wtorek, 30 października 2018

Od środka

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
30 października 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Wczoraj mimo paskudnej pogody pojechałam autobusem do przychodni po płytę z wynikiem prześwietlenia.
Czułam, że nie dadzą mi jej od ręki, zatem dzisiaj muszę jechać odebrać ją.
Sama jestem ciekawa, by ją zobaczyć. Z tymi prześwietleniami płuc to mam chocki klocki już od ponad 20 lat.
Kiedyś zrobili mi prześwietlenie to było jeszcze przed wyjazdem Agi za granicę, czyli ok. 20 może 24 lat wstecz.
Zadzwonili do mnie przed odbiorem wyniku, że mam się zgłosić ponownie na prześwietlenie, bo coś jest nie tak.
Okazało się, że prześwietlenie wykazało guz wielkości pięści właśnie w tym prawym płucu.
Gdy przyjechałam już było konsylium lekarzy, wstawili mnie ponownie pod rentgena, nie wiem czy robili mi zdjęcia, ale obracali mnie w prawo i lewo przez dobre kilka minut. Wściekłam się, powiedziałam, że wychodzę.
Lekarze byli zdziwieni, bo w miejscu sfotografowanego guza nic nie znaleźli.
Od tamtego czasu, miałam problem z prawym barkiem. Kilka lat później, gdy wybierałam się do Agi na 3 miesiące do Grecji, zdecydowałam się zrobić wszystkie badania w tym prześwietlenie płuc.
Chodziło o to bym nie miała w Grecji kłopotów ze zdrowiem. Prześwietlenie zrobiłam w Poliklinice w Łodzi, bo już do naszego szpitala nie miałam zaufania. Po wynik pojechałam zdaje się za 4 dni. Okazało się…, że moje prześwietlenie zginęło i wyniku nie ma.
Jednak jak chcę mogą mi zrobić 2 raz. Nie chciałam, ale wydało mi się podejrzane, że tylko płyta z moim prześwietleniem zginęła.
Później robili mi znowu prześwietlenie jak zdiagnozowali u mnie cukrzycę i leżałam w szpitalu.
Opisany wynik prześwietlenia nie wskazywał na żadne zmiany w płucach to był 2011r.
W tamtym też mniej więcej czasie rzuciłam palenie.
3 lata temu miałam kolejne prześwietlenie tym razem z płytą. Okazało się, że nie mam zmian w płucach.
Nie ukrywam, że jestem trochę zaniepokojona i bardzo ciekawa zdjęcia moich płuc.
Opisowy wynik jest już niepokojący „Pole płucne bez uchwytnych zmian ogniskowych. Prawa wnęka zaznaczona naczyniowo. Przepona i kąty wolne; Prawa kopuła wyżej ustawiona. Sylwetka serca w granicach normy”.
Gdybym nie miała kłopotów z tym kaszlem i krótkim oddechem, który powoduje szybsze męczenie się, uznałabym, że wszystko jest ok.
Niestety ja od lat czuję, że tę prawą stronę ciała mam jakąś felerną.
Po prawej ponad 30 lat temu miałam usunięty guz ze ślinianki. Nie był złośliwy i wszystko tam jest ok. Od kilkunastu lat z różnym nasileniem boli mnie prawy bark. Od kilkunastu lat mam kłopoty z prawą stopą, czuję jakbym ją słabiej czuła. Szczególnie w kąpieli, gdy się rozgrzeję prawie mi drętwieje. Wreszcie od kilku lat czuję dokuczliwe ciśnięcie w okolicach wątroby.
Zawsze miałam super zdrowie, uprawiałam gimnastykę, koszykówkę, la, grałam w tenisa ziemnego i stołowego, jeździłam na nartach, na koniach, byłam instruktorem narciarskim. Jeździłam na łyżwach i rolkach a do dzisiaj jeżdżę na rowerze.
Nigdy nie miałam kłopotów ruchowych.
Jedyne, co to wiele lat temu wrzody, ale je wyleczyłam. Rozumiem, że wiek powoduje tzw. zużycie materiału, ale ciężko mi pogodzić się z tym, że ciągle mnie coś boli.
Może inni też tak mają tylko w młodości też mieli przemijające kłopoty zdrowotne.
Ja ich nie miałam i trudno mi się przyzwyczaić do tego, że tak, być już musi.
Przywiozę płytę to zobaczymy jak to wygląda. Mam nadzieję, że się nie zgubiła.
Pojechałam i co mnie podkusiło, żeby jechać rowerem – nie wiem. Słoneczko cudne temperatura 19 st. C – pojechałam. 150 m od domu zobaczyłam ciemne chmury na niebie. Mogłam jeszcze wrócić. Ach ileż to razy były ciemne chmury i rozeszły się. Płytę odebrałam, ale pod przychodnią zaczęło już kropić. Deszczyk taki kapuśniaczek założyłam na wszelki wypadek pelerynę i wracam. Matko droga – jak zaczęło lać. Obłęd. Plecak i część kurtki miałam pod peleryną, ale spodnie i buty nie. Grzywka wyszła spod kaptura i mokre strąki wchodziły mi w oczy. Czekałam tylko na grad, ale krople deszczu były jak grad. Gdy przyjechałam do domu byłam od dołu definitywnie mokra. Teraz piję kawę z rumem i mam nadzieję, że nic się z tego zamoknięcia nie wykluje. 
Trzeba by tę płytę obejrzeć.

Według mnie wygląda to bardzo źle.
W lutym 2015 wyglądały tak;

Zobaczymy co powie lekarz.

poniedziałek, 29 października 2018

Co po nas zostało....

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
29 października 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Dla kogoś takiego….
Wirtualni kochankowie.
Ona wzrost średni ok. 4000 pikseli,
Waga ok. 4100 mega bajtów
Oczy kolor z palety przy pochmurnym niebie 6B652F
Inteligentna, wrażliwa,
z dużą wręcz niewyobrażalną wyobraźnią,
czuła, radosna, jak jaskółka o świcie,
pomysłowa, zaradna, ale i trochę naiwna.
On wzrost średni 4900 pikseli
Waga ok. 5100 mega bajtów,
Oczy kolor z palety przy słonecznym niebie 627591
Inteligentny, wrażliwy z zachwycająco dużą wyobraźnią
Czuły, radosny jak chrząszcz o zachodzie, pomysłowy zaradny
Ale i spolegliwy,
gotów ponosić nawet największe ofiary dla świętego spokoju.
Spotkali się przypadkiem w sieci.
Ona stęskniona prawdziwego uczucia,
Tworzyła sobie dzień po dniu
obraz jego niewyobrażalnie piękny.
Wzbraniała się przed uczuciem
ale wirtualna fala rozkoszy ogarniała ją coraz częściej.
On miał chyba mimo wszystko większą wyobraźnię
bo zabujał się wcześniej.
Powiedział jej o tym a ona uwierzyła.
Wieczory spędzali patrząc w ekran monitora
na przyklejone do siebie kawałeczki swoich serc
i to im wystarczało na początku.
Później zaczęli z sobą rozmawiać,
poznawali się coraz lepiej wysyłając do siebie fluidy w wirtualną przestrzeń.
Było wiele czułości, tkliwości i prawdziwego wirtualnego uczucia.
Miłość nie przyszła do nich wcale niespodziewanie,
sami ją budowali dzień po dniu.
Ale w wirtualnej miłości powstał problem,
co innego zabujać się wirtualnie
a zupełnie, co innego zabujać się naprawdę w świecie rzeczywistym.
Ona o tym wiedziała i on też,
wszystkie ich piksele to wiedziały
i mega bajty i giga bajty też
i palety, ze wszystkimi milionami barw też to wiedziały.
Wiedzieli to od początku,
że będzie problem, tym bardziej,
że on nie był wolny,
że każdego dnia uciekał na kilka godzin ze swojego rzeczywistego świata,
żeby spędzić z nią, choć chwilę,
godzinkę czasami nawet trzy lub cztery
Ona chciała tego uczucia,
gdyby go nie chciała,
gdyby nie chciała nie uwiliby sobie latającego gniazdka w wirtualnej przestrzeni.
Aż w końcu spłonęło i tylko tyle po nim zostało.

Cóż nawet te wirtualne wzloty bywają banalne.
W realu jest jeszcze gorzej. Możesz namiętnie szukać i w efekcie nie znajdujesz nic prócz pożądania i to bez względu na wiek delikwentów. Najgorsze jest to, że czym starsi liczą na więcej erotycznych doznań i podniet a wiadomo, erotyka ma to do siebie, że póki całkiem nie oślepną i nie stracą powonienia, gdy są estetami jest im coraz trudniej się podniecać. Jak nie wychodzi staje się jeszcze banalniej. Obleśne powiedzenie, że „dobrej gospodyni….,” subtelną istotę doprowadza do szału. Mężczyźni zwykle bez względu na wiek chcą podreperować swoje ego, które z powodu wieku kuleje coraz bardziej, by nie powiedzieć, że utyka jak potłuczony złamas. Mam dość mężczyzn, którzy traktuję kobiety przedmiotowo i oczekują od nich tylko jednego, lub przede wszystkim jednego.
Myślę sobie, że chciałabym poznać kogoś, kto nie myśli w kółko o namiętnościach, seksie czy nawet najcudowniejszej erotyce. To powinno przychodzić samo, gdy walory duchowe otworzą wrota do erotycznych doznań. Gdy człowiek zrozumie, że pomarszczone dłonie są piękne i ma się ochotę obserwować je w czasie codziennych czynności.
Ech…, szkoda słów.
Mam dość kulawych związków, w których nie ma prawdziwego uczucia.  


czwartek, 25 października 2018

Czas się jeszcze zdrzemnąć

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
25 października 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Nie pisałam, bo kompletnie nie radziłam sobie z własnym ciałem.
Dla kogoś takiego jak ja jest to niewyobrażalne.
Patrzę na przesłane mi przez znajomego jego zdjęcia w ćwiczeniach Jogi i przecież wydaje mi się, że sama bez większej rozgrzewki powinnam takie wygibasy robić.
Nie przyjmuję do wiadomości, że bywa tak, że by wstać z kanapy muszę się jakby nastroić, po czym postawić stopy równolegle w rozkroku. W końcu oprzeć się o szafkę komputera i wreszcie wyprostować zastałe kolana. Wiem, że to brzmi banalnie, wiem, że mimo różnych boleń, brzydkiej pogody, kołaczącego serca i kompletnej niechęci do robienia czegokolwiek POWINNAM codziennie wychodzić z domu choćby na 10 min.
POWINNAM - ja to wiem, ale popadłam w jakiś marazm, czuję się bardzo samotna i bardzo nieszczęśliwa.
Mimo, że jeden z moich znajomych dzwoni lub pisze do mnie codziennie zbywam go, bo już mi nie zależy, by ktokolwiek interesował się mną.
Poddałam się nie chce mi się nawet oddychać.
Byłam 23 u pulmonologa.
W przychodni czekałam prawie 2 godziny, kto wie, czy nie z czynnymi gruźlikami.
Pani doktor o nazwisku mojej babci osłuchała mnie – zdziwiło ją walące zbyt szybko serce, przeprowadziła dość zdawkowy wywiad, wyznaczyła mi kolejną wizytę na 6 listopada/spirometria/ i powrót z wynikiem do jej gabinetu.
Nie zapisała mi niczego, ani na kaszel, choć ten faktycznie ostatnio mi przechodzi, o czym ona nie wiedziała, ani na przytykanie oddechu, ani tym bardziej na to szalejące serce. Dzisiaj w nocy myślałam, że dostaję zawału.
Serce mi kompletnie oszalało, popadało w jakieś zwariowane kołatanie.
Później powiązałam to ze zjedzeniem całej cebuli szalotki na pomidorze i kanapce.
Normalnie miałam wrażenie, że coś w moim organizmie nie cierpiało tego smaku i zapachu świeżej intensywnie pachnącej i szczypiącej cebuli i kąsało we wściekłości moje serce.
Oj chyba mam za bardzo wybujałą wyobraźnię.
Niestety nie mogłam zasnąć przez to kołatanie i dopiero po 2 godzinach, gdy się podniosłam serce się uspokoiło.
Moja psychika po tym wyjeździe całkowicie się rozwaliła.
Dolegliwości oczywiście każdy ma w moim wieku, ale bierze się w garść i jakoś tam sobie radzi. 
Może ma jakiś cel, może kogoś, kto daje mu odczuć, że go kocha, może....
Wracając autobusem ze szpitala spotkałam naszą byłą sekretarkę. Bardzo serdecznie się przywitałyśmy.
Jest dużo młodsza ode mnie. 
Nie wiem czy z powodu chłodu czy z innego miała bardzo siny nos i taki jakby go ledwo, co wyciskała.
Kiepsko to wyglądało, nic nie mówiłam, bo nie chciałam jej sprawić przykrości, ale gdybym ja taki miała załamałabym się kompletnie. 
Ludzie mają swoje problemy, może powinnam koncentrować się na problemach innych i zapomnieć o własnych.
A może powinnam upiec sobie pyszny jabłecznik i zapomnieć o cukrzycy i o wszystkim.
Cukry niestety znów mam za duże, ale w momentach, takiej psychicznej słabości ratuję się lodami z Pliską i mam wszystko w nosie. Konsekwencje pokazuje gleukometr.
ZIMNY JABŁECZNIK NA CYNAMONOWYM SPODZIE
2 szklanki musu jabłkowego,
ja zrobię z kawałeczkami jabłek, bo taki najbardziej lubię.
Pół galaretki cytrynowej i łyżka żelatyny.

Spód:

Herbatniki żytnie pokruszone,
1 /2 szklanki jogurtu naturalnego,
1 łyżka oleju,
1/4 łyżeczki cynamonu.

Spód wymyśliłam, bo chciałam, żeby jabłkowa galaretka miała jakąś bazę.
Zmieszałam jogurt z olejem, dodawałam odrobinę proszku i cynamonu.
Wstawiłam w naczyniu żaroodpornym do piekarnika na 10 minut i był gotowy.
Wystudziłam, po czym dodałam mus z dodatkami.

Nie dodałam cukru do musu, – ale wyszło to mu na dobre.
Galaretkę zmieszałam z łyżką żelatyny i rozpuściłam w szklance wrzątku.
Studziłam dokładnie mieszając. Gdy zaczęła zastygać, dodałam mus jabłkowy i wymieszałam. 
Wylałam na spód w tym samym naczyniu i wstawiłam do lodówki na noc. 
A dodałam piankę z białka i upieczonych odrobinę kruszonek.
Będzie pyszny i orzeźwiający, galaretka jabłkowa świetnie smakuje na wytrawnym cynamonowym spodzie. 
Oczywiście jabłecznik, to też wytwór mojej wyobraźni. 
Ten upiekłam kilka lat temu.
Poszukuję lecytyny sojowej, by robić pyszne lekkie sosy do tego typu deserów.
Wiem, że jest na Allegro, ale wolałabym kupić w sklepie, niestety w żadnym nie spotkałam.
No i jak cudnie wystarczy pomyśleć o dobrym jabłeczniku i zarówno choroby jak i samotność przestają doskwierać.
Pójdę dzisiaj się przejść, choć kawałek.



piątek, 19 października 2018

Na pograniczu snu i jawy

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
19 października 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Sypiam w tak dziwnych godzinach, ale sypiam i to się liczy.
Ktoś pukał w drzwi frontowe. Wyszłam do okienka w potężnych dębowych drzwiach.
Przedstawił się, ale że słabo słyszę nie dosłyszałam – podał mi pod drzwiami wizytówkę.
Andrzej i moje nazwisko. W tle była ciemna noc.
Obudził mnie, więc nie miałam pojęcia, która może być godzina.
Nie mogę Cię wpuścić jestem sama a tak naprawdę nie wiem, kim jesteś i o co Ci chodzi.
Nie byłam sama w domu była córka, kąpała się.
Uznałam jednak, że nie mogę go wpuścić.
Mówił mi, że musi mnie ostrzec, że grozi mi jakieś niebezpieczeństwo.
Myślałam sobie „niewątpliwie, nie znam gościa, podszywa się pod mojego kuzyna”.
Zupełnie nie był podobny do Andrzeja. To nie był ten Andrzej, którego znam i za którym z pewnych powodów nie przepadam. Zaczął dusić mnie kaszel, męczący, ale taki płytki, gdyby był głębszy oczyściłby płuca ze złogów, ale był taki powierzchowny, wynikający z drapania w oskrzelach czy gdzieś tam, jednak niczego nie poprawiał.
Odsunęłam się od drzwi i wtedy zobaczyłam lepiej jego twarz. Przypominał mi mojego dziadka, ze strony ojca, ale oczywiście był młodszy mógł mieć nie więcej niż 50, 55 lat.
Bałam się go. Na szczęście był lichej postury, nie wywarzyłby dębowych drzwi.
 Córka zawołała z góry, „czy ktoś przyszedł?”
W tym samym momencie usłyszałam kobiecy głos obok mężczyzny za drzwiami i głos dziecka.
Była ich trójka. W tej sytuacji pomyślałam, że powinnam ich wpuścić zrobić jakiejś herbaty. Na dworze było zimno. Zaprosiłam ich na górę do pokoju gościnnego.
Przeprosiłam za bałagan, ale w domu był remont a w gościnnym pokoju, pewnie były różne mniejsze meble.
Dawno tu nie byłam tłumaczyłam.
Weszłam pierwsza w mniejszej części salonu siedział tyłem do mnie ogromny owczarek górski kiwając się jak dziecko z sierocińca do przodu i do tyłu.
Boże zapomniałam o nim, nawet właściwie nie wiedziałam, że go mam i że tam siedzi. Musi byś ogromnie głodny, nie jadł nic od bardzo dawna. Na dole u mnie w lodówce jest szynka i inne wędliny przynieś wszystko – poprosiłam córkę.
Zaraz go nakarmimy. Obudziłam się przerażona, że nie nakarmiłam psa. Często śnią mi się podobne sny.
Zawsze coś zapomniałam psu zrobić i on cierpiał z mojego powodu. Usiadłam na łóżku. Tylko kaszel był autentyczny, reszta to sen, ale nie zasnę już zbyt prędko.
Swoją drogą o psach zawsze pamiętałam, ale od momentu jak musiałam uśpić Szabajka często śnią mi się takie sny, że coś zawaliłam, jeśli chodzi o psy. To ostrzeżenie, nie myślałam o nim, ale teraz coraz bardziej czuję, że coś jest ze mną nie tak.
Mam wrażenie, że każdego dnia jestem słabsza, jakby mnie ubywało odrobinę. 
Czasami zarzuca mnie jakoś tak w bok, albo czuję, że w moim płucu rośnie balon. 
Nie chce mi się wychodzić z domu a taka piękna jest pogoda. 
Męczę się na rowerze. Dzisiaj byłam po Trajentę.
To 28 tabletek na cukrzycę w jednym opakowaniu. 
Jak dotąd są najskuteczniejsze. Oczywiście, że nie zbijają cukru do zadowalającego poziomu, ale są lepsze od innych. 
Pojechałam do najbliższej apteki, ale w niej cena 240 zł za opakowanie mnie powaliła. Musiałam pojechać o wiele dalej do apteki, w której kupowałam poprzednio tam cena jest 90 zł za opakowanie. 
Bałam się, że nie dam rady wrócić, ale jakoś dałam radę. 
Nim wróciłam do domu, zatrzymała mnie jakaś kobietka. 
„Może mi pani wytłumaczyć jak dojechać do szpitala?”. 
W ręku trzymała smartfon „mam nawigację, ale nie umiem z niej korzystać”. Ustawiłam jej trasę w mapach i zaczęłam się śmiać. 
Spojrzała na mnie. To zabawne, że starsza pani ustawia młodszej telefon w aplikacji map, bo ona tego nie potrafi. 
Też się zaczęła śmiać. 
Gdy przyjechałam do domu pomyślałam jak bardzo teraz brakuje mi samochodu. Tak bardzo chciałabym w niego wsiąść i pojechać w nieznane. 
Jak cudownie to było, gdy za oknem przesuwały się nieznane krajobrazy. 
23 idę do lekarza, jak wszystko będzie ok. może pojadę na trochę do Mediolanu. 
Bardzo lubię tam być.



piątek, 12 października 2018

Jesienią warto jeść treściwe zupy.

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
12 października 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Ugotowałam przepyszny kapuśniak.
Jest rewelacyjny, dlatego, że dodałam do niego, oprócz żeberek, pół porcji rosołowej kaczki, kiełbasę wędzoną z jelenia. 
Kawałeczek dla smaku.
Wstydzę się Olu, ale jeleń już był nieżywy a kiełbasę zrobił ktoś i wstawił do mojego osiedlowego, najbliższego sklepu.
Już w zeszłym tygodniu kupiłam żeby spróbować i to jest najlepsza kiełbasa, jaką kiedykolwiek jadłam.
Nie piszę gdzie jest ten sklep, bo mi ją wykupią, jest wędzona i sucha.
Zdecydowanie lepsza od krakowskiej, czy najlepszych kabanosów.
Ucięłam z pętka, które kupiłam 8 cm i pokroiłam w plasterki.
Do tego jak zwykle.
Kapusta kiszona ta z marchewką,
cebulka 1 czerwona,
 jedno moje pyszne jabłuszko,
mała dziecięca garstka żurawiny
i 7 śliwek suszonych,
1 pomidor duży,
3 małe grzyby suszone.
Pieczarki 3 białe i 2 ogromne brązowe.
Ekologiczne warzywa suszone.
Czosnek 3 ząbki.
Papryka troszkę czerwonej żółtej i pomarańczowej.
To bardziej dla dekoracji.
Koperek świeży sporo
i sporo pieprzu cytrynowego.
Odrobina ziół tajskich, dają specyficzny smak potrawom.
Kminek maleńka łyżeczka od lodów
i majeranek sporo, bo uwielbiam.
Gotuję po nocach, bo mam wtedy tańszy prąd a muszę oszczędzać na przyszłoroczne wakacje.
Dlatego przepraszam kolegę, że nie dzwoniłam, ale po południu śpię, by w nocy wytrzymać przy garnku.
Gdybym napisała, że ten kapuśniak jest dietetyczny to bym skłamała, ale z ugotowanymi oddzielnie ziemniaczkami będzie super jedzeniem na kilka dni.
Nie drogie pyszne i pożywne.
Muszę oszczędzać jak chcę w przyszłym roku znowu pojechać do Dźwirzyna. Przy okazji znalazłam artykuł pt. 
„Treściwe zupy warto je jeść”
Proszę porównajcie przepisy, choćby.
Kwaśnica – góralski kapuśniak.
Mój zdecydowanie jest bogatszy i sądzę, że smaczniejszy, jednak zgadzam się z opinią, że szczególnie jesienią warto jeść treściwe zupy.
~~~~~~~~~~~~~
Teraz z innej beczki, mieszkający pod Łodzią niedaleko moich kuzynów znajomy przesłał mi zdjęcia swojego ogrodu. Normalnie pierwszy raz mnie zamurowało.
Takiego ogrodu w Polsce nie widziałam.
Odebrało mi mowę i zmysły. Uważam się, za człowieka z dużą wyobraźnią, ale czegoś takiego bym chyba nie wymyśliła, a tym bardziej projektu takiego bym nie zrealizowała.
Podkręcił moje zmysły, teraz będę myślała tylko o tym, by zostać tam zaproszona.
Mam nadzieję, że uda mi się go zobaczyć w realu.
Zdecydują zdjęcia, które będę mogła tam zrobić. Zatem będzie obopólna korzyść, ale najlepsze na takie zdjęcia są okresy wiosenne. 
Zobaczymy zakręcił mnie niesamowicie. Zdjęcia, które mi przysłał technicznie są liche, ale widać na nich fantazję gospodarza a to się liczy najbardziej.

Archiwum bloga