poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Słodkiego miłego życia…,

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Rozdział 143
˜˜*°°*˜˜
31 sierpnia.
„Słodkiego miłego życia…, jest tyle gór do zdobycia.”
~~~~~~~
Nigdy przenigdy nie żałuj, pisklęcia, które się nie wykluło, nasionka, które nie wykiełkowało, kwiatu, który nie zakwitł – nie żałuj nikogo i niczego, bo życie jest zbyt piękne na jakiekolwiek żale.
Nie roń nawet jednej łezki kryształowej jak rosa, nie pozwalaj jej zawisnąć w trawach ani unieść się mgłą nad łąką.
~~~~~~~ 
Coś co nie miało się zdarzyć nie jest warte tej chwili zapomnienia, westchnienia czy tym bardziej smutku lub rozmyślań.
Życie toczy się dalej będą inne wyzwania, inne drzewa, które okrutny los zetnie piskiem piły tarczowej i odbierze im prawo do życia prawo do budowania szyszek, rozsiewania nasionek, prawo do asymilacji.
„bez chłodu, głodu i bicia”- bezprawnie wbrew wszelkim prawom nie tylko natury.
~~~~~~~
Uff i po problemie wystarczy w odpowiednim miejscu umieścić dwa „ptaszki” w telefonie i po problemie.
Taki mały ptaszek, hi hi a taką ma moc sprawczą.
Oj nie konfabuluj, to nie o tego ptaszka chodzi.
Powinnam wywalić język na brodę jak wczorajsze kawki.
To zabawne, że ptaki w ogromne upały, łażą jak jakieś gamonie z rozdziawionymi dziobami, czort je wie po co?
~~~~~~~
Sama mam taki rozdziawiony dziób, bo nie sądziłam, że z tymi ptaszkami w telefonie tak łatwo mi pójdzie a jednak;
 „ 'o sole mio
sta 'nfronte a te!
o sole, o sole mio
sta 'nfronte a te!”
Ptaszki są the best gdzie ja mam dzisiaj pojechać, żeby odnaleźć moje wczorajsze łezki.
Pojechałam je pogubić a teraz mi ich brak.
Przypomniał mi się Marek Grechuta, śpiewał taką piosenkę;
„Nie dokazuj, miła nie dokazuj
przecież nie jest z ciebie znowu taki cud
nie od razu, miła nie od razu
nie od razu stopisz serca mego lód”
No cóż „nie od razu” a właściwie zmęczona topieniem lodów, bo idiota topi lody w takie upały gdzie indziej niż na sobie.
Pojadę ale teraz jeszcze prześpię się, bo wyrwano mnie wczesnym rankiem z błogiego snu, brutalnie a tego nie znoszę.
Przeczekam tę kolejną wycinkę w ogrodzie, bo nie sposób znosić to ze stoickim spokojem i pojadę, gdzie mnie oczy poniosą - choćby boso.
Jazda rowerem daje refleksje, które w zakurzonym domu nie mogą przebić się przez ten kurz do „szarych”.
~~~~~~~
Ciągle sobie powtarzam nie oceniaj innych, bo będziesz oceniana, ale cholera świat jest jedną wielką prowokacją, ciągle nieustannie jesteśmy oceniani i naturalnym odwetem jest robić to samo choćby broniąc się przed tymi kretyńskimi ocenami.
Przecież do jasnej cholerki nie chcę być banalna robić wszystkiego w oparciu o przyjęte standardy – NIE CHCĘ – KAPUJESZ???
Chcę zmuszać do kreatywności, do oderwania się od Prawa i od brudów trotuaru – zatem wymyśl coś, byś potrafił mnie zrozumieć, nie czekaj aż podam Ci wszystko na tacy i nie zarzucaj mi do cholery, że nie dbam o kogoś, kto ma więcej dziobatych pryszczy niż przewiduje ustawa
Sądzisz, że Picasso zastanawiał się, czy inni zrozumieją jego obrazy, a Salvador Dali byłby surrealistą, gdyby inaczej malował? 
Oni wyrażali w swej twórczości siebie - takimi jakimi w tamtych momentach byli i chwała im za to.
Nie dbam o zrozumienie i komfort odbiorcy - mam swoje przesłania, to oni mają dbać o mnie, żeby MI się chciało chcieć - 
KAPUJESZ???
Oni znaczy Ty masz dbać o mnie, bo „ nigdzie nie znajdziesz takiej jak ja,” bo takiej drugiej już nie ma. 
Jeśli zaś nie rozumiesz czegoś, nie nadążasz to Twój problem i nie rób mi z tego zarzutu, że nie wpasowuję się w Twoje ograniczenia intelektualne czy fizyczne.
~~~~~~~
Kocham te stare uliczki, dają mi luz i dzięki im za to.
Filmik zrobiłam między innymi dla tych, którzy wyjechali gdzieś daleko i czasami tęsknią.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Radość o poranku.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Rozdział 142
˜˜*°°*˜˜
24 sierpnia.
   Radość poranka, gdy już się jest w skrzypiącym wieku, polega na tym, że za oknem świeci słońce, nad kubkiem tańczy smużka pary roznosząc zapach świeżo mielonej kawy a skrzypienie w kościach pamiętamy tylko z niezbyt odległej przeszłości.
~~~~~~~
Plan dnia jest, zatem mobilizujący, w najdalszym od domu sklepie kupić trzeba proszki do prania, bo wyszły same nie wiedzieć, czemu. 
Zaglądam do portfela gdzie jeszcze tydzień temu było sporo kasy, dziś została zaledwie nędzna połowa. Gdyby przyjąć zaproszenie Julitki trzeba znacznie więcej niż zawartość portfela. Zatem należałoby ostro oszczędzać a proszku nie da się zastąpić niczym, więc plan jest nie do zastąpienia teraz innym. 
Najdalszy sklep wybieram, dlatego, żeby się solidnie przejechać. 
Mogłabym na Lotnisko obejrzeć szybowiec mojego instruktora i przy okazji kupić proszek, ale mam jeszcze do kupienia różową gumę na bagażnik, bo póki, co mam zieloną i czarną. Dameczka powinna czarować nawet jak jest czarna, choć lepiej, żeby złodzieja nie oczarowała. 
Jednak zaskrzypiało ociupinę. 
~~~~~~~
Fajnie byłoby Julitkę odwiedzić, oj mogłybyśmy sobie dać czadu, dawniej ograniczały nas konwenanse, ona świeżo upieczona maturzystka ja jej „była” wychowawczyni, zresztą i w niej chyba zawsze było więcej powagi niż we mnie tyle, że ja kamuflowałam się z różnych powodów. 
Zaś to, czego najbardziej żałuję – to niedotrzymania obietnicy, że na odejście zrobię sobie na głowie zielonego irokeza. 
Niestety zbiegło się to z moim odejściem od najwspanialszego jak wielu moich kolegów uważało mężczyzny, co nie przebiłoby nawet „zielonego irokeza”, zatem wówczas irokez pozostał tylko niespełnioną obietnicą, godną uwagi, ale niestety o małym wówczas potencjale "przebicia". 
Swoją drogą zakłamanie bardzo wielu ludzi z mojego środowiska zawodowego, może też połączona z nim indolencja osiągnęła wyżyny nietrafionego przecinka, dlatego wielu rzeczy nie warto było robić nawet, jako protestu przeciw głupocie, bo prawdopodobnie nie byłby one i tak zrozumiane. 
Dzisiaj przecież szefuje temu gremium moja powiedzmy koleżanka, która kiedyś zapisała się na liście sporządzonej przeze mnie tyczącej komputeryzacji szkoły na „NIE KOMPUTERYZOWAĆ”, gdyż jak publicznie oświadczyła na Radzie Pedagogicznej, „komputery to chwilowa moda i nie ma, co w to wchodzić”. Taki kochani kiedyś był świat. Dziś sądzę, że nie przyznałaby się do tego, gdyby nie fakt, że mam tą listę sfotografowaną i ją po stronie tych, którzy byli przeciwni a nie było ich wcale mniej niż tych, którzy w komputerach już wtedy widzieli przyszłość – tylko, że oni albo odeszli ze szkoły a na pewno nigdy nie zostaną dyrektorami, bo dyrektorem zostaje się z innego powodu.
~~~~~~~
Słodycz poranka obiawia się też w tym, że mogę dziś pisać na co mam ochotę i nie grozi mi „dywanik” i inne restrykcyjne konsekwencje za wypowiedziane słowa. 
Jak zapewne sami widzicie ustrój tak naprawdę ma się do wolności słowa jak krowa do malowanych wrót, bo tak wtedy jak i dzisiaj trzeba płacić za niewygodną dla szefa, czy kolegi szczerość tyle, że dzisiaj obowiązuje zasada prosta jak…..psa, co często mówiła nasza niestety nieżyjąca już koleżanka. 
Dzisiaj mogą mnie całować w ciociną „grubszą nogę” 
Hi, hi ale nie podżyrowały mi pożyczki „za karę” znaczy za to co czasami ujawniam w blogu.  Zadowolone z siebie chichotały pewnie, „nauczysz się trzymać język za zębami” – no cóż nie wzięłam pożyczki a i tak podróżowałam o wiele więcej niż każda z nich i do tego nauczyłam się rzeczy o których one nawet marzyć nie potrafią. 
Skostniałe i niestety bardzo konserwatywne środowisko, pod każdym emblematem, będzie takie samo. 
Ktoś mi tłumaczył, że muszą wymrzeć Ci, którzy byli wychowywani w zakłamaniu, ale ja myślę, że ludzie sami tworzą dla własnej wygody zakłamanie i może za 50 lat będzie ich mniej a może wręcz przeciwnie. Okropne, ale uważam, że dyrektorom zawsze będą szczególnie Ci niekompetentni lizali tyłki, a Ci, co trafili na stanowiska „fuksem” będą się podniecali, że są tacy, którzy im liżą i ostro ganili tych krnąbrnych, którzy nie są skorzy „lizać”. 
Ja się nawet zastanawiam czy to nie jest taki nasz narodowy sport, w którym moglibyśmy mieć szansę na mistrzostwo świata?
Kocham moje poranki, bo to wszystko jest już daleko po za mną i mam to gdzieś. 
Koniec kochani, bo mój nowy rowerek już czeka na kolejną wycieczkę

niedziela, 23 sierpnia 2015

Dameczka.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Rozdział 141
˜˜*°°*˜˜
22 sierpnia.
   Siedziałam na tym przystanku autobusowym w Rucianym i zastanawiałam się.
Powinnam była przewidzieć taką sytuację, M od początku był osobą dziwną, żeby inaczej tego nie nazwać.
Nie chcę go oceniać, bo w sumie nie mam prawa – powinnam ocenić siebie.
Ciągle ufam ludziom i nie sądzę, by ktoś chciał mnie skrzywdzić, ośmieszyć, okraść czy wystawić do wiatru, bo niby, czemu miałby to robić.
Analizuję postępowanie ludzi trzeźwych z alkoholikami na szczęście dotąd nie miałam do czynienia w osobistych kontaktach.
Jednak mimo takiego doświadczenia doszłam do wniosku, że nie wszyscy na szczęście są uzależnieni od alkoholu i zachowują się normalnie.
Z autobusu zadzwoniłam do 2 osób. Jedna okazało się, że jest na urlopie w Rumuni, ale druga zaprosiła mnie do siebie bez dodatkowych pytań.
Mogłam nawet zostać dłużej pomyślałam jednak, że nie należy nadużywać niczyjej gościnności tym bardziej, że czas ten wykorzystywałam na wycieczki rowerowe po okolicy.
Fakt, że pożyczony mi przez znajomych rower miał popsute przerzutki, ale w Sopocie znalazłam fachmana i naprawił je, co było jakby pewną rekompensatą za gościnę.
~~~~~~~
Wracając do domu tak mnie podkręciła możliwość podróżowania pociągiem z rowerem, że postanowiłam w końcu kupić sobie damkę.
Wcześniej myślałam o drogiej i niekoniecznie dobrej damce Holenderskiej w końcu w sklepie rowerowym znalazłam coś, co według mnie warte było uwagi.
Damka kross + trochę dodatków na raty. Raty przez 10 miesięcy po 158 zł z 0% opłatami dodatkowymi.
Ważne są, koła 29 czyli najlżejszy sposób przemieszczania się.
 Co prawda może mogłaby być tyci niższa, ale za to jest lekka, co jest dodatkowym jej atutem. Wypróbowana jeździ dobrze a jeszcze mam mojego górala, jakby trafił mi się ktoś do jazdy, bez roweru.
~~~~~~~
Kupiłam też 2 duże sakwy i koszyk do przodu na zakupy.
Licznik kilometrów, stopkę, nowe zapięcie i bagażnik oczywiście.
Teraz dopiero go doceniam, gdy w upały plecy nie pocą mi się od plecaka.
Doszłam do wniosku, że mogę sobie pozwolić na te raty, bo właśnie skończyłam spłacać abonament telefoniczny i zrobiło mi się 90 zł wolnych. 60 miesięcznie uda mi się zaoszczędzić.
Odpoczywam w domu od letnich wojaży i jestem szczęśliwa. Gdyby jeszcze udało mi się jakoś ogarnąć te wszystkie ciuchy, może część wydać albo, co? Sama nie wiem.
Mam ich za dużo, ale że wróciłam do drobnych przeróbek wszystkiego jest mi szkoda wydawać, bo później wpadam na jakiś pomysł i szukam rzeczy, której już nie ma. Tak czy inaczej muszę trochę ogarnąć dom, jeśli wcześniej gdzieś nie pojadę, ciągle jeszcze mam ochotę wyjechać gdzieś.

piątek, 21 sierpnia 2015

Rejs krótki z powodu nadmiaru wódki. Cd.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Rozdział 140
˜˜*°°*˜˜
21 sierpnia.
Mój szyper zapycha jak poparzony z 2 torbami zakupów głównie alkoholu w różnych postaciach, nawet nie bardzo mam czas cokolwiek sfilmować.
Gdy patrzę na niego z tyłu zastanawiam się, od czego są te brązowe plamy na gaciach. Moja rozbujała wyobraźnia podpowiada mi najprostszą odpowiedź, ale staram się nie ulegać destrukcji.
~~~~~~~
Mój instruktor od deski powiedziałby normalka „żeglarskie życie”.
~~~~~~~
Nogi mi się wykręcają we wszystkie strony na nierównym chodniku, walizka podskakuje jak wysuszona w skwarze ostatnich upałów żabka wariatka.
Wchodzimy po kilku przystankach przewidzianych wyłącznie na dźwiganie puszek z piwem i ciężkich win na pokład jachtu. 
Jest mały i niezbyt komfortowy, ale wiedziałam, że taki będzie, więc nie jestem zdziwiona. 
Mój szyper odpala silnik i perkoczemy się do zatoczki na Jeziorze Guzicznym Małym, gdzie cumuje małżeństwo z Łodzi z psem Azą.
Po drodze coś tam udało mi się sfilmować. Tyle mojego. 
Na miejscu serdecznie, nawet bardzo serdecznie witam się z moją imienniczką. Patrzę na jej męża i widzę, oprócz jego ogromnego brzucha, wielkości pokaźnej beczki piwa fajną rozczochraną siwą czuprynę i kompletnie roześmianą pokancerowaną do granic możliwości paszczę. 
Cholera. Myślę sobie, czy ich ktoś napadł. Czy się tak schlali, że jeden drugiego ratował i odnieśli takie rany. 
Basia żona przyjechała ponoć 2 dni temu, więc chyba to nie jej dzieło, bo rany wyglądają na nieco starsze, choć nie wiele - są jeszcze zaczerwienione, wokół, więc mogą mieć 3 góra 4 dni. 
Już nie pytam nawet, od czego one są, próbowałam jak wsiadłam na jacht, ale bez powodzenia. Szyper był małomówny i już wtedy wiedziałam, że zapewnienia o jego dobrej woli, co do mnie, jako załogi, były składane po pijaku.
Rzeczywistość może być daleka od moich oczekiwań. Kolega i jego żona bardzo mili – naprawę, ale teraz na jachcie widzę, że mój szyper ma rozlatane ręce – sięga jak po ostatnią deskę ratunku po kolejne piwo i milczy dalej. 
Daje mi do zrozumienia, że jestem intruzem i mam się ogarnąć jak moja imienniczka zabrać się za pucowanie jachtu. 
Ma szczęście, że nie robi tego wprost tylko ogródkami, bo się jeszcze nie wściekłam.
Dowiaduję się, że za 2 dni mamy wypłynąć na jeziora.
 ~~~~~~~
Pod naszą cumą jest gniazdo szerszeni, uczę się sikać w wiadro na pokładzie świecąc gołym tyłkiem przed naszymi kolegami z Łodzi. 
Mój szyper nie szczypie się staje ma jachcie i też do wiadra a później do jeziora. Cholera. Woda do picia jest przywieziona z Rucianego zastanawiam się na ile jej starczy. On czyta cały czas Madame Butterfly, czy coś podobnego po angielsku. 
Poza czy faktycznie zna tak dobrze angielski, drżącym, bardzo drżącym ruchem pijackich drgawek odgania napastujące go muszki – mnie jakoś nie napastują chyba one też lubią alkohol. 
Pytam go, czemu drżą mu tak ręce. 
Odpowiada bez ogródek „ normalka alkoholizm”. No tak przecież nie miałam wątpliwości. Ostatni raz widzieliśmy się w czerwcu w Warszawie, wiedziałam, że lubi drinki, ale, żeby aż tak to wyglądało nie miałam pojęcia.
Gdybym wiedziała znalazłabym inny sposób oddania mu kasy za tę pożyczoną niechcący baterię do kamery i nie myślałabym nawet o żeglowaniu z tym człowiekiem, który nie trzeźwieje. 
Teraz zastanawiam się, co mam zrobić?
Kosztowała mnie ta wyprawa już ok. 400 zł. 
Mogę dalej pójść w koszty i może na koniec ratować się na Śniardwach, przed utonięciem, tracąc resztę kasy. Szyper dalej jest niezadowolony, przygryza mi zaczyna niby w żartach, ale, nawet się przy tym nie uśmiecha. Ma minę ....kota na puszczy.
~~~~~~~ 
Jego koledzy mają fajnego psa troszkę większego od Szabaja i brązowo srebrnego, ale przypomina mi Szabaja 
Aza jest już moją przyjaciółką, jest w jej oczach taki sam głęboki smutek, jaki miał Szabaj
Pomagam gotować obiad Basi kroją mięso i kawałeczki przemycam dla Azy. Drugiego dnia zostaje sos z mięsa. Może Aza go zje – proponuję i tu padają te słowa, że próbuję tu wszystkim urządzać życie. Jasne nie powinnam się wtrącać, przy takim nastawieniu, do mnie właściwie nie powinnam się wcale odzywać. Atmosfera zrobiła się ciężka. Mój szyper próbuje nie pić – jest poddenerwowany, wszystko go wkurza czuję to i myślę, co robić. Nawet jego kolega proponuje, że zabierze mnie do swojej większej łodzi motorowej, bo oni nie mają jachtu.
Faktycznie jest tam sporo miejsca a koledze nie trzęsą się jeszcze ręce.
Myślę sobie NIE ta wyprawa to wielka omyłka, trzeba jak najszybciej wracać.
~~~~~~~ 
Szalę mojej goryczy przepełnia jedno słowo powiedziane przez mojego szypra, którego tu nie zacytuję. 
Było odpowiedzią na to jak stwierdziłam, że nie radzi sobie z alkoholem. Poprosiłam go, żeby zawiózł mnie rano do przystani w Rucianym, pożegnaliśmy się bardzo chłodno i wiem, że w tym miejscu nasza znajomość dobiegła końca.
~~~~~~~ 
 Jestem o 8 - ej znów na dworcu w Rucianym. Nie pożegnałam się nawet z Basią i jej mężem, bo jeszcze spali, gdy mój szyper odwiózł mnie do przystani, może i dobrze nie musiałam niczego tłumaczyć. 
Siedzę na przystanku autobusowym i nie mogą pokapować się w tych rozkładach jazdy. Mój szyper jeszcze kupił nowy zapas trunków, dostał ode mnie 2 stówy więc ma za co.
Obiecuję sobie, że wsiadam do pierwszego autobusu, który przyjedzie. 
~~~~~~~ 
No proszę jest do Gdańska – myślę sobie w Trójmieście mam znajomych jakby były kłopoty z połączeniem do Łodzi może ktoś mnie przygarnie.
~~~~~~~ 
Tak też się stało 2 dni spędziłam nad morzem i to zatarło niemiłe odczucia nieodbytego rejsu po Mazurach.
Troszkę jeździłam rowerem, byłam w Sopocie i wróciłam do domu znad morza.
~~~~~~~ 
 Dzisiaj poszłam do sklepu i na całkowite poprawienie humoru kupiłam sobie fajną damkę.
~~~~~~~ 
Bujaj się panie szyper i pij dalej jak sądzę to już nie potrwa za długo, było widać, że i ciśnienie i serce ledwo zipią.

Archiwum bloga