środa, 29 lipca 2015

Dywagacje przy zalewajce.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Rozdział 135
˜˜*°°*˜˜
29 lipca.
Rany Boskie – wstałam strasznie połamana – nie wiem, co ja w tych mieszkaniach tu mam, ale oczy mam spuchnięte jakbym zapiła wczoraj – wszystko mnie boli.
Najbardziej kręgosłup na całej długości. Już wczoraj zauważyłam, że nogi jakoś mi opuchły, wcześniej mimo Mediolańskich upałów nie miałam takich kłopotów.
Siedzę teraz jak jakaś oślica z ogórkami pod oczami. Chciałam pojechać sobie na rower, ale jak wsiąść na rower w takim stanie.
Muszę się rozruszać – no i coś z tymi oczami zrobić.
Nie mogę siedzieć w tych zatęchłych mieszkaniach póki jeszcze można, trzeba się ruszać z domu.
Kocham rower i tylko na nim czuję się dobrze.
~~~~~~~
Ogród sobie całkiem odpuściłam, bo nie jest on mój – ja zaś dotąd w niego inwestowałam a prawowity właściciel ostatnio pościnał drzewa, przy czym poniszczył klematisy, które kupiłam i hodowałam.
Mam to w nosie, niech sobie sam dba o ogród jak niczego ze mną nie konsultuje tylko niszczy, co mu pod piłę podejdzie.
Było cudnie w ogrodzie przez 4 lata kupowałam kwiaty, krzewy, drzewa za swoją marną emeryturę – każdego miesiąca przywoziłam nowe rośliny, sądziłam, że po kilku latach będą owoce i radość, ale jak zwykle z tym panem przeliczyłam się.
Wszystkie nasze wspólne kontakty kończyły się tym, że ja angażowałam się a on niszczył wszystko dla jakiegoś widzimisię – powinnam po 40 latach wiedzieć, czym się to skończy i nie liczyć na cud.
To niestety mój błąd od lat nie wyciągam wniosków z postępowania innych, – dlatego między innymi wplątuję się w podobne układy – ja z sercem na dłoni a dla mnie w zamian tylko kłopoty. Trzeba z tym skończyć, bo nie chcę tak żyć.
Kręgosłup już się rozkręcił a pogoda się popsuła.
~~~~~~~
Muszę zmierzyć cukier. 10.30 – 145 – to gorzej niż wczoraj, ale lepiej niż w Mediolanie – tam było okropnie cukier miałam ciągle w granicach minimum 200.
Jeszcze pół godziny i pojadę na rower, no chyba, że się rozpada.
Wczoraj ugotowałam sobie zalewajkę. Od śmierci Sławka Aniu ile razy ją gotuję zawsze o nim myślę.
Popatrz, jakie to dziwne, gdyby nie to, że wtedy, gdy odwiedziliście mnie, nie przywiózł tej swojej zalewajki, pewnie już teraz zapomniałabym o jego istnieniu tak jak zapomniałam o tym drugim A….jakoś tak na A miał nicka.
Sławka numer telefonu długo miałam nieskasowany jakbym liczyła, że jeszcze zadzwoni stamtąd. W końcu jednak skasowałam. Ech życie odejdziemy i nikt nawet nie wspomni czasami, no chyba, że jedząc zalewajkę – tyle warte wszystkie nasze poczynania. Myślę sobie, że trzeba brać to, co jeszcze wpada nam w ręce i cieszy, bo nie wiadomo czy jutro jeszcze będzie nasze.
Tam w Mediolanie wieczorem Aga wyszła do mnie na balkon. Słońce zachodziło i ogromne szyszki na świerku nabrały złotego koloru. Lśniły jakby były ze szczerego złota.
- Popatrz Aguniu, jakie te szyszki są wielkie.
One nie tylko są wielkie, ale takie złote – widzisz zauważyła Aga.
Wiesz, że ja tu już dość długo mieszkam a nigdy wcześniej ich nie zauważyłam. Tak myślałam – powiedziałam, powinnaś częściej wychodzić tu na balkon i popatrzeć w chmury w niebo, pogadać z ptaszkami. Cały dzień przy komputerze to nie najlepszy sposób na zdrowie.
Wieczorami po kolacji robiłam jej masaż karku, każdego dnia dopominała się o niego. Nic dziwnego tyle godzin przy komputerze powoduje przykurcze w mięśniach a i może jakieś stresowe węzły się budują, – kto wie.
Innego wieczoru maleńki ptaszek przyleciał na balkon i usiadł na belce nad drzwiami, też im go pokazałam – sami pewnie nie zauważyliby jego obecności zajęci jedzeniem kolacji. Następnego wieczoru też przyleciał. Rzuciłam mu na belkę, kilka okruszyn chleba, niech ich odwiedza, będzie im raźniej a może czasami pomyślą też o mnie. Ciężko pracują i nawet jak jadą gdzieś na weekend, to zauważyłam, że nie bardzo identyfikują się z przyrodą. Odpoczywają próbują zapomnieć o pracy a to, co wokół nie aż tak bardzo przyciąga ich uwagę. 
Wiem, bo mówiłam o drzewie, które kwitło takimi kwiatami różowymi na przystani, 
gdzie wsiadaliśmy na motorówkę w kształcie gwiazdek, u nas takie nie rosną dziko. Już wiem to jest mimoza, która zamyka liście jak się ją dotyka. Nie kojarzyli – znaczy nie zauważyli go. Ja też za mało pamiętałam, bo upał i to wspinanie się po stopniach na tych wysepkach. Gdybym nie filmowała, za kilka dni nic prócz bryz wody wyrywanych spod śruby silnika motorówki nie zostałoby mi w pamięci.
Trzeba pojechać troszkę w plener jak wrócę może jeszcze coś dopiszę.
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.

wtorek, 28 lipca 2015

Reality!!!

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi 
Rozdział 134
˜˜*°°*˜˜
28 lipca
 Reality 
- wbija się pod paznokcie niezapłaconymi rachunkami. Było super, ale się skończyło i trzeba wracać do codzienności cuchnącej pleśnią i złudzeniami fruwającymi z molami nad ranem.
Reality - dzwonił mój instruktor od windsurfingu, chciał jechać nad zalew, ale w końcu auto mu się popsuło i czekałam cały dzień, aż zadzwonił w końcu, o 21, że jedzie po mnie – zrezygnowałam, bo nie lubię, jak ktoś jest niesłowny a teraz powtórka z rozrywki umówił się, że pojedziemy na lotnisko miałam zobaczyć ten jego szybowiec – pojechałam do niego zrobił mi kawę i postawił lody kiepskie w porównaniu z tymi Mediolańskimi.
Czytam napisane wczoraj fragmenty i nagle wziął mnie apetyt na dobre lody.
Później okazało się, że ma tam coś robić i ja będę może kilka godzin siedziała jak głupia pod tym szybowcem – wystrojona w różowy delikatniusi kostiumik - zrezygnowałam mam swoje sprawy - „priorytety” jak powiedział. Jasne, że mam.
~~~~~~~
Kurcze blade oglądałam swój blog u Agi i nie „chodzą” tam moje filmy.
Muszę to sprawdzić jeszcze u kogoś. Może Anię zapytać czy one „chodzą” u niej.
~~~~~~~
Mam strasznie wysokie cukry ostatnio. No 215 wczoraj o tej porze było 300. Zaraz zmierzę dzisiaj – 11.00 – o spadło 137 przed tabletką /jest ok/ - Choć wcześniej bez sensu nie jem za bardzo słodkiego, może trochę owoce, no i te lody.
Tak jak teraz mam apetyt na truskawki, ale nie mogę, nawet jabłko mi podnosi – do bani takie życie. Same wyrzeczenia i wszystko do niczego mam ochotę napisać do „d” ale nie wypada.
Cholera wie, co mi wypada. Jak się ma tyle lat, co ja to już wypada wszystko – no tak „a damą być”. Co to za dama jak nie może jeść tortu.
Do bani. W summie pewnie Was nie obchodzi jak było w tym Mediolanie – nikt nic nie napisał, że fajnie, że gratuluje czy cokolwiek. Sporo osób weszło na blog, ale wiedziałam, ludzie nie lubią sukcesów innych, bo czują się gorsi.
Napiszę o Mediolanie jak mi się zachce jak filmy nie chodzą to nawet nie ma, co się z nimi spieszyć. Będę się delektowała sama oglądając je. Było cudnie i to jest moje – nikt mi tego nie odbierze.
~~~~~~~
Szalenie ważne tak, na co dzień dla osoby o mojej wrażliwości i wyobraźni jest nawet wówczas, gdy dopada mnie samotność wiedzieć, umieć sobie wyobrazić, gdzie jest moje dziecko.
Przy którym stole w tym momencie siedzi, co o określonej godzinie robi. Wyobrażanie sobie tych miejsc daje poczucie bezpieczeństwa a jej bezpieczeństwo owocuje spokojem wewnętrznym, który daje poczucie zwyczajnie spokoju w tym nieprzewidywalnym świecie.
Pamiętam takie momenty, gdy wiedziałam, że dziecko wyjeżdża gdzieś do regionów, które w moim odczuciu uchodziły za niebezpieczne. 
Wiem, wiem jestem panikarą, martwię się na zapas, ale myślę, że tak ma każda matka i w sumie niewiele jest takich, które mieszkając daleko od dziecka są kompletnie spokojne o swoje dziecko. Ten wyjazd do Mediolanu dał mi bardzo wiele. Przede wszystkim zrozumiałam, czym jest stabilność życia w takim świecie, gdzie już nie trzeba martwić się na zapas o stratę pracy o jakieś mniejsze czy większe niepowodzenia. Zauważyłam jak ważne jest koncentrowanie się na swoich pasjach – na karierze zawodowej. Cudowna jest serdeczność w związku, jaką tworzą moje dzieci. Mogę w końcu mieszkać sobie tu skromnie, ale spokojnie i przepełniona radością, że mojemu dziecku niczego nie brakuje.
Ja wychowana w komunie, gdzie nawet uśmiechy były reglamentowane przetrwam wszystko.
~~~~~~~
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.

niedziela, 26 lipca 2015

Mediolan - Pierwsze wrażenie.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 133
˜˜*°°*˜˜
26 lipca
~~~~~~~
Wróciłam do domu i praktycznie nie wiem, od czego zacząć. Mam tyle wrażeń, bardzo pozytywnych wspaniałych.
Nie chciałabym być źle zrozumiana w naszym kraju – panuje bezinteresowna zawiść i dobrze sprzedają się tylko cudze kłopoty.
Wszyscy wkoło zaciskają zęby i mówią wiadomo było, że przepali.
 ~~~~~~~
Nic - przejdę do rzeczy.
Może inaczej niech mi nikt nie mówi, że Polacy za granicą są popychadłami – pozycję trzeba sobie wypracować – jak wszędzie.
~~~~~~~
Zawsze byłam dumna z mojej córki – nawet wtedy, gdy jeszcze w ogólniaku nauczyciele czepiali się o jakieś duperele, np., że jadła jogurt na zastępstwie, czy podarte spodnie, które były właśnie w modzie, wiadomo córka nauczycielki, nie powinna przejmować „takiej mody”.
Widziałam ogromny potencjał intelektualny drzemiący w niej.
Nie chodziło o styl czy maniery – wiadomo prowincja.
Durno-chmurna młodzieńczość pozwalała robić wszystko to, co jej rówieśnicy i ponosić konsekwencje nietolerancyjnego otoczenia, jednak oprócz tego, posiadała ogromną kreatywność, stawiała sobie wysokie cele i je osiągała nie fuksem, ale ciężką pracą cokolwiek przez to rozumiesz.
~~~~~~~
Myślę sobie, że byłoby warto by moi koledzy nauczyciele, ci, którzy powinni również czuć się odpowiedzialni za sukces swojej każdej wychowanki, zrozumieli, bo wciąż tam pracują i chyba poglądów nie zmienili - czym jest małostkowość i jak po latach to oni wydają się śmieszni.
Może zrozumieją, że kreatywność i hart ducha nie złamią silnej i zdecydowanej osobowości a bezduszni nauczyciele, którzy w szkole powinni pracować nad tym, aby każdy mógł rozwijać swoją kreatywność i własny intelekt robią zwykle coś wręcz przeciwnego. Daj im Panie, by kiedyś po latach mogli czuć taką dumę z tego jak wychowali własne dzieci.
~~~~~~~
Dom mojego dziecka w Monza pod Mediolanem, pokazuje poziom, na jakim żyją ona i jej mąż.
Otaczający ich anturaż najlepiej świadczy nie tylko o poziomie życia, ale i statusie społecznym, jaki osiągnęli i nie ważna jest ich narodowość.
Krótko – jestem bardzo, ale to bardzo dumna z tego, co osiągnęli i do czego dalej dążą.
Dziecko teraz pisze książkę zawodową dla trenerów osobowości, czyli coach. Oprócz tego w Niemczech i Holandii prowadzi zajęcia z kołczingu.
~~~~~~~
Monza miejscowość pod Mediolanem, w której mieszkają sięga korzeniami prehistorii.
W okresie cesarstwa rzymskiego, Monza był znany, jako Modicia. Podczas 3. wieku pne, gdy Rzymianie wpłynęli na Insubres, a Gaul plemię, które przekroczyło Alpy i osiedliło się wokół Mediolaniu (obecnie Milan). Gallo-celtyckie plemię, być może zaś sami Insubres, założyli osadę na Lambro.
Ruiny rzymskiego mostu o nazwie Ponte d'Arena można zobaczyć w pobliżu dzisiejszego Ponte dei Leoni (Lions Most).
~~~~~~~
Gdy wchodzisz do jednego z tych domów, czujesz nawet w największe upały powiew historii.
Gdy wchodzisz do domu, w którym mieszkają moje dzieci ogarnia Cię wszechobecny spokój i dobrobyt, który nie tylko uspakaja, ale daje poczucie luksusu, do którego tak wielu dąży.
~~~~~~~
Gdy weszłam tam pomyślałam, że ja nauczycielka z małego prowincjonalnego miasteczka tak pewnie mogłam sobie wyobrażać Raj.
 Dom ma 5 pięter Aga zajmuje apartament liczący ponad 140m na 4.
Nie chodzi tu o metry, ale o to jak ten jej obecny dom wygląda.
Powiem szczerze mogłabym już nic więcej nie zwiedzać 
tylko tam spędzić cały ten tydzień i tak byłabym w siódmym niebie.
To jednak tylko pierwsze wrażenie.
Sukcesywnie będę pisała o innych. Wstawię też filmy jak zmontuję.



czwartek, 9 lipca 2015

Ulewa

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi

Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim. 
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój 2 blog
Rozdział 131
˜˜*°°*˜˜
09 lipca
~~~~~~~
Wróciłam z 3 wyjazdu nad Zalew Jeziorsko, niestety nie pływałam
na desce, bo panujące upały z trudem pozwalały mi na leżenie w cieniu. 

Byłam bardzo słaba a i mój instruktor nie najlepiej się czuł.
Ma mieć jakąś operację, może to go przygnębiało nie wiem.
Zauważałam jednak wyraźnie jego słabości wynikające z mocno zaawansowanego wieku.
Początkowo był na wdechu i nie pokazywał swoich słabości z
czasem jednak coraz częściej widać było, że niestety młodzieńczy nastrój był tylko grą. Fizjologia wieku jest niestety nie do ukrycia. Teraz już skończyły
się wyjazdy, bo on sam mówi, że chce jeszcze sobie polatać szybowcem.
Mnie szybowce nie kręcą tym bardziej, że mój instruktor musi póki,
co latać sam z instruktorem, więc i na trzecią osobę nie ma w szybowcu miejsca.
Teraz będzie przez jakiś czas na rekonwalescencji po operacji. 

Tak czy siak ta krótka przygoda z deską windsurfingową była bardzo cenna – nauczyłam się troszkę nowego sportu.
Miałam też okazję uzmysłowić sobie jak mogę się czuć za 20 lat,
gdy będę miała w miarę dobrą kondycję i uda mi się dożyć tego wieku. Wiem jedno na bank muszę wszystko zrobić, żeby więcej schudnąć a to niestety idzie mi jak po grudzie.
2 kilogramy od kilku miesięcy to naprawdę niewiele.
Jeżdżę rowerem 
do południa bez względu na pogodę, przed wczoraj
złapała mnie okropna ulewa zmokłam masakryczne, ale to też pewne doświadczenie hartujące organizm, rower też umył się dokładnie. 
Miałam początkowo zamiar przeczekać w bramie jednak nie zanosiło
się na koniec więc podjęłam desperacką decyzję i pojechałam w ten deszcz.


~~~~~~~
Przebiegłam przed wczoraj wieczorem 1 km trochę truchtem –
trochę biegiem, ale jeszcze takim z krótkim krokiem – nie mam wprawy, boli mnie też lewa stopa – mam tam coś z więzadłem bocznym. Ważne, że się zmusiłam nie bardzo lubię biegać, ale coś trzeba robić jak się nic nie robi. 

Pocę się jak mysz pod miotłą – to chyba dobrze – szkoda, że na razie nie jestem w stanie więcej przebiec, ale z czasem, kto wie.

~~~~~~~
Kupiłam wczoraj kijki do nordic walking. Początkowo myślałam, że
są one dla kompletnych starców, ale teraz widzę, że faktycznie angażują różne partie mięśniowe i mobilizują do chodzenia. 

Mam wrodzone płaskostopie poprzeczne, - niewielkie, ale teraz zaczyna być dotkliwe.
Między dużym palcem a resztą na podeszwie powstaje sztywność a
kto wie czy nie osadzają się jeszcze drobinki kamieni moczanowych – skutki dny moczanowej w każdym razie ból tam w stopach jest ciągły i chodzenie jest swojego rodzaju masażem. 

Ok idę na codzienny spacer jak wrócę skończę. Niestety
wróciłam wcześniej, bo nadciągnęła taka czarna chmura, że wyglądało jakby za
chwilkę miała się rozpętać burza. 

~~~~~~~
Za tydzień będę cała w nerwach przed wyjazdem
do Mediolanu. Dobija mnie to ograniczenie bagażu zabrałabym kijki, ale w tej sytuacji to chyba nie możliwe. Może Aga ma zobaczymy. Kupiłam też 2 pary
sandałów, ale czuję, że powinnam zabrać te swoje z Gdyni, które mocno sfatygowane, ale za to wygodne niezmiernie. 


~~~~~~~
Napisała do mnie dziewczyna
lesbijka w każdym razie tak się deklaruje. 

Podchodzę do takich ludzi z rezerwą, na początku trudno mi zaufać, czuję jakiś podstęp, w ogóle jestem raczej
nieufna wobec nowych ludzi, co nie znaczy, że nie nawiązuję łatwo znajomości.
Muszę poobserwować człowieka w naturalnych warunkach, żebym mu zaufała. 

Myślałam o tym, że fajnie byłoby mieć taką przyjaciółkę od serca, mężczyźni męczą mnie tą ciągłą potrzebą sprawdzania swojej męskości. 
Najlepsi chyba byliby impotenci
bez potrzeby mówienia i zajmowania się seksualnością.








Archiwum bloga