poniedziałek, 29 października 2012

Ostrożnie stąpaj...

BAJSZA
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”  
* * * * *
Czuję się chyba jak jaszczurka, która zrzuca skórę i nie jest pewna jak będzie czuła się w nowej.
W moim konkretnym przypadku nie chodzi oczywiście o skórę, bo tej niestety nie da się już zmienić, choć szczerze mówiąc nie bardzo mnie to martwi, bo pogodziłam się z upływającym czasem chyba wtedy, gdy przestała mi sprawiać radość bliskość mężczyzny.
Szczerze mówiąc adorowanie mojej skromnej osoby przez płeć odmienną było uciążliwe i wymigiwanie się z różnego rodzaju zażyłości wkurzało mnie. 
Wkurzało, bo popełniałam swojego rodzaju samogwałt na własnej psychice z grzeczności udając, że mnie to bawi zamiast wywalić kawę na ławę, - że delikwent jest obleśny, ślina mu cieknie po podbródku, rozsiewa wokół zapachy dojrzewającego kompostu a jego tłuste włosy przypominają szczecinę dzika w burakach.
Teraz, gdy już lata zawiesiły woal czasu na mojej postaci, coraz rzadziej zdarza się by jakiś ciołek z poziomu gumofilca jak sam o sobie z dużym poczuciem humoru czy realizmu zagaja „JESTEŚ WIELKA ... nie godnym całowania Twoich nóg ...pewnie i tak się nie można dopchać ...więc wylizuje ślady :* …and” lub „niestety! ja mogę tylko całować Twoje stopy...jestem już w dostatecznym stopniu - błaznem ...po co to pogłębiać ...jesteś na poziomie Hegla...”
Myślicie, że Hegel miał rację, że jest teza, antyteza i synteza?
Czy uważacie, że w naszym istnieniu nastąpi nagły zwrot akcji - i wszystko się zamieni, a materializm pójdzie w cholerę?
Czy może będzie to dłuższy proces a jego kierunek jest całkiem nieprzewidywalny?
Ja sadzę, że Hegel wierzyłby dziś w świadomość absolutnie szalonego ducha – bardzo dalekiego od jakichkolwiek klasyfikacji.
Filozofię mam na głowie a ściślej na włosach.
Kiedyś umalowałam je i nagle okazało się, że mają kolor złotych jesiennych liści.
Moje zielone oczy nigdy nie wyglądały tak pięknie jak w tej oprawie.
Czułam się jak Pani Jesień z dziecięcych bajek – rany jak ja kocham bajki - bajki i wiersze.
* *
„ostrożnie stąpaj po trawie o wiośnie,
Może ta trawa z ust prześlicznych rośnie…” 
Wiecie czyje to?
lub
„O dwa dni w życiu nie dbałem zgoła:
O zawodne jutro  - o umarłe wczoraj”
Jak ktoś wie czyja to poezja niech napisze.
* * * * *
Wracając do mojej włoskowej filozofii, bardzo chciałam znów po 2 latach taki sam kolor sobie na głowie zrobić, bo serce mi kwiczało wówczas ze szczęścia.
* *
Jestem estetką i uwielbiam takie połączenia kolorów, gdy jeden stymuluje drugi.
Mój kolega napisał mi – zmień to zdjęcie/chodziło o skype, bo te oczy na nim masz przerażające/.
Chodziło mu o tę magię, która zagrała między odcieniem włosów a oczu, o ten błysk, który zasiadł na dnie oka i wabił swoją magią.
Hi, hi z poziomu gumo filców świat staje się szaro - nieogarniony i nie wystarczy nie deptać stokrotek.
Udało mi się zupełnie przypadkiem
znów miodem wyzłocić włosy
i mimo zimy w ogrodzie
me serce znów kwiczy
w chłodzie o urodzie.
Upajanie się barwami to może być przedsmak paranoicznej wrażliwości.
Zimą jednak ma to swoje uzasadnienie, gdy dominuje biel jak tu w moim ogrodzie.

Zmysł wzroku mocno wpływa na resztą człowieka, budzi w nim emocje, pragnienia. Nadwrażliwość na barwy objawia się najintensywniej, gdy grozi utrata wzroku.
