czwartek, 30 sierpnia 2012

Smaki dzieciństwa

BAJSZA

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Smaki dzieciństwa
Kapuśniak z prażuchami
Na Śląsku wiedzą, że do „kapuśnioka prażuchy som nojlepsze” a prażuchy to taki rodzaj kluseczek ziemniaczanych z omastą.
* * * *
Urodziłam się w mieście Łodzi i bywam tylko czasem na Śląsku - przyznam szczerze, że nigdy prażuchami mnie nie ugoszczono, ale u nas w domu, podawano prażuchy do barszczu białego, kapuśniaku, czy grzybów świeżych z jajkiem.
 Potrzebne produkty, to;
- 30 dkg wieprzowego surowego żeberka,
- 25 dkg boczku wędzonego lub innej wędzonki,
- marchewka, pietruszka, kawałek selera, natka selera i pietruszki,
- jedno spore kruche/dojrzałe/jabłko – to jest mój pomysł.
- 1/2 kg kapusty kiszonej,
- dwie kiełbaski śląskie wieprzowe,
- 20 dkg grzybów np. podgrzybków lub kurek,
- średnia cebula, 4 listki lubczyku,
- liść laurowy, ziele angielskie, biała zasmażka, ziarnka smaku, pieprz, sos sojowy odrobina, majeranek i odrobina kminku/jak ktoś lubi/, spory ząbek czosnku przekrojony na pół,
- dwie łyżki masła.
Do prażuchów potrzebujemy:
- 5 do 6 ziemniaków,
- mąkę pszenną tortowa,
- 10 dkg słoniny wędzonej, jak ktoś lubi może być cebulka zeszklona z czerwoną papryką – ja lubię i koperek.
- 15 dkg boczku wędzonego
Zabieram się do roboty.
Mięso myję, wrzucamy do garnka do ok 2 l. zimnej wody. Wrzucam ze dwa liście laurowe i trzy kulki ziela angielskiego. Stawiamy na płytce.
Gdy się zacznie gotować zmniejszam ogień żeby wolniutko się gotowało - wrzucamy do wywaru boczek.
W tym czasie, /jeśli trzeba/przepłukuję kapustę wodą, aby pozbyć się nadmiaru kwasu.
Kroję kiełbasę w kosteczkę, wrzucamy na masło i smażę na złoty kolor.
Dodaję pokrojoną drobno cebulę, dalej podsmażam i na koniec dodaję grzyby.
Wszystko duszę przez jakiś czas, podlewając wywarem z garnka.
Gdy woda odparuje a grzyby zmiękną odstawiam, zdejmując z patelni by na niej pozostał tłuszcz.
Możemy na niej wytopić słoninę i boczek wcześniej drobno pokrojone. Będzie to omasta do prażuchów.
Po około pół godziny z gotującego się wywaru wyciągamy mięso i jarzyny a wrzucamy do garnka przepłukaną kapustę i dalej gotujemy na lekkim ogniu.
Po około 20 minutach, gdy kapusta jest już lekko podgotowana, wrzucamy do zupy kiełbasę z grzybami. (W tym czasie możemy pokroić boczek w kostkę i obrać mięso z żeberka a następnie dodać to do zupy, na koniec dodajemy jeszcze utarte na dużych otworach jabłko i obrany czosnek.
Gdy zupa powolutku dochodzi, w osobnym garnku gotujemy obrane ziemniaki pokrojone w kostkę.
Przyprawiamy zupę pieprzem i sosem sojowym, dodajemy też zasmażkę/słabą/, aby ją lekko zagęścić.
Pozostawiamy by sobie odpoczęła. W tym czasie ziemniaki powinny się ugotować.
Odcedzamy je i stawiamy już bez wody na bardzo małym ogniu lub płycie grzewczej ustawionej na minimum, dosypujemy do nich około 3/4 szklanki mąki i szczyptę pieprzu mielonego. 
Tłuczemy ziemniaki z mąką tłuczkiem lub ugniatarką do ziemniaków w garnku, cały czas na włączonym ogniu tak długo aż zrobi się jednolita masa.
Gdy uznamy, że mąki jest za mało dosypujemy, ale pamiętajmy im więcej mąki tym masa będzie twardsza. Kluski formujemy łyżką obiadową nabierając z garnka, wcześniej maczając łyżkę w tłuszczu z wytopionej słoniny i boczku. Najlepiej robić to w ten sposób, że nabieramy gdzieś na pół łyżki i dociskając do brzegu garnka formujemy kluseczkę – prażucha. Odkładamy go do miski. Gdy mamy już kilkanaście prażuchów posypujemy skwarkami słoniny i boczku, tak postępujemy aż skończy się masa. Dobrze jest by miska była metalowa i również stała na minimalnym ogniu lub płycie.

Nalewamy zupę do talerzy. Prażuchy jedzone razem z kapuśniakiem dają niezapomniany smak potrawie, kto raz spróbuje będzie zawsze chciał kapuśniaku z prażuchami.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Kamienie są mądrzejsze.....

BAJSZA

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Pomyśl często mówimy „zimny jak kamień”, ale i wśród kamieni są wyjątkowe.
Są takie, których jak dotkniesz czujesz emanującą z nich energię. Przemierzałam kiedyś dzień po dniu brzegi morza Egejskiego w miejscach, gdzie przed wiekami spacerował pewnie sam Zeus. Później rok po roku inni wspaniali ludzie i tacy bardzo zwykli. Może kiedyś na tym brzegu zbierał kamienie Demostenes i dzięki nim przestał się jąkać. Kamienie milczą, choć znają różne tajemnice. Gdyby tak potrafiły o nich opowiadać.
Norwid
napisał cudny wiersz w „W Weronie”, który kończy się słowami
„…Cyprysy mówią, że to dla Julietty,
Że dla Romea -- ta łza znad planety
Spada... i groby przecieka;
IV
A ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie,
I -- że nikt na nie... nie czeka!”
Kirsten Helming duńska radiestetka twierdzi, że o kamieniach wie wszystko.
O ich magii, pochodzeniu, uzdrawiającej mocy.
„Kamieniami leczy ludzi i zwierzęta. Podkreśla, że stoi mocno na ziemi, żeby ktoś nie wziął jej za "oszołomkę"
Kirsten wie, że gojenie ran przyspiesza przede wszystkim hematyt.
Nazywany także krwawnikiem, już przed wiekami znajdował się w ekwipunku każdego żołnierza.
Tamuje krwotoki, przyśpiesza zasklepianie się tkanki.
Po zacięciu nożem wystarczy przyłożyć go do rany i przymocować plastrem.
Można go też stosować na żylaki: przybandażowany do chorego miejsca po jakimś czasie powoduje wklęśnięcie żyły.
Na obniżoną odporność bardzo skuteczny jest czerwony koral. Darzy siłami witalnymi, potencją, poprawia krążenie.
Gdy jest wam zimno albo macie mało energii - mówi Kirsten - połóżcie go na brzuchu albo owińcie sznur korali wokół pępka.
Do wody pitnej Kirsten wrzuca chorym zwierzętom ametyst i cytryn.
Ten pierwszy - o stłumionym, fioletowym odcieniu, symbol władzy, osadzany zwyczajowo w papieskim pierścieniu - działa uspokajająco.
W razie depresji warto nosić ametystowy wisior, a gdy męczy nas bezsenność położyć obok łóżka ametystową "szczotkę".
Cytryny powstają z wypalania ametystów podczas pożarów w tropikalnych lasach lub wskutek wybuchu wulkanów.
Wyciszają, uspokajają, sprawiają, że w najbardziej napiętej sytuacji można zapanować nad nerwami.
Choć mam 57 lat - uśmiecha się Kirsten - zawsze, gdy idę do dentysty, przyklejam cytryn do splotu słonecznego. Tak samo można zrobić, wybierając się na egzamin czy rozmowę w sprawie pracy.
Cytryn jest korzystny w przypadku astmy, alergii i zmagań z paleniem papierosów.
Rzucając nałóg, najlepiej zastosować równocześnie cytryn i sodalit.
Pierwszy wypiera nikotynę z organizmu, drugi pomaga mówić "nie", gdy organizm się o nią znów upomni...
Niebieski sodalit (jak kolor czakry gardła) działa na tę część ciała znakomicie!
Wisiorek z sodalitu powinni nosić wszyscy, których nękają chrypki, anginy, oraz ci, którzy mają problemy z wyartykułowaniem tego, co naprawdę myślą lub też boją się powiedzieć "nie".
Malachit reguluje pracę żołądka, rodonit - serca, turkus - woreczka żółciowego.
Chorzy na nowotwór, dla wzmocnienia systemu odpornościowego, powinni nosić przy sobie unakit, łzę Apacza i kryształ górski lub Herkimer.
A ci, którzy chcą się pozbyć zmarszczek, niech pocierają je lipidulitem....
Takich recept Kirsten zna setki, o kamieniach może mówić w nieskończoność.
Ma za sobą lata nauki, podróże po świecie i setki wyleczonych pacjentów.
Pierwszym była rodzona córka, która jako nastolatka wyjechała do Kalifornii, gdzie poważnie zachorowała i przestała chodzić. - Pojechałam tam z moimi kamieniami - opowiada Kirsten. - Lekarze nie wiedzieli, co się dzieje z moją córką.
Sposobami radiestezyjnymi sprawdziłam, że jej kręgosłup został zaatakowany przez jakiegoś pasożyta.
Oczywiście w szpitalu nikt mi nie uwierzył. W medytacjach poprosiłam o pomoc i po dwóch dniach kawałek pasożyta został wydalony. Ze względu na ograniczony czas ubezpieczenia kuracja mogła trwać najwyżej 10 dni. Za pomocą kamieni uporałam się z tą chorobą w osiem.
Jednak samo obkładanie kamieniami nie wystarcza.
Kirsten stosuje jeszcze rei-ki, masaż ma-uri oraz zaleca do picia esencje z kamieni, które osobiście przyrządza.
Zjawił się kiedyś w jej gabinecie pacjent z porażeniem nerwu trójdzielnego.
Nie mógł jeść, mówić, a nawet się ogolić; był tak obolały, że chciał umrzeć.
W ciągu dwóch tygodni Kirsten zlikwidowała ten ból, kilka miesięcy później mężczyzna całkiem zapomniał o chorobie. Przyszła kobieta z gnijącymi palcami nóg. Bardzo rzadka choroba tkanki łącznej sprawiała, że od trzech lat nie mogła włożyć na nogi butów. – To wyglądało tak, jakby jej palce zjadały same siebie - wspomina Kirsten.
Po raz pierwszy pacjentka zjawiła się w maju, w październiku żartowała już, że "flirtuje z obuwiem", a na Boże Narodzenie wbiła się w pantofle jak za dobrych lat. Wielu niedosłyszących Kirsten wyleczyła "łzą Apacza". To bardzo skuteczny kamień przy zapaleniach ucha czy chorobach błędnika. Uwalnia też od poczucia krzywdy, "rozpuszcza" zastarzały żal i ból, bo kamienie działają przecież także na psychikę...
* * * *
Skąd się biorą kamienie na Ziemi?
Większość z nas myśli, że są tu od zawsze.
Tymczasem Ziemia odkrywa je przed nami stopniowo, według jakiegoś tajemniczego programu.
Wiemy, że azurytem poprawiała sobie urodę już Kleopatra, a sugulit, którego energię utożsamia się z energią Plutona, znaleziono w 1940 roku, zaledwie 10 lat po jego odkryciu.
Na dużym stole, na który Kirsten wyłożyła kamienie przywiezione z Danii, rzuca się w oczy regularna, jasnozielona kostka obsydianu. Pojawił się w latach 60., a jego barwa jest identyczna z kolorem pasma ludzkiej aury, jakie Kirsten dopiero od niedawna zauważa u przychodzących na świat noworodków. - Możemy się tylko domyślać - mówi - że kamienie przychodzą do nas wówczas, gdy ich energia staje się potrzebna na Ziemi.

W ciągu trzydniowych warsztatów, które prowadzi Kirsten, kilkakrotnie medytujemy z kamieniami.
Wchodzimy do ich wnętrza, rozmawiamy z nimi, prosimy o pomoc.
Któregoś dnia Kirsten radzi nam, by kamieni posłuchać. Rozglądamy się za, dwoma, które najintensywniej nas wołają, zamykamy je w dłoniach, słuchamy... Nie do wiary, jakie są rozgadane!
Zosia, która wybrała Siwa Lingham i onyks, twierdzi, że pierwszy wydaje odgłos jak kowalski młot, a drugi - przeciwnie - subtelny i wysoki, jak kryształowy dzwoneczek.
W ostatnim dniu warsztatów Kirsten uczy nas wróżenia z kamieni. Trzeba w rządku ułożyć siedem i zadać w myślach pytanie. Środkowy kamień to teraźniejszość, trzy po lewej stronie - przeszłość, trzy na prawo - przyszłość.
Gapimy się w swoje kamienie jak sroka w gnat i niewiele potrafimy powiedzieć. Wreszcie Kirsten się nad nami lituje... Na serwetce Renaty leży średniej wielkości granat, pasiasty ametyst, górski kryształ, jaspis, różowy niewielki rodonit, w końcu regularny, okrągły ametyst i akwamaryna.
Renata pytała kamieni, czy jej córce uda się zostać weterynarzem.
- Ona od małego wiedziała, czego chce, ale miała taką przyjaciółkę, prawda?.. To nie była dobra znajomość...
Oczy Renaty robią się okrągłe ze zdziwienia. -Twoja córka zapomniała trochę, kim jest, co naprawdę myśli, bo za wszelką cenę chciała się przyjaciółce przypodobać.
Na szczęście to się zmieniło, ta przyjaźń się skończyła, twoja córka wróciła na swoją ścieżkę życia.
Niech nosi przy sobie stale rodonit i tygrysie oko.... - Dokładnie tak jest - Renata nie może wyjść z podziwu.
Na całym świecie na kursach Kirsten Helming kształcą się lekarki i pielęgniarki, uzdrowiciele i manicurzystki.
Na naszych warsztatach są nauczycielki ze szkoły dla upośledzonych dzieci, rolniczka, malarka, lekarka, kilka zawodowych bioterapeutek, dwie emerytki, urzędniczka.
Iwonę mąż przywiózł z nogą w gipsie.
Pytam Kirsten, czy będziemy kiedyś znać kamienie tak, jak ona? Czy każdy może się tego nauczyć?
-Już możecie próbować na rodzinie - mówi - ale jeśli chce się leczyć obcych ludzi, trzeba mieć pojęcie trochę szersze: o lekach, anatomii... Ale najbardziej potrzebne jest serce.
Wielkie serce otwarte na pomoc ludziom...”
Przytulajmy, więc do siebie, te kamienie, które potrafią ogrzać nasze serce.
* * * *
A’ propos  pomyślałam sobie, że mam apetyt na moje ulubione naleśniki.

Do kamieni jeszcze wrócę, ale Ania.... mnie tak rozbawiła, że muszę się przestać śmiać nim zacznę dalej o nich pisać. 
Słodkich snów – dla tych, co na morzu.

sobota, 25 sierpnia 2012

Gdy miłość otula jak mgła

BAJSZA

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
M. pojechał znów jakąś połamaną laskę wymasować a ja nie bardzo miałam pomysł na to, co mam robić z tak ładnie zapowiadającym się weekendem, ale mój ex się pozbierał z depresji i skosił trawnik obok domu.
W sumie szkoda, bo miałam te chaszcze sfilmować. 
Chciałam zrobić takie czołganie się przez zarośla, ale popsuł mi zabawę.
Oczywiście on tyłu ogrodu, czyli tego, co ja uprawiam nie kosi, ale skoro kosiarka była już wyjęta postanowiłam i ja skosić.
Nie mogłam od razu, bo gotowałam pyszny obiadek.
* *
Szczepan miał mnie zabrać do radomskiego skansenu, ale chyba jakaś młodsza laska, mu się trafiła.
On jest taki jakby właśnie, ktoś przejechał przez niego kosiarką i jeszcze się nie otrząsnął, – więc może i dobrze, – choć oboje kochamy fotografować i nawet w tym jego szoku przed ogarnięciem się zawsze mamy, o czym rozmawiać - tylko zastanawiam się jakim on jest kierowcą. 
No cóż zapomniał o mnie.
Ja zaś zabrałam się za super obiadek i uzgodniłam z exem, że ma mi zostawić kabel to skoszę resztę za jakieś 3 godziny.
A na samotny obiadek – zrobiłam;

  Pieczarki faszerowane w zapiekanych jabłkach
Składniki;
* ponad ¼ kg zgrabnych pieczarek,
* 1 bułka najlepiej z dnia wczorajszego,
* czubata łyżka natki pietruszki,
* kilka listków lubczyku,
* 2 listki bazylii,
* odrobina koperku,
* 2 duże ząbki czosnku
* ¼ łyżeczki soli
* 2 łyżki miękkiego masła
* kilka kropel miodu,
* pieprz do smaku,
* sok z połowy grejpfruta
* tyle jabłek, żeby w każdą połówkę mieściła się pieczarka
Wykonanie;
Pieczarki czyszczę, wyrywam nóżkę (brzmi tragicznie, wiem ;)
* łyżeczką wydłubuję ciemne blaszki - takie pieczarki nadają się już idealnie do faszerowania.
* kajzerki tnę w drobną kostkę i przekładam do miski.
Ząbki czosnku obieram z łupinki i rozcieram na papkę lub wyciskam w maszynce.
Pietruszkę, koperek, lubczyk, bazylię - tnę dość drobno.
Dłonią mieszam bułkę, pietruszkę, czosnek, połowę soku i masło. 
Lekko ugniatam, aby całość równomiernie przeszła zapachem i smakiem. 
Pieczarki wypełniam farszem, układam na wydrążonych połówkach jabłek z kroplą miodu na dnie wydrążenia i odrobiną soku z grejpfruta – układam ciasno w naczyniu żaroodpornym.
Przed podaniem zapiekam około 20 minut – mają być podpieczone ledwo złocące się grzanki,  
a jabłka/puszyste/.
Jak piekarnik za mocno piecze przykryć po podpieczeniu grzanek luźno folią aluminiową, żeby jabłka doszły a grzanki się nie spaliły
* * * *
Kotlet de volaille
Składniki;
 *piersi z kurczaka (ok. 150 g każda; większe nie uduszą się dostatecznie w środku)
1/4 kostki solonego masła
1 ząbek czosnku (bardzo drobno pokrojony)
1/2 małej, czerwonej cebuli (bardzo drobno pokrojona)
2 łyżki posiekanej natki pietruszki
sok z 1/2 cytryny
1 jajko
mąka (ok. 8 łyżek)
bułka tarta (ok. 8 łyżek)
klarowane masło do smażenia (lub opcjonalnie: olej)
sól, pieprz, pieprz czosnkowy
Wykonanie;
Piersi delikatnie rozbijamy tłuczkiem (powinny być cienkie, ale nie powinny się podziurawić).
Do rozbijania najlepiej włożyć je w foliowe woreczki – mięso nie będzie pryskać).
Masło dusimy widelcem, dodajemy czosnek, cebulę i pietruszkę oraz sok z cytryny.
Dokładnie mieszamy - formujemy mały wałeczek.
Maślane wałeczki/jest ich tyle ile ma być kotletów/ układamy na roztłuczonym mięsie, zawijamy brzegi i ciasno zwijamy w roladkę.
Spinamy 1-2 wykałaczkami.
Roztrzepujemy jajko widelcem, doprawiamy solą, pieprzem i pieprzem czosnkowym.
Roladki obtaczamy w mące, potem maczamy w jajku, i jeszcze raz w mące a na koniec panierujemy w bułce tartej.
Smażymy na dobrze rozgrzanym, klarowanym maśle (lub opcjonalnie na oleju), najlepiej każdy kotlet osobno, na niezbyt dużym ogniu.
Czas smażenia jednego kotleta powinien wynosić ok. 10 minut, podczas których panierka nabierze złoto-brązowego koloru, a mięso dobrze udusi się od środka.
Każdy usmażony kotlet osączamy na papierowym ręczniku.
Ze świeżo upieczonego kotleta de volaille po przekrojeniu delikatnie tryska masło.
Sałatka z ogórka, młodziutkiej cukinii.
2 młode cukinie wielkości młodej marchewki, takie, w których nie wykształtowały się jeszcze ziarna.
1 ogórek
Kilka pomidorków koktajlowych, papryka marnowana, koperek, ząbek czosnku, sos czosnkowy gotowy, pieprz do smaku.
Cukinię tnę w długie paski nożykiem od obierania ziemniaków, ogórka tnę temperówką do warzyw, pomidorki w ćwiartki i plasterki, czosnek w bardzo drobną kosteczkę, „pieprzę sobie” hi, hi.  
Prószę pociętym koperkiem, dekoruję sosem czosnkowym.

Po zjedzeniu obiadu padłam jak kawka.
Zatem kosić poszłam jak wstałam o 16 tej.
Ledwo zaczęłam wrócił M i musiałam mu obiadek przygrzać, bo obiad był zbyt skomplikowany, żeby sam sobie poradził.
Dowiedziałam się od exa, że rozmawiał z A i pokazywała mu widok z oka – cholera mnie wzięła, – bo do mnie znów od lipca się nie odzywała i widoku z okna nie widziałam a chciałabym.
 * * * *
A - jesteś @ i tyle.
Ledwo dycham powinnam zmierzyć cukier, bo zmęczyłam się strasznie tym koszeniem – no mam 68 – mogę sobie torcika troszkę zjeść.
Robert z Niemiec napisał do mnie; 
„Wydaje mi się, że psy bardziej zasługują na nasza miłość niż ludzie.”
Oczywiście ja odpisałam mu to, co w tym momencie czułam.  
„…nie sądzę zarówno psy jak i ludzie potrzebują miłości.
Miłość uskrzydla powoduje, że wszystko znów ma sens, powoduje, że mamy tyle do
ofiarowania.
Jedno, o czym każdy marzy to by być kochanym.
Jednak jeszcze cudowniej
jest samemu kochać i czuć, że miłość jest jak mgła, która nas otula….”.
Teraz jednak zastanawiam się czy on przypadkiem nie ma racji, bo przecież jak bardzo jesteśmy nieszczęśliwi, gdy czujemy, że nie jesteśmy kochani, mimo, że sami serce oddaliśmy na dłoni.
Życie nie jest czarno białe i lepiej się nie zagłębiać w takie dywagacje, bo tylko się sfrustrujemy a na co nam to.
Delektujmy się smakami i przytulajmy do siebie, te kamienie, które potrafią ogrzać nasze serce.

piątek, 24 sierpnia 2012

Torcik

BAJSZA

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Byłam dzisiaj u pani doktor, po tabletki.
Przeżyłam prawdziwy szok, przychodnia była praktycznie pusta 4 góra 5 osób na całym piętrze gdzie jest, co najmniej 20 gabinetów.
Moją lekarkę lubię - nie, jako lekarza, ale jako człowieka.
Jest jakaś taka odlotowa i nie wiem nawet, czemu.
Nie jest piękna, ani brzydka taka jakaś, nóżki jak patyczki, taka trochę w figurze zabiedzona, stroje też ma raczej przedpotopowe, ale pasują do niej.
Lubię chyba w niej takie jakby rozkojarzenie, niby z Tobą rozmawia a odnosisz wrażenie, że myśli o czymś zupełnie innym.
Nie ważne, przepisała mi leki, zapytałam ją czy jest już po urlopie, bo fajnie jest opalona.
Odpowiedziała, że było super.
Krótko, ale fajnie – zaskoczyła mnie, bo dała mi paczkę leku w prezencie.
Byłam w takim szoku, że teraz nie wiem czy podziękowałam, myślę, że tak, bo mam to we krwi, za wszystko dziękuję, ale nie spodziewałam się.
Wróciłam do domu i szczęśliwa, bo zaopatrzona w leki na praktycznie 3 miesiące - zrobiłam ciasto na jeszcze lepszy humor.
Znaczy taki torcik z galaretką serowy bez pieczenia
składniki:
1/2 kg białego sera,
paczka biszkoptów/mam miejsce, gdzie kupuję takie prawie bez cukru/,
1/2 koski masła,
szklanka cukru waniliowego - ja dałam tylko 1/4 szklanki - trzcinowego z wanilią,
2 żółtka,
skórka z cytryny,
2 galaretki owocowe/jedna bardzo jasna np. cytrynowa/ .
Owoce – borówka amerykańska,
Kilka truskawek 5 poziomek
Śmietanka w sprayu,
Wiórki kokosowe.
 Ser zmielić przez maszynkę, masło utrzeć z cukrem i żółtkami. Gdy będzie puszyste dodajemy po trochu ser.
Ucieramy razem.
W międzyczasie rozpuszczamy jasną galaretkę wg przepisu na opakowaniu i czekamy aż troszkę stężeje.
Biszkopty wykładamy do formy, wkładamy masę serową. Wszystko to zalewamy tężejącą jasną galaretką. Wstawiamy do lodówki, aby ciasto zastygło.
Przygotowujemy po godzinie owoce/borówki amer./, układamy na masie serowej i zalewamy 2 galaretką moja była z owoców leśnych.
Gdy wszystko stężeje wierzch przybieramy truskawkami poziomkami i bitą śmietaną, boki wiórkami kokosowymi.
Jak ciasto stężeje na dobre kroimy zgrabną porcję – talerzyk posypujemy wiórkami i odrobiną kawy granulowanej, żeby lepiej wydobyć smaki.

Robimy dobrą kawkę siadamy przy oknie zachodnim i podziwiamy zachód słońca delektując się serniczkiem.
Oczywiście obok swoimi pełnymi pożądania oczami świdruje mnie Szabaj i nawet nie jestem w stanie skupić się na zachodzie.
Widzę za to kolejny kwiat na kaktusie od Jasia.
Jaś mi znikł na dobre jak mu wysłałam deklinację rzeczowników, bo nie mogłam ścierpieć jak pisał do mnie Basia zamiast Basiu.
Ech – obraził się – gorsze rzeczy go nie ruszały a deklinacja chyba przepełniła szalę goryczy – trudno nie chce się uczyć niech żyje w ubóstwie intelektualnym.
Ja już taka jestem, nie potrafię znieść niektórych rzeczy.
Znany i bardzo u nas popularny wyraz „krzywa”,po łacinie, powtarzany zamiast przecinka, doprowadza mnie do szału – a przecież jestem bardzo spokojnym człowiekiem.
Oczywiście hamuję się – szczególnie jak mam tzw. „fachowców” w domu. Kiedyś udało mi się hamować przez półtora dnia, ale dłużej nie wytrzymałam i grzecznie, ale poprosiłam, żeby nie używać przy mnie podobnych wyrazów.
Ja rozumiem, jeśli takie słownictwo używane jest w tak zwanym celu artystycznym, żeby osiągnąć jakiś efekt, ale jak ktoś w kółko gada to samo nie zdzierżę tego za długo.
Dlatego między innymi unikam ludzi, którzy swoje tokowanie opierają o tego typu słownictwo.
Ech tam w moim otoczeniu, jak ktoś chce przebywać musi się oduczyć a to się chyba da zrobić.
Zjadłam godzinę temu ciasto i spać mi się zachciało sprawdzę o ile skoczył mi cukier.
117 – czyli ciasto dobre dla cukrzyków.
Zatem życzę smacznego.

W filmiku pokazałam fasolę fioletową, która rośnie na 10m i ma mnóstwo ok 15 cm strąków, dojrzewających sukcesywnie.
Po ugotowaniu robi się taka zielono żółta i jest pyszna polecam. 
Już dwa razy miałam z niej obiad a mam posadzone tylko 4 krzaczki i sadzę, że jeszcze na 3 obiadki przynajmniej będzie.
Jest też zupka ogórkowa – wzmocniona, czyli z mięskiem, jajkiem i ziemniaczkami, – czyli danie jednogarnkowe dla pracującego hi, hi chłopa.
I tradycyjne ziemniaczki z zasmażanymi skraweczkami z boczku i maślanka.
Obiadek na upał.
* * * *
Jasiu kurczątko blade zrozum.
Jak ja bym tak do Ciebie jak Ty do mnie pisała zamiast Jasiu – to Jasia – jak byś się czuł?
Zgłupiałbyś pewnie i korale swojej byłej zacząłbyś nosić.  

środa, 22 sierpnia 2012

Moje poczochrane życie.

BAJSZA

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Chodzę dzisiaj jak sekutnica, to chyba przez te sny urywane.
Cukier mam niski, – co znaczy, że się niczym nie denerwuję, nawet się przed chwilą uśmiałam z M.
Poszłam na górę do pokoju M, czyli do połowy mojego dawnego salonu.
Połowy, bo sąd mi przyznał połowę salonu i trzeba go było podzielić, skoro sędzina nie chciała mi dać tego pokoju, który ja chciałam.
Nie ważne, przez ten salon i mądry podział sądu mam uszkodzony kręgosłup, bo mój ex bronił mieszkań jak lew i gdy wybierałam się na górę, żeby zobaczyć, co te mądrale mi przyznały – tak mnie pchnął na filar, że mało, co a byłabym sparaliżowana do końca życia/przesunął mi tak kręgi 4 i 5 szyjny, że ledwie kręgosłup się trzyma w kupie/.
Kto wie czy moje dzisiejsze kłopoty ze stopą i stawem biodrowym nie biorą się właśnie z tego.
Było minęło salon się podzieliło ex w drugiej części salonu ma komórkę, cebula rośnie u niego na cudnym kiedyś jesionowym parkiecie.
Na pianino sufit miarowo spada, zostawiając gołe tynki z zaciekami.
A ja kiedyś jak to się mówi żyły wypruwałam sobie, żeby wszędzie było cudnie - serce mi pęka jak na to patrzę.
Poszłam tam do pokoju M, bo moja wisteria rośnie w zastraszającym tempie/już 2m od posadzenia/ i musiałam ją podpiąć, w kierunku metalowej balustrady na piętrze, bo się zapuszczała na 2 piętro po rynnie do exa - samobójczyni.
Jakby podrosła pewnie zerwałaby rynnę, a na 2 piętro nie mam wstępu i straciłabym nad nią kontrolę.
Dlatego właśnie przez otwarte okno nie mojej połowy salonu z balkonu widziałam jak salon exa popada w ruinę.
 Strasznie, to smutne jak sobie pomyślę,/sorry za bezpardonowość/, – że krocze jakiejś kwoczki ważniejsze było niż dorobek całego życia.
Faceci czasami są durniejsi od osłów.
No cóż każdy sobie rzepkę skrobie.
Może właśnie, dlatego teraz mam taki sceptyczny stosunek do sexu, mimo, że zawsze byłam w tych sprawach nowoczesna. 
Uważam, że związki, które opierają się wyłącznie o sex są nic nie warte.
Normalną rzeczą jest, że takie uzależnia odbierają rozum i w efekcie ludzie zostają na lodzie jak mój ex.
* * * *
Uśmiałam się, bo środa to ponoć najgorszy dzień dla M w pracy, więc mu zawsze w środy dogadzam, żeby mu trochę zrekompensować to wkurzenie, z jakim zawsze wraca.
Dzisiaj zrobiłam mu ulubioną ogórkową z ziemniaczkami, mięskiem i śmietanką - pychotka po prostu.
Zjadł zupkę z grzankami dodatkowo i poszedł spać.
On się budzi tak jak ja, przez 10 min chodzi nieprzytomny i próbuje wrócić do realnego życia, na tak zwanych bardzo wolnych obrotach.
Rzadko to widzę, bo siedzi u siebie w tym czasie, ale dzisiaj weszłam do jego pokoju - podobno w 2 minuty po tym jak wstał z łóżka.
Tak dziwnie warczał, jak zatkana rura.
Pytam go, co Ci a on mi na to, że nie dość, że w pracy go wkurzają – to jeszcze w domu śni mu się praca.
I tu oczywiście były takie warknięcia, bo wie, że przy mnie się nie klnie, więc, klnie sobie, ale tak to zniekształca, żeby nie było wiadomo, co to.
Ma do tego zawsze taką fryzurę, że mała głowa – umrzeć ze śmiechu można.

Postaliśmy na balkonie, popatrzyliśmy na ogród z góry i zaszliśmy na kawę do mnie.
Narwałam fasoli w ogrodzie i chciałam go jeszcze uraczyć, ale już nie mógł, tak się najadł tą ogórkową.
* * * *
Część fasolki zjadłam do tabletki/nie chcę ich jeść na pusty żołądek/a reszta zostanie na jutro.
* * * *
Tak mi ta Ela ostatnia exa po głowie chodzi, zakolegowałyśmy się nawet trochę, tzn. ona chciała lody przełamać – zapraszała mnie na winko – hi, hi a ja nie piję.
No z nią tam dziubek umaczałam jak to się mówi i ciasto też dziabnęłam.
Pogadałyśmy – trochę o sobie opowiadała – miała też nieciekawe, życie, – ale czemu wybrała jego myślałam?
Widać nie bardzo była w stanie go rozszyfrować, co ja jej mówić miałam - nie mówiłam nic.
Każdy tak orze jak może.
Zależy to od percepcji umiejętności składania obserwacji do kupy i wyciągania wniosków.
Ja też kiedyś popełniłam ten błąd.
Odeszła w Sylwestra widziałam, bo tachała 2 ogromne torby jak sądzę z rzeczami.
Przeszła pod moim oknem wkurzona na maxa – nie wiem, czemu go zostawiła.
W sumie to nie moja sprawa, ale wolałam jak była, bo zawsze jak ktoś patrzy to ludzie zachowują się łagodniej – udają lepszych niż są – szczególnie, gdy im na kimś zależy.
Póki, co jest ok., ale to niestety o niczym nie świadczy jak znów mu odbije można się wszystkiego spodziewać.
Widzę, że jakiś kryzys przechodzi, bo wczoraj przyszły do niego jakieś paczki.
Odebrałam je i zaniosłam mu na górę położyłam na filarku, nawet pukałam, ale się nie odzywał – jakby go nie było.
M wrócił z pracy, więc mu powiedziałam, że położyłam tam pod jego drzwiami paczki dla exa, bo go chyba nie ma.
M poszedł na górę i wrócił się.
Jest powiedział, bo kapcie nie stoją w holu.
Poszłam 2 raz po 3 godzinach zapukałam zszedł w majtkach i podkoszulce widać było, że spał.
Powiedziałam o paczkach.
Wziął.
M mnie dzisiaj spytał czy wiem skąd były wysłane, znaczy, kto jest nadawcą?
Nie wiem nie patrzyłam sama się zastanowiłam – kiedyś bym to skontrolowała dziś jest mi to kompletnie obojętne…
Warto sprawdzić powiedział M, może zamawia jakiś środek na niewygodną ex żonę – hi, hi no i widzisz jak M dba o mnie, bardziej niż ja sama. 

Archiwum bloga