niedziela, 25 sierpnia 2013

Powieść - rozdział 13 Zainspirowana

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 13
Zainspirowana
~~~~
Czy się pieszczotom oddałeś tak cały,
by Cię od westchnień marzenia bolały.
 Tańczyć umiałeś na skraju przestrzeni,
by Cię kozaku wyrwały w niebiosa,
 dreszcze, gdy stopa moja będąc bosa
rannymi kropelkami tylko ukwiecona
wcisnęła się miękko
nie w Twoje ramiona lecz uda,
figlując pięła się ku niemu.
Słonecznym promieniem roziskrzyła oczy
byś łzę poczuł słoną na krawędzi nocy,
tam gdzie się gwiazdom oddają uroczym
kochankowie, marzanny, trzciny i sitowia.
Kochankowie naiwni czy nimfa w fiolecie,
w mgły tylko spowita, jedyna na świecie
lekka i bezdomna krążąca wśród traw
ze wstydu tuląca w ciszę swoją twarz
i taka niezwykle tym faktem strapiona
czy czułeś jak cicho w poranek wtopiona
wije się i pręży a one falują w ramionach
i jak w jękach cichutkich cała prawie kona.
Gdy tęsknią i tęskniąc same Cię wołają.
Unoszą się ku słońcu lekko omdlewają
i ścielą się jak kwiaty na trawy dywanie,
czekają……, bo najcudniejsze
jest właśnie czekanie.
Ten wiersz właściwie powstał at hoc, na kolanie przypadkiem. Usiłowałam przeczytać „SONET O POLSKIEJ MILOSCI” pana Ryszarda Walczaka, który odsłonił mi się przypadkiem w Internecie w blogu SEX POEZJA. Piszę o tym, bo niestety, mimo, że poezję lubię a erotyczna wyzwala we mnie lekko już uśpione rządze nie byłam w stanie tego SONETU do końca przeczytać. Nie chodzi nawet tylko o przeczytanie, bo przecież czytamy różne śmieciowe informacje, które nawet wywołują w nas obrzydzenie.
Chodzi o obcowanie z poezją, to dla mnie jest jak rozwijanie się bardzo osobistych i pięknych uczuć.
Czytając dobrą poezję, człowiek utożsamia się z klimatem, wnika w niego jak skrzypcowa muzyka, nasiąka nim i staje się amforą, która chłonie całe piękno poezji. Jednak, żeby tak się stało piszący powinien zadbać o to by nic nie rozpraszało czytającego, bo czytanie poezji jest jak swojego rodzaju misterium czy nabożeństwo.
Natomiast niechlujstwo w przekazie typu bez ą, ę, ł, ź, czy ż, pomijam już sprawę znaków przystankowych, które jakby nadają rytm utworowi – powoduje, że zamiast nasiąkać klimatem utworu - muszę rozgryzać, o jaki wyraz chodzi, czy miało być luki czy łuki czy jeszcze coś innego.
Poezja taka być nie może, o ile obraz malarski może być niedomalowany zostawiać, jakby margines na wyobraźnię odbiorcy i pozwalać mu pofantazjować, co można by tu jeszcze domalować, żeby to bardziej przypominało…….O tyle poezja a do tego poezja erotyczna, nie może być pisana niechlujnie, bo nawet jakby miała najpiękniejsze treści do przekazania, to kombinowanie, jak mnie zniechęci odbiorcę.
Mój kolega fantastyczny malarz Maciej K. napisał do mnie, w prywatnej wiadomości na Facebooku, gdy nieśmiało zwróciłam mu uwagę, że warto, by podawać choćby małym drukiem autora wiersza, jeśli to nie my go spłodziliśmy dla tych, którzy się poezją nie interesują a nawet dla tych, którzy się interesują, ale w tych klimatach jeszcze nie buszowali – Mnie to Basiu bawi jak osoby, którym się wydaje, że są na poziomie wiersz Stachury uważają za mój.
Piszę tu skrótem taki był sens.
Najbardziej jednak podobało mi się, gdy wstawił taki tekst w swoim profilu.  
„NIEKTÓRZY LUDZIE MOGLIBY SIĘ ZABIĆ, SKACZĄC Z POZIOMU SWOJGO EGO NA POZIOM SWOJEGO IQ”
Uważam, że będzie to najlepszym komentarzem, dla Sonetu, który mnie nie porwał, ale miał ten „+” , że zainspirował mnie do napisania własnego mini erotyku.
Pewnie nie wybitnego, ale przynajmniej jak sądzę nie wkurzającego.
Popatrz nawet to, co nas wkurza czasami bywa twórcze, jednak myślę sobie, że gdybym w łóżku z mężczyzną słuchała takiego Sonetu mogłabym stracić chęć na erotykę.
To jednak moje prywatne odczucie są zapewne osoby, które to by kręciło.
~~~~~~
Znów zostałam uczytielką – zawsze marzyłam, by uczyć tańca albo jazdy na łyżwach.
Z tańcem to było prosto, bo sama go kocham, więc jak gdyby oddawałam się swoim tanecznym nastrojom.
Kino było jeszcze jak byłam dzieckiem i ciocia uczyła w Wolborzu tych wyrośniętych niezgrabnych w tańcu ruszających się jak przysłowiowy „słoń w składzie porcelany”. Ja, która gdzieś w kąciku pląsałam najczęściej za pianinem, odsuniętym od ściany, by dźwięki jak sądzę wibrowały w przestrzeni i nieomal podniecały do tańca tych młodych kozaków „Gąsiora” czy „Trojaka” - najczęściej niestety bezskutecznie.
Ja zaś mała dziewczynka z cienkimi nóżkami oddawałam się pląsom na nikogo nie zważając do chwili, gdy ciocia i cała grupa z zaciekawieniem przyglądała się moim improwizacjom.
Zarówno taniec jak i jazda figurowa śniły mi się po nocach przez całe życie i to, co wyczyniałam w tych snach przekraczało nawet ramy mojej realistycznej wyobraźni.
Jednak o ile z tańcem to było tak, że większość sennych akrobacji tanecznych udawało mi się na jawie wytańczyć o tyle moje umiejętności jazdy figurowej, mimo, że moim instruktorem był sam Zdzisław Pieńkowski startujący wielokrotnie na Mistrzostwach Europy w latach 60 między innymi w Bratysławie, Ljubljanie, Västerås czy Garmisch-Partenkirchen wyjeździć sny było zupełnie niemożliwe. Faktem jest, że Zdzisław klasował się w 20-ce na Mistrzostwach Europy, ale kolegą i instruktorem był wyjątkowym. Mężczyzną, za którym dziewczyny szalały, co niezwykle pomagało w sumienności na treningach, mimo to niestety może, dlatego, że dopiero na studiach zaczęłam się uczyć jazdy figurowej moje sukcesy były raczej średnie.
Są jednak dziedziny, w których sprawność fizyczna jest mniej potrzebna i w takiej dziedzinie zostałam uczytielką.
Ok. zawsze lubię takie długie wstępy, żeby odkryć tajemnicę. Zostałam trenerem komputerowym, znaczy uczę cudną dziewczynę poruszania się nie tylko w komputerze, ale szczególnie w grafice i fotografii. Jest to o tyle przyjemne, że dziewczyna mieszka w pięknym domu, do którego jeżdżę rowerem, zakolegowałyśmy się już naprawdę mocno. Nawet w ramach przerw jeździmy na wspólne wypady rowerowe za miasto. Jestem kompletnie zajęta, czuję się potrzebna, co w mojej sytuacji życiowej jest niezwykle budujące i to, co robię inspiruje mnie nie tylko do odkrywana nowych przestrzeni codziennej realności, ale otwiera mnie w sposób niesamowity na życie i pragnienia innych.
Moja koleżanka, która mnie do tej dziewczyny zawiozła – powiedziała – musisz, z nią porozmawiać ile będziesz brała za godzinę.
Hi, hi oczywiście ja żadnych pieniędzy nie biorę, nie, dlatego, że nie cenię swojej wiedzy w tej dziedzinie, ale dlatego, że mój kontakt z tą dziewczyną jest tak miły i inspirujący wręcz przyjacielski, że to ja czuję się jej dłużnikiem.
Myślałam o tym, by pojechać do „Agrafki” i zaoferować im swoje usługi w dziedzinie grafiki komputerowej. „Agrafka” jest Grupą Wolontarystyczną organizującą czas dzieciom zaniedbanym wychowawczo i opóźnionym w rozwoju.
Kto wie czy się tam później nie zgłoszę, bo bardzo dużo satysfakcji i inspiracji daje kontakt z drugim człowiekiem. To jest po prostu boskie.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Powieść - rozdział 12 Ucieczka.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
 Rozdział 12
Ucieczka.
Januszek też mi zginął, przepad jak kamień w wodę, a przecież tyle wspólnie przeżyliśmy.
Pierwsze nasze wspólne przeżycie wiązało się z moimi uszami.
Dostałam od dziadka, kiedy jeden jedyny raz przyjechał do mnie maleńkie złote kolczyki z rubinkiem. 
Ponoć były od babci, ale ona już nie żyła i moja mama powiedziała, do pani Janeczki, czyli mamy Janusza, że pewnie po śmierci jej wyjął z uszu. 
Ja to usłyszałam i za Chiny nie chciałam tych kolczyków nosić. 
Mama pewnie, by nosiła, bo lubiła świecidełka, ale nie miała dziurek w uszach. Wtedy chyba nie było takich jak teraz zakładów kosmetycznych, więc dziurki w uszach robiło się domowym sposobem. 
Mama, by sobie zrobiła, ale pewnie się bała. Wymyśliła, zatem, że najpierw zrobi mnie a jak ja to przeżyję to zrobi sobie. 
Poszłam do Januszka błagać go, by poprosił swoją mamę, żeby mi tych dziur w uszach nie robiły, że po umarłym to ja na pewno się zarażę i też umrę. 
Skąd taką argumentację wymyśliłam nie mam pojęcia miałam zaledwie 4 lata chyba. Januszek bardzo mnie kochał jak siostrzyczkę, więc obiecał wstawić się za mną.
Oczywiście jego wstawienie pomogło na tyle, że mama poszła do miasta i kupiła srebrne kolczyki takie byle, jakie, żeby tylko na okres zagojenia się dziurek były a może i na zawsze, gdyż nie wiedziała czy sobie przekuje uszy czy nie.
Ugotowały obiad z panią Janeczką posadziły nas przy stole i zaczęły się negocjacje. 
Mama powiedziała, że jak się zgodzę przekuć uszy to po pierwsze, jutro będą na obiad kluski z truskawkami, które uwielbialiśmy oboje, po drugie w niedzielę pojedziemy do Łodzi do Ogrodu Zoologicznego. Ten ogród to już nam obiecały z pół roku wcześniej, ale tata Janusza był ogromnie zajęty, bo łapał złodziei. 
Samochody służbowe były zajęte a tramwajem to było okropnie daleko i mnóstwo przesiadek po drodze, na pewno przed nocą byśmy nie dotarli. 
Ogród Zoologiczny był bardzo podstępnym podejściem, tylko Januszku jak myślisz, czy Ci złodzieje przestaną na jedną niedzielę kraść? 
Janusz zrobił taką minę, że pomyślałam, że nie wierzy w te obietnice. Powiedział wtedy tak. I tak Ci te dziurki zrobią, bo już kupiły te srebrne kolczyki, będę przy Tobie nie martw się. 
Ty się drzyj w niebogłosy, to może mama się wystraszy albo sąsiedzi zadzwonią po milicję. 
Akurat jedyny telefon na całej ulicy ma babcia, czyli jest u nas. 
Niiiie chyba jeszcze Zw---scy mają. 
Nie zadzwonią, ale może mama się wystraszy i mi nie przebije. 
Jak nas nie zabiorą do ogrodu a Ci te uszy przekują, to Ci obiecuję, że ja Cię zabiorę. 
Co było robić zgodziłam się po rozmowie z Januszkiem. 
Pani Janeczka gotowała kluski a mama wstawiła kociołek do prania na piecu poprzebijała korki igłami puściła na wodę i wszystko gotowało się kilka godzin na piecu. 
Nie miałam pojęcia, po co to się gotuje. Bałam się okropnie, że mnie poparzą tymi gorącymi igłami i na co tyle tych igieł czyżby miały zamiar więcej mi tych dziur robić. 
Od rana chlipałam Januszek cały czas mnie pocieszał, nawet pamiętam, że powiedział; Gdybyś przypadkiem umarła, to będę Ci przynosił kwiaty na grób, co dziennie do końca mojego życia. 
Pięknie, gdybym umarła.
Co było robić mama powiedziała, że lepiej żebyśmy te kluski zjedli po przebiciu uszu, bo jak zjemy wcześniej to mogę zwymiotować. Popatrz, jaka była ostrożna.
Posadziły mnie na stole w kuchni naszykowały różne rzeczy do dezynfekcji i jakieś gazy wyjałowione i watę. Oczywiście zaczęłam się drzeć jak tylko mama zbliżyła się do kotła z igłami i wierz mi, że wcale nie udawałam. 
Prułam się jakby mnie ze skóry obdzierali, ale niestety nic nie pomogło. 
Pani Janeczka mnie trzymała, żebym nie uciekła – trochę ją wtedy przestałam lubić. Mamie nawet to zręcznie poszło, co prawda jedną dziurkę mi zrobiła troszkę niżej niż drugą. 
Klusek jeść nie mogłam, bo byłam taka spłakana dopiero za dwie godziny zjedliśmy obiad jak Januszek mnie uspokoił.
Bolało? Nie, ale się bałam naprawdę.
Od tamtego czasu już się niczego nie bałam, uznałam, że jak własna mama mnie przebiła w 2 miejscach na wylot, to już nic gorszego nie może mnie spotkać.
Czekaliśmy od poniedziałku do niedzieli na ten wyjazd. 
Mamy nawet z Panem Tadeuszem rozmawiały, ale on powiedział, że mowy nie ma, bo jeden samochód zabiera jego szef a drugi jedzie na polowanie. 
Oboje zaczęliśmy ryczeć, że nas oszukują, ale Januszek opracował plan. 
Jak nas nie zabiorą w niedzielę, to w poniedziałek ja Cię zabieram, trzeba tylko coś do jedzenia zabrać, bo mamy mówiły, że do nocy może nam zejść nim tam dotrzemy. 
Ja zdobędę bilety tramwajowe albo pieniądze – Ty jedzenie.
Oczywiście w niedzielę nie dość, że nie pojechaliśmy to jeszcze się rozpadało i mamy miały wytłumaczenie, że pada i trzeba przełożyć wyjazd na przyszły tydzień.
W poniedziałek pogoda się poprawiła i oczywiście wyruszyliśmy z Januszkiem do Łodzi. Janusz podkradł pieniądze ze skarbonki, ale powiedział, że jak wsiądziemy do tramwaju, w którym prawie nie ma ludzi to pokapują się, że jesteśmy sami i nas milicja odstawi do domu. 
Wyruszyliśmy i szliśmy pieszo wzdłuż torów do miejsca, gdzie na przystanku będzie wsiadało więcej ludzi i będzie wyglądało jakbyśmy z kimś byli. 
Doszliśmy praktycznie do miejsca, gdzie dzisiaj zaczyna się Ikea a ludzi na żadnym przystanku nie było dostatecznie dużo. ja byłam skonana, wyglądaliśmy jak półtora nieszczęścia, ledwo nogami powłóczyliśmy.
Podjechała suka i wysiadł jakiś milicjant. Janusz nie bał się milicji, bo jego tata pracował z milicjantami. Dokąd idziecie zapytał? 
Janusz odpalił, że do Ogrodu Zoologicznego zgodnie z prawdą – może Was podwieźć? 
Mogliby panowie. Jasne – no i niestety wylądowaliśmy w…..domu. Dostaliśmy makabryczną burę i za tydzień pan Tadeusz zawiózł nas do ZOO, – bo stwierdził, że jak się dzieciom obiecuje, to obietnice trzeba spełniać.
Januszowi zrobiono nawet zdjęcie z kucykiem mnie chyba nie, może przez to, że miałam jeszcze spuchnięte uszy.
Moją tragedią było to, że jak moja mama zakochała się w tym cwaniaczku, Januszek wraz rodzicami wyjechali do Tomaszowa Mazowieckiego i zostałam sama jak palec. 
Tylko z babcią, która wiadomo była bardzo zajęta. Gdy skończyłam chyba, 17 lat Janusz przyjechał do swojego dawnego domu w odwiedziny, nawet, żeśmy się pocałowali jakoś tak bardziej namiętnie. 
Później napisał list, że….no właśnie zapomniałam ale był bardzo miły, pisał coś o tym, że jego mama poczuła na nim mój tusz do rzęs i się śmiała . 
Gdy wychodziłam za mąż rodzice Januszka i on byli zaproszeni na ślub i wesele, ale on nie przyjechał tylko rodzice. 
Pan Tadeusz, powiedział sądzę, że kurtuazyjnie - myślałem, że Janusz i Ty będziecie parą. W czasie studiów w Warszawie postanowiłam odwiedzić Janusza studiował na SGGW.
Jakiejś niedzieli pojechałam na Ursynów, postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Nie mieliśmy wcześniej oprócz tego jednego spotkania w 10 klasie żadnego kontaktu o studiach dowiedziałam się na moim weselu od taty Janusza i jakoś zaraz po tym pojechałam do niego.
W tramwaju, ktoś zakrył mi oczy rękoma i zapytał, kogo Basia spotkała?
Bez zastanowienia powiedziałam bardzo szczęśliwa - Janusz! Nie Janusz masz jeszcze 2 możliwości - strzelaj. 
Nie Janusz, kogo mogłam spotkać na Ursynowie, byłam prawie pod jego uczelnią.
Nie wiem Ktoś z AWF-u? 
Nie - podpowiem – Maciek
Maciek?
Jaki Maciek a to już musisz zgadnąć sama. 
Puścił ręce i zobaczyłam Jezusa ogromnego rudego z długimi włosami wąsami i brodą Jezusa jak z krzyża zdjętego tylko w trochę lepszej kondycji. My się znamy?
Co tak patrzysz?
Moment muszę wysiąść, bo się zgubię, nie znam tej części Warszawy.
Wysiedliśmy, - ze mną się nie zgubisz mieszkam tu prawie całe życie poza małym epizodem…..
Wyglądasz jak Jezus, czy Ty masz coś z nim wspólnego?
Przez moment myślałam, że może umarłam i tak jest po tej drugiej stronie, musiałam mieć strasznie głupią minę.
O jakim epizodzie mówiłeś….. Pocałował mnie w policzek – pamiętasz?
Nic nie pamiętałam, choć ten płomienny kolor włosów, nie możliwe – tamten chłopak był mały pyzaty a jednak. 
Pamiętasz?
Ty jesteś Maciek Maciejewski? Uśmiechnął się - tak. Nic się nie zmieniłaś, jesteś taka sama tylko piękniejsza.
Dokąd jechałaś.
Matko droga - na SGGW chcę znaleźć kolegę z dzieciństwa. Uśmiechnął się - właśnie znalazłaś.
Nie o Tobie mówię z przedszkolnego dzieciństwa.
No wiesz, już wtedy miałaś kolegów?
Jednego. Zaprowadzę Cię do akademika, ale obiecaj, że się jeszcze spotkamy.
Tak oczywiście, ale może go nawet nie być nie wie, że mam przyjechać.
Dobrze mogę iść z Tobą jak będzie to się wycofam dobrze?
Tak, byłam lekko oszołomiona. Jak to możliwe, że po tylu latach pamiętałeś mnie?
Jak mogłem zapomnieć, pocałowałaś mnie w policzek, gdy płakałem, gdy inni mi dokuczali.
Jak mógłbym zapomnieć taką piękną dziewczynę.
Ty mi tu nie bajeruj.
Przysięgam ile razy, ktoś mi dokuczył później w życiu zawsze przypominałaś mi się Ty jak mówisz; „Nie płacz, przestaną, ale nie możesz pokazywać, że to Cię dotyka”.
To naprawdę pomagało – zawsze brałem się w garść.
Ja zapomniałabym, gdybym Maćka nie spotkała i nie wiem, kiedy przypomniałabym sobie to zdarzenie.
~~~~~~ 
Okazało się, że Janusza nie ma w akademiku, po długim naciskaniu jego kolegi dowiedzieliśmy się, że zawalił studia, i wyprowadził się do dziewczyny – może nawet się ożenił w każdym razie, będzie miał dziecko. 
Rodzice jego nic nie wiedzą i on chciał, żeby się nie dowiedzieli.
Maciek, był trochę w szoku ja zresztą też
- I co dalej? Nic
Janusza kolega, nie dał nam adresu dziewczyny nic więcej nie mogliśmy zrobić.
Masz jakieś plany na dzisiejszą niedzielę? Nie!
Mam, zatem propozycję. Zabiorę Cię do mojego tygodnika, muszę sprawdzić gazetę przed drukiem a później pokażę Ci moją Warszawę, miejsca, które kocham, po których się włóczę. Zgadzasz się?
Zgodziłam się, co miałam innego do zrobienia. Troszkę zmartwiłam się tym Januszem powinien być na 3 roku studiów, co on nawywijał myślałam.
Maciek był korektorem w Przeglądzie Tygodniowym o ile czegoś nie pokręciłam.
Pojechaliśmy do gazety, opowiadał mi po drodze o tym, że Marszałkowska, traci swój architektoniczny urok.
Że nowe budynki kolidują ze starymi. Wiesz muszę Ci się z czegoś zwierzyć, ale obiecaj, że nie będziesz się śmiała.
Oczywiście moja rozbuchana wyobraźnia, podpowiadała mi setki wyznań a Maciek po krótkiej przerwie szeptem powiedział. „Wiesz…, nie potrafię jeździć na łyżwach” i zaczął się śmiać.
To był dla mnie sprawdzian czy oglądałam ostatni film, będący hitem w Warszawie.
Ach tak - to słuchaj.
„Wiech pyta wróżkę:
-, Co będę robił po śmierci?
- Będziesz sędzią hokejowym.
-, Kim?
Przecież ja nawet nie umiem jeździć na łyżwach!
- To się ucz! Jutro prowadzisz pierwszy mecz.”
Maciek dopiero zaczął się śmiać jesteś niesamowita.
Gdy zrobił korektę wydania zabrał mnie na Starówkę i pojechaliśmy dorożką na wycieczkę nad Wisłę. Po drodze kupił szampana z redakcji zabrał kieliszki jechaliśmy sącząc szampana i opowiadając o swoim życiu.
Proszę się zatrzymać. Za żeliwnym wysokim ogrodzeniem stał piękny dom, była już noc – Tu mieszka Czesław Niemen. Lubisz jego piosenki – jasne.
Zabiorę Cię do Narodowego chcesz?
Dzisiaj? Nie dzisiaj się wstawimy i odwiozę Cię do akademika, tylko powiedz, kiedy znów się spotkamy o widzisz tu jest Cerkiew Najświętszej Marii Panny – spotkamy się tu, – kiedy? Za rok o 16.00, 20, czerwca – dobrze?
Tak się rozstaliśmy o 3 nad ranem przy moim akademiku. 
Nie pisałam o tym, że byliśmy u Fukiera, że wnosił mnie po schodach znad Wisły, że łaziliśmy jak powsinogi po całej Warszawie a fiakier jechał za nami, nie wiem ile zapłacił za dorożkę, jeździła z nami od 21 do 3 w nocy. Może przepuścił na tę noc całą pensję, a może i 2 nie wiem a wszystko jakby za ten jeden dziecięcy pocałunek.
Zastanawiałam się gdzie i kiedy już go widziałam, poza tym pocałunkiem w szkole.
Widziałam kogoś podobnego do niego, albo on był podobny do kogoś.
Zamknęłam oczy w łóżku akademika i nagle oświeciło mnie Sebastiano del Piombo -Jesus Carrying the Cross obraz, który widziałam chyba w albumie Malarstwa Europejskiego. 
Pamiętam, że urzekła mnie jego twarz.
Studiowałam rysy twarzy, gdy uczyłam się malować, ciocia kupiła mi wszystkie dostępne na rynku albumy.
Mam je w domu do dzisiaj.
Tak Maciej był podobny do tego właśnie Jezusa tylko miał troszkę dłuższą brodę i bardziej płomienne włosy.
 Dzięki niemu przestałam martwić się o Janusza uznałam, że wszystko będzie dobrze.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Powieść - rozdział 11 Erotyka na cenzurowanym

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 11
Erotyka na cenzurowanym
Trzeba się przejechać rowerkiem gdzieś, bo w chałupie już nudno.
Może pojadę na działki gdzie chyba chatkę ma Krysia.
Może pojadę póki, co zrobiłam coś strasznego hi, hi obcięłam 22 cm włosów.
Teraz mam takie dokładnie do ramion, da się zrobić maleńkiego kucyka, ale można też mieć rozpuszczone. Jeszcze nie wiem jak wyglądam, ale pewnie jak baby jaga hi, hi.
Póki, co zakręciłam, żeby było troszkę lepiej.
Chyba obetnę całkiem, ale pójdę raczej do fryzjera.
Sama nie wiem. Chciałabym mieć krótką fajną fryzurę jak Danka.
Już mam dość długich włosów, zresztą trzeba je trochę wzmocnić.
Najlepiej byłoby obciąć jak Dzikowska, ale na to się nie odważę. Musiałabym znaleźć takiego potworka, jakim był Tony Halik, to przy nim byłabym piękna.
Trzeba całkowicie wyzbyć się chyba kompleksów, by nie przywiązywać wagi do wyglądu.
Człowiek zawsze, chce być atrakcyjny fizycznie a przecież wygląd zewnętrzny tak naprawdę nie wiele znaczy.
Na szczęście nigdy się nim nie przejmowałam, uważałam, że jestem dostatecznie atrakcyjna, ale zrozumiałam to dopiero na studiach.
W szkole podstawowej czułam się jak myszka nawet chyba tak wyglądałam.
Pewność siebie człowiek ma, gdy posiada poczucie bezpieczeństwa, gdy ma pewność, że w razie jakiegoś kataklizmu, ktoś nas ogarnie ramieniem, poda dłoń, doda odwagi.
Poczucie bezpieczeństwa, gdy się jest dzieckiem odgrywa ogromną rolę.
Od niego zależy bardzo wiele.
Niestety do Liceum takiego poczucia bezpieczeństwa nie miałam, może w tym okresie do 6 lat, gdy jeszcze miałam mamę w domu.
Profesor Maciej Demel twierdził, że najważniejszy jest okres do 5 roku życia dziecka.
To wtedy kształtują się najważniejsze cechy zarówno fizyczne jak i psychiczne.
Później człowiek, je tylko doskonali lepiej lub gorzej.
Ten okres był w moim życiu „dziwny” – to chyba najlepsze określenie.
Mama chwaliła się mną jak zabaweczką, byłam ślicznie ubierana, chodziłyśmy na spacery do parku.
Miałam kumpla rówieśnika Januszka R. Nasze mamy, gotowały na zmianę obiady i karmiły nas razem, bo byliśmy niejadkami. Później kładziono nas do łóżka w babcinej sypialni, na poobiednią ciszę.
Nie spaliśmy tylko rysowaliśmy.
Mamy się też kumplowały, więc byliśmy nierozłączną parą.
Nie pamiętam tego okresu jak żył ojciec, ale zostały mi po nim 2 rzeczy. Pluszowy różowy piesek i Diana srebrny owczarek niemiecki.
Mama mówiła, że tata się bał, że mnie cyganki porwą, ale myślę, że to były takie bajeczki dla małych dzieci.
Znalazłam to zdjęcie ojca z Dianą, nie wiem, kim jest dziecko, ale mnie wtedy jeszcze nie było na świecie a Diana już była.
 Urodziłam się u dziadków, na Al. Kościuszki 37 i tam mieszkałam, ale byłam ponoć słabym dzieckiem i mama zabrała mnie do babci.
Mówiła, że to z mojego powodu wyniosła się z Łodzi, ale przekonałam się wielokrotnie, że mama miała na każdą okazję „swoją prawdę”.
Nie mogłam wierzyć w żadną jej opowieść, bo miała niesamowitą wyobraźnię i wszystko tak opowiadała, jak jej było wygodnie.
Jedno jest pewne, odkąd ją kojarzę celem życiowym, czy najważniejszym mamy było olśnić mężczyzn.
Mnie się w tamtym okresie nie specjalnie podobała, może za bardzo jej zależało na wyglądzie i przesadzała z upiększaniem nie wiem.
Ciocia siostra babci przychodziła często do nas, ale sądzę, że nie bardzo podobało jej się koleżeństwo mamy z panią Janeczką.
Właśnie, gdy miałam 5 lat namówiła mamę na wyjazd do Dziwnowa – na jej i nasze nieszczęście.
Tam właśnie poznała swojego późniejszego męża i wszystko się zaczęło zmieniać.
Mój ojczym był pięknym mężczyzną, wysokim wysportowanym o kruczo - czarnych włosach tworzących luźne loki. Szybko się opalał, miał śniadą cerę.
Ciągle ćwiczył i był młodszy od mamy o 7 lat.
Niestety pochodził z prostej biednej rodziny i chyba to spowodowało, że lubił pić i stawał się wtedy często agresywny.
Na początku oczywiście maskował się, ale gdy mama wyszła za niego zaczęło się jej piekło.
Mama zabrała sporo cennych pamiątek po moim ojcu do Dziwnowa i ten wszystko po trochu sprzedawał.
Nie na wódkę, bo miał pieniądze, ale, żeby mamie nic nie przypominało mojego ojca.
Zastanawiam się jak to możliwe, że w sumie światła kobieta, daje się omamić.
Ech zrobiłam dokładnie to samo dałam się omamić i też byłam światła.
No cóż hormony, erotyczne zauroczenie odbiera nam rozum.
Ludzie są wtedy jak w amoku, później można tylko bić głową w ścianę.
I to jest dziwne, bo przecież byłam wcześniej ze Zbyszkiem, on się nie kamuflował był szczery, wiadomo było, że 90% jego opowieści to fantazje.
Był moim pierwszym chłopakiem i erotyzm, jaki między nami się budził był ogromny i cudowny, ale może, nie dostatecznie byłam rozbudzona, by się zatracić w tym erotyzmie. Rozsądek w tym związku zwyciężył. W kolejnym o nim zupełnie zapomniałam.
Niestety tak to jest, że człowiek zachowywał się jak ćma przy świecy, dla tej chwili orgazmu, uniesienia gotów był spalić sobie skrzydła.
To było straszne, dlaczego tego się nie wie wcześniej, że orgazmy najczęściej przepłaca się kompletnym, idiotycznym zatraceniem, które najprostszą drogą prowadzi do totalnego kataklizmu a jeszcze człowiek łudzi się, że to jest miłość. 
Czego nie robi się dla miłości? A guzik z pętelką, to nie ma nic wspólnego z miłością.
Miłość nie wymaga poświęceń, miłość jest szczera i bezinteresowna i na pewno nie zależy od poziomu testosteronu czy ilości wydzielanych feromonów. Tłumaczenie sobie, że podniecenie, jakie wywołuje w nas jakikolwiek facet, choćby był najcudniejszy jest miłością i że dla niej warto poświęcać wiele a może wszystko jest totalną głupotą.
Często ludzie mówią o pielęgnacji miłości, to jakiś obłęd.
Jak ktoś nas kocha to nie trzeba niczego pielęgnować, bo jeśli trzeba pielęgnować, to znaczy, że miłość wygasła albo poszła w plener i raczej już nie wróci.
Można utrzymywać związki na siłę i godzić się na poniżanie, zniewolenie i wykorzystywanie tylko czy w miłości o to chodzi? 
O co zatem chodzi w miłości – to proste chodzi o uszczęśliwianie drugiej osoby tylko nie poświęcając się, ale dając wszystko, co najlepsze w nas dla samej potrzeby dawania.
O to właśnie obraziła się na mnie ciocia u schyłku życia, bo jej tłumaczyłam, że jak się kogoś kocha i go obdarowuje, to przecież nie po to by ta osoba, później nam się za to rewanżowała. 
Jeśli się cokolwiek daje, uczucie, czy prezent licząc na wzajemność to jest wyrafinowanie a nie miłość.
I jeszcze jedna uwaga, bardzo rzadko się zdarza, by ludzie kochali się nawzajem.
Najczęściej jeden kocha a drugi żeruje. Niestety tak to wygląda.
Wtedy, gdy jeszcze byłam młoda, nie miałam takich przemyśleń ani takich wniosków nie wyciągałam.
To jest sprawa doświadczeń życiowych – oceniania zdarzeń. 
Niestety człowiek jest tak skonstruowany, by gatunek ludzki nie wymarł. 
Musimy być durni, by w ogóle był przyrost naturalny.
Uświadomienie zaś ludziom, że miłość nie polega na motylkach w brzuchu czy poświęcaniu się po to by na starość mieć w kimś oparcie - nie jest miłością. Pierwsze jest pożądaniem a drugie wyrafinowaniem i wszystko w tym temacie.


Archiwum bloga