Jest wielka różnica między "lubię miodowy jak moje włosy" a "moja pasja do wściekłej zieleni pobudza mnie do życia ".
Kolor i temperament, nastrój - zestawienie barw, to ciągle tworzona księga nieskończoności naszej natury...
* * * * *
„..Nie zważajmy na tych, którzy są osłami,
choć często są dla nas srogimi sędziami.
Wątpiąc, nie bluźnimy.
Wiadomym jest, że na końcu dni naszych
zostaniemy sami.”

„..Wczoraj wieczór uderzyło mi do głowy wino
I rozbiłem dzban o kamień za błahą przyczyną -
A wtem jakby szept popłynął z glinianego dzbana:
I jam kiedyś był człowiekiem, i ty będziesz gliną…”
I to jeszcze wiersze tego samego, co wcześniej poety.
Jeśli nie zgadniecie - wieczorem podrzucę więcej fragmentów jego wierszy i napiszę słów kilka o nim, bo wierzcie - warto go poznać.
* *
Autor cytowanych wierszy - to;
Omar Chajjama odkryty w Polsce i popularny już po 1 wojnie światowej i tłumaczony z perskiego przez między innymi Marię Jasnorzewską- Pawlikowską.
* *
  Życie Omara Chajjama przypada na przełom XI i XII wieku. Urodził się, żył i umarł w Niszapurze, mieście leżącym na pn. - wsch. Iranu, które przeżywało wtedy swój okres świetności. Współczesny mu Nizam al Mulk, potężny wezyr seldżuckiego sułtana Alp Arslana, opisał w swoim "Testamencie" dzieje niezwykłej przyjaźni, jaka łączyła go z Chajjamem i Hassanem Sabbahem. Poznali się w szkole w Niszapurze i ślubowali sobie pomoc, gdyby któremuś z nich poszczęściło się w życiu.
Gdy Nizam al Mulk został wezyrem na dworze Seldżuków jego starzy przyjaciele przyszli do niego, aby dotrzymał słowa. Hassan miał upomnieć się o stanowisko na dworze, a Omar o spokojny kąt, gdzie mógłby przez nikogo nie niepokojony poświęcić się naukom. Wezyr dotrzymał danego niegdyś słowa.
          Omar był przede wszystkim wybitnym astronomem, matematykiem, a także filozofem. O uznaniu, jakim się cieszył, świadczy najlepiej to, że gdy Malik Szach, syn Arp Arslana, postanowił zreformować kalendarz, Omar był jednym z ośmiu uczonych, którym powierzył to zadanie.
Kalendarz, jaki wtedy opracowano był niemal tak dokładny, jak kalendarz gregoriański.
          Oryginalność jego myśli widać w rubajatach, które układał "przy okazji".
W Iranie Omar Chajjam nie był znany jako poeta, a wiele starych perskich słowników i opracowań nie wspomina o nim jako o takim.
Sławę zyskał dopiero w XIX za sprawą Edwarda Fitzgeralda, który przetłumaczył większość jego wierszy na język angielski i wzbudził tym na Zachodzie powszechny zachwyt dla niego.
 Omar Chajjam - mądrości perskie
Napełnijmy czary! Kłopotem najmniejszym
jest to, że czas ucieka. Warto jutrzejszym
dniem się martwić? Nie myśl też o wczoraj.
Jeśli możesz, ciesz się słodkim dniem dzisiejszym.
 * *
Serce, które z innymi w smutku się nie brata,
serce, które nie dzieli radości tego świata,
na próżno bije. Takiego nie pragniemy.
Dzień bez wina, pieśni, toż to czysta strata!
 * *
Odwiedziłem winiarnie gnany pokusą mą.
Obwieś pił prosto z dzbana sycąc żądzę swą.
Na naganę odparł: "Bóg jest miłosierny.
Zechciej milczeć, bracie. Nie zajmuj się mną".
 * *
Obok ciebie miła, z winem, kromką chleba
siedząc w cieniu drzewa, cóż mi więcej trzeba?
Śpiewasz moje wiersze. Raduje się dusza.
