Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * *
Od kilku dni nie piszę, ale czułam się jakoś gorzej.
Znaczy chyba sama sobie dogodziłam.
Kupiłam 2 piwa ciemne, bo jakoś miałam ochotę.
Otworzyłam jedno w sobotę i wypiłam.
Oczywiście ululało mnie natychmiast, bo co, jak co
ale pić alkoholów to ja kompletnie nie mogę.
Natomiast to, co było później – masakra. Tak bolały
mnie wszystkie kości właściwie stawy, jakby mi ktoś je połamał i nawet oba
więzadła Achillesa.
Po prostu nie mogłam chodzić masakra – jeszcze dziś
bolą mnie nogi bardziej niż zwykle.
Zwykle to pół prawej stopy od strony palców mam, non
stop odrętwiałe.
Dlatego uszkodziłam sobie tego małego palca, bo jak
zaczepię o coś to nie bardzo czuję.
Do tego palce zbyt wolno reagują na sytuacje
awaryjne.
No i prawe biodro.
Mam tam stwierdzone zwyrodnienie i jak sporo jestem
w ruchu, boli mnie tak, że nie mogę wieczorem zasnąć.
Nie biorę żadnych leków, najwyżej jak bardzo mnie
boli, posmaruję je spirytusem, żeby rozgrzać.
* * *
Oczywiście w ogrodzie cały czas pracuję, bo tę pracę
traktuję jak terapię i odkąd zrobiło się ciepło nie opuściłam żadnego dnia. To
ma być rekompensata za ten zimowy czas, gdy właściwie nie mam wcale ruchu.
Krótko o tym, co działo się przez te dni.
Kupiłam grilla, bo chciałam w końcu pójść za trendami
mody i też sobie coś ugrillować. Oczywiście takiego taniego za niecałe 60 zł.
Na początku zaczął się problem, ze złożeniem.
M twierdził, że brakuje wg. instrukcji jednej
części.
Nerwy mnie brały, bo karczek się marnował pora
obiadowa a on z tym grillem siedzi i nic nawet 2 części nie przykręcił do
siebie po 30 min. Sama chciałam go złożyć, ale nie dał mi, bo powiedział, że to
on jest inżynier i jak on nie złoży znaczy grill felerny.
W końcu powiedziałam, że pakujemy wszystko i
jedziemy do sklepu.
Też nie bardzo chciał, no, bo inżynier i nie wyrabia,
– ale przekonałam go.
Pan po zawodówce w sklepie złożył go w ciągu 15 min
i wszystkie części były nawet więcej kilka śrub.
* * *
Jako, że ani ja ani M nigdy nie grillowaliśmy, więc
oczywiście spieprzyliśmy całe mięso, bo za wcześnie położyliśmy na ogniu i
cuchnęło podpałką jak cholera.
Ale ja się nie poddaję szaszłyki zdjęłam z drutu,
wszystko umyłam i wrzuciłam do piekarnika. Karczek oskrobałam z sadz. Trzeba
było widzieć M smakosza pyrów, jak próbował przeżuć karczek i te różne
smakowitości z szaszłyków.
Później jak się brykiety rozpaliły, zrobiłam
kiełbaski i je dało się zjeść.
Oczywiście grill szpanuje w ogrodzie i na tym chyba
jego rola się skończy.
* * *
M mi skopał grządkę za folią/i to robi bezbłędnie/,
ale, że ja się tym piwem ululałam/he, he - miało być do grilla/ wszystko
robiłam jak w zwolnionym filmie i tak naprawdę dzisiaj wzięłam się za
ogarnięcie grządki.
Miałam jedną niezagospodarowaną rurę plastikową – a u
mnie wszystko musi być zagospodarowane.
Więc jak na nią popatrzyłam przyszedł mi do głowy
pomysł zrobienia karuzeli dla fasoli.
Oczywiście dzisiaj sama latałam jak fryga z ogrodu
do domu i z powrotem, bo trzeba było konstrukcję, bez rysunku technicznego
zrobić.
Śrubami poskręcać, dziury wywiercić wiertarką no i
na koniec sznureczek przeciągnąć, żeby fasola miała się, po czym piąć.
Oczami wyobraźni znów widzę, jak to będzie cudnie
wyglądało, gdy już te różne fasole po pną się na tej karuzeli ku niebu.
Posiałam czerwoną fasolę nakrapianą, granatową
fasolę/blauhilde/, oraz dekoracyjny fasolnik egipski.
Żałuję, że cała ta konstrukcja schowana jest za
folią i nie wiele będzie ją widać z ogrodu.
M zatkało jak przyszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam