piątek, 18 grudnia 2015

Chwila przed Świętami

Bajsza
Rozdział 158
18 grudnia.
Czasami sobie myślę, że żyję jak „mysz pod miotłą”, jestem tam sama nikt mi głowy nie zawraca, mogę sobie spać pół dnia, lub 8 godzin jeździć rowerem.
Mogę przepuścić prawie całą emeryturę i nikt mi nie robi z tego tytułu wyrzutów. Czy ja tak naprawdę potrzebuję zmian – chyba nie.
…………………..
Oczywiście tęsknię za taką romantyczną miłością, której nigdy nie przeżyłam, ale czy w moim wieku wogóle wypada marzyć i do tego o miłości, skoro przez tyle lat jej nie znalazłam znaczy, że marzenie jest do bani.
Może to, co ja uważam za miłość, nikt już oprócz mnie za miłość uważa. Czy dawanie 2 człowiekowi tego, co mamy w sobie najlepszego jest naprawdę miłością i czy WARTO to czynić?
Co zaś z tymi naszymi ciemnymi stronami?
Potrafimy je okiełznać, uporać się z nimi, gdy pokochamy szczerze.
Gdy miłość nas omami.
Nie wierzę już tak naprawdę, że uczucie, którego szukam istnieje, z drugiej strony na podstawie zachowań a zachowania wiadomo są delikatnie określając byle, jakie. Te wszystkie moje spotkania przypominają rozmowy biznesowe i to do tego prowadzone przez biznesmenów typu właściciel budki z burakami na bałuckim rynku.
Trzeba sobie chyba dać spokój i tyle.
…………………..
Tęsknoty zajadam słodyczami, albo gotuję coś, na co właśnie mam apetyt – jak dzisiaj np. zrobiłam pyszne gołąbki.
Ostatni raz robiłam je jak M tu mieszkał.
Tym razem zrobiłam naprawdę pyszne z grzybami Portobello. Mimo wszystko oksytocyna powstająca w mózgu i wywołująca szaloną empatię pod wpływem tych grzybów jakoś mi nie przyrasta a kilogramy niestety tak.
Znowu ktoś, komu próbowałam zaufać dotknął mnie - co ja, komu zrobiłam, że wszyscy, którym próbuję zaufać dotykają mnie. Może jestem za wrażliwa a może ludzie stali się tacy grubiańscy, że ja tego nie ogarniam sama już nie wiem.
Godzinę temu zadzwonił Jacek z propozycją spotkania. Matko słodka znamy się bardzo długo już nie pamiętam ile to lat. Raz kiedyś mieliśmy się spotkać, ale się popitoliło i nic z tego nie wyszło.
Co jakiś czas tak raz na miesiąc czasami częściej przysyła SMSa, kilka razy dzwonił, ale miał pecha a ja do niego nie oddzwaniam. Tak sobie obiecałam. Dzisiaj miał szczęście, bo przyszłam z gołąbkiem żeby go spałaszować i zadzwonił. Ciekawa jestem czy tym razem dojdzie w końcu do tego spotkania – zaplanowano na początek przyszłego roku. Zobaczymy, jeśli chodzi o niego jest jedynym mężczyzną, któremu z różnych powodów nie odmówię spotkania.
Ok zobaczymy, co przyniesie Nowy Rok. Dzisiaj po tym telefonie mnie natchnęło, że poszłam biegać w deszczu.
Jestem kompletnie stuknięta Przebiegłam 1 km i ciekawa jestem czy będzie mi się chciało – jeszcze kiedyś to powtórzyć. Damkę już wyniosłam do atelier fotograficznego. Zimą będę jeździła góralem.
Teraz dopiero zobaczyłam, gdy postawiłam obok siebie rowery, że damka jest o wiele większa i o dziwo ma większe koła. Mój góral wydawał mi się gigantem a tu masz wyglądał przy niej jak młodzieżowy. Ostatnio kiepsko się czuję, dziś jak jechałam do sklepu miałam zawroty głowy. Teraz po tym bieganiu przeszła mi słabość – może właśnie potrzebuję więcej ruchu.
Wszystkim, którzy tu zaglądają życzę;

wtorek, 8 grudnia 2015

Pajęczynowa, imieninowa nostalgia.

Rozdział 4
8 grudania.

Leżę rozebrana na rozkwieconej tysiącem kwiatów rumianku łące. Skąd się tam wzięłam nie wiem, ale nie mam więcej niż 17 lat – czuję się o wiele piękniejsza niż kiedykolwiek byłam a to z powodu oszalałej woni unoszącej się tuż nad moimi nozdrzami. 
Woni niedawno skoszonej trawy, kraszonej brzęczeniem pszczół i os pracowicie uwijających się między kwiatami margaretek. Ten zapach przypomina mi słodkie chwile z Jerzym.
Na czystym błękicie w odcieniu aqua widzę pyzate brzuszki i oprószone pyłkiem nóżki zwisające bezwolnie w czasie lotu. 
Chyba nie mogę się ruszyć jakbym wrosła czy była tym wonnym fragmentem natury. Tylko to brzęczenie przyczółek bardziej przypomina wątłe chrapanie zmęczonego mężczyzny śpiącego obok. Leżę sobie i zastanawiam się, czemu świat zmienia się w taki sposób, nie sądziłam przecież, że tak to będzie wyglądało. 
Wyobrażenia - moje wyobrażenia były zupełnie inne.
……………………
Początkowo podobało mi się tutaj.
Wszystko było takie nadzwyczajne,
takie bajkowe.
Trawa taka zielona,
i taka nieprzebyta.
Drzewa takie ogromne.
Domy takie prawdziwe.
Ludzie wielcy, wspaniali
i tacy życzliwi.
Dni słońcem pachnące
a noce takie czarne
i takie gorące.
Najpiękniejsze było wszystko pierwsze;
pierwszy kwiat w ogrodzie znaleziony,
pierwszy zrozumiany dotyk dłoni,
pierwsze serca bicie odkryte,
pierwsze odczytanie pragnień z głębi oczu,
pierwszy spacer przez łąki za miasto daleko,
pierwszy pocałunek nad rzeką,
pierwszy chrzest miłości w wartkim nurcie rzeki,
pierwszy odlot ptaków,
pierwszy taniec,
pierwsze krótkie pożegnanie.
``````````````````````````
Potem lata mijały,
drzewa dziwnie zmalały,
domy urok straciły,
ludzie się zmienili.
Druga miłość i trzecia,
kolejne spotkania,
milczące bez uścisków
suche pożegnania,
koncert wróbli na dachu
późny odlot ptaków
smutna jesień bez liści,
mokre lato bez maków.
`````````````````````
Patrzę dzisiaj po latach
na te same zdarzenia,
małej śmiesznej dziewczynki
z kokardami już nie ma,
nie ma też tej dziewczyny,
co bezwstydnie się śmiała,
wszystko gdzieś odpłynęło,
co tak bardzo kochała.
……………….
Kiedyś to napisałam, ale wtedy, jeszcze tak naprawdę nie znałam zawiści.
Sądziłam nawet, że ludzie są z natury bardzo dobrzy tylko życie im daje w kość i próbują sobie to jakoś zrekompensować. 
Wtedy napisałam inny wiersz dziecięco naiwny, wręcz słodki jak te margaretki nad głową.
………….......
Kiedyś w bezgranicznym zachwycie
wierzyłam naiwnie i skrycie,
że z natłoku historycznych zdarzeń
stworzę dla wszystkich fabrykę marzeń.

