Od wczoraj jestem na tej diecie. Polega ona na całkowitym lub
prawie całkowitym odstawieniu węglowodanów.
Wczoraj zjadłam pyszną zupkę warzywną a na kolację 2x przez
szerokość 1 ½ cm łososia z resztką tej zupki, jako sosik.
Dzisiaj wyciągnęłam z lodówki bigos odmroziłam jest pyszny,
zjadłam miseczkę.
Mam jakiś problem po jedzeniu, coś mnie boli w górze brzucha –
nie wiem czy to żołądek czy trzustka.
Ból jest do wytrzymania, ale uciążliwy. Momentami zwiększa się
na chwilę.
Boli mnie tylko po jedzeniu, więc na poważnie rozważam głodówkę
kilku dniową. Cukier spadł mi do 155 na czczo. To jeszcze nie rewelacja, ale o
50 mniej niż wcześniej.
Wiem, że będzie mi bardzo ciężko. Śnią mi się po nocach pyszne
torty z Intermarche, że je pałaszuję w pustym sklepie. Budzę się w środku nocy
ze smakiem słodyczy kremów na ustach i całą siłą woli muszę pohamować chęć na
poszukanie czegoś słodkiego.
Jestem uzależniona od dobrych słodyczy jak kiedyś byłam od
papierosów.
Wczoraj rozmawiałam z kolegą przez telefon i doszłam do wniosku,
że to z powodu samotności mam tę nieodpartą ochotę na słodycze. To ma być taki
substytut przytulania się do kogoś żywego. Brakuje mi tego najbardziej od lat.
Substytut takie banalne i takie romantyczne, szczególnie teraz,
gdy katuję się jedzeniem, którego nie lubię.
W sumie to nadchodzi taki okres, gdy człowiek dla dobra
organizmu powinien po woli przyzwyczajać się do niejedzenia
Powiedzcie czy można oprzeć się takim tortom a mnie ostatnio
śnią się każdej nocy.
Hi, hi kiedyś śnili mi się namiętni mężczyźni, cudnie pachnące
perfumy, piękna biżuteria i bielizna.
Później śniło mi się, że jeżdżę figurowo na łyżwach, czy śmigam
zakosami na nartach po świeżym śniegu.
Teraz zostały mi już tylko pyszne torty, nawet nie lody, obiekt
mojego pożądania. Jakie to smutne. Myślę, że jak zacznie mi się śnić moje dziecko,
za którym bardzo tęsknię to już chyba będzie koniec marzeń.
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
8
listopada 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Chodzę codziennie do szpitala to kawał drogi.
Jestem już tym
zmęczona.
Boję się kolejnego badania. To ma byś tomografia komputerowa z kontrastem
jodowym.
Mój dawny kolega, przestał się mną całkiem interesować, nie o
nim pisałam, ale on wziął to do siebie.
Powinnam pisać chyba używając imion, ale wiem, że to nie
elegancko.
Trudno okazało się, że nawet nie byliśmy przyjaciółmi.
Moje relacje z mężczyznami są dziwne.
Nie rozumiem ich, są cholernie dziwni i humorzaści.
Mam chyba zwyczajnie pecha przyciągam dziwnych ludzi.
Powinnam
kogoś poradzić się w sprawie tego badania.
Nie mam już 20 lat a badanie z tego, co wyczytałam może ciągnąć
za sobą różne skutki uboczne do zapaści czy udaru włącznie.
Do tego mam już wiele felerów organicznych spowodowanych
cukrzycą.
Cukry mimo drogich leków nowej generacji nie spadają mi poniżej 200.
Jestem w wielkiej rozterce.
Będę próbowała przekonać lekarkę, by
zrobiono tę tomografię bez kontrastu.
Jeśli się nie zgodzi chyba z niej zrezygnuję. ................. Jestem po badaniu wszystko z grubsza wyszło ok. Nie muszę łykać żadnych dodatkowych tabletek.
