po prostu nie umiałam się bronić.
Pozwalałam się ranić i cierpiałam skrycie.
Co ja takiego zrobiłam skroiłam to pół pomidora, które i tak by zostało i po kilku godzinach byłoby do wyrzucenia.
Odkupię Ci z trudem wybąkałam.
Nie o to chodzi poryczała się i poszła do łazienki.
Matko droga myślałam a o co chodzi?
Ciągle nie rozumiałam jej reakcji.
 Wszyscy ostatnio byli tacy drażliwi i wszystko skupiało się na mnie.
Ja zaś nie umiałam z nimi rozmawiać – jakoś te dawne cudowne więzi szlag trafił – powstały bariery, z którymi nie miałam ani ochoty ani sił by się już barować.
Popędziła spóźniona na tę jazdę – głodna.
 Ja zostałam z jej niezjedzonymi kanapkami i perspektywą wizyty cioci, połamana, obolała psychicznie i fizycznie.
Robiłam makaron, gdy przyszła ciocia.
Oczywiście natychmiast zauważyła, że jestem nie swoja.
Co się stało? Opowiedziałam jej cała historię. Ciocię zupełnie to nie obeszło – nie przejmuj się ona pewnie ma jakieś kłopoty.
Jasne pomyślałam wszyscy mają kłopoty nie mówią, o co chodzi i wyżywają się na mnie.
Ty jesteś za wrażliwa – nie możesz wszystkim się tak przejmować.
Zmieniła temat – przyniosła mi pensję 446. 77.
I powiedziała, że strasznie na mnie najeżdżali na zebraniu, że nie chce należeć do Partii i że zachowuję się niehonorowo, bo mnie zaprosili a ja nie poszłam się wytłumaczyć, dlaczego nie chce należeć.
Jasne zakrzyczeliby mnie wiesz dobrze ja nie potrafię się bronić jestem za słaba na ataki ludzi.
Nie chcę i już. Ciocia miała wątpliwości – a jak Cię z pracy wyrzucą?
To będę żyła z robienia filmów. To nie da Ci emerytury.
Ciociu chcę w końcu być wolnym człowiekiem, ciągle ktoś ode mnie czegoś chce. Chcę decydować o swoim życiu – nie przekonuj mnie do niczego proszę Cię.
Obiad był wspaniały zupka pomidorowa z makaronem własnej produkcji. Na drugie kotlety zawijane z pieczarkami z polędwicy, zielona fasolka, sałatka, gruszka marynowana, frytki i kompot z wiśni. Wszystko pięknie podane. Ciocia oceniła królewski obiad.
Była szczęśliwa my też – tak rzadko robimy dla niej coś wspaniałego.
Zjadłyśmy, w 3 bo P wyjechał do Czechosłowacji.
Ciocia mi powiedział, że podejrzała u dyrektorki, że przygotowała mi do wypłaty jeszcze za wolne soboty, co wcześniej pracowałam – niestety tylko za 2 a pracowałam 6 pod rząd. Popatrz to jest bandytyzm zrywam się w sobotę o 7 rano jadę na drugi koniec miasta pracuję z młodzieżą po 5 godzin, gdy inni sobie jeszcze słodko śpią a oni łaskę mi robią i płacą tylko za 1/3 pracy resztę mam pracować społecznie – tylko, z jakiej paki jak inni wcale nie przychodzą w te wolne soboty?
Dyrektorka jak kiedyś jej to powiedziałam patrzyła na mnie jakbym chciała jej te pieniądze zabrać z jej pensji.
W tym roku ciociu nie wypłacili mi 2 i pół tysiąca. Na tyle mnie oszukali takie są u nas realia.
Sprawy nawet nie można poruszyć publicznie, bo inni zazdroszczą i nikogo to nie obchodzi albo inni cieszą się, że im wypłacają. Co roku jest to samo.
Ciocia odeszła, wieczorem nerwowo nasłuchując czy przypadkiem P nie wrócił, – choć tłumaczyłam jej, że wraca 31 – kiedyś jak się wtrąciła do jego rozmowy z A mało ją ze schodów nie zrzucił.
Nawrzeszczał na nią, że sobie nie życzy, żeby przychodziła do jego domu.
Teraz przychodzi tylko jak jego nie ma i wychodzi zawsze nim wróci.
On ma w ogóle chamskie zagrywki – jak kiedyś zaprosiłam mamę i brata z żoną na Sylwestra.
Ładnie udekorowałam pokój by było miło.
Stół był już zastawiony jak przyszedł, wszyscy coś upichcili był zbiorowy wkład w przyjęcie a ten przyszedł – jak zobaczył moją rodzinę/wiedział wcześniej, bo go uprzedziłam/zaczął pyskować, że przez okno z ulicy widać dekoracje, że on sobie nie życzy takich balang i że jak wraca z pracy to marzy o spokoju.