Bądź pewna, ma miła, nie trzeba mi nieba!
 * *
Z hurysami w niebie pożądasz romansu.
Nie spiesz się mój bracie do tego awansu.
Pij lepiej ziemskie wino i kochaj dziewczyny!
Bębny lepiej słuchać z pewnego dystansu.
 * *
Zrodzony na tym świecie, jak przede mną wielu,
żyjąc, cierpiąc i szydząc odchodzę bez celu.
Czy nie słuszniej było, przyznaj przyjacielu,
lepiej się nie rodzić. Cóż po czczym weselu?
 * *
Chajjamie, po co się trapisz jakimiś grzechem?
Trochę poswawolić, to tak jak oddechem
głębszym wytchnąć po mozołach życia.
Bóg ci to przebaczy ze szczerym uśmiechem.
 * *
Ciesz się życiem. Wieść taką ślę ci przez gońca,
zanim w proch się obrócisz i będziesz bez końca
leżał wśród innych prochów. Czas ci będzie biegł
bez wina, bez pieśni, bez miłej, bez słońca.
 * *
Od kiedy są gwiazdy i niebo, i zorze
Twym najlepszym tworem jest wino, mój Boże.
I choć dziwimy się, to handlarz wina rzecz
cenniejszą sprzedaje, niż sam kupić może.
 * *
Słuchając głupich rad i podszeptów zdążasz
ku chaosowi. Mylnym tropem podążasz.
Poznaj samego siebie. Widź cel swój jasno.
Jesteś więcej wart niż się o to posądzasz.
 * *
Kiedy jestem trzeźwy, radości nie cenię.
Kiedy się upiję, nic tylko bredzenie
moje słychać wciąż. Czy nie lepiej byłoby
wieść życie pośrodku? To me przeznaczenie!
 * *
Kanarek z tawerny wyleciał na pole.
Śpiewa pośród kwiatów. „Tu przebywać wolę”!
Śpiew jego jest czuły. Trafia w serce moje.
"Ty także Chajjamie odmień swoją dolę".
* *
Mądremu druhowi nie odmówię picia.
Picie z przyjacielem jest osłodą życia.
Lecz nie pij za dużo. Bacz na język bracie.
Jeśliś jest po winie, masz wiele do skrycia.
* *
Nie zważajmy na tych, którzy są osłami,
choć często są dla nas srogimi sędziami.
Wątpiąc, nie bluźnimy. Wiadomym jest, że
na końcu dni naszych zostaniemy sami.
* *
Twórca jest garncarzem. Z gliny nas kształtuje.
Mniej lub bardziej gładkich do życia szykuje.
Nieudane twory wnet w proch rozsypuje.
Lecz jeśli udane, to dlaczego psuje?
* *
Garncarza w warsztacie widziałem skromnego.
Puste garnki, dzbany były sztuką jego.
Wtedy pojąłem jasno, że glina z ziemi
- proch moich przodków, była w rękach jego.
* *
Panie, Tyś początkiem i końcem wszystkiego,
nic się nie dzieje bez przyzwolenia Twego.
Tu, w winiarni siedząc, modlę się do Ciebie.
Chroń mnie nadal Panie od losu podłego.
* *
Świadomy moich grzechów z nich się pokajałem
lecz, że bycie pijanym często mym udziałem
z wiosną zapomniałem, co wpierw przyrzekałem.
Pokutę rozwiał wiatr, co ją czynić miałem.
* *
Ceń swój chleb codzienny, pozyskany w trudzie,
a o pustą sławę niechaj inni ludzie
zabiegają. Żyj skromnie i w cieniu nawet
jeśli by ci to miało iść jak po grudzie.
* *
Wiedza? Rzuć ją, a żadnej nie zaznasz szkody!
Oplątany kosami dziewczyny młodej,
Wpierw zanim przeznaczenie krew twą przeleje,
Ty przelewaj z dzbana w puchar krew winnej jagody.
* *
Niejedną na naukach strawiłem godzinę,
Niejedną miałem radość, iż z nauki słynę,
A oto jest - posłuchaj - treść zdobytej wiedzy:
Z prochu wziąłem początek i jak wiatr przeminę.
* *

Abu Hafiz Hakim Ghias-ud-Din Abol Fat'h Omar ibn Ibrahim Al-Chajjami Niszapuri, powszechnie zwany Omar Chajjam, urodził się w mieście Niszapur, stolicy prowincji Chorasan, ok roku 1023, albo, jak dowodzą niektórzy, w 1040, spędził tam większość swego życia i zmarł tam ok roku 1123. 
             Literackie nazwisko Omara - Chajjam (producent namiotów) wywodzi się od zawodu jego rodziny. Ojciec Omara, Ibrahim,  robił namioty i markizy, używane przez wojsko. Zapotrzebowanie na te płócienne pawilony było duże i Ibrahimowi bardzo dobrze się powodziło. Podobno Omar pomagał ojcu w prowadzeniu biznesu. Jeśli to prawda było to zapewne w dzieciństwie, zanim został uczonym.
 * *
            Po ukończeniu nauki w podstawowej Madrasie, prowadzonej w Baklh (obecnie w Afgaistanie), przez sławnego nauczyciela Szejka Muhamada Mansuri, Chajjam wstąpił do  Zgromadzenia Imama Khwadżacha Mowaffaq-ud-Din'a Niszapuri, wybitnego sunnickiego doktora teologii i uczonego, gdzie studiował m.in. literaturę, retorykę, historię, geografię i medycynę. Idąc za swymi skłonnościami, poświęcił się jednak głównie matematyce, astronomii i filozofii, w których to dziedzinach celował.

            Po ukończeniu studiów udał się do Samarkandy, gdzie dostał pracę asystenta Najwyższego Sędziego, Abu Tahera. Poza pełnieniem swej funkcji oficjalnej prowadził równocześnie badania naukowe. To właśnie tam napisał swą wybitną "Rozprawę o Algebrze" (została przetłumaczona na francuski w 1851, entuzjastycznie przyjęta przez matematyków Europy i używana do niedawna na europejskich uniwersytetach).
* * 
Sława, którą przyniosła mu "Rozprawa" sprawiła, że władca Buchary, Szams-al-Malk stał się jego patronem. Później, wybitny Wielki Wezyr (Pierwszy Minister) seldżuckich sułtanów Iranu, Nezam-al-Malk zaproponował mu stanowisko ministra w swym rządzie, ale Chajjam odmówił, twierdząc, że chce tylko spokojnego kąta, gdzie mógłby kontynuować swe badania naukowe. Mimo to Wezyr przyznał mu dożywotnie roczne stypendium w wysokości 1200 miskali złota (miskal = ok 5g). Sułtan Malekszach I, którego był doradcą w Isfahanie, postawił go na czele zespołu uczonych pracującego nad badaniami astronomicznymi i reformą kalendarza. Po czterech latach pracy Chajjam wydał kompilację "Astronomiczne tabele Malekszacha" i projekt kalendarza "Dżalali", który zaczął obowiązywać w Iranie od 15-go Marca 1079, został zreformowany w 1925 i jest używany do dzisiaj. Kalendarz,  bazowany na obliczeniach ekstrapolujących na 70 tys lat, był dokładniejszy od gregoriańskiego, wprowadzonego w Europie 500 lat później.
 * *
            Tradycja utrzymuje, iż Chajjam wiedział, że Wszechświat nie obraca się wokół Ziemi, jak twierdził paradygmat ptolomejski, ale że to Ziemia krąży wokół Słońca, co potrafił podobno udowodnić przy użyciu map gwiezdnych, podświetlonych świecami na ścianach okrągłego pomieszczenia, i obrotowej platformy pośrodku, naśladując ruch konstelacji na nieboskłonie. Jeśli to prawda, to był prekursorem holoconetryzmu 400 lat przed Kopernikiem.
 * *
            Chajjam zyskał też sławę wyśmienitego lekarza i humanisty. Charakteryzowała go nienasycona dociekliwość intelektu i zdolność pamiętania wszystkiego, co kiedykolwiek przeczytał. Dzięki temu zyskał sławę najwybitniejszego uczonego swej epoki.
 * *
Niewiele pism zachowało się z jego dorobku, może po prostu nie pisał wiele, a może jego dzieła nie przetrwały prawie 900 lat burzliwej historii, ale to co zostało ma wielką wagę i w dziedzinie nauki i poezji. Najwybitniejsze jego prace, z dziedziny geometrii i algebry, były wielkim krokiem naprzód, dotarły, często we fragmentach, do Europy, gdzie przyczyniły się znacznie do rozwoju zachodniej matematyki.
* * 
            Jest ironią losu, że ze wszystkiego co stworzył, najbardziej znane są jego Rubajaty (Ruba'iyat - liczba mnoga od Ruba'i, czterowiersz), których sam nie traktował zbyt poważnie. Zawarł w nich swe poglądy na życie, religię, prawdę, cel stworzenia, los, śmierć, wolną wolę. Mimo, że urodził się w epoce zdominowanej przez ortodoksyjną religię, w społeczeństwie coraz mniej tolerancyjnym wobec odszczepieńców, Chajjam nie był religijny, w wielu czterowierszach krytykował dogmę i ortodoksję, ale na pewno nie był hedonistycznym ateistą, jak go przedstawiali jego religijni krytycy.  Wydawał się występować nie przeciw wierze, ale raczej przeciw zorganizowanej religii i jej sprzecznym z nauką dogmatom,  odrzucał  predestynację i zmartwychwstanie. Wierzył, jak się zdaje, w wyrozumiałego i dobrotliwego stwórcę, nie mieszającego się jednak do tego co się na Ziemi dzieje, choć równocześnie nie mógł pogodzić tej dobrotliwości z teodycją - powszechnym złem i cierpieniem.
 * *
            Przez te poglądy Chajjam popadł kilkakrotnie w kłopoty z autorytetami religijnymi i musiał się tłumaczyć, uniknął jednak losu gotowanemu odszczepieńcom i niedowiarkom przez Islam w późniejszych, mniej tolerancyjnych czasach, ale jego Rubajiaty, potępiane jako bluźniercze przez muzułmański kler, zostały zepchnięte w niepamięć na 700 lat.
 * *
            W 1856 roku rękopis zawierający 158 wierszy został przypadkiem znaleziony wśród orientalnych rękopisów w Bibliotece Bodleiańskiej w Oksfordzie. Ruba'iyaty dostały się w ręce Edwarda FitzGerald'a, historyka i początkującego orientalisty, któremu tak się spodobały, że przetłumaczył na na język angielski. Od tego czasu cieszą się niezmienną popularnością, zostały przetłumaczone na kilkadziesiąt języków i są jedną z najbardziej popularnych publikacji po Biblii i sztukach Szekspira.



wtorek, 23 października 2012

O....,Holender :P

BAJSZA
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”  
* * * * *
Marzenia mają to do siebie, że nawet, gdy się nie spełniają, to zawsze dają motywację do dalszych działań.
 Zastanawiam się, o czym ja od lat marzę i jest coś takiego, co zaczęło się bardzo dawno, chyba jeszcze na tym moim drzewie, gdy miałam tam swój własny mały kącik, gdzie właściwie nikt mi się nie wtrącał. 
Mogłam tam marzyć dalej o poważniejszych sprawach. 
Zawsze starałam się swoje marzenia realizować a kiedy już miałam córkę, pokazywałam jej, że marzenia warto mieć. 
W naszym domu niestety panowały 2 trendy. 
Ja marzycielka i tatuś realista z ograniczoną mocno wyobraźnią – uważający, że aby zacząć marzyć trzeba mieć kasę.
Dzieci jak to dzieci najpierw bujają w obłokach a później jak już przytrafia im się to nieszczęście, że dojrzewają – najczęściej radykalnie zmieniają poglądy.
Uwielbiam tych ludzi, którzy nie dają się dojrzałości i nie oglądają pieniądza ze wszystkich stron nim schowają go do skarpety i nigdy nie mają dość polotu, by dzięki nim spełnić jakieś swoje marzenia, bo już wtedy martwią się, co będzie, gdy nie będą mieli pieniędzy.
Nie lubię ludzi, którzy żyją według stereotypów – dla mnie są nudni i nie smaczni – jak przysłowiowe flaki z olejem.
O czym zatem marzyłam od dzieciństwa o BAJKOWYM zaczarowanym domku, który byłby dla mnie przyjazny/najlepiej z drabiną do obłoków/.
O jakimś krasnalu, który za mocno nie ingerując w moje życie realizowałby swoje marzenia obok i o tym, byśmy czasem mieli też wspólne, choćby takie malutkie – jak schabowy z młodą kapustą.
Kiedyś moja córka powiedziała łeeee…jak zobaczyła dziewczynę, z którą miała spędzić ferie zimowe. 
O co chodzi? Spytałam.
Ona jakaś taka….Jaka?
No nie wiem. 
Poznaj i dopiero powiesz mi ok?
Często ulegamy stereotypom nawet jak nie dojrzeliśmy zupełnie i non stop bujamy w obłokach.
Nigdy nie pragnęłam jechać do Holandii, bo do niedawna uważałam, że to nudny kraj a tamtejsi mieszkańcy – to ludzie bez fantazji.
Którejś nocy obudziłam się, bo coś mi się śniło tak bajkowego jak nigdy dotąd. 
Usiadłam na łóżku i próbowałam sobie przypomnieć sen i za nic nie mogłam wyłuskać szczegółów – cały czas czułam tylko, że jest to jakieś niesamowicie ważne przesłanie – miałam takie wrażenie jakbym dowiedziała się we śnie gdzie jest ukryty skarb, który pomoże mi zrealizować moje marzenia.
Tylko holender gdzie on był ukryty myślałam.
Tak się wybudziłam a była 3.45, że poszłam zrobić sobie kawę z nadzieją, że jakiś drobiazg przypomni mi sen.
Zrobiłam kawę i myślę sobie, a zrobię jeszcze dobry uczynek i naszykuję mojemu koledze kanapki do pracy.
Zrobiłam te kanapki i dalej nic nawet cienia, nawet okruszyny tego snu.
Rozbudziłam się na dobre.
Włączyłam komputer i wiedziona jakimś dziwnym impulsem weszłam na mapy.
Oddaliłam mapę i bezmyślnie nie patrząc nawet gdzie postawiłam mapowego krasnala penetrującego świat. 
Obraz, który zobaczyłam zamurował mnie, postanowiłam go skopiować, bo czułam, że jest to jakby droga do mojego skarbu. 
Jeszcze nawet nie interesowało mnie gdzie to jest tylko, co jest dalej.
Kopiowałam kolejne obrazy.
Są one w filmie w takiej kolejności jak je oglądałam.
Po 60 kilku postanowiłam sprawdzić gdzie jestem, bo obrazy, które kopiowałam były z mojej BAJKOWEJ wioski.
Holender – to jest Holandia.
Wiem, że będę tam wracała, wiem, że Holendrzy mają niesamowity polot i bajkową fantazję, że nawet psie budki są przecudne.
Zwyczajnie jestem zauroczona i jak kiedyś będę miała trochę wolnej kasy/zagrałam pierwszy raz od pół roku w totolotka/, pojadę tam, by ich przeprosić, że przez całe lata uważałam ich za nudziarzy.
Swoją drogą jaki cudowny jest ten mapowy krasnal dzięki, któremu możemy zupełnie bez pieniędzy oglądać świat.

niedziela, 21 października 2012

Ne dis rien,

BAJSZA
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”  
* * * * *
Następnego dnia od rana lało i nie można było na skuterze jechać gdziekolwiek.
Wymyśliłam nawet, że wezmę do plecaka sukienkę i buty na obcasie, żeby móc wejść do Casina, gdyby przypadkiem było otwarte.
Wiedziałam gdzie mieszka Isztwaan, ale pomyślałam sobie, że to nie bardzo, abym do niego poszła.
On wiedział, że ja jestem z „xem”, więc też raczej nie miał ochoty zbliżać się mojego hotelu.
Poszłam poszukać nie drogich perfum i oczywiście natknęłam się na „xa”, który wybierał drogie damskie zapachy.
Wyszłam, bo nie miałam zamiaru psuć sobie nastroju.
Ta pogoda mi uświadomiła idiotyzm całej sytuacji.
Zorganizowałam cały wyjazd, bo nigdzie od lat nie byliśmy razem.
 Sytuacja niestety wyglądała bardzo źle i faktycznie szansa, na porozumienie czy rozmowę była żadna.
W domu te rozmowy zawsze kończyły się wytykaniem sobie wzajemnych żali i moją emigracją emocjonalną.
Uciekałam w pracę, żeby nie myśleć o całym tym trójkącie, którego nie byłam wstanie akceptować.
Wcześniej, co prawda, też miałam świadomość, że nie jestem jedyną kobietą, ale nigdy nie miałam na to dowodów.
Tu niestety wszystko było czarne na białym albo raczej odwrotnie.
Kobieta często dla tak zwanego „świętego spokoju” - akceptuje pewne sytuacje, bo nie ma odwagi walnąć pięścią w stół czy jak moja koleżanka spakować walizki i wystawić za drzwi.
Ona nie miała dzieci, ale przecież moje dziecko już było dorosłe i wiedziało wcześniej niż ja, co się dzieje.
To, że wszyscy wiedzieli a ja na końcu się dowiedziałam to normalne.
* * * * *
Deszcz przestał padać, koło 12-ej, ale już za późno było, by jechać gdziekolwiek.
Poszłam na targ, który w Nicei jest niesamowity, nie wzięłam nawet kamery i kurczę znów nadziałam się na mojego współtowarzysza z pokoju, który rozmawiał ze swoja ukochaną przez telefon – tłumacząc jej, że bardzo tęskni i już za 6 dni wraca, że ma dla niej prezenty, żeby zrekompensować jej rozłąkę.
Dostałam właśnie ciastko francuskie z bitą śmietaną i miałam wielką ochotę nabić mu cały talerz na głowę.
Widać energia była tak silna, że obrócił się od okna i zamurowało go, bo siedziałam, przy sąsiednim stoliku letniej kawiarenki, co prawda jego zasłaniał jakiś kwiat, ale poznałam go po głosie i wszystko słyszałam.
* * * * *
Kiedy znów wściekła wracałam do hotelu spotkałam Isztwaana.
Oczywiście humor mi się troszkę poprawił i po kolejnej kawie i ciastku pożegnaliśmy się umawiając na to Monaco drugi raz.
To gestykulowanie tak mu się spodobało, że jego ruchy stały się piękniejsze i jakby wyreżyserowane.
Kupił mi bukiecik kwiatków i odegrał taką scenę wyznania, że otrzymał oklaski od jakiejś starszej pary.
* * * * *
Ciągle jeszcze tkwiłam w rozmyślaniach o własnym życiu i nie byłam dobrym partnerem do wygłupów.
Za kwiatki podziękowałam i pożegnaliśmy się beznamiętnie.
Byłam zła myśląc ciągle o własnym życiu i trudno było mi zapomnieć, że wszystkie, moje próby nawiązania jakiejkolwiek rozmowy kończyły się fiaskiem, wykrętami czy próbą dobrania się do mnie, co doprowadzało mnie do szału, bo nie miałam zupełnie ochoty na sex.
Wtedy właśnie jakieś drzwi zatrzasnęły się we mnie i wiedziałam, że będzie mi bardzo trudno zaufać jakiemukolwiek mężczyźnie a co za tym idzie iść z nim do łóżka.
Brzydzi mnie sama myśl, że mężczyzna mógłby kilka godzin wcześniej czy nawet dni być z inną kobietą a teraz ja mam być tą czarą do „użycia”.
Zupełnie nie rozumiem jak sobie z tym radzą kobiety, ja brzydzę się fizycznie tak bardzo, że wręcz  obawiałam się torsji.
Mam świadomość - to jest już jakiś balast psychiczny, który być może powinno się leczyć – jednak zupełnie straciłam zainteresowanie bliskością fizyczną z mężczyzną.
W domu najgorsze było to, że nie wyobrażałam sobie dalszego życia nie było we mnie dość asertywności, by powiedzieć „basta” ani dość siły, by zaczynać życie od nowa.
Popadałam w stan hibernacji przeplatany płaczem.
Tylko w pracy jeszcze potrafiłam się kamuflować i nikt nie wiedział, co się ze mną od 4 lat dzieje.
Gdy wracałam do domu zamykałam się w jednym pokoju i albo zasypiałam albo płakałam a właściwie płakałam zawsze, gdy się budziłam.
Nie byłam w stanie w końcowym okresie zmobilizować się do czegokolwiek.
Nie sprzątałam domu. Pies został z czterech jeden inne ze starości odeszły.
Temu jednemu robiłam tylko jedzenie.
Sama praktycznie nie jadłam.
Schudłam tak, że ważyłam 46 kg i wyglądało na to, że będę chudła dalej, bo straciłam ochotę do życia.
Miałam coraz częściej myśli samobójcze i gdyby nie to, że kiedyś usłyszałam, że jak mi się nie podoba, to wiem, co mogę zrobić – ze wskazaniem łazienki na górze gdzie wisiał gruby sznur na bieliznę.
Powiedziałam sobie wtedy „niedoczekanie Twoje”.
Dni mijały a ja zupełnie nie radziłam sobie z tą sytuacją.
Wymyśliłam ten wspólny wyjazd, bo myślałam, że pobędziemy razem, jeśli choćby iskra się jeszcze jakaś tli – to może porozmawiamy z sobą, by jakoś ten stan rzeczy zmienić.
Niestety już w drodze/jechaliśmy autokarem/, na wszystkich postojach zostawałam sama i ciągle się bałam, że go zostawią na trasie, bo wsiadał zwykle w ostatnim momencie.
Pierwsze dwa dni uświadomiły mi, że nic z tego nie będzie i odpuściłam – sama postanowiłam cieszyć się pięknem Nicei skoro nie mogło być inaczej.
Słyszałam kiedyś od mojego znajomego, że jego żona jest wręcz niepoczytalna, kiedy się dowiauje, że mogłoby coś go łączyć z inną kobietą, gotowa jest jej oczy wydrapać - nie mogłam tego pojąć.
Jak to możliwe, żeby kobieta tak się upodlała schodziła na niziny własnej godności walcząc o swojego „samca” no, bo jak nazwać takiego osobnika, którego wabią feromony - tak, że nie potrafi się im oprzeć.
Uważałam, że mężczyzna nie może bardziej upokorzyć kobiety jak doprowadzać do sytuacji, w których to ona ma walczyć z inną samiczką o niego.
Są jednak różne zboczenia – faceci lubią być bici i poniewierani, może właśnie to jest odwrotne zboczenie.
Jeśli tak to dzisiaj ja może mogłabym - chyba…, – oj nie, nie mogłabym sponiewierać kogoś, kogo bym kochała - nawet, jeśli jemu sprawiałoby to przyjemność, bo mnie takie traktowanie bardzo boli.
* * * * *
To był ostatni dzień pobytu Isztwaana w Nicei.
„Monaco,
28 degrés à l'ombre…
 Ne dis rien,
L'amour est au-dessus de moi.

Monaco
28 stopni w cieniu….
 Nie mów nic,
Miłość jest poza mną.”
Pojechaliśmy do Monaco, było cudownie pogoda może nie cały czas rewelacyjna 3 razy zdejmowałam i zakładałam kurtkę, ale trasa i widoki prześliczne.
 Te niesamowite tunele i ten rozmach w architekturze połączony z tradycjami i historią.
Dołączyliśmy do jakiejś wycieczki czeskiej i słuchaliśmy przewodnika.
Zrobiło się gorąco i przebrałam się w sukienkę.
Jednak już tej beztroski, która była między nami wcześniej nie było.
Prysła jak bańka mydlana z wczorajszym deszczem.
 Zrozumiałam też jedno, że gdybym w tej Nicei była z kimś, kogo kochałam i kto mnie kochał zupełnie inaczej to wszystko potoczyłoby się a i mój odbiór byłby o wiele przyjemniejszy.

Archiwum bloga