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
4
listopada 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Poszalałam, potańczyłam i straciłam nadmiar energii.
Mam naturę bliźniaka, potrzebuję urozmaicenia – nostalgia mnie
zabija.
Dziś od rana boli mnie znów cała płucna strona i paluszki prawej
ręki.
Obiecałam przepis na zupkę buraczano jabłkową, zatem podaję;
"An apple a day keeps the doctor away"
Jedno jabłko dziennie trzyma lekarza z dala ode mnie.
ZUPA BURACZANO JABŁKOWA
1 i ½ jabłka - ja obrałam, bo nie blenduję. Jednak zblendowana na drugi dzień - okazuje się o wiele lepsza.
1 średni burak upieczony najpierw w foli w piekarniku.
Piekę go w folii, żeby był miękki.
1 mandarynka obrana ze skóry
½ cytryny obrana ze skóry.
Mała garstka żurawiny najlepiej mrożonej, ale może być też
suszona, nawet ta z wiśnią.
Płaska łyżeczka do kawy, czy lodów mielonego cynamonu i tyleż
samo kurkumy oraz soli himalajskiej.
Ja dodałam jeszcze trochę ziół tajskich, uwielbiam tę mieszankę
we wszystkim.
Troszkę do smaku białego pieprzu.
1 litr wody.
Wszystko gotujemy aż jabłka się rozpadną, wtedy dodajemy
upieczonego i pokrojonego w plastry buraka i gotujemy jeszcze ok. 10/15 min,
żeby sok z buraków zabarwił zupę.
Rozgotowaną mandarynkę i cytrynę wyjmuję a dodaję
2 duże ząbki czosnku przepuszczone przez praskę.
Zupkę zostawiam na wyłączonej płytce, żeby sobie troszkę z tym
czosnkiem odpoczęła.
Gotuję ziemniaki.
Na patelni leciutko podgrzewam masło.
Można dodać ½
wołowego kotleta mielonego
z ciemną pieczarką.
Ziemniaki podaję oddzielnie do zupy.
Palce lizać - pyszny obiad.
Zupkę też można podać tylko z jajkiem. Makaronem, lub oddzielnie
ugotowanymi kluseczkami kładzionymi.
Ma taki smak, że powinna oczarować każdego.
Jest to mój autorski przepis wymyślony w chwili podniecenia o’le.
Znowu mnie zatyka. Kurczę blade, co z tymi płucami jest?
Już mi lepiej wypiłam kawę i odzyskałam wigor. Chyba ciągle
jestem niskociśnieniowcem.
Od kilku dni znowu jestem na diecie, może i to wpływa na moje
osłabienie. Korci mnie żeby kupić sobie lody i poszaleć, ale staram się nie
sięgać po słodycze. Dzisiaj mimo późnego popołudnia jeszcze nie jadłam obiadu. Zajęłam
się robiłam sobie pedicure.
Po powrocie do domu niczego znaleźć nie mogę, ale jakoś udało mi
się znaleźć sprzęt i w końcu pomalowałam paznokcie. Piszę z kolegami, więc
powinnam mieć ładne paznokietki no nie M. Tak cudnie na dworze powinnam
pojechać na zdjęcia, ale po ostatnim przemoczeniu troszkę się boję.
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
3 listopada 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
TANECZNY ROMANS
A za oknem znów jesień układa w palety dywany,
Złotych liści i purpur tańczące rydwany.
Nocną ciszę przerywa namiętna muzyka,
tango argentyńskie wśród liści przemyka,
podrywa je do tańca a one wirują i gonią się
szeleszcząc w rytm tanga muzyki
a w sercach naszych marzenia ogniem płoną,
wiatr cicho postukuje gałązką w ciemności,
chyba ostatnie liście złotem wybarwiła.
Taka bliska sercu i od zawsze miła
gałązka, jarzębiny
co korale gubi,
piękna dama jesieni z koralowym uśmiechem dla ludzi.
..................
Jesteś, choć nie czuję dziś Twego oddechu,
jesteś w tym kroku tanga
w tym zwiewnym pośpiechu.
Jesteś wśród zapachów, woni i uroków,
jesteś w każdym tanga posuwistym kroku
jesteś i tak patrzysz, ach jak patrzysz w oczy
wzrokiem rozmarzonym.
Porwij mnie tym spojrzeniem między drzew korony,
w to jesienne tango naszej namiętności
ja zmienię wszystkie Twojej szarości nastroje
i wszystkie Twe marzenia po prostu podwoję.
Zatańczmy, – bo tango porywa, odświeża
nas samych i liście i ptaki i drzewa.
Nawet gwiazdy zamilkły i przestały mrugać,
nawet i ulewa serc naszych nie ostudzi
nie powstrzyma kroków.
Bądź tylko zawsze tutaj u mojego boku
i zrozum duszy mojej delikatne granie –
to tango to nie musi być
- ostatni nasz taniec.
Oj Baśka świrujesz znowu!
.............................
Czułam, że po tej ulewie może mnie coś chwycić i oczywiście
obudziłam się z gigantycznym katarem.
Przypomniała mi się receptura jednego mojego znajomego. Piętką
cebuli wysmarować pod nosem, co oczywiście zrobiłam, ale nasilił mi się też
kaszel i zastanawiam się czy mimo pięknej pogody, kupionych kwiatów i zniczy
powinnam iść na cmentarz. Do cmentarza mam bardzo daleko, mogłabym wziąć
taksówkę, ale święto zmarłych nie będzie to proste.
Może sobie odpuszczę.
Zapalę znicz za spokój dusz najbliższych w domu i innym razem
pojadę na cmentarz. Zobaczymy.
Ogólnie dzisiaj mimo tej podeszczowej niedyspozycji o dziwo mam
dobry humor.
Jakieś dobre fluidy fruwają po mieszkaniu.
Wczoraj niechcący wyjęłam z lodówki – wkładając bułki, mielone
wołowe i mi się przez noc rozmroziło.
Spora porcja, wyszły 3 duże kotlety i jeden mały. Proza życia,
niekoniecznie taneczna.
Uwielbiam kotlety mielone z wołowiny i choć od wczoraj mam spaghetti
na obiad dołożę do niego ten najmniejszy kotlecik i będzie super obiadek bez
większego wysiłku.
Wczoraj do spaghetti ugotowałam makaron Ramen.
Jest to makaron wprowadzony do kuchni japońskiej przez
chińczyków ponad 100 lat temu.
Nazwa ponoć pochodzi od japońskich słów „la”/ciągnąć/ i
„mian”/makaron/. Ręcznie naciąga się tradycyjnie długie nitki makaronu. Słyszeliście
kiedyś o kansui?
Uważana za magiczną wodę, ta mieszanka soli zawdzięcza nazwę
jezioru w Mongolii. W dawnych czasach ludzie zachwycali się nad jego wodami,
które sprawiały, że ciasto stawało się pyszniejsze i bardziej sprężyste. Jest
to wodny roztwór węglanu potasu, znany w języku angielskim, jako Lye Water a w
języku japońskim, jako Kansui.
Dzisiaj już wiemy, że specjalne właściwości jezioro zawdzięczało
konkretnemu składowi chemicznemu.
Poznawszy (pobieżnie) tło historyczne kansui, możecie się zapytać,
„co ma do tego rāmen?”.
Ach, wszystko.
To dzięki temu roztworowi makaron rāmen zawdzięcza swój kolor,
fakturę, smak, sprężystość.
To tyle o makaronie do mojego spaghetti.
Teraz zaś zainspirowana pomysłem kolegi i własnymi smakami,
postanowiłam zrobić na jutro zdrową zupę jabłkowo buraczaną z kurkumą cynamonem
odrobiną ziół meksykańskich i tajskich, odrobiną żurawiny, ząbkami czosnku i
listkami szałwii i kolendry. – zobaczymy, co z tego wyjdzie. Wow! jest pyszna w następnym wpisie podam przepis.
Mam ostatnio kłopoty z jedzeniem czuję się ciągle pełna, więc
taka oczyszczająca zupa powinna mi dobrze zrobić.
Z ziemniaczkami super!!!
.....................
Znowu mam chęć na bycie zwiewną. Wczoraj pół nocy tańczyłam
tango a później jak się zmęczyłam Poi.
Poi to taniec wywodzący się z Nowej Zelandii, wywodzi się z
tradycji plemienia Maori żyjącego właśnie w Nowej Zelandii. Istnieją, co
najmniej dwie teorie dotyczące pierwotnej roli poi w tej społeczności.
Według pierwszej, była to metoda treningu przędzenia.
Od zamierzchłych czasów głównym zajęciem kobiet tegoż plemienia
była praca w wiosce, zajmowanie się domostwem i wychowywanie dzieci, a ponadto
tworzenie ubrań. Fajnie no nie?
W wolnych chwilach doskonaliły swoje techniki, jako tkaczki
poprzez kręcenie kamieniami zaczepionymi do sznurków. Pracowały przy tym dłonie
i nadgarstki, czyli to, co potrzebne jest przy przędzeniu.
Po pewnym czasie kobiety zauważyły, że podczas machania kulami
ciało wpada w naturalny taniec. Zaczęły używać swoich zdolności w obrzędach,
jako część tańca, tyle, że zamiast kamienia na końcach sznurków przywiązywały
różnego rodzaju ozdoby - począwszy od białych kul z tkanin, przez szarfy, a
skończywszy na kwiatach. Kobiety zawsze były kreatywne.
Jednak kamienie nie odeszły do lamusa.
Mężczyźni, widząc jak na kobiecą sylwetkę i zręczność wpływa ów
rodzaj ćwiczeń, sami zaczęli używać takich przyrządów, aby pokonać swoje
słabości i zdobyć siłę, zręczność oraz sprawność, która miała im pozwolić
sprawniej polować.
I tak się stało - wzrastała zręczność, wzrastała siła,
powiększały się zdobycze z łowów.
Współcześnie taniec ludzi z plemienia Maori jest znany prawie na
całym świecie.
Jednak taniec tradycyjny z poi wykonują jedynie kobiety.
Druga teoria zakłada, że była to forma komunikowania się na
odległość.
Te informacje opierają się głównie na przekazie ustnym
współczesnych entuzjastów tańca ognia.
Poi w kulturze Maorysów
Taniec Poi (poi - przyrząd używany w tym tańcu) jest wykonywany
przez kobiety, jako wyraz wdzięczności.
W tym tańcu używa się małych piłek - poi właśnie - i obraca się
je stojąc, siedząc lub kucając. Zawiera kilkanaście typowych ruchów; wytrawne
tancerki tworzą też własne kombinacje, które często wchodzą później do kanonu.
Piłki poi dawniej wykonywano z roślin i kawałków materiału, a
owijano je w miękką korę z drzewa lub puch z raupo albo innych krzewów z buszu.
Następnie malowano powierzchnię kulki w różne wzory i kolory. Do
zwieńczenia poi używano czasem wyczesanej sierści psa - taka kulka nazywana
była poi awe.
Poi ma najczęściej od 8 do 10 cm średnicy, wyróżnia się dwie
odmiany:
długie POI - gdzie piłka jest większa (powyżej 10 cm), a sznurek
ma długość mniej więcej długości ramienia użytkownika.
krótkie POI - piłka mniejsza, a sznurek ma około 25 cm.
Według dawnych opowieści długich poi mogły używać tylko kobiety
z dobrych rodzin.
Poi trzyma się między kciukiem a palcem wskazującym i obraca się
stojąc albo siedząc/kucając (tzw. waka poi).
Ruch obrotowy wynika z pracy ramion, ale też i nadgarstków. A
może lepiej przypomnieć sobie sambę, lub bolero, co Ty na to?