Moja rodzina normalnie zgłupiała ja oczywiście kluchę w gardle dostałam, no, bo nie spodziewałam się takiej reakcji, tym bardziej, że czekaliśmy na niego nikt nawet grzybka nie tknął a ten tak na nich naskoczył.
Nim się połapałam, o co chodzi wszyscy wyszli – zostawiając wszystko, co przynieśli a ja chciałam się pod ziemię zapaść tak mi było wstyd za tą całą sytuację.
Powinnam go wtedy…..powinnam, ale nie mogłam, nie potrafiłam to mnie za wiele kosztuje, żeby zniżyć się do poziomu zwykłego chamstwa.
Nigdy więcej w Sylwestra nikogo nie zaprosiłam.
Robiłam miniaturowe przyjęcia dla nas, bo A chodziła na prywatki.
Ja zaś siedziałam z nim przy telewizorze i każdego roku widziałam tamto przyjęcie i ryczeć mi się chciało w niebogłosy i nie umiałam z nim nigdy o tym porozmawiać.
Zresztą jak kiedyś nawet próbowałam on odwracał kota ogonem i mówił, że nie zrozumieli jego wyrafinowanego żartu.
Szlag by go trafił z jego zachowaniami - nie cierpiał mojej rodziny – uważał ich za biedaków, bo jego rodzice trzymali złoto /z kombinacji na nitce/ w garnkach w piwnicy a moja rodzina musiała ciężko pracować jak i ja na każdą złotówkę.
Uważał nas za podkategorię.
Najgorsze było to, że wcześniej przed ślubem nie dawał mi tego odczuć – właściwie wszystko się zmieniło, gdy nie chciałam niańczyć dzieci jego siostry – tylko zdecydowałam się kończyć studia. To był ten moment.
31 grudnia sobota 1988 r.
Dwa dni szyję bez przerwy kombinezon i ciągle jeszcze jestem w polu. Powinien być super, jeśli czegoś nie sknocę. Jestem już zmęczona nie jem nie piję tylko szyję, Gdyby P był w domu to by nie było możliwe.
20 ta - wraca P – nie wiedziałam, kiedy wróci, drogi śliskie. Schowałam szycie, ale nie szykowałam nic na żadne przyjęcie, nawet tortu nie upiekłam.
Poszłam do łazienki zrobić sobie kąpiel. A. poszła na Sylwestra do kuzyna. Był z nią nim wyszła cały cyrk. 4 razy malowała się i 4 razy myła. Ja ledwo na oczy patrzyłam po tym maratonie kombinezonowym i było mi wszystko jedno. Chciałam tylko wykąpać się i iść spać. Umaluj mnie powtarzała. A. nie umiem umalować kogoś, nigdy tego nie robiłam jestem wykończona.
W końcu poszła nieumalowana. Jest młodziutka i śliczna na czorta jej makijaż myślałam.
21 wieczór Sylwestrowy – w końcu udało mi się dopchać do łazienki. Zrobiłam dla P jakieś kanapeczki, wyjęłam z lodówki sałatkę ziemniaczaną od cioci.
Zrobiłam mini przyjęcie dla niego, bo ja od 2 dni nie spałam prawie wcale i wiedziałam, że po kąpieli zasnę.
Weszłam do łazienki dzwoni telefon odbiera P – rozmawia z kimś – mówi mu dobrze postaram się ją przekonać.
Po chwili słyszę wychodź z łazienki jesteśmy zaproszeni do sąsiadki na Sylwestra.
Nie pójdę jak chcesz to idź sam. Nie cierpiałam tej baby – bardziej podłego i obłudnego człowieka nie znałam.
Ona wprowadzała w życie męsko damskie młodych chłopców, miedzy innymi P. Była cinkciarą znajomą jego siostry i rodziny. Do dziś jej nie znoszę i jest to jedyna osoba na świecie, do której mam tak silną i uważam, że uzasadnioną awersję.
Chyba pierwszy raz w życiu odmówiłam mu. Nic się nie stało poleciał jak poparzony i zostawił mnie samą.
Nie pierwszy raz zostawił mnie samą. Już się do tego przyzwyczaiłam, że ja jestem tylko od sprzątania, gotowania odpowiadam za wszystkie wyskoki dziecka, powinnam w wolnych chwilach uprawiać ogród malować parapety i ściany. Zwyczajnie zarządzać domem i to bez pieniędzy, bo on oszczędzał na przyszłość.
„Służącej się nie szanuje” – kiedyś powiedział mi to ktoś, kto dzisiaj nie tylko mnie okłamuje, wykorzystuje ale jeszcze obrabia mi pupę do zupełnie obcych ludzi a może i do wszystkich.
Podjęłam decyzję napisałam do niego list….
To koniec!
Szczęśliwego Nowego 2013 roku.
   Ja jestem już sama na zawsze i tak będzie najlepiej. 

piątek, 28 grudnia 2012

24 lata temu...

Bajubaj
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * * *
Znalazłam swój stary pamiętnik.
Wtorek 27 grudnia 1988 r
24 lata temu i jeden dzień.
Jesteśmy same z A.
P wyjechał ze swoimi koszykarkami do Czechosłowacji.
Wstałam o 6 rano, zrobiłam mu śniadanie i prowiant na podróż. Poparzyłam się, bo włączyłam żelazko, żeby wyprasować mu koszule na zapas i taka półprzytomna całą dłonią dotknęłam, żeby sprawdzić czy się nagrzało.
Teraz jestem kompletną kaleką – prawą dłoń mam skaleczoną a lewą poparzoną.
Na szczęście już mnie tak bardzo nie bolą ani jedna ani druga.
Cieszę się jednak, bo nie będę musiała ciągle robić jedzenia – jak P jest w domu to ciągle jest głodny a ja przy nim tyję, bo jem, choć wcale nie mam na to ochoty.
Później biegam bez sensu po schodach albo jeżdżę na rowerku – masakra.
Dziś zrobię na obiad ryż z jabłkami – obie z A bardzo go lubimy.
Myślę sobie, że gdybym była sama, to bym była bardzo szczupła, bo ja lubię niskokaloryczne jedzenie, ale przy nim to całe życie musiałabym spędzić przy garach.
Ryż zaspokoiłby go na godzinę i za godzinę trzeba by szykować kolejne jedzenie.
Oglądałam dzisiaj slajdy z wakacji w Bukowinie.
Martwię się trochę, bo pani Maria nie przysłała mi życzeń – to do niej niepodobne – mam nadzieję, że nie jest chora.
Jest już stara – Boże daj jej wspaniałe zdrowie, bo ono jest jej teraz najbardziej potrzebne.
Miałam dziś szyć kombinezon narciarski, ale zdekatyzowałam tylko flanelę, która ma być podszewką.
Jakoś ten zimowy wyjazd, mimo, że coraz bliższy nie może skrystalizować się w realiach.
 Pieniądze niby uciułałam, więc materialne powinnam dać radę. 
Nie jest to proste P coraz mniej daje mi na dom – muszę cały czas kombinować.
A ma jeszcze w sobotę eliminacje okręgowe Olimpiady Języka Angielskiego.
M./kolega z żoną/, który prosił, żebym mu zarezerwowała pokój u p. Marii już się nie waha czy jechać, ale jakoś nie widzę w jego oczach radości z tego wyjazdu.
Ja uwielbiam te krótkie chwile w Bukowinie.
Wiem nawet, czemu – wyrywam się spod nieprzyjemnej kontroli P i czuję się wolna jak motyl, – choć na śniegu.
M. może martwi się dzieckiem – ich córeczka jest mała i nie wiadomo jak zniesie pobyt w innym klimacie.
Próbowałam namówić Janusza z Adamem, ale nie wiem czy będzie jeszcze jakiś wolny pokój a w naszym jak jesteśmy z A. to jest akurat miejsca.
W tym roku A. chce zabrać jeszcze koleżankę Monisię. Bardzo lubię jak A. ma towarzystwo wygląda wtedy na szczęśliwszą a M i jego żona jak sądzę, są dla niej za starzy.
Mnie szczególnie na wczasach i to zimowych, gdzie całe dni spędza się na nartach towarzystwo po nartach już męczy. Gdybym teraz pojechała w takie towarzystwo jak pięć lat temu do Sztokfisza, to miałabym na długo Bukowiny dość.
Nie lubię balang po nartach zwlekania się rano siłą na kacu na narty.
Choć sama nie piję a raczej „migam” się w towarzystwie dyplomatycznie - to nie wiem czy to bardziej nie męczy niż bym się zalała jak niektórzy i nie pamiętała o Bożym świecie.
Brrr nie cierpię pijaństwa, – co innego pół lampki wina czy likieru na podniesienie cyrkulacji, ale to wszystko.
Dobrze się stało, że uwolniłam się tego Stokfiszowego towarzystwa.
Ono było zabawne na krótką metę a ten ichniejszy highlife te drogie koniaki i ten luz blues jakoś mnie nie zakręciły.
Swoją drogą jak tak patrzę na siebie z boku, to widzę jak ciągle się zmieniam.
Jak niezapisana księga. Zmieniają się moje upodobania i zainteresowania i tak naprawdę jestem z tych zmian bardzo zadowolona – rozwijam się ciągle.
Czasami troszkę żałuję, że niektóre sprawy działy się zbyt wcześnie, że nie rozumiałam ich w pełni nie umiałam należycie ocenić.
Wiem jednak, że moje obecna spojrzenie na życie wynika z tego wieloletniego bagażu doświadczeń i że wcześniej musiało być jak było, żebym dzisiaj była tym, kim jestem.
* * * * *
Dzisiaj jest 28 grudnia 2012 roku – siedzę sama przed Sylwestrem w domu i nie mam zupełnie ochoty na żadne towarzystwo.
Mój kolega znów mnie okłamał – jest obłudny a ja z braku „laku” muszę tę obłudę znosić.
Wiem, że powinnam już dawno podziękować mu za współpracę a raczej za jej brak, ale zostanę sama i gdyby to tylko o mnie chodziło to pal sześć, ale jest Szabaj i czuję się za niego odpowiedzialna usiłuję zabezpieczyć mu opiekę, gdyby mnie coś się stało – tylko czy ktoś, kto mnie okłamuje zajmie się Szabajem – nie wiem - mam wątpliwości.
Muszę sobie to wszystko przemyśleć w nowym roku, bo nie po to odeszłam od jednego kłamcy i obłudnika, żeby mieć obok drugiego.

