BAJSZA
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * * *
Następnego dnia od rana lało i nie można było na
skuterze jechać gdziekolwiek.
Wymyśliłam nawet, że wezmę do plecaka sukienkę i
buty na obcasie, żeby móc wejść do Casina, gdyby przypadkiem było otwarte.
Wiedziałam gdzie mieszka Isztwaan, ale pomyślałam
sobie, że to nie bardzo, abym do niego poszła.
On wiedział, że ja jestem z „xem”, więc też raczej
nie miał ochoty zbliżać się mojego hotelu.
Poszłam poszukać nie drogich perfum i oczywiście natknęłam
się na „xa”, który wybierał drogie damskie zapachy.
Wyszłam, bo nie miałam zamiaru psuć sobie nastroju.
Ta pogoda mi uświadomiła idiotyzm całej sytuacji.
Zorganizowałam cały wyjazd, bo nigdzie od lat nie
byliśmy razem.
Sytuacja
niestety wyglądała bardzo źle i faktycznie szansa, na porozumienie czy rozmowę
była żadna.
W domu te rozmowy zawsze kończyły się wytykaniem
sobie wzajemnych żali i moją emigracją emocjonalną.
Uciekałam w pracę, żeby nie myśleć o całym tym
trójkącie, którego nie byłam wstanie akceptować.
Wcześniej, co prawda, też miałam świadomość, że nie
jestem jedyną kobietą, ale nigdy nie miałam na to dowodów.
Tu niestety wszystko było czarne na białym albo
raczej odwrotnie.
Kobieta często dla tak zwanego „świętego spokoju” -
akceptuje pewne sytuacje, bo nie ma odwagi walnąć pięścią w stół czy jak moja
koleżanka spakować walizki i wystawić za drzwi.
Ona nie miała dzieci, ale przecież moje dziecko już
było dorosłe i wiedziało wcześniej niż ja, co się dzieje.
To, że wszyscy wiedzieli a ja na końcu się dowiedziałam
to normalne.
* * * * *
Deszcz przestał padać, koło 12-ej, ale już za późno
było, by jechać gdziekolwiek.
Poszłam na targ, który w Nicei jest niesamowity, nie
wzięłam nawet kamery i kurczę znów nadziałam się na mojego współtowarzysza z
pokoju, który rozmawiał ze swoja ukochaną przez telefon – tłumacząc jej, że
bardzo tęskni i już za 6 dni wraca, że ma dla niej prezenty, żeby
zrekompensować jej rozłąkę.
Dostałam właśnie ciastko francuskie z bitą śmietaną
i miałam wielką ochotę nabić mu cały talerz na głowę.
Widać energia była tak silna, że obrócił się od okna
i zamurowało go, bo siedziałam, przy sąsiednim stoliku letniej kawiarenki, co
prawda jego zasłaniał jakiś kwiat, ale poznałam go po głosie i wszystko
słyszałam.
* * * * *
Kiedy znów wściekła wracałam do hotelu spotkałam
Isztwaana.
Oczywiście humor mi się troszkę poprawił i po
kolejnej kawie i ciastku pożegnaliśmy się umawiając na to Monaco drugi raz.
To gestykulowanie tak mu się spodobało, że jego
ruchy stały się piękniejsze i jakby wyreżyserowane.
Kupił mi bukiecik kwiatków i odegrał taką scenę
wyznania, że otrzymał oklaski od jakiejś starszej pary.
* * * * *
Ciągle jeszcze tkwiłam w rozmyślaniach o własnym
życiu i nie byłam dobrym partnerem do wygłupów.
Za kwiatki podziękowałam i pożegnaliśmy się beznamiętnie.
Byłam zła myśląc ciągle o własnym życiu i trudno
było mi zapomnieć, że wszystkie, moje próby nawiązania jakiejkolwiek rozmowy
kończyły się fiaskiem, wykrętami czy próbą dobrania się do mnie, co
doprowadzało mnie do szału, bo nie miałam zupełnie ochoty na sex.
Wtedy właśnie jakieś drzwi zatrzasnęły się we mnie i
wiedziałam, że będzie mi bardzo trudno zaufać jakiemukolwiek mężczyźnie a co za
tym idzie iść z nim do łóżka.
Brzydzi mnie sama myśl, że mężczyzna mógłby kilka
godzin wcześniej czy nawet dni być z inną kobietą a teraz ja mam być tą czarą
do „użycia”.
Zupełnie nie rozumiem jak sobie z tym radzą kobiety,
ja brzydzę się fizycznie tak bardzo, że wręcz
obawiałam się torsji.
Mam świadomość - to jest już jakiś balast
psychiczny, który być może powinno się leczyć – jednak zupełnie straciłam
zainteresowanie bliskością fizyczną z mężczyzną.
W domu najgorsze było to, że nie wyobrażałam sobie
dalszego życia nie było we mnie dość asertywności, by powiedzieć „basta” ani
dość siły, by zaczynać życie od nowa.
Popadałam w stan hibernacji przeplatany płaczem.
Tylko w pracy jeszcze potrafiłam się kamuflować i
nikt nie wiedział, co się ze mną od 4 lat dzieje.
Gdy wracałam do domu zamykałam się w jednym pokoju i
albo zasypiałam albo płakałam a właściwie płakałam zawsze, gdy się budziłam.
Nie byłam w stanie w końcowym okresie zmobilizować
się do czegokolwiek.
Nie sprzątałam domu. Pies został z czterech jeden
inne ze starości odeszły.
Temu jednemu robiłam tylko jedzenie.
Sama praktycznie nie jadłam.
Schudłam tak, że ważyłam 46 kg i wyglądało na to, że
będę chudła dalej, bo straciłam ochotę do życia.
Miałam coraz częściej myśli samobójcze i gdyby nie
to, że kiedyś usłyszałam, że jak mi się nie podoba, to wiem, co mogę zrobić –
ze wskazaniem łazienki na górze gdzie wisiał gruby sznur na bieliznę.
Powiedziałam sobie wtedy „niedoczekanie Twoje”.
Dni mijały a ja zupełnie nie radziłam sobie z tą sytuacją.
Wymyśliłam ten wspólny wyjazd, bo myślałam, że
pobędziemy razem, jeśli choćby iskra się jeszcze jakaś tli – to może porozmawiamy
z sobą, by jakoś ten stan rzeczy zmienić.
Niestety już w drodze/jechaliśmy autokarem/, na
wszystkich postojach zostawałam sama i ciągle się bałam, że go zostawią na
trasie, bo wsiadał zwykle w ostatnim momencie.
Pierwsze dwa dni uświadomiły mi, że nic z tego nie
będzie i odpuściłam – sama postanowiłam cieszyć się pięknem Nicei skoro nie
mogło być inaczej.
Słyszałam kiedyś od mojego znajomego, że jego żona
jest wręcz niepoczytalna, kiedy się dowiauje, że mogłoby coś go łączyć z inną
kobietą, gotowa jest jej oczy wydrapać - nie mogłam tego pojąć.
Jak to możliwe, żeby kobieta tak się upodlała
schodziła na niziny własnej godności walcząc o swojego „samca” no, bo jak
nazwać takiego osobnika, którego wabią feromony - tak, że nie potrafi się im
oprzeć.
Uważałam, że mężczyzna nie może bardziej upokorzyć
kobiety jak doprowadzać do sytuacji, w których to ona ma walczyć z inną
samiczką o niego.
Są jednak różne zboczenia – faceci lubią być bici i
poniewierani, może właśnie to jest odwrotne zboczenie.
Jeśli tak to dzisiaj ja może mogłabym - chyba…, – oj
nie, nie mogłabym sponiewierać kogoś, kogo bym kochała - nawet, jeśli jemu
sprawiałoby to przyjemność, bo mnie takie traktowanie bardzo boli.
* * * * *
To był ostatni dzień pobytu Isztwaana w Nicei.
„Monaco,
28 degrés à l'ombre…
Ne dis rien,
L'amour est au-dessus de moi.
Monaco
28 stopni w cieniu….
Nie mów nic,
Miłość jest poza mną.”
Pojechaliśmy do Monaco, było cudownie pogoda może
nie cały czas rewelacyjna 3 razy zdejmowałam i zakładałam kurtkę, ale trasa i
widoki prześliczne.
Te niesamowite tunele i ten rozmach w architekturze
połączony z tradycjami i historią.
Dołączyliśmy do jakiejś wycieczki czeskiej i
słuchaliśmy przewodnika.
Zrobiło się gorąco i przebrałam się w sukienkę.
Jednak już tej beztroski, która była między nami wcześniej
nie było.
Prysła jak bańka mydlana z wczorajszym deszczem.
Zrozumiałam
też jedno, że gdybym w tej Nicei była z kimś, kogo kochałam i kto mnie kochał zupełnie
inaczej to wszystko potoczyłoby się a i mój odbiór byłby o wiele przyjemniejszy.
Witaj Bajszo,
OdpowiedzUsuńw niedzielny poranek.
Dziewczyno, co Ty wyprawiasz.
Dlaczego o 4,08 nie śpisz i piszesz posty?
Co się z Tobą dzieje. Mocno się niepokoję.
Bardzo szczerze piszę do Ciebie. Jesteś cholernie silną kobietą. 4 lata dzieliłaś się ze swoim mężczyzną...Nie potrafiłaś się pogodzić z jego odejściem, to normalne. Kochałaś go.
Mam podobne zasady, nigdy nie byłabym z mężczyzną, którego bym nie kochała.
Pójście do łóżka tylko po spełnienie swego zadowolenia? To nie dla mnie.
A co do targu w Nicei, byłam nim zaszokowana kiedy zobaczyłam go pierwszy raz 1998 r. Ta mnogość kwiatów, warzyw, owoców, oliwek. W naszym kraju wtedy były rarytasem...
A teraz u nas to już normalność a może jest ich nawet więcej.
Życzę Ci miłej niedzieli.
Pozdrawiam
Łucjo posty miałam napisane i przygotowane już wcześniej. Wstaję codziennie o 5 bo biorę tabletkę/cukrzyca/, obudziłam się wcześniej więc wrzuciłam, bo tak wcześnie szybciej filmy przechodzą. Czyli nie ma powodu do niepokoju. Właśnie wróciliśmy z kolegą z ogrodu, bo trzeba było dalie wykopać. Jeszcze kilka nam zostało na poobiedzie.Teraz targ. Mam kompletnego fisia na punkcie staroci. Wtedy pierwszego dnia jak tam poszłam były właśnie starocie. Matko droga, normalnie zwariowałam. Czego tam nie było? półtorej godziny targowałam się o scyzoryk obudową z masy perłowej. Nie kupiłam, bo nie miałam już takich pieniędzy. Masa była jakby inkrustowana, był przepiękny. Muszę o tym napisać o mojej pasji do staroci i o tym, że chyba wszystko komuś oddam, bo czuję się tymi różnymi rzeczami zniewolona w domu. Coraz częściej myślę o tym, że fajnie by było, póki jeszcze mamy siły pojechać gdzieś w Świat na dłużej.
OdpowiedzUsuńŁucjo byłyśmy w tym samym roku w Nicei. Mój ostatni dzień pobytu to była wygrana Francji w piłkę nożną na XVI Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej /10 czerwca – 12 lipca/. To było chyba 12 lipca a ja 14 lipca wracałam do Polski. To co się działo w nocy na Promenadzie Anglików jest nie do opisania. Nie mogłam filmować bo padła mi jedna bateria a druga się ładowała, ale nigdy tego nie zapomnę. Wino skrzynkami stało przed winiarniami i można było pić za darmo całą noc.Dziewczyny gołe wymalowane jeździły wożone przez kolegów w samochodach. Całą noc kaskada samochodów trąbiła i jeździła w kółko, tak, że nie można było przejść na drugą stronę ulicy. Rzucali race i trzeba było uważać, żeby nie oberwać latającym ogniem. Czysty obłęd.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że ja też kocham starocie.Jednak moje opętanie poszło w siną dal.
OdpowiedzUsuńWiele rzeczy musiałam upchnąć na strych. A potem podarowałam pewnej osobie tworzącej coś na wzór maleńkiego muzeum.
Ja też byłam na przełomie czerwca i lipca. Nigdy nie zapomnę kupionych na targu brzoskwiń. Były ogromne 6 szt ważyło ponad 1,70...
Ich słodycz i aromat czuję do dzisiaj.
Przed chwilą wróciliśmy z niedzielnej przejażdżki.
Przesyłam pozdrowienia
Dziękuję pięknie a u mnie w ogrodzie taka mgła, że najbliższego drzewa nie widzę. Zaraz jadę do sklepu. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń