Gdy odlatują motyle
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
Rozdział 135
˜˜”*°•◕❤◕•°*”˜˜
29 lipca.
Rany Boskie – wstałam strasznie połamana – nie wiem, co ja w
tych mieszkaniach tu mam, ale oczy mam spuchnięte jakbym zapiła wczoraj –
wszystko mnie boli.
Najbardziej kręgosłup na całej długości. Już wczoraj zauważyłam,
że nogi jakoś mi opuchły, wcześniej mimo Mediolańskich upałów nie miałam takich
kłopotów.
Siedzę teraz jak jakaś oślica z ogórkami pod oczami. Chciałam
pojechać sobie na rower, ale jak wsiąść na rower w takim stanie.
Muszę się rozruszać – no i coś z tymi oczami zrobić.
Nie mogę siedzieć w tych zatęchłych mieszkaniach póki jeszcze
można, trzeba się ruszać z domu.
Kocham rower i tylko na nim czuję się dobrze.
~~~~~~~
Ogród sobie całkiem odpuściłam, bo nie jest on mój – ja zaś
dotąd w niego inwestowałam a prawowity właściciel ostatnio pościnał drzewa,
przy czym poniszczył klematisy, które kupiłam i hodowałam.
Mam to w nosie, niech sobie sam dba o ogród jak niczego ze mną
nie konsultuje tylko niszczy, co mu pod piłę podejdzie.
Było cudnie w ogrodzie przez 4 lata kupowałam kwiaty, krzewy,
drzewa za swoją marną emeryturę – każdego miesiąca przywoziłam nowe rośliny,
sądziłam, że po kilku latach będą owoce i radość, ale jak zwykle z tym panem
przeliczyłam się.
Wszystkie nasze wspólne kontakty kończyły się tym, że ja
angażowałam się a on niszczył wszystko dla jakiegoś widzimisię – powinnam po 40
latach wiedzieć, czym się to skończy i nie liczyć na cud.
To niestety mój błąd od lat nie wyciągam wniosków z postępowania
innych, – dlatego między innymi wplątuję się w podobne układy – ja z sercem na
dłoni a dla mnie w zamian tylko kłopoty. Trzeba z tym skończyć, bo nie chcę tak
żyć.
Kręgosłup już się rozkręcił a pogoda się popsuła.
~~~~~~~
Muszę zmierzyć cukier. 10.30 – 145 – to gorzej niż wczoraj, ale
lepiej niż w Mediolanie – tam było okropnie cukier miałam ciągle w granicach
minimum 200.
Jeszcze pół godziny i pojadę na rower, no chyba, że się rozpada.
Wczoraj ugotowałam sobie zalewajkę. Od śmierci Sławka Aniu ile
razy ją gotuję zawsze o nim myślę.
Popatrz, jakie to dziwne, gdyby nie to, że wtedy, gdy
odwiedziliście mnie, nie przywiózł tej swojej zalewajki, pewnie już teraz
zapomniałabym o jego istnieniu tak jak zapomniałam o tym drugim A….jakoś tak na
A miał nicka.
Sławka numer telefonu długo miałam nieskasowany jakbym liczyła,
że jeszcze zadzwoni stamtąd. W końcu jednak skasowałam. Ech życie odejdziemy
i nikt nawet nie wspomni czasami, no chyba, że jedząc zalewajkę – tyle warte
wszystkie nasze poczynania. Myślę sobie, że trzeba brać to, co jeszcze wpada
nam w ręce i cieszy, bo nie wiadomo czy jutro jeszcze będzie nasze.
Tam w Mediolanie wieczorem Aga wyszła do mnie na balkon. Słońce
zachodziło i ogromne szyszki na świerku nabrały złotego koloru. Lśniły jakby
były ze szczerego złota.
- Popatrz Aguniu, jakie te szyszki są wielkie.
One nie tylko są wielkie, ale takie złote – widzisz zauważyła
Aga.
Wiesz, że ja tu już dość długo mieszkam a nigdy wcześniej ich
nie zauważyłam. Tak myślałam – powiedziałam, powinnaś częściej wychodzić tu na
balkon i popatrzeć w chmury w niebo, pogadać z ptaszkami. Cały dzień przy
komputerze to nie najlepszy sposób na zdrowie.
Wieczorami po kolacji robiłam jej masaż karku, każdego dnia
dopominała się o niego. Nic dziwnego tyle godzin przy komputerze powoduje
przykurcze w mięśniach a i może jakieś stresowe węzły się budują, – kto wie.
Innego wieczoru maleńki ptaszek przyleciał na balkon i usiadł na
belce nad drzwiami, też im go pokazałam – sami pewnie nie zauważyliby jego
obecności zajęci jedzeniem kolacji. Następnego wieczoru też przyleciał.
Rzuciłam mu na belkę, kilka okruszyn chleba, niech ich odwiedza, będzie im raźniej
a może czasami pomyślą też o mnie. Ciężko pracują i nawet jak jadą gdzieś na weekend,
to zauważyłam, że nie bardzo identyfikują się z przyrodą. Odpoczywają próbują
zapomnieć o pracy a to, co wokół nie aż tak bardzo przyciąga ich uwagę.
Wiem, bo
mówiłam o drzewie, które kwitło takimi kwiatami różowymi na przystani,
gdzie
wsiadaliśmy na motorówkę w kształcie gwiazdek, u nas takie nie rosną dziko. Już wiem to jest mimoza, która zamyka liście jak się ją dotyka. Nie
kojarzyli – znaczy nie zauważyli go. Ja też za mało pamiętałam, bo upał i to
wspinanie się po stopniach na tych wysepkach. Gdybym nie filmowała, za kilka
dni nic prócz bryz wody wyrywanych spod śruby silnika motorówki nie zostałoby
mi w pamięci.
Trzeba pojechać troszkę w plener jak wrócę może jeszcze coś
dopiszę.
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/ mój 2 blog