niedziela, 23 grudnia 2012

......

Bajubaj
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * *
* * * *
Wiesz czego mi brak? 
Poczucia bezpieczeństwa. 
Tej malutkiej myśli w głowie, która mówi mi,
że jesteś i zawsze przy mnie będziesz, gdy stanie się coś złego".
* *

Dostałam prezent od Mikołaja, nie żebym wybrzydzała ale alkohol dla cukrzyka – to trochę chybiony prezent, liczą się jednak dobre intencje więc postawiłam go sobie w kwietniku zamiast choinki i wiem, że jednak Mikołaj o mnie choć przez moment pomyślał.
* *
Tak czy siak dziękuję obu Mikołajom, bo ponoć było ich 2 i to dla nich/znalezione w necie, bo moje już nie aż tak apetyczne/

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Non omnis moriar

BAJSZA
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * * *
* *
"Aby zrozumieć ludzi
  trzeba starać się usłyszeć to
  czego nigdy nie mówią
  i być może nigdy nie powiedzieliby"
* *
„Niczego się nie wyrzekać
  do niczego się nie przywiązywać" Anthony de Mello
* * * * *
„cogito ergo sum” 

wtorek, 11 grudnia 2012

Inspirator

BAJSZA
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * * *
Odnalazłam na Facebooku Amerykanina, którego poznałam 21 lat temu i od którego kupiłam moje autko – to samo wożące mnie ciągle bezusterkowo do dzisiaj.
O okolicznościach jego pobytu w Polsce pisać nie będę, bo nie wiem jak dzisiaj je wspomina.
Był tu 2 razy.
Do mojego domu trafił chyba dzięki temu, że świetnie mu się rozmawiało z moją córką, która super znała angielski i już wtedy płynnie się nim posługiwała.
Uczestniczyłam, jako słuchacz czasami w tych rozmowach i dowiedziałam się, że w Stanach zajmował się tworzeniem reklam dla państwowej telewizji w Kalifornii.
Zaczął opowiadać o komputerach i programach umożliwiających tworzenie grafiki.
 Zapytałam czy ma komputer i jakiś taki program?
Pamiętam program Deluxe Paint, który pierwszy raz w życiu odpalił mi na swoim komputerze.
To on zaraził mnie i tego chyba nawet do dziś nie wie szaleńczą pasją do grafiki komputerowej.
Ja wtedy miałam Amigę chyba 500+ i uczyłam się „klikać myszką” – hi, hi bardzo to było zabawne.
Kiedy pokazał mi możliwości tego programu i podarował mi go dostałam kompletnego fisia.
Od tamtego dnia wszystkie noce spędzałam z Deluxe. 
Nic a nic wtedy nie znałam angielskiego i uczyłam się wszystkiego metodą prób i błędów. 
Zdobyłam nawet wkrótce ten podręcznik - niestety po angielsku.
Słowniki angielskie były bezużyteczne, bo słownictwa komputerowego w normalnych słownikach nie było. 
Kombinowałam jak pijany zając.
Zaczęłam robić w końcu super animacje w tym programie.
Nim jedna klatka się przetworzyła mijało ok. 20 min.
Mogłam wtedy zdrzemnąć się troszkę w fotelu.
Do dziś te animacje mam na dyskietkach.
Zaowocowało to tym, że poszłam dzięki niemu na kursy Corela i poznałam też wiele innych programów graficznych.
Poznałam też innych ludzi zajmujących się grafiką komputerową.
W pracy w tamtym czasie byłam kompletnie nieprzytomna. 
Całe lata uczyłam się i uczę do dziś.
Teraz już uważam się za speca Photoshopa.
Wszystko to dzięki temu, że osobiście poznałam Craiga w czasach, gdy u nas większość uważała komputer za wymysł znudzonych życiem Amerykanów.
* *
Samochód przywiózł dla siebie, bo przez rok miał wykładać na Uniwersytecie Łódzkim – historię filmu czy coś w tym stylu dokładnie nie pamiętam – jednak musiał szybko wrócić do Stanów i sprzedał mi autko. 
Nie ma pojęcia jak jestem do niego przywiązana.
Jak to się plecie – nasz kontakt urwał się niespodziewanie, nie wiem nawet czy mnie pamięta a ja dzięki niemu odkryłam coś, co mnie pochłonęło bez reszty, w czym się zakochałam.
Dzięki grafice rozwinęłam się w sposób niebywały i nawet nie miałam okazji mu podziękować.
Dziś, też ten jego profil jest tak obwarowany utrudnieniami, że nie mogę wprost do niego napisać, ale znalazłam sposób i może uda mi się, choć podziękować mu.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Byle do wiosny!!!

BAJSZA
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * * *
Miałam dzisiaj wypadek, już myślałam, że po mnie.
Mam uszkodzony kręgosłup w odcinku szyjnym – po innym zdarzeniu/kiedyś o tym pisałam/.
Uszkodzenie jest poważne i muszę uważać.
Ja uważam - niestety pies tego nie rozumie.
Kładłam się na kanapie a on skoczył, ze swojego łózka na kanapę i tak mnie walnął swoim cielskiem od dołu w głowę, że ta jak piłka poleciała mi na piersi i wróciła na miejsce.
Czułam jak słabnę – on się przeraził zaczął mnie lizać po twarzy.
Jeszcze teraz nie czuję się dobrze przeszedł mi ból głowy, ale mam lekkie zawroty a oprócz tego mam takie wrażenie jak bym zjadła coś nieświeżego.
Bałam się, że mi bardziej uszkodził ten kręgosłup, ale okazało się, że siła tego uderzenia poszła bardziej na wyższe kręgi tuż nad mostkiem i tył głowy.
Ok. 5 godzin po tym leżałam.
Mój współlokator uznał, że nic mi nie będzie skoro mogę mówić i zbagatelizował całą sprawę.
Widział całe zdarzenie i dziwi mnie to, bo on niby taki współczujący innym pomaga.
No trudno – to w końcu obcy człowiek.
Nic mi się nie chce robić.
Dziś nawet miałam jechać po zakupy, ale mi się nie chciało.
W łazience jest 7 stopni i kąpiel w tych warunkach jest dużym wyzwaniem.
Tu też temperatura nie za wysoka.
Byle do wiosny!!! 

Zapomniałam z tego wszystkiego wziąć o 20 tej tabletkę na cukier, ale zmierzyłam i mam, 107 więc już nie biorę do rana dotrwam bez niej.
* *
Gdziekolwiek 
jestem,
To mnie nie ma.
Jest maligna,
Bo cię me ma.
Jest pustynia.

Gdziekolwiek jesteś,
Też cię me ma.
Jest maligna,
Bo mnie me ma.
Jest pustynia.

Gdziekolwiek jestem,
Tam ty jesteś
Tak jesteśmy
Jak milczenie
Po tej pieśni.

Jak dwa jabłka
Na czereśni.
E. Stachura
* *
Rano miałam 144 i zastanawiałam się czy brać tabletkę, zobaczę w południe, może powinnam na jakiś czas je odstawić i poobserwować organizm.
Ostatnio boli mnie żołądek jakby po tych tabletkach zaostrzyły się dawne dolegliwości. Ciekawa jestem czy inni też tak się czują po tych tabletkach na obniżenie cukru jakby połknęli zapalonego papierosa?

Archiwum bloga