poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Wciąż jesteś w moich snach.

Bajka
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
Ściąganie, pobieranie udostępnianie zdjęć i treści – możliwe jest tylko za moją/autora/ pisemną zgodą.
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
˜”*°°*”˜
Obudziłam się o 3, często tak się budzę. Przypomniało mi się jak jeździłam z Tereską rowerem i jak zasypiałam praktycznie na rowerze a ona mówiła mi zjedz coś słodkiego, to Ci przejdzie.
To było z 10 lat temu, ona pielęgniarka dyplomowana nigdy nie powiedziała zbadaj sobie cukier. Ja sama badałam, bo coś mi nie grało, ale nie znałam się i nie wiedziałam czy jest za duży czy za mały.

Jakoś nie byłam zbyt dociekliwa, może nie chciałam być chora.
Śniło mi się, że cała rodzina się zjechała – mnóstwo ludzi Krycha z Sochaczewa z rodziną i Jacek z rodziną – mnóstwo, wszyscy wchodzili i wychodzili z łazienki a ja coś czytałam.
Trzeba było wszystkich gdzieś położyć. 
Zajęli wszystkie pokoje, nawet salon, choć tam rama okienna od lat wypadała i ciągle jacyś cwaniacy po nocy wchodzili przez to okno, żeby coś wykraść – w sumie nic tam nie było już wartościowego, ale oni dalej przychodzili. Nie miałam gdzie spać – mój mąż już spał w sypialni z jakąś swoją kolejną kochanicą, jedyne miejsce, to było na balkonie nad drzwiami, noc była ciepła, więc nie było problemu.
Zobaczyłam, że maszerują w takim 4 osobowym szyku młodzi z jakiegoś meczu było ich z 200 każdy niósł lampion, bo już noc się robiła a szli od strony pól. Młodzi tacy do 20 lat - łobuziaki.
Pomyślałam, że jakby im coś odbiło i napadliby na dom – to masakra w takim tłumie wszystko się może zdarzyć wystarczy tylko hasło.
 Te drzwi wejściowe zresztą też zawsze miały popsuty zamek, niektórzy umieli je spinką od włosów otworzyć – ja ich nigdy nie umiałam zamknąć.
Dawniej to nawet się bałam i brat mi dał taki mały tasak, z którym spałam pod poduszką, bo rzadko, kiedy udawało mi się je zatrzasnąć tak, żeby się nie otwierały.
Czasami deskę w poprzek stawiałam i blokowałam je tak, że z zewnątrz nie dało się otworzyć a salon zawiązywałam kablem, przedłużaczem od kosiarki i podłączałam do prądu.
Okropnie się bałam tych różnych łazęgów, którzy włóczyli się tu na odludziu czasami.
Później jak było mi tak źle, że życie straciło dla mnie sens.
Gdy po nocach wypłakiwałam oczy w poduszkę i myślałam, czemu ja jeszcze żyję, po co mi to – ta cała udręka, to upokorzenie ten ból, te łzy nocą i o zmierzchu i to poniewieranie w dzień.
Gdy w końcu wsiadłam kiedyś w samochód to były moje kolejne chyba 30 któreś urodziny i pomyślałam, że się rozpędzę i wjadę na przeciwległy pas pod coś, albo w słup, albo z mostu do rzeki - jeden szybki ruch kierownicy i koniec - wtedy, gdy już się rozpędziłam, nic takiego nie było nic z przeciwka, zresztą nie chciałam nikomu zrobić krzywdy, chciałam tylko, żeby się już wszystko skończyło, żeby nie było jutra, żebym nie musiała myśleć jak jeszcze może boleć skołatana dusza.
Zjechałam na pobocze i na nim stałam do zachodu słońca był taki piękny i tak dobrze mi się przy nim ryczało i tyle łez kalejdoskop barw, błyszczących i bez znaczenia zmieniało kształty świata.
Wypłakałam wtedy wszystkie łzy i przestałam się bać.
Już nie musiałam zamykać drzwi ani ich wiązać byłam wolna, bo przestałam bać się śmierci.
Obudziłam się ze smutku, jak się człowiek budzi, gdy trzasną głośno drzwi pchnięte podmuchem niesfornego wiatru.
Czy to był sen myślałam czy teraz jest sen?
Kiedy śnimy a kiedy nie? Czy jak stoję na ogromnym budynku nad rozległym, wręcz bajkowym krajobrazem i rozkładam ręce jak skrzydła i czuję jak mi koszula łomocze niczym żagiel na wietrze między udami to śnię wtedy?
Martwię się tylko, żeby w kable wysokiego napięcia się nie zaplątać, bo głupio bym tam wyglądała.
Później już nigdy nie wiedziałam, kiedy śnię.
Nikt mi nie mógł dokuczyć, bo uciekałam zawsze z takiego snu w inny. Uciekałam z aparatem albo do ciemni. W ciemni było fajnie, wszystko takie czerwone i oczy takie suche „0” łez zero bólu.
Świat stał się bezstresowy, wszystko można było zamienić na cukierki zachodów na zdjęciach, na trawy skąpane w rosie, na cienie rozkładające się w mchach. Wszystko można było otoczyć barwami, by było pięknie, zachwycająco, by dusza się radowała i nie sposób było jej zgnębić, bo ona już znała swoją oazę szczęścia. Nie ma podłości, ani bólu, którego nie da się ukoić. Wszystko można złagodzić i choć nie wymażesz z pamięci, to chodzi o to by umieć zająć się, czym innym. Zachowywać się jakby nikt nigdy mnie nie zranił, jakby dusza była powłoką diamentu, na którym żadna rysa nie zostaje – tak można naprawdę wchodzić w sen kreowany przez siebie samego.
Czas się obudzić na chwilkę – trzeba wziąć tabletkę/pół/ – truciznę na słodycz, której zawsze w życiu brakowało.
Truciznę w postaci chemicznego substytutu, który zżera od środka podstępnie po cichu systematyczne wszystko, co było jeszcze, jako tako zdrowe.
Trzeba z kanapką, by chronić żołądek, więc śnić się już nie da.
Kanapeczki, zatem z wędzona polędwicą. Kapustą kiszona białą, rzodkiewką, gronkiem winogrona i szczypiorkiem posypane pieprzem cytrynowym i można śnić dalej, że nic duszy nie gnębi, że świat w końcu budzi się do życia spóźnionymi barwami wiosny. 

˜”*°°*”˜

Próbowałam przejść przez wrota snu, ale jakoś wszystko mnie rozpraszało, najpierw przeszywający ból prawego ramienia, jakby ktoś kość próbował nawlec na drut od robienia swetrów.

Od góry wkładał i przy łokciu wyjmował, później przechodziło na tyle by móc ułożyć głowę w wygodnej pozycji na lewej dłoni, bo od czasu jak pchnął mnie na filar ułożenie głowy w wygodnej pozycji do snu jest prawdziwą filozofią. Skręcona jak w Heinego Medina w końcu zdaje się ta pogięta dłoń być wygodną poduszką.

Szabaj podsuwa pysk prawie pod mój nos, tak, że czuję, jego oddech, otwiera jedno oko i głęboko wzdycha wkurzony moim wierceniem się.

On buszuje w swoim śnie a ja mu trzaskam drzwiami przed nosem. Warto się zastanowić, czy ma sens zmuszanie się do przejścia na druga stronę snu.

Może lepiej wstać i zaparzyć sobie świeżą najtańszą ze wszystkich możliwych kawę rozpuszczalną i pozwolić się zachwycić świtowi, który za oknem wyzłaca czyste niebo.

Mimo ciągle jeszcze 2 dresów, przenikliwy dreszcz wstrząsa całym ciałem i decyduję się jednak rozgrzać kawą. To mój sen samotnika z wyboru o 4 .20 rano.

W kuchni jeszcze ciągle przy każdym oddechu bucha para z ust jak na dworcu w Murmańsku. Skoro już odważyłam się tu przyjść o świcie, może wstawić by ten krupnik, który od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie.
Miałam taki sen z Jackiem w roli głównej, gdy opowiadaliśmy sobie jak lubimy proste – wręcz przaśne jedzenie „a krupnik lubisz?” „Pewnie jeszcze jak taki z majerankiem, no z majerankiem i lubczykiem” „Z lubczykiem? Chcesz mnie uwieść?” „No jakbym śmiała” Wtedy w tym śnie wszystko było takie proste, takie oczywiste. Sen się zmienił i wszystko okazało się kłamstwem – szkoda, że tak łatwo przychodzi nam oszukiwać innych. Zawsze zastanawiam się, po co? Jak można celowo krzywdzić kogoś?
Pamiętam jak w pierwszego Sylwestra po ślubie siedziałam sama w obcym domu z pijanym obcym mężczyzną, bo lekarka zajęła się moim małżonkiem i jego kolegą w innym pokoju a ja musiałam opędzać się od pijanego natręta będąc 5 miesiącu ciąży.
Chciałam wrócić do domu, ale nawet na taksówkę nie miałam pieniędzy. Mąż był zdziwiony, że marudzę i nie chcę być u jego przyjaciół, bo on bawił się doskonale. Szłam pieszo sama o 1 w nocy przez najniebezpieczniejszą dzielnicę w mieście płacząc przez całą 4 kilometrowa trasę w śniegu i zamieci.
Ci ludzie, którzy zaprosili mnie na Sylwestra nie czuli się z tym źle, że doprowadzili do takiej sytuacji. Nie mówię o moim mężczyźnie, bo on już wcześniej otworzył mi oczy na realność mojego życia i ściągnął mnie brutalnie z obłoków na ziemię.
Ludzie zadają cierpienie innym tylko po to by się dowartościować.
O to chodziło - by pokazać ja jestem lekarzem, kimś lepszym to będę robiła, na co mam ochotę, uczucia innych się nie liczyły.
Owa pani doktor kardiolog w kilka lat później pokazała kolejny raz swoje oblicze po śmierci kolegi mojego męża. Ja już wtedy miałam wyrobione zdanie o niej i o tym, czego mogłam się spodziewać. Bardzo ważne jest, abyśmy wiedzieli, czego możemy po innych się spodziewać – najgorzej jest, gdy zaufamy i pozwolimy ponieść się emocjom, wtedy obudzenie ze snu może być bardzo bolesne.
Przygotowuję mój przaśny krupnik.
4 kosteczki wołowiny gulaszowej.
Noga kurczaka.
Marchewki pół.
Seler naciowy i korzenny sporo.
1 cykoria,
1 cebula,
2 ząbki czosnku.
Majeranek,
lubczyk.
Kasza gryczana biała 1 torebka,
Borowik suszony skruszony
Kawałek papryki czerwonej,
Skórka wędzonej polędwicy
Masło łyżeczka do podsmażenia cebulki.
Wszystko wolno się gotuje a mnie ogarnia senność i chyba się jednak położę.

No nie tak pachnie tym krupnikiem, że wątpię bym zasnęła.

Pomysł był prosty wlałam w miseczkę i zjadłam. Rozgrzałam się i sen owiał mnie swoim genialnym znieczuleniem. Obudziłam się o 12 nieźle a na dworze takie słońce aż oczy mrużę. Zjadłam kolejna miseczkę krupniku pod kolejną tabletkę, tym razem całą.
Zabrałam Szbaja i poszliśmy do ogrodu. Zrobiłam porządek z tymi malinami Aniu i wygrabiłam kolejną partię trawnika. Już robi się ładnie. To najcudowniejszy sen ten ogród, tyle radości mi daje. Nie jest jakiś rewelacyjnie piękny, bo jestem biedna i nie stać mnie na to by myśleć o architekturze ogrodowej. W sumie coraz mniej w niego inwestuję, bo raz, że nie jest mój a po drugie wszystko drożeje i muszę zacząć oszczędzać, bo w końcu pójdę z torbami. Jedyne, na czym nie oszczędzam to jedzenie. Uważam, że to jest najlepszy lek na całe zło. Jutro pogrzeb Sławka, pojechałabym gdybym miała sprawny samochód, ale niestety rozkraczył się a Doły to jakieś 20 km w jedną stronę, zmarnowałabym cały dzień i wróciłabym wykończona. Nie mam zdrowia na takie wycieczki, gdyby ktoś od nas jechał, to dorzuciłabym się do benzyny i pojechała, ale tu tylko Heniu mieszka ale oni chyba nie za bardzo się lubili.

˜”*°°*”˜
Pracuję w ogrodzie i od razu cukier mi spadł. Ta praca jest mi tak potrzebna jak moje sny. To dobrze, że mam sny i że mam pracę. On nawet nie wie ile radości zrobił mi tym, że pozwolił mi ten ogródek uprawiać – gdyby wiedział to chyba zabroniłby mi.
No cóż wtedy poszłabym uprawiać jakiś inny, bo dziś nie wyobrażam sobie, że mogłabym bez tego żyć. Dawniej, gdy jeszcze myślałam, że ogród jest mój pracowałam też w nim chętnie, ale teraz to jest uzależnienie. Przyszłam, bo księżyc już wzszedł no i czas na kolację.
Tak mi dzisiaj smakowała jak najlepsze rarytasy pychotka po prostu ;) i z truskawkami lucilla. Jem dużo owoców i warzyw wszystko surowe, bo jestem cukrzykiem i to mi najmniej szkodzi. Specjalny buziak dla Ewy, dużo radości mi zrobiłaś, będę miała bajkowe sny ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga