piątek, 26 maja 2017

Zakręcona, zakręcona....

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
26 maja 2017
Dzisiaj zrobiłam sobie mini święto. Ładnie jak zwykle na kolorowo się ubrałam i poszłam pojeździć rowerem.
Ostatnio ubieram się w pastelowe kolory, czyli lekkie róże, błękity, biel i kanarkowe żółcie, ale też pastelowe.
Polubiłam taki zestaw kolorów – jest mi w nich dobrze i są takie odświeżające.
Pamiętam, że miałam taki okres, gdy ubierałam się tylko na czarno i zastanawiam się jak to było możliwe. Teraz nie wyobrażam sobie siebie w czerni. Jestem już chyba innym człowiekiem.
U Tymka na wsi nauczyłam się dokarmiać ptaki, później nawet w Warszawie zrobiłam taki prowizoryczny karmik na balkonie i tam też dokarmiałam. Przyjechałam do domu i też mam taką mini platformę zrobioną z dużej płytki podłogowej na parapecie i dokarmiam ptaszki, mimo, że jest lato.
Potrzebuję mieć kontakt z ptaszkami. Skąd mi się to wzięło też nie wiem. Dzisiaj postanowiłam sobie pojeździć rowerem. Właśnie szłam golusieńka pod prysznic, gdy zadzwoniło dziecko z życzeniami.
Długo rozmawiałyśmy – ja taka goła przy kuchennym oknie, nawet zaczęłam się zastanawiać czy się nie przeziębię.
Teraz wieczorkiem wyjrzałam czy ptaszki zjadły słonecznik, śladu po nim nie ma, więc im znowu dosypałam.
Zaciągnęłam się ogrodowym powietrzem, matko droga jak ono cudnie pachnie. Jak sobie pomyślę, że ludzie przeżywają całe życie i nie czują zapachu zieleni wieczorem, to uważam, że bardzo dużo tracą. 
Jeden pan dzisiaj napisał mi, że, mimo iż go uważają za człowieka „gorszego sortu” – to on uważa, że nie można dawać przyzwolenia PiSowi, żeby się szarogęsił. On na to nie pozwoli. Słodki Boże, co mnie to wszystko obchodzi, wyszedłby do ogrodu albo, choć wyjrzał przez okno i powąchał zieleni. Jak można przeżyć życie i nie czuć tego cudownego zapachu. U mnie pod oknem właściwie teraz już rosną i kwitną chwasty, od czasu jak postanowiłam nie dbać o ogród sąsiada, ale i tak cudnie pachną, może nawet bardziej niż dawniej.
Co innego jak ktoś ma uszkodzone powonienie. Jak mój weekendowy przyjaciel. Jest felerny i już tego nie zmieni, ale jak ktoś może wąchać to, czemu nie zachwycić się czasami wieczornym zapachem traw, zamiast wkurzać się na durnych polityków.
Zrobię sobie kawy, która to już a 20.01 – mnie kawa nie przeszkadza w spaniu.
Cięgle ziewam, mimo, że 3 godziny byłam na rowerze.
Zrobiłam sobie dzisiaj 2 prezenty. Kupiłam krwisto czerwone/jak czerwone wino/ klapki na szpilce. Mam fajną sukienkę w maki na czarnym tle i pomyślałam, że przydałyby mi się do niej butki. Akurat takie niedrogie trafiłam, więc kupiłam.
Drugi prezent to de volaille w Intermarche. Nie chciało mi się już po powrocie gotować obiadu. Wracając do tego pana „gorszego sortu” podpowiedział mi to mój przyjaciel, może robić przecież graffiti i w ten sposób demonstrować swoje poglądy. Tego można się nauczyć. Dzisiaj widziałam fajne na mojej trasie rowerowej.
Mam duszę artystyczną, więc oglądając i fotografując je miałam mnóstwo skojarzeń.
 Hi, hi już widzę siebie zakutaną nocą ze sprayem w kilku kolorach a jaki ubaw miałaby policja jakby mnie dopadła.
Może nawet zamknęliby mnie u czubków?
Matko jedyna, co Ci mój przyjacielu lęgnie się w Twojej ślicznej główce. Jestem szalona, ale czy aż tak?

środa, 24 maja 2017

Na zakręcie....

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
24 maja 2017
Ostatnio jakoś dziwnie się dzieje. Pomijam to, że ciężko pracuję, mimo, że bardzo bolą mnie palce u rąk.
Pamiętam jak kiedyś ciocia narzekała, że tak bardzo boli ją mały paluszek.
Chciało mi się z niej śmiać, bo jak może boleć mały paluszek. 
No i mam za swoje. 
Mnie bardzo bolą wszystkie palce a szczególnie kciuki w stawach. 
Dzisiaj mój znajomy przypomniał mi, że jak nic nie boli znaczy, że nie żyjemy.
Jasnnnne!!! Tak właśnie pomyślało mi się o empatii, ja zawsze martwiłam się o innych – czy ich coś nie boli, czy nie są chorzy, czy ich ktoś nie skrzywdził. Do dziś martwię się o najbliższe osoby. Jak długo nie dzwonią zastanawiam się, czy nie są chore itd. Fajnie czasami jest jak ktoś do mnie zadzwoni i zapyta czy u mnie wszystko jest ok. Ech nie ma, co użalać się nad sobą. 
Trzeba skończyć te porządki, oczyścić i odsłonić wszystkie zawilgocone miejsca i po wizycie Agi wyjechać gdzieś na dużej. Może pojechać znów do Karwi – muszę stąd wyrwać się na dłużej jestem wykończona.
Dobijają mnie te porządki i ostatnio miałkość tego, co dzieje się wokół.
Przestałam zupełnie fotografować, przez te pogody mało jeżdżę rowerem, nie jest dobrze – opuszczam się, żeby nie powiedzieć zapuszczam intelektualnie.
Muszę się pozbierać. Zastanawiam się czy nie pojechać gdzieś dalej. Sama nie wiem, ale coś powinnam wymyślić
Dzisiaj znowu dzwonił mój kolega fotograf. Jego zaproszenie na krakowski plener jest ciągle aktualne. 
Sama nie wiem, nie ukrywam, że boję się trochę krakowiaków, oni są dziwni. 
Najlepiej byłoby spiknąć się z jakąś koleżanką i pojechać w damskim towarzystwie mam już dość tych damsko - męskich układów. 
Chyba już nie rozumiem facetów, nie wiem, czego od nas oczekują, chyba nie grają szczerze - nie wiem sama zabawa zabawą a ja czuję się w tak zwanych antraktach nieszczęśliwa i źle mi z tym. 
Kiedyś dawno temu – jak czułam się nieszczęśliwa, wyrażałam to tak jak umiałam.
Zrobiłam taką grafikę,
 napisałam wiersz.
Dzisiaj popadłam w stagnację nawet tego mi się nie chce. 
Nastawiłam się na zaspakajanie potrzeb innych o moich potrzebach jakoś nikt chyba, na co dzień nie myśli – boli mnie to.
Może jednak użalam się nad sobą.
Niech to szlag trzeba coś z tym zrobić.
Póki, co idę spać sama cała nieszczęśliwa z obolałymi paluszkami i swędzącym znów okiem.

wtorek, 23 maja 2017

Sen....

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
23 maja 2017
 Podwójne szczęście???
Miałam znowu taki dziwny przerażający sen. 
Obudziłam się z niego o 00.45 i byłam przerażona.
~~~~~~~~~~~~~~
Miałam gdzieś lecieć samolotem, ale trudno było się dostać na lotnisko, były jakieś korki, wypadki na trasie, drogi zablokowane.
Wielu ludzi pragnęło dostać się też na lotnisko, ale drogi dojazdu były zamknięte, ludzie szukali sposobu, by zdążyć na samolot. Widziałam moich teściów/od dawna nieżyjących – jak też próbowali dostać się na lotnisko/.
Nawet taksówki niestety tam nie mogły dojechać.
Wielu ludzi próbowało dostać się na lotnisko pieszo.
Ludzie szli nocą, takimi koleinami jakby zaoranego pola obok drogi a przy szosach stali żołnierze rosyjscy z karabinami i nie pozwalali nikomu zbliżyć się do szosy.
Okazało się, że nie ma szansy dostać się na pierwszy samolot. Grupa ludzi szła jednak licząc na to, że uda im się zabrać drugim samolotem.
Pierwszy wystartował, w moment po starcie zaczął się palić 
i rozpadać a jego części spadały na wędrujących koleinami ludzi. Ci pierzchali na boki, kryjąc się przed spadającymi ognistymi częściami. Przerażający był krzyk ludzi lecących samolotem. Tego nie da się opisać, przypominał jakiś niesamowity koncert bólu i przerażenia. Widać było tylko ogniste smugi na niebie i ten przerażający krzyk.
Mimo wszystko ludzie ciągle próbowali dostać się na drugi lot. Ja zrezygnowałam, gdy sobie uświadomiłam, że miałam być w samolocie, który spłonął.
Z drugim samolotem sytuacja powtórzyła się – ten przeraźliwy krzyk ludzi też się powtórzył na nocnym niebie w złocistych smugach ognia.
~~~~~~~~~~~~~~
Obudziłam się i zaczęłam martwić się o Agę, ma przylecieć do domu za kilkanaście dni.
Coś mnie tchnęło, żebym sprawdziła wiadomości.
I słyszę właśnie, że 19 osób zginęło w zamachu w Manchester Arena. To dziwne – ostatnio mam jakieś ostrzegawcze sny. Niby nie śnią mi się konkretne zdarzenia a jednak budzę się przerażona. Dawno takich snów nie miałam. Dawniej zdarzały mi się częściej. Teraz ustały i to drugi sen w krótkim czasie, po którym budzę się przerażona w środku nocy i czuję potrzebę, by kogoś ostrzec, problem polega na tym, że nie wiem, kogo mam ostrzec. 

poniedziałek, 22 maja 2017

Podwójne szczęście

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
20 - 21 maja 2017 
Ludzie czasami lekceważą przeczucia, ja nie zawsze, ale często, „czuję”, że muszę o nich powiedzieć głośno i jeśli jest jakaś siła wyższa, która powoduje, że zostajemy ostrzeżeni powinniśmy jej chyba podziękować, że nas ostrzegła.
W ten weekend szczęście dopisało mi wielokrotnie, raczej spodziewałam się tego, że będzie on" mam na myśli weekend fajny, bo kolejny raz wybraliśmy się w to samo miejsce, pogoda była super mój partner miał całkiem niezły humor a i ja byłam w siódmym niebie, bo miałam 2 dni spokoju od porządków. 
Tym bardziej, że ostatnio już mnie stawy w rękach bardzo bolały, jak sądzę z przepracowania, do którego za bardzo nie jestem przyzwyczajona. 
Wszystko zaczęło się cudnie jechaliśmy starą znaną trasą, słoneczko świeciło paszcze nam się rozjarzały od spływającej na nas fali marzeń i wyobrażeń.
Pokój dostaliśmy w najlepszym wymarzonym przez nas miejscu z widokiem na cudny las rozciągający się za hotelem. 
Obsługa spełniła wszystkie nasze prośby. 
Zaczęłam rozpakowywać nasze wiktuały i….., kurczę blade na samym początku rozsypała mi się sól. 
Była to ta różowa sól himalajska – nie było jej wiele/2 łyżki stołowe/, ale pokój wyglądał jakbyśmy wrócili z plaży i nie oczyścili sandałów a z wykładziny dywanowej, nie dało się jej zebrać, bez odkurzacza – a niech to licho pomyślałam.
Ziemia i kosmos nie mają już przed ludźmi wielu tajemnic. 
Każde zjawisko można racjonalnie wytłumaczyć... Tak przynajmniej twierdzą naukowcy. Jednak nawet teraz, w XXI wieku naszym postępowaniem często nami kierują podświadomie przesądy.
~~~~~~~~~~~~~~
Wedle starych polskich wierzeń, aby zapewnić domostwu spokój i dostatek, należało rozrzucić po domu albo wokół niego trochę soli.
Znany jest też zwyczaj nacierania solą noworodka, by dać mu siłę i żywotność, a także oddalić od niego złe duchy. 
W tym celu wkładano dzieciom odrobinę soli do buzi w czasie chrztu.
Na Bliskim Wschodzie wspólne zjedzenie soli oznaczało zawarcie przyjaźni do końca życia. 
Było gwarancją silnych więzi, nie pozwalało na wzajemne obmawianie i knucie, stąd powiedzenie „zjeść z kimś beczkę soli”.

Sól -tradycja mówi, że gdy kobieta przesoli potrawę, to znaczy, że jest zakochana.
A jak dziewczyna zapomni postawić solniczkę na stole, – że jeszcze długo pozostanie panną.
Co ciekawe, tradycyjne wierzenia wzięli pod lupę naukowcy i stwierdzili, że coś w tym jest.
Okazuje się, bowiem, że nadmiar soli z jednej strony szkodzi naszemu organizmowi, a z drugiej – skutecznie zmniejsza poziom hormonu stresu i podnosi ilość oksytocyny, zwanej popularnie hormonem szczęścia.
To ona powoduje, że wzrasta zaufanie pomiędzy dwojgiem ludzi, a to sprzyja łączeniu się w pary i rodzeniu się miłości.
~~~~~~~~~~~~~~
Był taki moment, w którym zaczęliśmy wspominać przeszłość, chyba pierwszy raz i mogę śmiało powiedzieć, że mimo bólu, jaki niósł z sobą był to w pewien sposób moment magiczny – tak przynajmniej ja odbieram go teraz myśląc o tym.
~~~~~~~~~~~~~~
W dawnych czasach sól należała do trudno dostępnych, a więc i drogich towarów.
Przez pewien czas była nawet środkiem płatniczym, a na jej stosowanie mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi. 
Prawdopodobnie właśnie z tego okresu wzięło się powiedzenie o „słonych cenach” i „słonym rachunku”
Szczypta magii
● Garść soli rozrzucona w dopiero, co budowanym domu albo wytyczony z soli okrąg wokół domostwa oddali od niego złe moce.
● Sól przerzucona przez ramię przed daleką podróżą miała uchronić od ewentualnych przeszkód i trudów wojażowania.
● Nigdy nie proś o podanie lub pożyczenie soli, bo tym samym prosisz się o kłopoty.
● Jeśli rozsypiesz sól, – co wróży kłótnię w rodzinie – trzeba szybko przerzucić małą szczyptę przez lewe ramię.
● Woreczki z solą umieszczone nad wejściem do domu zapewniają ochronę, a mieszkańcom.
~~~~~~~~~~~~~~
Wróćmy jednak do naszego weekendowego pobytu. 
Nie bardzo przejęliśmy się faktem rozsypania soli i kiedy wybraliśmy się na obiad, wsypałam w serwetkę odrobinę soli i wróciliśmy do pokoju najedzeni i szczęśliwi. 
Często razem wyglądamy przez okno mój partner ciągle jeszcze pali więc robi to w otwartym oknie a ja lubię popatrzeć też na ptaszki. Niebo się zachmurzyło, bardzo wysokie drzewa pokładały się nieomal od wiatru, wyglądało na to, że zanosi się na burzę. 
W jakimś momencie chciałam sięgnąć po telefon i uświadomiłam sobie, że w restauracji zostawiłam moją nierozłączną torebkę ze wszystkimi dokumentami, kartami płatniczymi, jedynymi kluczami od mieszkania i 2 telefonami. 
Wpadłam w panikę, bo od obiadu minęło z pół godziny.
Ubrałam się piorunem, byłam już w stroju relaksowym i pobiegłam na dół do recepcji.
Jakoś nie bardzo wierzyłam, że ktoś tam torebkę oddał – wygląda nieco zwariowanie i mogła jakiejś młodej osobie wpaść w oko. 
Nie bardzo wierząc w powodzenie powiedziałam w recepcji, że w restauracji zostawiłam torebkę. „A jaka ona była” – odparłam, że różowa sama nie wiem, czemu. 
Pani uśmiechnęła się i powiedziała „młodzi z wycieczki przynieśli ją”. 

Tu chcę podziękować „młodemu z wycieczki” – kimkolwiek jest, byłam tak szczęśliwa, że nawet nie zapytałam czy nie zostawił na siebie namiarów. 
Należało mu się przecież znaleźne. 
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że ja w tej torebce mam wszystko przywiązane na kolorowych sznurkach, klucze, portfel telefony – bywam roztrzepana i często zdarzało mi się coś zgubić. Wpadłam na pomysł, żeby mieć to wszystko na sznurkach, nie pomyślałam tylko, że mogę gdzieś zostawić tę torebkę, bez niej dotąd nigdzie się przecież nie ruszałam. 
Dzięki raz jeszcze wszystko było na sznurkach hi, hi i kamień mi z serca spadł. 
Dzisiaj, gdy wyjeżdżaliśmy z hotelu powiedziałam do mojego partnera. 
Nie spiesz się, czuję, że będzie policja na drodze – on na to nie „kracz”, ja zaś powiedziałam, że miałam dziś sen, śniło mi się, że jechałam kabrioletem, później przypomniało mi się, że jakoś był taki trudny zjazd jakby z górki. 
Na parkingu przy hotelu jest takie trudne miejsce, gdzie zawsze boję się, że samochód się zawiesi dołem. 
Może, dlatego mi się to właśnie przyśniło. 
Mój partner uśmiechnął się i otworzył dach – „masz teraz kabriolet”. Już niedaleko od mojego domu jest sala Straży Pożarnej, gdzie nie raz kręciłam w niej filmy z wesel. 
Usłyszeliśmy głos strażackiej syreny. 
„Gdzieś się chyba pali” pomyśleliśmy oboje. Widać było, że strażacy biegiem otwierali garaże. 
100 m dalej stały przed nami 4 chyba, 4 samochody może 5 – coś się stało. 
Po lewej w głębokim rowie, bokiem ledwo widoczny leżał kompletnie rozbity beżowy samochód. Drzwi od strony prawej były przez ten upadek bokiem zablokowane.
Jacyś młodzi chłopcy spanikowani chyba jeszcze w szoku, gdzieś dzwonili, kopali koła zachowywali się dokładnie jak ludzie w szoku - kompletnie nieracjonalnie. 
Nie było jeszcze ani policji, ani karetki, ani straży.
Syreny wyły a my próbowaliśmy w kolejce jak najsprawniej usunąć się z miejsca wypadku, może 40 m dalej, albo 30 sama teraz nie wiem leżały porozrzucane części jakiegoś samochodu ogromny czarny zderzak i jakieś drobne lampy etc na środku jezdni i inny czarny też rozbity samochód zdecydowanie w lepszym stanie przynajmniej od strony, którą było widać z boku na naszym prawym pasie w poprzek drogi, blokując ten pas.
W tym pierwszym, beżowym na siedzeniach przednich nie było pasażera ani kierowcy, samochód musiał dachować i wpadł w efekcie do rowu. Domyślam się, że ten czarny wyjechał z bocznej drogi, ale mogło być odwrotnie, samochód główną drogą musiał jechać zdecydowanie za szybko teren jest zabudowany i kilkanaście metrów dalej Straż Pożarna, – czyli na pewno było ograniczenie prędkości. Nie ważne jedyne, co było ważne, że my znaleźliśmy się w tym miejscu jakieś 5 min po wypadku. Droga jest wąska i nie wiadomo było, co mogło się zdarzyć gdybyśmy my jechali z przeciwka. 
Mam nadzieję, że nikt mimo wszystko nie zginął. Opuściliśmy fatalne miejsce a ja pomyślałam, że może dobrze, że mi się ta sól rozsypała. Mieliśmy podwójne szczęście. 
Wielkie dzięki losowi a może i dzięki moim przeczuciom.
~~~~~~~~~~~~~~
Życie Pabianic działa błyskawicznie
„Krzysztof K. był nietrzeźwy
23-latek doprowadził do zderzenia aut. 
Miał już zakaz prowadzenia pojazdów. 
Jest w rękach policji.
 Do zderzenia bmw z daewoo doprowadził 23-letni Krzysztof. Był w stanie nietrzeźwości.
- Miał też czynny zakaz prowadzenia pojazdów - informuje dyżurny z komendy policji w Pabianicach.
Kierowca bmw teraz trzeźwieje "na dołku" w naszej komendzie.
Do zdarzenia drogowego doszło w niedzielę około godz. 12.40 w gminie Ksawerów w Woli Zaradzyńskiej na ul. Hubala przy Szkole Podstawowej. Dwa rozbite auta to daewoo i bmw. Daewoo podróżowały dwie osoby - mężczyzna i kobieta. Pasażerce pomocy udzielili ratownicy Falca.
- Nie wymagała hospitalizacji, więc zdarzenie będzie kolizją - tłumaczy policjant.
Oba auta znalazły się w rowach po przeciwnych stronach drogi. Na miejscu było pogotowie. Ratownicy w karetce udzielili pomocy rannej kobiecie.”

wtorek, 16 maja 2017

Na kolanie...

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
10 maja 2017
Cukier na czczo 117
7.40 śniadanie jajecznica z grzankami/chleb z Biedronki pieczony na drewnie z mąki żytniej na zakwasie/ 3g masła/ 199kal/
8.20  kawa.
10. 30 II śniadanie zielony banan i pół jabłka/razem 380 kal/
13. 30 obiad Rosół na nóżce z ryżem/brązowy dziki, czerwony – mix/2 łyżki płaskie/razem 580/
16.20 - podwieczorek. Nóżka z kurczaka/gotow/ z 4 listkami młodej kapusty ugotowanej. /razem 835/
19.00 kolacja 3 maleńkie kanapki z masełkiem i tatarem/razem 1030/
11 maja 2017
Woda/szklanka/
Młody jęczmień + tabl na cukrz.
Cukier na czczo 126
7.40 śniadanie kolacja 3 maleńkie kanapki z masełkiem i tatarem/195/
8.20  kawa.
10. 30 II śniadanie jabłko/114 razem 309/
13. 30 obiad - pojechałam rowerem/20 km/ obiad szlag trafił.
18.20 - podwieczorek rosół z uszkami /178 +39/217 razem 526
21.00 kolacja nie mam siły zjem troszkę rosołu z uszkami/ razem 743/
~~~~~~~~~~~~~~
16 maja 2017
Jestem cały czas na diecie,
nie chce mi się zapisywać, ale trzymam formę.
Byliśmy w weekend na wyjeździe przedłużonym nawet na poniedziałek –
 było super.
Dzisiaj znaczy 16 tego /na czczo cukier mam 98/ - czyli jest świetnie. Mam mnóstwo pracy w domu, więc może coś dopiszę wieczorem, ale póki co biorę się za to czego najbardziej nie lubię

Archiwum bloga