I w wielkich sennych kadziach,
U-ważę  marzeń tyle,
by nimi móc umilić,
każdemu smutną chwilę.
Cudownie było myśleć jak życie się odmieni,
że  strażak marząc będzie wskakiwał do płomieni,
a nauczyciel w szkole nie bojąc się obciachu
pomarzy o Hawajach i plaży pełnej piachu.
że ekspedientka w sklepie rozmarzy się z ogórkiem
a góral się rozckliwi w kapelusiku z piórkiem
Nocą, gdy wszyscy zasną w małych miasteczkach i wioskach,
porozsyłam marzenia na latających spodkach.
...........................
lecz dziś w natłoku wrażeń
nikt już nie pragnie marzeń.
Wszyscy myślą o sprawach przyziemnych,
O głębokich studniach…, bezdennych.
…………………………
 Czuję jak aż buzują we mnie oszalałe myśli, na co komu terroryzm, czy gorsza jest kulawa plotucha, która nazywa się koronczarką a dzierga tylko wredne intrygi i przez to nabiera pikanterii pojęcie terroryzmu, od turkucia podjadka, który potrafi jednej nocy zjeść wszystkie korzonki wzrastających dopiero wątłych roślinek margaretkowego pola.
Czemu? A no, dlatego, że masz ochotę wysadzić jej margaretkowy świat w powietrze razem z jej pszczółkami, chrząszczykami i nawet z Bogu ducha winną Bożą krówką. 
Miałam wczoraj z okazji imienin dawno niewidzianego gościa. 
Nawet spał u mnie jedną noc – oczywiście to czysto platoniczna wizyta. 
Pozwoliła mi ona uświadomić sobie jak bardzo nie lubię już gości w moim świecie. To mi wszystko rujnuje nic mi się nie chce i wpadam w apatię. 
Pół dnia spałam wstawałam tylko przygotować jedzenie, później jeszcze sprzątnąć po posiłku i znów zasypiałam. Jakbym tym snem chciała sprawić, by czas mijał szybciej. 
Najgorsze było to, że znamy się jak łyse konie i w jakimś tam momencie powiedział mi, że ta jego kumpela, której nawet na oczy nie widziałam plotowała na mnie do naszego wspólnego znajomego, później jeszcze powiedział mi, że cytuję „zabije mnie” jak napiszę o czymś, co mi opowiadał o swojej siostrze w blogu. Po diabła przyjechał i opowiada mi te bzdury.
Wreszcie zakończył moją uwagę, że za dużo zrobił sobie kawy i rozleje nim doniesie do 2 pokoju, że jestem jak jego siostra, która wszystkich poucza, co mają robić. 
Kurka wodna, czemu ja mam takich znajomych, którzy jak do mnie wpadną to zawsze mnie wkurzają. 
Nie potrafią cieszyć się spotkaniem, tylko wszystko psują. 
Już chyba nie potrafię cieszyć się wizytami innych. Nie potrafię chyba już NIE. Na koniec nawet nie podziękował za pyszne jedzenie, które dla niego przygotowałam.
.........................
To był sen z tymi kwiatami na łące i dobrze, bo wizyta mnie dobiła, gdyż mimo, że kolejny raz wyciągam rękę do człowieka, któremu powinno się pomóc on tego zupełnie nie docenia. Wręcz zachowuje się jakby to on zrobił mi łaskę, że zechciał mnie odwiedzić. 
Na szczęście mam to już za sobą a sen był fajny i jakoś zrekompensował mi nieciekawy czas.
’’’’’’’’’’’’’’’’’’’’’’’’’’’’
Pająk tka pułapkę pracowicie.
Wiatr za oknem gałązkami postukuje,
księżyc błyszczy tak niesamowicie,
ciasto pachną aż w głowie wiruje.
A mnie jakoś tak smutno niezmiennie.
Nic nie bawi mnie, nic nie cieszy.
Napisałam kolejny wierszyk,
dla marudnych, złośliwych dzieci.
………………………………………….
Jakiś smutek wiatr nosi po świecie.
Kawa z kubka już nie smakuje.
W sercu zima a tam na świecie
jesień wątła ogrody maluje.
…………………………………………………
Chodź pajączku przycupnij tu obok
Powiedz co Ci w serduchu gra?
posłuchajmy koncertu Ba;)cha?
Muszki chyba już poszły spać.
………………………………
Zostałam z pajączkiem i dobrze, bo on przynajmniej nie sprawia  przykrości. Po imieninach i Mikołajkach - ja przynajmniej starałam się innym dać okruszek dobra od siebie a oni – to już ich problem. 

Archiwum bloga