piątek, 5 kwietnia 2013

Nocne babskie pogaduszki

Bajka
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
Ściąganie, pobieranie udostępnianie zdjęć i treści – możliwe jest tylko za moją/autora/ pisemną zgodą.
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
˜”*°°*”˜
Wczoraj w nocy gaduliłyśmy z Anią do 3.40 rano – niezłe z nas agentki.
Wszystko zaczęło się od przepisu na chlebek orkiszowy i w sumie rozmawiałyśmy na temat jedzenia – tak sugestywnie, że Ania zaczęła sobie przypominać, co dobrego ma w lodówce, – bo tak jej się kubki smakowe rozbujały.
Ja natomiast kombinowałam, co dziś na obiad by zrobić i odkryłam Ani mój sekret, że jestem zwolennikiem kluch i tylko z dbałości o linię jadam je rzadko, ale dzisiaj zrobię kluchy, bo wziął mnie apetyt.
Najbardziej na świecie lubię kluski z truskawkami, które gotowała moja mama, gdy jeszcze była ze mną, czyli do mojego 6 roku życia.
Pod nami mieszkała sąsiadka, pani bodajże Zbrożkowa, ona miała działkę ogrodniczą i na niej dojrzewały najwcześniejsze truskawki. 
Owa sąsiadka gotowała zawsze pierwsze kluski i dawała każdemu dziecku po jednej – to było prawdziwe święto. 
Niestety kiedyś spóźniłam się trochę na podwórko i dla mnie już kluski nie było. 
Popędziłam do domu z rykiem, że chcę kluski z truskawkami a mama się wnerwiła, bo nie miała truskawek i nawet nie była pewna czy już są na straganach.
Wtedy nowalijki kupowało się na straganach. Ryczałam jak wilk za górą i mama się zeźliła na dobre, wzięła nóżkę sarnią z rzemykami tzw. dyscyplinę prezent od innego sąsiada i powiedziała, że jak się nie uspokoję, to złoi mi tyłek. Co było robić uciekłam na podwórko dokończyć wylewać swój ból niemożebny z powodu pominięcia mnie w poczęstunku. 
Nie ukrywam, że łudziłam się, iż może sąsiadce, gdzieś jeszcze jakaś kluska się ukryła i zdjęta litością mi ją przyniesie. 
Żeby efekt był większy wrzeszczałam na całe gardło „matka klatka”. 
To było wtedy takie modne przekleństwo dziecięce na wrednych rodziców. Niestety nikogo tym nie ujęłam i kluski nie dostałam. Totalnie mnie zlekceważono - może dzięki temu pamiętam to do dzisiaj mimo, że mogłam mieć wtedy ze 4 lata. 
Znalazłam niedawno sporo zdjęć z tamtych czasów i muszę je sfotografować i wstawić kiedyś do bloga.
Dziś klusek z truskawkami nie będzie, bo jeszcze jest za zimno na taki pracochłonny obiad, ale zrobię kluski kładzione, które też lubię.
˜”*°°*”˜
Moja teściowa pierwszy raz poczęstowała mnie takim kluskami z serem wcześniej ich nie jadłam. Co prawda te z serem nie bardzo mnie przekonały, ale zaczęłam komponować, z różnymi innymi dodatkami.
Dziś zrobię kluski kładzione ze szpinakiem listkami rzodkiewki, odrobiną żółtej papryki i suszonym borowikiem.
Liście rzodkiewki, które często wyrzucamy, są źródłem wielu witamin i warto je wykorzystywać, również ze względów smakowych, dodają pikantności potrawom.
Piszę to szczególnie w stosunku do tych hodowanych w ogródkach, no, bo te obecne pewnie mają też sporo chemii.
Mam jeszcze kotlety z hiszpańskim sercem –
2 jeden dla mnie, drugi dla Szabaja.
Rozmawiając wczoraj z Anią obrałam sobie pomarańczę z tych hiszpańskich i normalnie zaskoczyła mnie.
One są czerwone, ale nie wszystkie - jak poleżą robią się prawie czarne jak ciemny burgund, nie zjadłam jej i obiecałam Ani, że zrobię z niej sałatkę, żeby zobaczyła, jakie mogą być, gdy dojrzeją.
Zatem dziś na obiadek kluski kładzione, kotlety z hiszpańskim sercem, sałatka z hiszpańskich pomarańczy, śliwki i kiwi.


Dziś już chodzi mi po głowie krupnik, bo wspomniałam moją teściową – pozdrawiam Cię mamo, bo ją lubiłam i krupnik nauczyła mnie jeść właśnie ona a robiła go w sposób rewelacyjny.
Mój, co prawda jest lepszy, bo te kąski jak mówi śląska dziewczyna mego brata zjadam ja.
W domu teściów były dla chłopaków. Ja uwielbiam obgryzać kości i to jest w krupniku najlepsze.
Niektórzy piszą o smakach dzieciństwa – oprócz klusek, o których pisałam, moim smakiem dzieciństwa są jeszcze 2 potrawy.
Fasolka żółta szparagowa z bułeczką – to już z czasów Reymonta, /czyli okres liceum/ i kurki z jajkiem i zalewajką.
Mniam, mniam - też z tego czasu.
Okres podstawówki to był jeden smak, przylepka świeżego chleba ze smalcem do jakiejś zupy. 
Te przylepki były odkładane przez przedszkolną kucharkę panią Marię, którą też pozdrawiam, bo tylko dzięki niej cokolwiek jadłam. 
Wtedy byłam strasznym niejadkiem, co teraz sobie skutecznie sobie odbijam.

Coś na ząbek – mój pierwszy motyl.

2 komentarze:

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga