Bajka
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe!!! Hi, hi
Ściąganie, pobieranie udostępnianie zdjęć i
treści – możliwe jest tylko za moją/autora/ pisemną zgodą.
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
˜”*°•◕❤◕•°*”˜
Obudziłam się o 3,
często tak się budzę. Przypomniało mi się jak jeździłam z Tereską rowerem i jak
zasypiałam praktycznie na rowerze a ona mówiła mi zjedz coś słodkiego, to Ci
przejdzie.
To było z 10 lat temu,
ona pielęgniarka dyplomowana nigdy nie powiedziała zbadaj sobie cukier. Ja sama
badałam, bo coś mi nie grało, ale nie znałam się i nie wiedziałam czy jest za
duży czy za mały.
Jakoś nie byłam zbyt
dociekliwa, może nie chciałam być chora.
Śniło mi się, że cała
rodzina się zjechała – mnóstwo ludzi Krycha z Sochaczewa z rodziną i Jacek z
rodziną – mnóstwo, wszyscy wchodzili i wychodzili z łazienki a ja coś czytałam.
Trzeba było wszystkich gdzieś
położyć.
Zajęli wszystkie
pokoje, nawet salon, choć tam rama okienna od lat wypadała i ciągle jacyś
cwaniacy po nocy wchodzili przez to okno, żeby coś wykraść – w sumie nic tam
nie było już wartościowego, ale oni dalej przychodzili. Nie miałam gdzie spać –
mój mąż już spał w sypialni z jakąś swoją kolejną kochanicą, jedyne miejsce, to
było na balkonie nad drzwiami, noc była ciepła, więc nie było problemu.
Zobaczyłam, że
maszerują w takim 4 osobowym szyku młodzi z jakiegoś meczu było ich z 200 każdy
niósł lampion, bo już noc się robiła a szli od strony pól. Młodzi tacy do 20
lat - łobuziaki.
Pomyślałam, że jakby im
coś odbiło i napadliby na dom – to masakra w takim tłumie wszystko się może
zdarzyć wystarczy tylko hasło.
Te drzwi wejściowe zresztą też zawsze miały
popsuty zamek, niektórzy umieli je spinką od włosów otworzyć – ja ich nigdy nie
umiałam zamknąć.
Dawniej to nawet się
bałam i brat mi dał taki mały tasak, z którym spałam pod poduszką, bo rzadko,
kiedy udawało mi się je zatrzasnąć tak, żeby się nie otwierały.
Czasami deskę w poprzek
stawiałam i blokowałam je tak, że z zewnątrz nie dało się otworzyć a salon
zawiązywałam kablem, przedłużaczem od kosiarki i podłączałam do prądu.
Okropnie się bałam tych
różnych łazęgów, którzy włóczyli się tu na odludziu czasami.
Później jak było mi tak
źle, że życie straciło dla mnie sens.
Gdy po nocach
wypłakiwałam oczy w poduszkę i myślałam, czemu ja jeszcze żyję, po co mi to – ta
cała udręka, to upokorzenie ten ból, te łzy nocą i o zmierzchu i to
poniewieranie w dzień.
Gdy w końcu wsiadłam
kiedyś w samochód to były moje kolejne chyba 30 któreś urodziny i pomyślałam,
że się rozpędzę i wjadę na przeciwległy pas pod coś, albo w słup, albo z mostu
do rzeki - jeden szybki ruch kierownicy i koniec - wtedy, gdy już się rozpędziłam,
nic takiego nie było nic z przeciwka, zresztą nie chciałam nikomu zrobić
krzywdy, chciałam tylko, żeby się już wszystko skończyło, żeby nie było jutra,
żebym nie musiała myśleć jak jeszcze może boleć skołatana dusza.
Zjechałam na pobocze i
na nim stałam do zachodu słońca był taki piękny i tak dobrze mi się przy nim
ryczało i tyle łez kalejdoskop barw, błyszczących i bez znaczenia zmieniało
kształty świata.
Wypłakałam wtedy
wszystkie łzy i przestałam się bać.
Już nie musiałam
zamykać drzwi ani ich wiązać byłam wolna, bo przestałam bać się śmierci.
Obudziłam się ze
smutku, jak się człowiek budzi, gdy trzasną głośno drzwi pchnięte podmuchem niesfornego
wiatru.
Czy to był sen myślałam
czy teraz jest sen?
Kiedy śnimy a kiedy nie?
Czy jak stoję na ogromnym budynku nad rozległym, wręcz bajkowym krajobrazem i
rozkładam ręce jak skrzydła i czuję jak mi koszula łomocze niczym żagiel na
wietrze między udami to śnię wtedy?
Martwię się tylko, żeby
w kable wysokiego napięcia się nie zaplątać, bo głupio bym tam wyglądała.
Później już nigdy nie wiedziałam,
kiedy śnię.
Nikt mi nie mógł
dokuczyć, bo uciekałam zawsze z takiego snu w inny. Uciekałam z aparatem albo do
ciemni. W ciemni było fajnie, wszystko takie czerwone i oczy takie suche „0” łez
zero bólu.
Świat stał się
bezstresowy, wszystko można było zamienić na cukierki zachodów na zdjęciach, na
trawy skąpane w rosie, na cienie rozkładające się w mchach. Wszystko można było
otoczyć barwami, by było pięknie, zachwycająco, by dusza się radowała i nie
sposób było jej zgnębić, bo ona już znała swoją oazę szczęścia. Nie ma
podłości, ani bólu, którego nie da się ukoić. Wszystko można złagodzić i choć
nie wymażesz z pamięci, to chodzi o to by umieć zająć się, czym innym. Zachowywać
się jakby nikt nigdy mnie nie zranił, jakby dusza była powłoką diamentu,
na którym żadna rysa nie zostaje – tak można naprawdę wchodzić w sen kreowany
przez siebie samego.
Czas się obudzić na
chwilkę – trzeba wziąć tabletkę/pół/ – truciznę na słodycz, której zawsze w życiu
brakowało.
Truciznę w postaci
chemicznego substytutu, który zżera od środka podstępnie po cichu systematyczne
wszystko, co było jeszcze, jako tako zdrowe.
Trzeba z kanapką, by
chronić żołądek, więc śnić się już nie da.
Kanapeczki, zatem z wędzona
polędwicą. Kapustą kiszona białą, rzodkiewką, gronkiem winogrona i
szczypiorkiem posypane pieprzem cytrynowym i można śnić dalej, że nic duszy nie
gnębi, że świat w końcu budzi się do życia spóźnionymi barwami wiosny.
˜”*°•◕❤◕•°*”˜
Próbowałam przejść
przez wrota snu, ale jakoś wszystko mnie rozpraszało, najpierw przeszywający
ból prawego ramienia, jakby ktoś kość próbował nawlec na drut od robienia
swetrów.
Od góry wkładał i przy
łokciu wyjmował, później przechodziło na tyle by móc ułożyć głowę w wygodnej
pozycji na lewej dłoni, bo od czasu jak pchnął mnie na filar ułożenie głowy w
wygodnej pozycji do snu jest prawdziwą filozofią. Skręcona jak w Heinego Medina w końcu zdaje się ta pogięta dłoń być wygodną poduszką.
Szabaj podsuwa pysk
prawie pod mój nos, tak, że czuję, jego oddech, otwiera jedno oko i głęboko wzdycha
wkurzony moim wierceniem się.
On buszuje w swoim śnie
a ja mu trzaskam drzwiami przed nosem. Warto się zastanowić, czy ma sens
zmuszanie się do przejścia na druga stronę snu.
Może lepiej wstać i
zaparzyć sobie świeżą najtańszą ze wszystkich możliwych kawę rozpuszczalną i
pozwolić się zachwycić świtowi, który za oknem wyzłaca czyste niebo.
Mimo ciągle jeszcze 2
dresów, przenikliwy dreszcz wstrząsa całym ciałem i decyduję się jednak rozgrzać
kawą. To mój sen samotnika z wyboru o 4 .20 rano.
W kuchni jeszcze ciągle
przy każdym oddechu bucha para z ust jak na dworcu w Murmańsku. Skoro już odważyłam
się tu przyjść o świcie, może wstawić by ten krupnik, który od jakiegoś czasu
chodzi mi po głowie.
Miałam taki sen z
Jackiem w roli głównej, gdy opowiadaliśmy sobie jak lubimy proste – wręcz przaśne
jedzenie „a krupnik lubisz?” „Pewnie jeszcze jak taki z majerankiem, no z
majerankiem i lubczykiem” „Z lubczykiem? Chcesz mnie uwieść?” „No jakbym śmiała”
Wtedy w tym śnie wszystko było takie proste, takie oczywiste. Sen się zmienił i
wszystko okazało się kłamstwem – szkoda, że tak łatwo przychodzi nam oszukiwać innych.
Zawsze zastanawiam się, po co? Jak można celowo krzywdzić kogoś?
Pamiętam jak w
pierwszego Sylwestra po ślubie siedziałam sama w obcym domu z pijanym obcym
mężczyzną, bo lekarka zajęła się moim małżonkiem i jego kolegą w innym pokoju a
ja musiałam opędzać się od pijanego natręta będąc 5 miesiącu ciąży.
Chciałam wrócić do domu,
ale nawet na taksówkę nie miałam pieniędzy. Mąż był zdziwiony, że marudzę i nie
chcę być u jego przyjaciół, bo on bawił się doskonale. Szłam pieszo sama o 1 w
nocy przez najniebezpieczniejszą dzielnicę w mieście płacząc przez całą 4
kilometrowa trasę w śniegu i zamieci.
Ci ludzie, którzy
zaprosili mnie na Sylwestra nie czuli się z tym źle, że doprowadzili do takiej
sytuacji. Nie mówię o moim mężczyźnie, bo on już wcześniej otworzył mi oczy na
realność mojego życia i ściągnął mnie brutalnie z obłoków na ziemię.
Ludzie zadają
cierpienie innym tylko po to by się dowartościować.
O to chodziło - by pokazać
ja jestem lekarzem, kimś lepszym to będę robiła, na co mam ochotę, uczucia
innych się nie liczyły.
Owa pani doktor
kardiolog w kilka lat później pokazała kolejny raz swoje oblicze po śmierci kolegi
mojego męża. Ja już wtedy miałam wyrobione zdanie o niej i o tym, czego mogłam
się spodziewać. Bardzo ważne jest, abyśmy wiedzieli, czego możemy po innych się
spodziewać – najgorzej jest, gdy zaufamy i pozwolimy ponieść się emocjom, wtedy
obudzenie ze snu może być bardzo bolesne.
Przygotowuję mój
przaśny krupnik.
4 kosteczki wołowiny
gulaszowej.
Noga kurczaka.
Marchewki pół.
Seler naciowy i
korzenny sporo.
1 cykoria,
1 cebula,
2 ząbki czosnku.
Majeranek,
lubczyk.
Kasza gryczana biała 1
torebka,
Borowik suszony
skruszony
Kawałek papryki
czerwonej,
Skórka wędzonej
polędwicy
Masło łyżeczka do
podsmażenia cebulki.
Wszystko wolno się
gotuje a mnie ogarnia senność i chyba się jednak położę.
No nie tak pachnie tym
krupnikiem, że wątpię bym zasnęła.
Pomysł był prosty
wlałam w miseczkę i zjadłam. Rozgrzałam się i sen owiał mnie swoim genialnym znieczuleniem.
Obudziłam się o 12 nieźle a na dworze takie słońce aż oczy mrużę. Zjadłam
kolejna miseczkę krupniku pod kolejną tabletkę, tym razem całą.
Zabrałam Szbaja i
poszliśmy do ogrodu. Zrobiłam porządek z tymi malinami Aniu i wygrabiłam
kolejną partię trawnika. Już robi się ładnie. To najcudowniejszy sen ten ogród,
tyle radości mi daje. Nie jest jakiś rewelacyjnie piękny, bo jestem biedna i
nie stać mnie na to by myśleć o architekturze ogrodowej. W sumie coraz mniej w
niego inwestuję, bo raz, że nie jest mój a po drugie wszystko drożeje i muszę zacząć
oszczędzać, bo w końcu pójdę z torbami. Jedyne, na czym nie oszczędzam to
jedzenie. Uważam, że to jest najlepszy lek na całe zło. Jutro pogrzeb Sławka,
pojechałabym gdybym miała sprawny samochód, ale niestety rozkraczył się a Doły
to jakieś 20 km w jedną stronę, zmarnowałabym cały dzień i wróciłabym
wykończona. Nie mam zdrowia na takie wycieczki, gdyby ktoś od nas jechał, to
dorzuciłabym się do benzyny i pojechała, ale tu tylko Heniu mieszka ale oni chyba
nie za bardzo się lubili.
˜”*°•◕❤◕•°*”˜
Pracuję w ogrodzie i od
razu cukier mi spadł. Ta praca jest mi tak potrzebna jak moje sny. To dobrze, że
mam sny i że mam pracę. On nawet nie wie ile radości zrobił mi tym, że pozwolił
mi ten ogródek uprawiać – gdyby wiedział to chyba zabroniłby mi.
No cóż wtedy poszłabym
uprawiać jakiś inny, bo dziś nie wyobrażam sobie, że mogłabym bez tego żyć.
Dawniej, gdy jeszcze myślałam, że ogród jest mój pracowałam też w nim chętnie,
ale teraz to jest uzależnienie. Przyszłam, bo księżyc już wzszedł no i czas na
kolację.
Tak mi dzisiaj
smakowała jak najlepsze rarytasy pychotka po prostu ;) i z truskawkami lucilla.
Jem dużo owoców i warzyw wszystko surowe, bo jestem cukrzykiem i to mi najmniej
szkodzi. Specjalny buziak dla Ewy, dużo radości mi zrobiłaś, będę miała bajkowe
sny ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam