piątek, 28 kwietnia 2017

Szarlotka i koniki

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
28 kwietnia 2017
"Śmiechu mi trzeba na te dziwne czasy, śmiechu zdrowego jak źródlana woda.
Niech mnie kołysze w tej wielkiej podróży i niech prowadzi gdzie śmieszna gospoda.
Niech dźwięczy, męczy aż do zadyszki... śmiechu mi trzeba przede wszystkim.
Niech się za trzęsą od śmiechu ściany, niechaj na zawsze będę nim pijany...
Nie okrutnego, nie cynicznego... Śmiechu mi trzeba bardzo ludzkiego".
/Adam Ziemianin/

 Wiosna troszkę deszczowa wilgotna, mój przyjaciel zadbałby wilgoć mnie nie dręczyła. Kupił mi osuszacz powietrza. https://www.mango.pl/produkt/osuszacz-powietrza-le-160-p56137.html
 Ja sama na to bym w życiu nie wpadła. Jakoś chyba przyzwyczaiłam się do tej wilgoci. Cały tydzień wymyślałam różne smakołyki na nasz weekendowy wyjazd. Co by o tym nie myśleć to daje nam a przynajmniej mnie naprawdę wiele przyjemności. Jedziemy sobie za każdym razem w nowe miejsce. Nie musimy się o nic martwić. Ja szykuję smakołyki na pyszne przekąski. Spędzamy czas przyjemnie – jesteśmy „razem” to ma znaczenie, taka weekendowa regeneracja. Dla mnie też, choć ja już nie pracuję. Regeneracja psychiczna i poczucie pozornej, ale niezobowiązującej więzi. Jak teraz sobie o tym myślę, to aż dziwię się, że wcześniej jakoś mi się takie kontakty nie podobały. Nie żebym próbowała, ale nawet nie brałam pod uwagę takich relacji. Teraz wydaje mi się, że to dla mnie „póki, co” najlepsze. Kiedy przyjmuje się zasadę powiedzmy przyjacielskich spotkań okraszonych odrobiną radosnej intymności w końcu człowiek może bawić się chwilką. Teraz nie czuję potrzeby stałego związku. Może, dlatego, że wiosna rozsiewa kwiaty po łąkach a ja jak ten piękny kolorowy motyl próbuję, czerpać wszystko, co najsłodsze z tej feerii barw i zapachów.
~~~~~~~~~~~~~~
Czas ukryć w ciepłych dłoniach,
zatrzymać, choć na chwilę,
gdy w skrzydeł srebrnej poświacie
na łąki sfruną motyle,
przez jeden maleńki moment,
przez bardzo krótką chwilę
oddać się namiętności,
gdy nadlatują motyle.

łąkę barwami ukwiecić
we włosach mieć zapach traw,
gdy przylatują motyle
wierzyć…, w magiczny czas.

Ten magiczny czas, nie jest podobny do żadnego wcześniejszego.
W założeniu jakby wiadomo, że się pewnie skończy.
Wcześniej czy później i trzeba być na to przygotowanym. Teraz nie warto się tym martwić.
Zrobiłam super szarlotkę dla cukrzyków, bo oboje chorujemy.
Podam przepis, bo może inni skorzystają.
 SZARLOTKA Z BEZĄ I KRUSZONKĄ
Ciasto; 3 szklanki (450 g) mąki migdałowej /ja kupiłam jest bardzo droga/
1 łyżka płaska stewii
Kilka kropli olejku wanilinowy
1 łyżeczka proszku do pieczenia
250 g masła
olej do posmarowania formy/wyłożyłam papierem do pieczenia.
5 żółtek
Do miski lub na stolnicę przesiać mąkę, dodać stewię, olejek wanil. i proszek do pieczenia. Dodać starte na tarce lub drobno posiekane masło. Ucierać składniki palcami lub siekać składniki na stolnicy aż powstanie drobna kruszonka.
Dodać żółtka i zagnieść ciasto łącząc ze sobą wszystkie składniki.
Uformować kulę, rozpłaszczyć ją, zawinąć w folię i schować do lodówki na ok. pół godziny.
JABŁKA
1 kg jabłek odmiany szara reneta
sok z 1/2 cytryny
1 budyń śmietankowy lub waniliowy
1 łyżeczka cynamonu
Ja dodałam jeszcze 3 świeże śliwki i kilka orzechów włoskich.
 Całość po pokrojeniu na drobniutkie kawałki podpróżyłam na patelni.
Wyjąć ciasto z lodówki, odłożyć 1/3 ciasta i schować je z powrotem do lodówki. Z 2/3 pozostałego ciasta uformować kulę i pokroić ją na cienkie plastry, układać je na dnie blaszki o wymiarach 25 x 35 cm posmarowanej masłem i wyłożonej papierem do pieczenia lub posypanej mąką. Plastry ugnieść palcami na jedną równą warstwę i wstawić do piekarnika na ok.10 minut/do zarumienienia na złoto/.
BEZA
5 białek
1 łyżka stewii
2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
Odrobina soli do ubicia białek/pół płaskiej łyżeczki od lodów/
Ubić białka na sztywną pianę ze szczyptą soli, następnie stopniowo dodawać stewię cały czas ubijając.
Dodać mąkę ziemniaczaną i wymieszać. Sądzę, że można by zastosować tu też mąkę migdałową,/albo ryżową, – która mi wyszła,/ale trudno.
Na podpieczony spód wyłożyć jabłka, na wierzchu bezę i na końcu starte na tarce ciasto z lodówki. Piec przez ok. 35 minut na złoty kolor. Ciasto jest rewelacja – ja kupiłam inne twarde jabłka kwaskowe. Mówię Wam pychotka. Musiałam schować przed sobą, żeby dotrwało do jutra.
 Tym razem wybieramy się w okolice Wolborza i Bogusławic


Majówka w  Bogusławicach (od 29 kwietnia do 1 maja)

Sobota (29.04)

8.00 – konkursy regionalne (mini LL, LL, L, P)

13.00 – kwalifikacje MPMK (4 i 5 latki).

14.30 – konkursy ZO (N, C, CC).

Niedziela (30.04)

8.00 – konkursy regionalne (mini LL, LL, L, P)

13.00 – kwalifikacje MPMK (4 i 5 latki).

14.30 – konkursy ZO (N, C, CC).

ok. 18.00 – Drużynowy Puchar Polski i konkurs Barier

Dodatkowe atrakcje:

10:00-17:00  Dmuchańce dla dzieci.

19:00 Dyskoteka

19:30/20:00 Koncert zespołu EXTAZY.

Poniedziałek (01.05.)

8.00 – kwalifikacje MPMK (5-latki)

9.00 – konkurs rundy brązowej PLJ

11.00 – konkurs rundy srebrnej PLJ

13.00 – konkurs Grand Prix PLJ – memoriał Barbary i Andrzeja Osadzińskich

Ok. 14.30 – konkursy regionalne (mini LL, LL, L, P).
 Zatem oprócz normalnych przyjemności może jeszcze czas spędzimy z konikami.

Powinnam jeszcze napisać, że kupiłam inny „rarytas” – mianowicie olej z czarnuszki. Ponoć jest on panaceum na różne nowotwory. 
Tak kiedyś twierdził mój były kolega Krzychu, który miał bardzo chorą córkę i olej z czarnuszki traktował jak ostatnią deskę ratunku. Obraził się na mnie za mój sceptycyzm w tym względzie. Niemniej zobaczyłam w sklepie maleńką 10 cm buteleczkę tego specyfiku za jedyne 29 zł, więc kupiłam z myślą dodania do sałatek, tak na wszelki wypadek, żeby odczynić uroki. Sałatkę planowałam, więc co mi tam – dla zdrowia mojego i mojego inspiratora. Wlałam na szczęście odrobinę, jak wąchałam a węch mam bardzo dobry, niczego niepokojącego nie poczułam…., a w sałatce zaczął pachnieć jak jakiś techniczny olej spalinowy. Niech to szlag – za takie pieniądze. Musiałam, sporo ziół dodać, żeby sałatki nie wyciepnąć przez okno. Jakoś ją uratowałam, – ale nigdy więcej już sałatki nim nie poczęstuję.

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

INSPIRATOR

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
24 kwietnia 2017
Telefon…., mnie wkurza. Człowiek dorasta do takiego wieku, że okazuje się, iż nic mu bardziej, niż samo życie zaszkodzić nie może. Dlatego postanowiłam cieszyć się, życiem i robię różne kompletnie szalone rzeczy nie zważając na nic. 
Mam świadomość, że czyha tu i ówdzie całe mnóstwo niebezpieczeństw, ale jeśli nie teraz to, kiedy mam poszaleć. 
Dzwonił Tymon, ledwo wróciłam z mojego weekendowego wypadu. Jeszcze taka rozanielona, choć sobota nie była zbyt rozkoszna. Zrobiłam dla mojego znajomego sernik na zimno, on kupił mojego ulubionego szampana Martini i mieliśmy się zabawić, ale okazało się, że nie wzięłam Hepa complex i bąbelki z serem i truskawkami  stworzyły jakąś nieciekawą reakcję, więc zamiast szaleństw, było dogorywanie przez kilka godzin w łóżku. 
Wszystko zaczęło się dziwnie – zarezerwowałam nocleg w znanym już nam miejscu, ale okazało się, że panienka z recepcji była chyba naćpana i niby zarezerwowała, ale nie zapisała i nie było nie tylko pokoju, 22 ale w ogóle żadnego innego. 
Komplet gości. Mogliśmy się buldoczyć, ale co by to dało.
Za 25 zł kupiłam sobie w Biedronce odjazdową niebieską piżamkę w serduszka z bluzką w skrzydełka i humor mi się poprawił. 
Takie falbany miałam przy sukience do Komunii, zrobiło mi się rozkosznie i żeby nie ta mieszanka bąbelków z serem i truskawkami byłabym w totalnym odjeździe. Znaleźliśmy inne miejsce.
Niestety, mój troskliwy przyjaciel pytał mnie tylko w odstępach mniej więcej 15 minutowych jak się czuję. 
Niestety czułam się podle do późnego wieczora, ale w końcu chęć hi, hi szaleństw, pozwoliła mi zapomnieć o niemiłej niedyspozycji. 
Tak czy inaczej nadrobiliśmy zmarnowany czas i nawet nauczyłam się czegoś nowego a tego wcale się nie spodziewałam. 
Nie ma to jak młodszy mężczyzna on zna różne „kruczki”, gdy zawodzi wyobraźnia i fizjologia czasami. 
Zatem bawiłam się prawie tak dobrze jak hi, hi na rowerze - no, bo co niby miałam Tymonowi powiedzieć. 
Jakiś taki zrobił się ckliwy, no cóż ja na jego miejscu też pewnie bym taka była, gdyby nie fakt, że bawię się w końcu dobrze i nie mam broń Boże wyrzutów sumienia, że coś jest nie daj boże nieprzyzwoite. 
Kiedyś w Asyżu dostałam całkowity odpust
 Portiunculi, więc co mi tam? 
Gdy zadzwonił Tymon powiedziałam, że wróciłam właśnie z roweru – taka poczułam się natchniona, że w nocy upiekłam szarlotkę ze stewią.
Oczywiście to była tylko próba, ale wyszła rewelacyjnie.
Z płatków owsianych miałam ich trochę, zmieliłam różne orzechy też trochę - podpiekłam je na patelni z kawałkiem mniejszym od połówki paczki masła, ale tylko troszkę nawet się za bardzo nie zarumieniły, z 3 jajek ubiłam oddzielnie pianę z białek z solą i stewią, żółtka oddzielnie tylko z odrobiną stewii. Wymieszałam z płatkami i odrobiną małą płaską łyżeczką od kawy proszku do pieczenia.
Jedno jabłko utarłam, + odrobina cynamonu + szczypta dosłownie stewii. I tak warstwa płatków warstwa jabłeczna i znów warstwa płatków.
Jabłecznik jest inny, ale naprawdę pycha.
 Wygląda tak z inspiracją. Mam nadzieję, że inspiracja się nie wkurzy – sorry „niczego Ci nie obiecywałam”. 
No teraz jeszcze ogórkową ugotowałam z pulpecikami z tatara - tak mnie inspirujesz - INSPIRATORZE.

czwartek, 20 kwietnia 2017

Jestem śpiochem

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
20 kwietnia 2017
Nie wiem, co się dzieje, normalnie żywcem zasypiam i nie mogę zmusić się do żadnej aktywności życiowej.
Sprawdzam cukier jest przyzwoity, raczej wyższy niż za niski. 
Posiedzę z 20 min przy kompie, coś zjem staram się nie za dużo i tylko z niskim indeksem glikemicznym, po czym ogarnia mnie taka senność, że nie mogę tego opanować. Masakra, 
już puszczałam filmy i bóg wie, co jeszcze nic nie pomaga. Pogoda jest niestety nie na rower, więc siedzę w domu i śpię, praktycznie bez przerwy. 
Najłatwiej wytrzymać mi pełną godzinę w nocy. 
Był już taki moment, że byłam kompletnie osłabiona. 
Dzwonił mój znajomy słyszałam telefon, ale dopiero przy czwartej próbie mnie obudził. 
Może powinnam iść do lekarza nie wiem, pogoda taka do bani, nie chce mi się wychodzić.
 Pozdrawiam wszystkich i proszę o wyrozumiałość, że nie piszę.


sobota, 15 kwietnia 2017

Głuchy telefon

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
15 kwietnia 2017
Telefon mam jak czołg. Znowu padła mu bateria, to już druga. Pomyślałam sobie, że w sumie to nawet dobrze, bo większość znajomych ma tylko ten jeden mój numer telefonu, więc nie zawracają mi głowy.
Szczerze mówiąc nie bardzo chce mi się z kimkolwiek rozmawiać jakaś melancholia mnie ogarnia.
Co było do powiedzenia już sobie powiedzieliśmy.
Ci bardziej przezorni złożyli mi życzenia Smsem – jakby to miało jakieś znaczenie.
SMS – dobry sposób na wyrażanie emocji szczególnie tam gdzie już ich nie ma. 
Rany Boskie jaką pyszną sałatkę zrobiłam, to prawdziwa uczta dla podniebienia.
Wczoraj kupiłam sobie 2 miniaturowe wina MIONETTO 200 ml Prosecco DOC Treviso brut Wino włoskie musujące. Usmażyłam 4 ogromne kotlety schabowe, ostatnio takie jadłam w Karczmie we Młynie.
I już jestem zaopatrzona.
Wydałam, co prawda za dużo pieniędzy, nie takie były plany, ale jakoś to przeżyję.
Coś mi od rana jakoś dziwnie, pewnie znowu coś mi zaszkodziło, taka ze mnie mimoza.

Napisał do mnie mój znajomy, z cholernie atrakcyjną propozycją „Zapraszam na rejs dookoła Europy.
Jacht Carter-30 w pełni wyposażony. Termin 20.05 – 28.07.2017.Możliwość wcześniejszego rejsu po Zatoce Gdańskiej. Preferowane osoby mające przynajmniej dwa tygodnie czasu wolnego. Doświadczenie żeglarskie mile widziane, chociaż nie wymagane. Wymagany pogodny charakter, – co jak wiem masz. Bez ograniczeń wiekowych. Rejs po kosztach.
Planowana trasa; Start Gdańsk NCŻ 20.05.17 godz.11:30
Świnoujście 24-25.05
Kanał Kiloński 01. 06
Cuxhaven 02.06
Amsterdam 05-06.06
Londyn 08-09.06
Plymouth 12.06
La Coruna 17-18.06 /ew. po drodze Brest/
Lizbona 23-24-25.06
Gibraltar 30-01.07
Palma de Majorka 06-07.07 /ew.po drodze Malaga/
Barcelona 08-09.07
Cannes 12.07
Saint Tropez 13.07
Nicea 14.07
Fiumicino /koło Rzymu/ 16-17-18.07
Neapol 20.07
Bari 25-26.07
Zadar 28.07
Co Ty na to? Pozdrawiam.”
Sami pomyślcie człowiek marzy o takim rejsie. Tylko nie wiem właśnie jak mój organizm zniósłby ponad 2 miesiące nieustannego bujania, jedzenia konserw i niemożności wyjścia na chwilę. 
Pływałam po jeziorach, pływałam promami, ale to wszystko były krótkie rejsy a nie ponad 2 miesiące ciągłego pobytu na wodzie. Pomijam bezpieczeństwo, bo wiadomo, że człowiekowi może cegła spaść na głowę w drewnianym kościele jak ma pecha.
Mnie kiedyś spadł kosz z owocami i szampanem, właśnie w drewnianym kościele i to w czasie filmowania ślubu. Ech pora na odpoczynek.
Zatem raz jeszcze tym, którzy nie mogą się dodzwonić serdeczne życzenia Świąteczne.
 Przyjaźń zawsze jest szlachetna.

piątek, 14 kwietnia 2017

Ale jaja!!!

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
14 kwietnia 2017
Wszyscy zapewne szaleją, bo wiadomo święta i trzeba jajka malować, a ja nie będę, bo nie mam, dla kogo 
a dla mnie samej mi się nie chce.

Siedziałam całą noc i przeglądałam zdobienie jajek, ale tak inaczej.
Nie żeby dla kogoś coś pięknego zrobić, bo nie mam, dla kogo. Niektórzy teraz kombinują, które święta są ważniejsze?
A dla mnie żadne.
Natomiast zastanawiam się nad odwiecznym problemem, dlaczego kobitki muszą dawać sobie radę ze wszystkim a faceci ciągle siedzą w „dołach” oczywiście ratując się przy tym alkoholem.
Może to tylko ja mam takiego pecha, że wszyscy moi znajomi są totalnie zdołowani i ubzdryngoleni jak patefony.
Po niektórych nawet na oko nie widać, że są w fazie odlotu, ale są, bo to ponoć zmniejsza to ich doły.
Niech sobie robią, co chcą wiadomo święta to trudny okres, niektórzy myślą, że muszą spędzać je rodzinnie nawet jak już faktycznie tych rodzin nie mają.
No ok, co mi tam do tych zdołowanych znam też paru, którzy przynajmniej jeszcze teraz o dołach nie mówią.
A ja to wszystko chromolę, bo tu się zgina dziób pingwina.
 Usmażyłam sobie pyszny smalec i zamierzam zrobić sałatkę ziemniaczaną, więc może te ozdobne jaja na sałatce swojej umieszczę.
Znowu zostałam sama.
Dziecko zapowiedziało się na czerwiec, więc nawet okien jeszcze po zimie nie umyłam a co mi tam.
Chleb dobry kupię i ze smalcem, może barszczyk biały zrobię jak mi się będzie chciało no i tą sałatkę i koniec balu, bez żadnych dołów i rozpaczania.
Trudno życie to nie jest bajka.
Trzeba się ogarnąć i kolebać, po tym świecie, – więc
„zabieram dzidę i idę”,
z czego to, – kto wie? A idę spać póki, co a Wam życzę radosnych Świąt         

czwartek, 13 kwietnia 2017

ruszamy ślepi przed siebie, aż do… następnego snu....

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
13 kwietnia 2017
„Trzwe dwojeynastego nawet w grudniu jest wiosna…”
„Basiu, to niemożliwe!
Wywal po prostu ten wiersz.....arcy....nie wiadomo jaki” - to słowa mojej dobrej znajomej z Facebooka.
- mowa o tym wierszu dlatego wstawiam go jeszcze raz 
Samotność  we dwoje

Kakao pijemy od święta.
W oczy patrzymy sobie
też raczej od święta.
Jakie mam oczy powiedz?
Sam widzisz nie pamiętasz.
Już nas nie niepokoją
głębokie westchnienia.
Krew w żyłach płynie wolniej,
jakby od niechcenia.
Rytmu już nie czujemy,
ognia nie rozpalamy.
Jesteśmy zamyśleni
i ciągle zahukani.
Już nas nie bierze rumba.
Już nie czujemy bluesa.
Ognista tarantela
już nas nie porusza.
Nie grożą nam odloty
i powroty na fali.
Przy wypalonych świecach
siedzimy osowiali


I tylko czasem w sercu
jakaś iskierka błyśnie
Ukłuje i zapiecze
nim na dnie serca zniknie.

Julitko, te dwa wiersze w moim odczuciu mają głębokie przesłania. Pokazują nasze słabości, to jak bardzo oddalamy się z czasem od problemów innych i świata. 
Popatrz, gdy byliśmy młodzi, gotowi byliśmy na różne poświęcenia dla innych ludzi. 
Pamiętam jak jeździłam do Domu Dziecka, jak wzruszał mnie ich los. Jak pragnęłam dać im okruszynkę serca, by czuły się szczęśliwsze. Jak zbieraliśmy prezenty dla nich na gwiazdkę. 
Jak cała pakamera nad szkolnym sklepikiem, tak była wypełniona zabawkami, że wysypywały się na zewnątrz przy każdym otwarciu drzwi. Pamiętam, że ktoś ukradł piękną lalkę śpiącą w łowickim stroju i nie zauważyłabym zapewne tego, gdyby nie fakt, że tę lalkę podarowałyśmy z Agnieszką moją córką, bo to była jej ulubiona lalka. 
Później nagle zniknęła z pakamery. Jaka wtedy byłam zła, choć nikomu nie zdradziłam, bo czułam, że ona znaczy lalka pojawi się u wnuczki pracownika szkoły i tak też się stało. 
Pamiętam jak później wielokrotnie jeździłam z Wami uczennicami liceum bawić się z dziećmi i robić im zdjęcia, bo były to jedyne zdjęcia z ich dzieciństwa. 
Pamiętam jak cieszyły się, gdy dostawały je ode mnie w prezencie. Pamiętam jak Kuba chłopiec w silnych okularach powiedział mi, że chciałby też nauczyć się robić zdjęcia. Pamiętam jak to opisałam kiedyś w blogu i jak żeglarz „Albatros” przysłał mi swój aparat z całym osprzętem i torbą  dla 9 letniego wówczas Kuby./Ania powinna pamiętać to zdarzenie a przynajmniej albatrosa/. 
Pamiętam jak jeździłam do Porszewic, by nauczyć Kubę robić zdjęcia. Później jeszcze na gwiazdkę, ktoś już nie pamiętam nawet, kto podarował wyposażenie ciemni dla dzieciaków. 
Później pojawiła się nowa dyrektorka i uznała, że za bardzo ingerujemy w wychowanie niektórych dzieci i zabroniła nam wizyt w Domu Dziecka. 
Pamiętam jak po latach dostałam cudowne zdjęcia z Korsyki z listem od fotoreportera Kuby…., który jednak pokochał fotografię jak ja. Byłam autentycznie szczęśliwa, bo nie sądziłam, że takie będą owoce tamtych naszych działań. 
Dzisiaj jest kilka osób z tamtych czasów, obok mnie. Osób, które chcą z jakiegoś powodu pamiętać, nasze wspólne bycie razem w tamtych szalonych czasach. 
Kariera im nie przewróciła w głowie. Ale…., są też i tacy jak jeden wice - redaktor National Geographic, którego zabrałam do Anglii jeszcze, jako ucznia na warsztaty filmowe zorganizowane przez telewizję BBC i który chyba 3 lata temu sam poprosił mnie bym go dodała do kontaktów na Facebooku. Teraz, gdy awansował, zrobił czystki na swoim facebukoowym profilu i wyrzucił mnie z kontaktów, bo już chyba nie pasuję do jego towarzystwa. 
~~~~~~~~~~~~~~
To o czym tu piszę to tylko mały wycinek tego co nas łączyło.
To jest życie Julitko nasze poglądy zmieniają się w zależności od punktu siedzenia. 
Dobrze, że nie wszystkich, ale o tym też trzeba pamiętać. 
Wracając do tamtego wyjazdu do Anglii Ci, którzy uczestniczyli w tworzeniu tego filmu na konkurs, który zakwalifikował nas na te warsztaty, wiedzą ile czasu i własnych pieniędzy przeznaczyłam, na to, by ten film powstał. 
Woziłam własnym samochodem całą ekipę biorącą udział w zdjęciach. Później zdobywaliśmy pieniądze na wyjazd, bo organizator zapewnił nam pobyt, ale dojechać musieliśmy na własny koszt. Musiałam zrobić kolejny film dla Fabryki Narzędzi, pokazujący proces powstawania jakiegoś nadzwyczajnego noża, z którym fabryka pojechała na Targi Światowe do Salonik w zamian, za co zasponsorowali nam ten wyjazd w znacznym stopniu. 
Sponsorem też był nasz absolwent właściciel międzynarodowej Firmy Farmaceutycznej, który w ten sposób spłacił pewien jak twierdził dług wdzięczności. Ja kiedyś pomogłam mu coś załatwić, co ułatwiło mu karierę zawodową. W efekcie już po wyjeździe z młodzieżą od moich kolegów z pracy usłyszałam, że zorganizowałam sobie atrakcyjną wycieczkę. Sobie!!! 
Jak widzisz Julitko życie składa się z takich łańcuszków dobrych i szlachetnych oraz niezbyt chlubnych zdarzeń.
Pamiętam jak miałam pożar w domu. 
Byłam zdruzgotana ogromem strat. Zwróciłam się z prośbą, do mojej byłej pracy, gdyż ktoś mi powiedział, że są pieniądze na takie wyjątkowe sytuacje.
Suma, jaką mi wtedy dano była tak śmieszna, że nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać, żałowałam, że poprosiłam o tę pomoc. 
I nagle jak królik z kapelusza pojawił się człowiek, którego wcale nie znałam osobiście, powiedzmy kolega z pl. foto, który czasem oglądał i komentował moje wstawiane tam zdjęcia. 
Napisał do mnie jak obejrzał zdjęcie z pożaru, że może mi pomóc finansowo. 
Byłam naprawdę pod dużym wrażeniem i nigdy mu tej propozycji nie zapomnę. 
Pomocy nie przyjęłam, bo wydawca, dla którego robiłam zdjęcia do folderu w Szczecinie, błyskawicznie przesłał mi pieniądze i problem finansowy zniknął. Potrzebowałam jak niczego na świecie wtedy wsparcia psychicznego. 
Byłam już sama, wdychałam w każdej sekundzie te toksyczne ze stopionego plastiku opary. Praktycznie zaczynała się zima, nie mogłam wietrzyć i tak już zimnych mieszkań, nie miałam gdzie się podziać. Potrzebne jak nic było mi dobre słowo, tamtej zimy, żeby przetrwać w tych skażonych mieszkaniach do wiosny, gdy będę mogła wziąć się za remont. 
Jestem twarda praktyczne prawie bez żadnego wsparcia. 
No nie Ania mnie czasami pocieszała – kocham Cię Aniu – przetrwałam do wiosny. 
Później dziś sama nie wiem skąd wzięłam siły, żeby to wszystko samodzielnie wyremontować, bo na fachowców niestety nie było mnie stać. Mówisz, że ten wiersz jest „arcy....nie wiadomo jaki”. Ja wiem, jaki jest ten wiersz i wiem, czemu powstał i ten też.

Zatruci życiem
~~~~~~~~~~~~~~
Życie w każdej godzinie, 
każdej minucie,
każdej sekundzie,
przezorności nas uczy.

…A my życiem zatruci,
odkrywamy twarze
fałszywe,
zakrywamy twarze prawdziwe.
Zamykamy się przed światem,
otwieramy się przed
nocą.

Na białych prześcieradłach
wybielamy siebie.
Układamy scenariusze nowe,
średnio standardowe.
A gdy już zamykamy oczy zmęczeni,
pod powiekami w cieniu marzeń,
próbujemy zrozumieć tok zdarzeń.

Odkryć oddalającą się prawdę,
Za którą już nikt po za nami nie goni,
tę prawdę, która przez chwilę
była w zasięgu naszych dłoni.

Nadchodzi sen,
...objawienie.
Czysty świat bez cieni.
I my tacy szlachetni
i życie takie piękne.
Dobrze wiemy jak być powinno
skoro śnić umiemy…

Gdy sen odchodzi,
zakładamy na siebie pancerze
i jak smętne nietoperze
ruszamy ślepi przed siebie,
aż do… następnego snu.

Ty nie jeździłaś ze mną do Kotańskiego, jeździli młodsi od Ciebie, Krzychu, Marzena, Gosia i inni, kto wie gdzie ich los po świecie porozrzucał.  
Kotański mówił o potrzebie budowania POKORY w człowieku. 
Mnie jeszcze wtedy kojarzyło się to z drylem wojskowym i takimi nieciekawymi sprawami. Nie sądziłam, że życie nauczy mnie pokory, 
że będę zdana na łaskę i niełaskę i nauczę się też tego powiedzenia. „Jak umiesz liczyć to licz na siebie - you can count, count on yourself”. 
Julitko cieszę się, że czytacie mój blog. Może moje doświadczenia pomogą wam widzieć szerzej świat, ludzi, zwierzęta i takie drzewa i takie zachody. 
Kocham wszystkich, którzy tu wchodzą jakkolwiek to rozumiecie.

Archiwum bloga