Zapracowana bardzo, bo
albo szykuję kreację na braciszka ślub i wesele, albo gotuję bigos, robię
śledzie i kombinuję, jaką sałatkę zrobić na przyjazd dzieci.
Sprzątam przed świątecznie po łebku, bo dopadło mnie znów ostre zapalenie stawów, mój
kolega twierdzi, że to uczulenie, ale ja już od kilku lat mam z łokciami i
dłońmi kłopoty jak za długo trzymam ręce w wodzie.
Tak czy siak bolą mnie ręce
i muszę je oszczędzać jestem mimozą i tyle.
~~~~~~~
Wczoraj zrobiłam
eksperymentalnie śledzika z ziołami, bo dziecko nie je śmietany – teraz się
przegryza.
Dostałam w sklepie
nowość Frosty 8 ziół; szczaw, rzeżucha, szczypior, krwiściąg mniejszy, trybula
ogrodowa, ogórecznik lekarski, pietruszka, czosnek ¼ paczki + grubo tarte zioła
Interior Małgosi + odrobina czubrycy + posiekana połówka czerwonej papryki,
połówka cebuli, 8 gron czarnego winogrona, 3 talarki ananasa z puszki, 4 czarne
oliwki, ząbek czosnku, pieprz cytrynowy, śliwka suszona i kilka żurawin
suszonych/wszystkie dodatki drobno posiekane + łyżka stołowa sosu egzotycznego Heinz
/olej 4 łyżki śledzie płaty Bismarka marynowane obrane ze skóry.
Wszystko zamykam w
słoiku i co jakiś czas przewracam do góry dnem, aby aromaty się wymieszały.
Ten sposób na śledzika
jest moim eksperymentem, nie znajdziecie tego w żadnym przepisie.
Gotowe śledziki układam
na plastrze ananasa lub połówce mandarynki, śledzik zwinięty nieco luźniej niż rolmops w środku te
zmacerowane dodatki, można kilkoma płatkami migdała poprzetykać.
~~~~~~~
Drugi śledzik,
to mój tradycyjny i wypróbowany ze śmietaną, cebulką, jabłkiem i ananasem.
Ten dla córki męża, bo
on je wszystko a to typowo polskie danie.
~~~~~~~
Bigos jest zabójczy, trzeci raz się
gotował jest po prostu przepyszny.
Dodałam szklankę Porto, było mi szkoda, bo takie pyszne,
ale bigosik nabrał szlachetności.
Teraz stygnie i
powędruje do lodówki na noc jutro jeszcze raz zagotuję i będzie gotowy.
~~~~~~~
Teraz tylko został mi
szlif.
Ciasto kupiłam gotowe, bo są pyszne w Intermarche.
Zdjęcia potraw zrobię
jak mi się uda przed przeniesieniem do exa, bo tam będzie przyjęcie.
Menu wysłałam dzieciom,
żeby im kubki smakowe się rozbujały.
Bywają takie dni, które
niosą tak dużo nadziei, że wierzy się wtedy, iż wszystko od samego początku, od
urodzenia miało jakiś głęboki sens.
Niektórzy twierdzą, że
nadzieja umiera ostatnia – nie wiedzą zaś, że czasami jakieś zdarzenie mogłoby
wszystko zmienić.
~~~~~~~
Zimy nie byłyby takie
groźne, kwiaty miałyby swoją naturalną urzekającą woń, ten cały świat owadów,
motyle, ważki wszystko miałoby swoje głębokie uzasadnienie, nawet pszczółki
uśmiechałyby się z kielichów tulipanów, szepcząc czule niech pan mnie tuli.
Człowiek tak niewiele
potrzebuje – tylko dobrego ciepłego kochającego serca. Zawsze optymistycznie, więc
rodzi się nadzieje, że może tym razem, ale to tak naprawdę nie ma sensu. Nie ma
sensu budzić nadziei, bo człowiek wcześniej czy później się rozczaruje i znów
będzie sam, ze swoimi smutkami, nieogrzanym mieszkaniem i kawą, która traci
smak po pierwszym łyku, bo pita w samotności nieokraszona jest endorfinami,
które rodzą się w blasku oczu drugiego człowieka. Byłoby super żeby, chociaż
czekolada nie szkodziła.
Serotonina też by się
przydała zimą, by czas mijał szybciej a zimny poranek był, choć odrobinę
cieplejszy i słoneczko za oknem pieściło choćby chłodnym promieniem, co przegoniłoby w czorta wszystkie depresyjki i złe nastroje.
~~~~~~~
A tu mży, wilgoć
cupnęła kropelkami na gałęziach wiśni przed domem, to daje pewną nadzieję, że
jeszcze teraz prawdziwy mróz nie przyjdzie – przynajmniej tyle.
~~~~~~~
Gdyby nie ten obiad w
tej super NIBY restauracji w Żabiczkach to byłby kolejny dzień na kanapkach.
Dawno nie byłam w
knajpie na obiedzie i myślałam, że to coś naprawdę rewelacyjnego, więc
przyjęłam zaproszenie.
Żabiczki bardzo
przereklamowane. Dość długo jechaliśmy po kawce i drinku na Gubałówce –
wylądowaliśmy na leśnym parkingu szczelnie wypełnionym różnej maści autkami.
Teraz mi odbiło, że o Żabiczkach usłyszałam kilka lat temu przy okazji jakiegoś
masakrycznego mordu w Żabiczkowskim lesie.
~~~~~~~
Wróćmy jednak do genezy
tej opowieści. Koleżanka umówiła mnie ze swoim znajomym, zaprosili jeszcze jak
się później okazało takiego smutnego 80 sięcio letniego siwego pana, czyli była
nas czwórka. Teraz sądzę, że to wszystko było wcześniej ukartowane. Kiedy sobie
przypominam wszystko a szczególnie końcówkę tego spotkania poczułam się jak
małpka z ZOO, którą ktoś chciał pokazać po wcześniejszym wprowadzeniu towarzystwa,
żeby przypadkiem oglądający, nie naraził się na podrapanie.
No cóż tak to jest
dzisiaj w ludziach jest taki dystans, który nie pozwala się otworzyć a do tego
jak sądzę uatrakcyjniają się zwykle cudzym kosztem – szczególnie Ci z niską
samooceną.
Ci, co pewniejsi siebie
usiłują deprymować innych by Ci nie wkroczyli przypadkiem w ich świat – nie
naruszyli ich tajnego terytorium, które tak naprawdę jest tysiącem oklapniętych
smutków.
Ci zaś mniej pewni jak
siwy staruszek krzyżują ręce na przerośniętym brzuchu i zastanawiają się, czy
foka jest od nich zgrabniejsza czy nie?
Życie jest bezlitosne –
szkoda. Najgorsze jest to, że po raz kolejny dowiedziałam się, że to, co ja
nazywam przyjaźnią, inni rozumieją zupełnie inaczej i potrafią ranić tylko po
to by podnieść własną atrakcyjność. Krótko i dosadnie moja niestety koleżanka
obrobiła mi w sposób niewybredny pupę do przynajmniej jednego z panów i co rusz
powtarzała a mówiłam, że ona…..coś tam np. czatuje w Internecie po nocach. Ona
nawet dobrze nie wie, co to jest czatowanie, bo sama nie ma komputera, ale
oczywiście tak mnie zaprezentowała, że jej znajomi z nią razem próbowali chyba wyprowadzić
mnie z równowagi. Początkowo próbowałam dla dobra nastroju obracać wszystko w żart,
ale mam świadomość, że zostałam wykorzystana do niewybrednej zabawy towarzystwa. Jestem
masakrycznie wkurzona, bo nie zdobyłam się na chamstwo a powinnam. Niestety nie
ma go we mnie i agresywne reakcje są mi obce. Pomyślałam sobie jestem kochani "ponad to" - bawcie się dobrze ja już swoje zdanie na wasz temat mam.
Jedno jest pewne
straciłam kolejną koleżankę i to po tym, jak z obawy, że mogło jej się coś
stać, bo przez dwa dni nie odbierała telefonu – gnałam na drugi koniec miasta,
bo martwiłam się o nią.
Oczywiście jeszcze na Gubałówce
popisała się swoją znajomością prawa, cytując mi, że nie mogę kręconego
fragmentu filmu upubliczniać, ale żeby dać im pstryczka w nos zniekształciłam
obraz i jest ok – mogą się bujać.
Na pocieszenie tego
niby atrakcyjnego dnia znalazłam 10 sposobów na endorfiny.
1.Wyciągnij się!!!
Ok – jest miło, czemu
nie zawsze się przeciągam nim sięgnę po tabletkę, która nieco obniża
samozadowolenie - ale co dalej?
2. WEŹ ORZEŹWIAJĄCY
PRYSZNIC!!!
O rany w mojej łazience,
gdzie temperatura zimą w porywach ma 5/7 st. Celciusza – nie, żeby Nie, ale ja
dzisiaj brałam długi rozgrzewający prysznic i to mi dawało odrobinę radości.
3. ZJEDZ OWSIANKĘ!!!
No nie!!! Jakby ktoś
chciał mnie ukarać wystarczy, że przypomni mi moją dziecięcą kaszę mannę, a
nawet wiązanie kokard na warkoczach też to mi jej smak przypomina – istna kara
boska fe….
4. ZASTOSUJ
KOLOROTERAPIĘ!!!
O to i owszem całe moje
mieszkanie jest tak kolorowe, że gdziekolwiek nie spojrzeć - oko cieszy się,
choć esteta minimalista dostałby u mnie na bank zawału po przebudzeniu.
5. ZJEDZ ŚLEDZIKA (LUB
BANANA)!!!
O to ma sens. Są takie
produkty, które są pełne naturalnych antydepresantów: magnezu, witamin z grupy
B, kwasów tłuszczowych omega-3 oraz substancji pobudzających organizm do
produkcji hormonów szczęścia: serotoniny, dopaminy, endorfin.
Na drugie śniadanie
zjedz jeden z takich produktów. Na przykład banana – zaraz jadę po banany i śledzika.
Tyle, ze drugich śniadań
już nie jadam, bo zimą mniej spalam.
Na obiadek zafunduj
sobie chude mięso, np. kurczaka lub indyka – w nim także znajdziesz drogocenny
tryptofan o matko. Choć dietetycy nie będą temu przychylni, do porcji mięsa zjedz,
choć odrobinę węglowodanów (np. ziemniaka, kawałek chleba lub kilka łyżek
gotowanej marchewki). Marchewki nie mogę, dlatego na tym proszonym obiedzie
zamieniłam marchewkę na buraczki, – co i tak nie poprawiło atrakcyjności tego
rozbefu, który był po prostu tragiczny. Organizm wydzieli wtedy insulinę, dzięki
której ten aminokwas będzie mógł zostać uwolniony. To nie wszystkie zasługi
chudego mięsa: zawiera także tyrozynę, z której wytwarzana jest dopamina i
noradrenalina, kolejne ważne neuroprzekaźniki kojarzone z dobrym samopoczuciem.
Już od tych nazw psuje
mi się samopoczucie i dobry humor mógłby chyba mieć tylko mój dawny kolega od
nauki photoshopa, bo oprócz dobrej jego znajomości był profesorem chemii i
takie nazwy nie wygryzały mu dziur w mózgu i chyba nie psuły mu apetytu. Ta dopamina
i noradrenalina działają lekko pobudzająco, wyostrzają naszą czujność, uwagę,
sprawność i pamięć, polepszają koncentrację.
Jeśli nie jesz mięsa,
humor znakomicie polepszy ci śledzik w oleju.
Ryby morskie to
znakomite źródło kwasów Omega – naturalnych antydepresantów.
Jeśli sałatka, to ze
szpinaku. Zawiera on kwas foliowy, który uaktywnia miks serotoniny i
noradrenaliny. A taki koktajl ma działanie energetyzujące i odstresowujące.
6. WYŁĄCZ SIĘ!!!
I zrelaksuj się. Najprostszą metodą relaksacji
jest trening autogenny.
Przypominają mi się
studia i później praca z młodzieżą, byłam chyba jedną z pierwszych, które
trening autogenny prowadziły na lekcjach.
Miałam kiedyś nawet
taką lekcję pokazową dla rodziców i nauczycieli, w której były fragmenty tegoż
treningu.
Połóż się, zatem wygodnie,
zamknij oczy i uruchom wyobraźnię. Zwizualizuj sobie miłe miejsce, w którym
czujesz się komfortowo. Po kolei rozluźnij w myślach wszystkie mięśnie: zacznij
od głowy, zakończ na palcach u stóp. Trening autogenny wprawi cię w stan
głębokiego odprężenia i spokoju. Wykonywany systematycznie złagodzi napięcia i
lęki.
By wzmocnić jego efekt,
włącz sobie dowolną muzykę relaksacyjną i broń Boże nie myśl o swoich
koleżankach, bo szlag trafi cały relaks.
7. ZMIEŃ WYRAZ TWARZY
Nasz wyraz twarzy odzwierciedla to, co
czujemy.
Już sobie wyobrażam, jaki w czasie tego
marnego obiadu w Żabiczkach miałam.
To oczywiste. Ale ten proces może
działać także w drugą stronę! Sprawdź to: rozluźnij czoło (zwykle jest lekko
zmarszczone), tak by zniknęły zmarszczki i rozciągnęły się brwi. Nie musisz się
wcale na siłę uśmiechać – zwłaszcza, jeśli nie jest ci do śmiechu. A czemu nie
Ja uważam, ze mam wiele powodów, żeby uśmiechać się choćby do Szabaja. Po prostu
spróbuj przez jakiś czas (najlepiej na zawsze) utrzymać gładkie czoło. To
sygnał dla mózgu, że jesteś zrelaksowany. Dzięki niemu naprawdę poczujesz się
lepiej. Działa.
8. ZATAŃCZ Z KIMŚ
Kocham tańczyć Szabaj niestety nie
jest najlepszym partnerem. Aktywność w ogóle poprawia mi samopoczucie. A taniec
– najlepiej z kimś bliskim – to dodatkowy bonus.
Uwaga!!! Uwaga!!! Poszukuję czułego partnera
do tańca
Towarzystwo kogoś miłego zdecydowanie
podwyższa nastrój – to udowodnione. Dzięki życzliwemu dotykowi wydzielają się
endorfiny, serotonina, oksytocyna i dopamina.
Podobnie muzyka w połączeniu z
płynnymi ruchami i wrażeniami estetycznymi pobudza mózg, który wydziela
strumień uszczęśliwiających hormonów.
9. KOCHAJ SIĘ
No i tu zaczynają się schody
Cóż z tego, że seks to antidotum na
depresję: jest na to wiele dowodów naukowych.
Mózg podczas aktu płciowego przechodzi
małą hormonalną rewolucję – uwalnia endorfiny, serotoninę i oksytocynę. To
właśnie one, dostarczane w regularnych dawkach, działają na nas jak naturalny
antydepresant.
Wspaniały nastrój po seksie to także
zasługa… męskiego nasienia.
~~~~~~~
A to ciekawe, bo bardzo rzadko miałam
dobry nastrój PO – niestety chyba musieli mieć jakieś wybrakowane nasionka i
teraz stałam się przez to a’ seksualna.
Oj jakaż zdziwiona była moja koleżanka,
gdy o tym powiedziałam. No cóż przez te nasionka zmieniłam płeć na „trzecią –
a’ seksualną” .
11 lat temu naukowcy z New York University udowodnili,
że w nasieniu znajdują się substancje o działaniu antydepresyjnym. Według
ustaleń autorów odkrycia podczas stosunku do krwiobiegu kobiety przenikają
hormony (m.in. testosteron, estrogen, a także prolaktyna czy prostaglandyny),
które oddziałują na komórki nerwowe mózgu i wpływają na nasz nastrój.
Oj tam oj tam testosteron można
pobudzać w inny sposób, choćby sporty ekstremalne.
10. POCHWAL SIĘ
Mówienie o sobie jest
zdrowe – zauważyli uczeni. Aktywuje, bowiem te obszary mózgu, które odpowiadają
za motywację, a także są powiązane z przyjemnością odczuwaną w wyniku jedzenia,
uprawiania seksu i zarabiania pieniędzy. Dlatego chwal się – podkreśl swoje
osiągnięcia. Przyznaj się do sukcesu publicznie: oblej ze znajomymi ukończony
doktorat lub choćby zamieść zdjęcie ciasta własnej roboty na Facebooku.
Masz babo placek a
okazuje się, że moja koleżanka tak się mną chwaliła, że sama teraz nie wiem czy
mi przypadkiem nie przyprawiła rogów i czarciego ogona.
Okazuje się, że zbadane
i potwierdzono naukowo sposoby na endorfiny, nie na wszystkich i w każdej
sytuacji działają.
Żabiczek I Chaty Wuja
Toma nie polecam nikomu
dostałam tam żarcie w bardzo kiepskim stylu - dobrze, że choć płacić za to nie musiałam.
Pojechałam wczoraj do
miasta zimno jak psi, zmarzły mi okropnie paluszki.
Spotkałam się na
Gubałówce z koleżanką na herbatce – to takie miejsce u nas na górce – kawiarnia
z hi, hi Zakopiańskimi tradycjami. Herbatka droga jak piorun 8 zł – masakra.
Troszkę porozmawiałyśmy
i wróciłam do domu. Szukałam tego tabletu w Biedronce, ale chyba już go
wszędzie wysprzedali - szkoda.
~~~~~~~
Napisałam do
właściciela tego kolorowego Volkswagena transportera, żeby odpowiedział mi,
jaki jest wysoki, bo ja mam garaż przystosowany raczej do samochodów osobowych /196
wys. we wjeździe/– a taki staruszek nie powinien stać przed domem.
Okazało się, że autko
już sprzedane.
Troszkę mnie to
zmartwiło, bo ja taka niepoprawna optymistka, myślałam, że autko będzie na mnie
czekało.
Nie szkodzi, że sprzedane.
Dopiero oszczędzam na coś nowszego, natomiast ten Volkswagen, był potrzebny tak
naprawdę po to by wyklarowały się marzenia - reszta przyjdzie z czasem.
~~~~~~~
Pisałam już kiedyś o
tym, że muszę mieć, co roku jakieś marzenia, żeby przetrwać zimę, która jest
dla mnie bardzo dokuczliwa i wielu ludzi pewnie załamałoby się w takich
warunkach.
Wierz mi tu o depresję
nie trudno.
Wczoraj hi, hi w moje
imieniny napisał do mnie jakiś młody ok. 30 letni chłopak z błaganiem, bym go
zabrała z Łodzi do siebie, bo nie wytrzyma kolejnej zimy.
Hi, hi jak ja miałam 30
lat żadna zima nie była mi straszna. Teraz muszę sobie wymyślać marzenia, żeby
mnie mobilizowały. Właśnie chyba popsuła mi się nowa kupiona w czerwcu lodówka –
niech to szlag. Musiałam przeprosić się ze starą, dobrze, że jej jeszcze nie
wyrzuciłam.
~~~~~~~
Wracając do autka, to,
co kilka dni sprawdzam różne oferty, oszczędności mi maleją, bo a to chleb
trzeba kupić lub masło – staram się jak najmniej wydawać, ale nie mogę przestać
jeść - mam cukrzycę i to mogłoby się źle dla mnie skończyć.
~~~~~~~
Dziękuję raz jeszcze wszystkim za życzenia
imieninowe.
To storczyk dla Jasia - Jasiu 100 lat.
Ostatnio nie chce mi się jakoś pisać, więc na tym kończę.