piątek, 28 marca 2014

Kartka z kalendarza - rozdział 32

 Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 32
Byłam w pracy, napisać pisemko, bo jakieś prezenty nam szykują na Święta.
Muszę przyznać, że pod tym wzglądem dbają o nas.
W ogrodzie na trawniku czekała na mnie paczka z ostatnią kupioną sukienką. Listonosz, dostał czekolady i przywozi mi wszystko do domu. Nawet jak nie ma mnie w ogrodzie wrzuca paczki na trawnik.
Taka cudna pogoda była, że pierwszy raz tej wiosny założyłam moją nową skórkową czerwoną kurteczkę i fajną spódnicę i super botki. Odstawiłam się i tyle. Niech sobie nie myślą. Mimo, że już wzięłam się za porządki w ogrodzie, to jeszcze udało mi się pazurki długie utrzymać. Pracują w rękawiczkach, czego nie cierpię, ale albo śliczne dłonie albo paskudne gumowe rękawiczki. Muszę kupić nowe, bo te przez zimę troszkę się skruszyły i osty ostatnio mnie pokuły.


Czuję zapach smażonych kiełbasek, na wsi u Tereni rany znów jestem głodna.
˜”*°°*”˜ 
Pojechałam do Tereni, zawiozłam jej kołnierz na szyję, bo ją boli - ja miałam 2 po tym jak sama musiałam nosić, więc jeden jej podarowałam. 
Zawiozłam jej też spódnicę, którą kupiłam w Szafie - jest na mnie za duża.
Siedziałam u niej dość długo - musiałam skrócić jedną sukienkę - moje maszyny, źle szyją, więc zrobiłam to u niej.
Ona ma odjazdową maszynę do szycia. 
Prawda też jest taka, że fajniej się pracuje w towarzystwie.
Jasiek zadzwonił, że ma swojskie jajka od kurek z działki i czy chcemy, umówiłyśmy się, że przywiezie 10 dla mnie i 10 dla Tereni. Już 2 raz biorę od niego i faktycznie są pyszne.
Nie ma jak mieszkać na prowincji.
Wróciłam do domu przed 16 tą, jeszcze tę sukienkę rozprasowałam, bo zrobiłam 2 zakładki, nie chciałam jej ucinać – jest cudna. 
Szabaja odchudzam siebie zresztą, też, ale wczoraj była ostra dieta, zatem dzisiaj zrobiłam muszelki gryczane, taki makaron z kapustką i odrobiną mięska. 
˜”*°°*”˜ 
Wieczorem zadzwonił mój nowy znajomy podróżnik ze Strykowa, zaprosił mnie z Terenią, żebym się go hi, hi nie bała do siebie na oglądanie zdjęć - stary numer z licum hi, hi. 
Tereska jedzie, jako niby przyzwoitka, kawał chłopa z niego, ale myślę, że we dwójkę jakby, co dałybyśmy sobie z nim radę. 
Ma nas zabrać z Dworca do siebie. 
Oglądałam część jego zdjęć z podróży. Matko słodka prawie 23 a ja głodna taka jestem, że bym wilka z kopytami zjadła. Nie kupiłam chleba, więc musiałabym coś pokombinować, jak nie wytrzymam to upiekę ze 3 ziemniaki. 
Jak ja mam schudnąć jak mnie o tej porze bierze głód. 
Ok łyk kawy może mi przejdzie.
Boję się o tę wizytę u Zbyszka, bo powiedział, że jest super kucharzem i kobiety do kuchni nie wpuszcza.
Idealny mężczyzna – gotuje a do tego kocha podróże. 
Choć był w Himalajach, to chyba na nartach nie jeździ a szkoda.
Jeszcze nie wiem czy lubi sprzątać jak lubi to się w nim chyba zakocham hi, hi. 
Obie z Terenią, jesteśmy trochę stuknięte i nie wiadomo czy nas gdzieś na rozjeździe nie wyrzuci z auta – tym bardziej, że umówiłyśmy się w prima aprilis - może by mu jakiś kawał wykręcić – to jest myśl muszę coś wykombinować. 
Muszę wrzucić ze 2 ziemniaki do piekarnika, bo nie usnę tak mnie ssie w żołądku. O od wczoraj jeden został upieczony, więc go tylko przygrzałam z Szabajem na spółkę.
˜”*°°*”˜ 
Postanowiłam sobie, że do lata koniec z zakupami.
Muszę zacząć trochę oszczędzać.
Matko słodka jak to się robi?

czwartek, 27 marca 2014

Tai chi w fiołkach tańczącej z grabiami - rozdział 31

 Gdy odlatują motyle
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest niemożliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 31
Przerwa na kawę, ale chyba na dzisiaj zakończę ćwiczenia w ogrodzie,
bo się zachmurzyło i zanosi się na deszcz.
Najpierw obejrzałam instrukcję dla początkujących, bo kiedyś ćwiczyłam,
ale wyparowało mi i potrzebowałam się wspomóc teorią.
Później obejrzałam ten film, 

bo pokazuje technikę, na niej już później można improwizować w
zależności od możliwości fizycznych. Oczywiście przeplatam to grabieniem
trawnika, bo ogród po zimie jeszcze nie całkiem uporządkowany.
Praca w ogrodzie stanowi aktywną medytację tak jak tai chi, ja
staram się ukierunkowywać myślenie.

Wczoraj znalazłam na Facebooku zdjęcie, które mnie kompletnie
rozwaliło. Nie, dlatego, że takie piękne, a może właśnie, dlatego, że takie
cudowne. 

Kiedyś dawno temu zrezygnowałam z uczucia, które było dla mnie ważne,
ale wtedy miałam świadomość, że jak pozwolę mu „nas” omotać spowoduję to, że
nasze uczucie zrujnuje inny rodzinny układ, który na pewno nie był idealny, ale
były w nim już dzieci i wnuki. Odcięcie się od tej więzi spowodowałoby zapewne
wieczną tęsknotę z dziećmi wnukami – zrozumiałam, że pewnie podświadomie winą
obarczano, by mnie. Zresztą ja sama pewnie miałabym nieustanne wyrzuty
sumienia. Jestem mimozą, motylem za delikatna do robienia podłości a tamta
nasza miłość miała pod podszewką podłość, która wtedy nas mało obchodziła, ale
wcześniej czy później oboje byśmy sobie 
ją uświadomili. 
Wczoraj zobaczyłam to zdjęcie, jak człowiek, którego po swojemu kocham do dziś, dźwiga pod pachą swoją najmłodszą wnusię i żadne poloty serca nie są warte tego, by stracić w życiu taką chwilę.
Ćwiczyłam to tai chi i myślałam o tym, że mimo rozdartego serca podarowałam komuś to, z czego chciał zrezygnować pod wpływem spóźnionego uczucia.
Takie sytuacje nie są łatwe, czasami rezygnujemy z własnego szczęścia, ale mam świadomość, że szczęście, jeśli budowane jest na cudzym nieszczęściu wcześniej czy później będzie nas bolało.

Gdyby wszyscy tak myśleli, mój związek nie musiałby się rozpaść, no cóż „każdy jest kowalem……”
Kawka wypita, jeszcze łyknę Siofor, deszcz nie pada, więc skoczę troszkę jeszcze potańczyć z grabiami.

wtorek, 25 marca 2014

Gdy przylatują motyle...rozdział 30

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 30
Gdy przylatują motyle...

Wiosna…budzę się ze świadomością, że lada chwila zobaczę drugiego motyla, bo pierwszego już widziałam.
Bielinek kapustnik chyba? Był taki żółciutki jak dojrzała cytryna. 
Z tymi motylami to wiele historii w moim życiu się łączy.
Nawet, gdy moszczę się o poranku w łóżku, żeby po połknięciu porannego diaprelu jeszcze troszeczkę się ogrzać sennymi marzeniami, czuję się jak motyl i boję się, że cielsko Szabaja postrąca mi pyłek ze skrzydeł nóg moich. 
Ja się moszczę on się na moich nogach sorry – uwala, żebym bez jego wiedzy nie mogła gdzieś odfrunąć, a mimo to jestem ciągle jak motyl szczególnie o tej porze roku.
W nocnej koszulce w siąpiącym deszczu wysiałam rzodkiewki pod płotkiem ogrodu, bo wczoraj Janusz mój brat przypomniał mi, że to już pora. 
Wysiałam i przyfrunęłam do mieszkania, żeby osuszyć skrzydełka jeszcze pod kołdrą.
Zaczęły wracać motylkowe wspomnienia. 
Wczoraj na pogrzebie dowiedziałam się, że też już umarła moja uczennica Jola. 
Od dawna poważnie chorowała. Gdy ostatnio kilka lat temu rozmawiałyśmy myślała, że pokonała chorobę. Kiedyś mnie strasznie rozśmieszyła, była polonistką a przyjęło się domniemywać, że humanistki to postacie uduchowione niesamowicie a ona hi, hi odpaliła dyrektorowi taki tekst, że muszę wykropkować licząc na Twoją wyobraźnię „Panie dyrektorze to jest proste jak k….psa. Wszystkich zamurowało a młody dyrektor tylko spłonął rumieńcem. Ktoś powie, że to niebywałe prostactwo, ale ja uważam, że paru dyrektorom, gdybym kiedyś tak odpaliła chodziliby koło mnie jeszcze większym łukiem, czasami z prostakiem trzeba postępować właśnie tak, choć ja zawsze byłam za subtelna za motylkowa.
Kiedyś znalazłam taki list napisany jak sądzę do mnie – matko słodka jak to dawno temu było a ciągle myślę jakby to było wczoraj.
" Wiosenna Łączka, 12 kwietnia 2004

                                              Najwspanialszy Motylu!

Spodziewam się, że list, który teraz właśnie trzymasz, zaskoczy cię.
Nie co dzień przecież otrzymujesz pocztę i to w dodatku od nieznajomych.
Mam nadzieję jednak, że go nie zlekceważysz, przeczytasz do końca i zamieścisz gdzieś, nawet w najbardziej nieciekawym zakątku swojego serduszka.
            Skoro dla Ciebie jestem osobą zupełnie obcą, wypadałoby się przedstawić. Kłopot w tym, drogi Motylu, że ja wciąż sam nie wiem, kim jestem. Zbyt duża część mojej i tak króciutkiej, żuczej egzystencji została zmarnowana. Za mało jeszcze wiem o całym otaczającym mnie świecie, niewiele zdołałem się nauczyć, nie wszystko jeszcze potrafię ubrać w odpowiednie słowa. Czasem ciężko jeszcze mi uporządkować w głowie to, co widzę, co słyszę, co się dzieje… Każdy następny dzień umacnia w mnie przekonaniu, że za mało rozumiem, a to, co już się zdarzyło, nigdy nie wróci…
            Tym, co tak bardzo odmieniło moje życie, było kilka lat spędzonych w zamknięciu… Tylko dlatego, że Ktoś postanowił zniewolić mnie w czterech ścianach tekturowego pudełka po zapałkach… To naprawdę potworne uczucie, nie zdążysz nawet nacieszyć się światem i własnym jestestwem, gdy więżą cię samego w zupełnej ciemności, w niewypełnionej niczym pustce, w dźwięczącej każdym moim oddechem ciszy…
            Zapewne zastanawiasz się, czemu w tak tragicznej sytuacji nie podjąłem próby buntu, oswobodzenia, ratunku… Otóż, starałem się, walczyłem… Nie pomagało, gdy mocowałem się z kartonowymi murami wszystkimi trzema parami odnóży… Brakowało mi sił, by jeszcze głośniej krzyczeć, a słowa zaczynały więznąć mi w gardle… Bo z oczu gorzkimi strumykami zaczynały toczyć się łzy… W pewnym momencie zupełnie zrezygnowałem, poddałem się, przestało mnie cokolwiek obchodzić… Usiadłem tylko skulony w najdalszym kątku i zapłakałem… Tak jak nigdy… Tak bez ustanku, bez końca, bez ukojenia, bez nadziei… Bez sensu…
            Zupełnie zatraciłem poczucie czasu, sam już nie pamiętam, jak długo tkwiłem w tej samej pozycji, z twarzą żuczka mokrą od drobnych, owadzich łezek…Wiem tylko jedno, nadszedł taki moment, że zupełnie zapomniałem, gdzie jestem… Że stałem się obojętny na własne odczucia, na otaczający smutek, moją osobistą żałobę… Pamiętam, że pokochałem klatkę, której jednocześnie nienawidziłem… Zmuszono mnie do miłości dla sztucznego świata… Dla Ciebie to może dziwne i nienaturalne, ale nie umiałem przypomnieć sobie, jak wygląda „zewnątrz”… Nie mogłem przypomnieć sobie, jak wyglądają żuki, jak wyglądam ja sam… Żałowałem, że nie nauczyłem się na pamięć czułków, trzech par nóżek, błyszczącego pancerzyka… Wyobrażałem sobie, jak bardzo mój musiał zszarzeć, zblaknąć od przytłaczających trosk…
            Aż pewnego dnia stał się cud… Zupełnie nagle, zupełnie bez przyczyny Ktoś otworzył pudełko. Oślepiło mnie światło słońca, za którym zaczynałem usychać z tęsknoty… Poczułem, jak promyczki delikatnie pieszczą mój grzbiet swoim ciepłem… Ale nagle zacząłem się bać… Oduczyłem się przecież zwykłego życia, straciłem swoje miejsce…
            Ale właśnie wtedy zobaczyłem Ciebie… Latałeś tak beztrosko… Zazdrościłem Ci tej wiecznej wolności, radości z życia, tego spokoju, sielanki… Wodziłem za Tobą wzrokiem tak długo, dopóki moje oczy znosiły blask bijący od Twoich tęczowych skrzydeł. Brakowało mi tchu… Feeria kolorów, zapachy, które za sobą przyniosłeś… Delikatne dźwięki… To dzięki Tobie na nowo zapragnąłem wszystko odkrywać… Po kolei…I wtedy Cię pokochałem… Na ślepo, intuicyjnie, bez żadnej wiedzy o miłości… Dopiero potem uświadomiłem sobie, że Ty przecież jesteś Motylem… Żyjącym ideałem piękna, którym ja nigdy nie będę… A Ty nigdy nie zwrócisz uwagi na okaleczonego nieszczęściem Żuczka, samotnego, drżącego, opuszczonego…
            Teraz, gdy już tyle o mnie wiesz… Gdy zdecydowałem się przed Tobą otworzyć… Spodziewam się, że w dalszym ciągu zastanawiasz się, po co ktoś taki jak ja do Ciebie napisał…
            Chcę ci serdecznie podziękować… Za to, że nieświadomie dałeś nadzieję… Że pojawiłeś się jak mesjasz, jak postać z obrazka, którą stawiasz sobie za wzór… Za to, że stałeś się dla mnie niedoścignionym celem, mobilizacją do wszelkich działań… Do dziś staram się być takim motylem pośród żuczków… Dążę do tego, by w oczach pozostałych stać się pięknym i kolorowym… By także mnie podziwiano… To dzięki Tobie mój pancerzyk dziś lśni piękną czernią, dzięki Tobie zdołałem jakoś zebrać siły…
            Chciałbym też, żebyś pamiętał, że gdzieś na świecie jestem ja… Osoba, której zapaliłeś światełko, w którą wlałeś iskierkę życia… Nie musisz się poczuwać do odpowiedzialności za mnie. Ten list to taki mały dar ode mnie. Od mojego żuczego serca. Niech zagości w twoim motylim sercu.
            Najserdeczniej pozdrawiam, życzę wszystkiego dobrego.
                                                                             Czarny Żuczek”
Żuczek nawet czarny też może stać się cudny!!! 
Ten list nie jest przypadkowy, uświadamia, że istnieją dwa światy ten pełen trosk, ludzkiej obojętności, zawiści, zazdrości, oziębłości duchowej i moralnej, materializmu dążenia do coraz to lepszych, zabawniejszych gadżetów, mocy władzy i ten drugi – 
ŚWIAT MOTYLICH MARZEŃ. 
Każdy z nas je ma tylko nie każdy ma odwagę przyznać się do nich, boi się, że go wyśmiejemy, uznamy za mięczaka, niedostosowanego, albo wręcz wariata.
Ten drugi świat pozwala nam realizować najcudowniejsze pomysły, pozwala nam być takim, jakim jesteśmy naprawdę. Ten drugi świat czasami mościmy jak skrzydełka nad ranem w rozgrzanej pościeli i nim wrócimy do tego skomercjalizowanego świata, gdzie wszystko przelicza się na $ czy Euro i gdzie nie wolno nam być sobą. Zastanawiam się czy jest takie miejsce skąd przylatują motyle, gdzie człowiek nie musi niczego udawać - może właśnie tam fruwają między pierwszymi wiosennymi kwiatami moja Halinka, ciocia, Jola, Zbyszek, Sławek, Michał, czy Ania, która pewnie dziś właśnie robi tam rekonesans.
Cudownych lotów kochani, a tym, co tu ze mną jeszcze ciągle szukają motyli życzę, by, choć przez chwilę pomyśleli, że przyjdzie taki dzień,              GDY - TRZEBA BĘDZIE SOBIE WYBACZYĆ – to, czego inni, mimo, że może nam wybaczyli, ale ciągle zapomnieć nie potrafią.  

poniedziałek, 24 marca 2014

Po drugiej stronie gwiazd - rozdział 29

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 29
Siąpi… ano taka wiosna jest, co roku. 
Byłam dzisiaj na pogrzebie koleżanki z pracy, z którą przez kilka lat pracowałyśmy w jednym pokoju.
nie zapomnisz o mnie!!! 
Byłam rozczarowana jak zwykle, że z mojej pracy oprócz kilku osób, które przyszły całkiem prywatnie i z tak zwanego porywu serca nie było nikogo z dyrekcji ani flagi ani nic. 
No cóż już nie pracowała u nas ładnych parę lat i co z tego?
Zawsze u nas byli lepsi i jak ja mówię „lepsiejsi” i odwrotnie, my to kategoria tych najgorszych nikomu się niewkręcający, robiący swoje tak jak umieliśmy najlepiej, ale niestety nie mieliśmy koneksji, więc byliśmy zawsze nikim. 
Moja koleżanka próbowała mi wyjaśnić, że jak ja odeszłam, to nawet mieli zrobić zrzutkę i kupić mi jakąś pamiątkę, ale rozeszło się po kościach. Ja słyszałam, że była tzw. zrzutka, tylko ta pamiątka do mnie nie dotarła. 
Dla mnie nie ma znaczenia czy była zrzutka czy nie. 
Ja zawsze zrzucałam się na pamiątki dla innych jak odchodzili. 
A ja czy sobie zasłużyłam – och to jest piękne pytanie? 
Moje zasługi dla mojej pracy. Co bym tu nie napisała wszyscy uważali, że się opierniczałam w pracy. 
Pomijam wszystko, ale kto choć raz zmontował jeden film, wie ile czasu, to zajmuje. Po mnie zostało kilkadziesiąt godzin taśm filmowych, które montowałam nie na komputerze, ale na magnetowidach na pieszo. Taśm dokumentujących życie szkoły.
Nie będę pisała o Porszewicach, obozach narciarskich a i zawodach najróżniejszych. Nie „zasłużyłam” nawet na to, by mi powiedziano dziękujemy. 
Moja koleżanka powiedziała mi dzisiaj, że nie przyjdzie na mój pogrzeb, bo napisałam w blogu, że będę straszyć, co niektórych po….hi, hi. Ona wie, że to ja pierwsza odejdę, oj żeby się nie przeliczyła. Bardzo ją lubię, bo nie mam w sobie żadnego żalu ani do niej ani do innych – od dawna wiem, że u nas tylko Ci, co mają koneksje są „zasłużeni”.
Smutno mi tylko, że nawet w takich momentach jak czyjś pogrzeb okazuje się, że są lepsi i gorsi.
A ja i tak będę straszyć niektórych, bo teraz jestem niezwykle cierpliwym człowiekiem, więc kiedyś muszę sobie odbić te wszystkie krzywdy.

niedziela, 2 marca 2014

Niech żyje wolność!!!


Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 28

Ostatnio nie mam nastroju nawet pisać, bo mnie ta cała polityczna sytuacja przeraża.
Przypomina mi się rok 1976, gdy byłam na wczasach z moją maleńką wtedy córeczką w Wapnicy.
Mieszkałyśmy prywatnie u gospodyni chyba na ulicy Podgórnej przy samym jeziorze Turkusowym.
Często z gospodynią rozmawiałyśmy i okazało się, że miała też w tym czasie przyjechać do niej - jej siostra ze ZSRR, gdy siostra przyjechała gospodyni urządziła przyjęcie z okazji jej wizyty i zaprosiła nas na to przyjęcie.
Uznała, że jej siostra będzie szczęśliwa, bo ona wykształcona a ja mówię po rosyjsku, więc będziemy mogły sobie porozmawiać.
Jak się później okazało faktycznie nasza gospodyni była dobrą, ale bardzo prostą kobieciną a jej siostra w jej oczach uchodziła za osobę bardzo inteligentną i wykształconą.
Pracowała w sklepie jubilerskim, była tam chyba nawet kierownikiem, miała tzw. obycie z ludźmi, bo wiadomo wtedy złoto w ZSRR kupowali najczęściej turyści, więc sprzedawca musiał mieć ogładę, i przecież dotykała ogromnych brylantów. Piszę o tym, bo w trakcie naszej rozmowy owa pani siostra mojej gospodyni zaczęła ubolewać, że w ZSRR jest taka bieda, bo rosyjskie władze muszą utrzymywać te wszystkie państwa postkomunistyczne, żeby to wszystko utrzymać w ryzach. Zapytałam ją, kto w Rosji tak twierdzi „wszyscy kochaniutka – radio, gazety, władze na zebraniach partyjnych”. Gdybyśmy „Was” nie musieli utrzymywać ZSRR, byłby miodem i mlekiem płynący.
Tak bardzo w to wierzyła, że wręcz nienawidziła Polaków.
Była dumna, że mogła mi to w oczy powiedzieć.
Dziś, gdy słucham reakcji Rosjan na Polaków, którzy jak twierdzą wstawiają się za ukraińskimi faszystami, jestem przerażona, jaki intelektualny i moralny poziom prezentuje lud Rosyjski. 
Byłam wiele lat później na Ukrainie wiedziałam, jakie animozje są między Rosjanami a Ukraińcami, widziałam biedę jednych i drugich traktowałam jednych i drugich jak ludzi, którym przyszło żyć w ciężkich czasach i płacić za błędy rządzących. Jednak nie chce mi się wierzyć, że naród może tak fanatycznie nienawidzić innych ludzi.
Rozmawiałam z chłopcem przez Internet, który był Polakiem z pochodzenia a mieszkał w Rosji i który opowiadał tak straszne rzeczy, że wierzyć mi się nie chciało.
Między innymi o Putinie mówił - twierdził, że ludzie tak naprawdę gardzą nim i nienawidzą go, ale raptem zniknął jak spadająca gwiazda i nigdy więcej nie mieliśmy kontaktu – nie wiem, co się z nim stało przez 3 lata nie odezwał się, mimo, że pisałam do niego i próbowałam się z nim połączyć.. Zastanawiam się jak to jest czy ludzie tam tak się boją, że popierają Putina i cały rząd, więcej popierają porządki panujące w Rosji i ich stosunek do innych narodów, bo boją się o własne życie o zemstę władz.
Mam znajomych inteligentnych ludzi po studiach i oni MILCZĄ. Nie zajmują stanowiska, – co to za enklawa na świecie, rządzona przez dyktatorów, którzy tak zastraszyli swój naród, że ludzie boją się oddychać.
Najgorsze zaś w tym wszystkim jest jednak to, – że świat zachodni i Europa przygląda się temu od lat i nie reaguje.

Biedni durni Polacy znów wyprężyliśmy pierś pod ostrzał i jak nie daj Boże Putin posunie się dalej, to Polska zostanie zmieniona w proch wraz z Ukrainą.

Inni dyplomatycznie asekurują się a po co im się narażać. Czekam tylko, kiedy nasi redaktorzy zostaną tak skatowani, że odechce im się raz na zawsze pchać nos między drzwi. 

Wzięłam to z Facebooka mojego znajomego 
"Olga Velikorodnaya 
"... Kiedy czytam, że jeden na czterech respondentów (25%) uważa, że ​​na Ukrainie nie było zamachu stanu i przejęcia władzy. 
29% respondentów twierdzi, że szerzą anarchię i bandytyzm, a 27% respondentów nazywa bieżące wydarzenia początekiem wojny domowej, zdaję sobie sprawę, że rosyjski rząd osiągnął swój cel: podniosł mankurts/ bezmyślnego niewolnika z tureckiej mitologii/, który nie chcą myśleć, ale chce tylko pokarmu. 

Panie! Jak mam się wstydzić, aby być obywatelem tego kraju ........ I wstdzę się."
Dziękuję, że choć jeden rozumie co się wokół dzieje i przepraszam, jeśli nie dość dokładnie przetłumaczyłam.

https://www.facebook.com/oleg.kozak1

Archiwum bloga