poniedziałek, 21 maja 2012

Grillowanie na bananie

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Od kilku dni nie piszę, ale czułam się jakoś gorzej.
Znaczy chyba sama sobie dogodziłam.
Kupiłam 2 piwa ciemne, bo jakoś miałam ochotę.
Otworzyłam jedno w sobotę i wypiłam.
Oczywiście ululało mnie natychmiast, bo co, jak co ale pić alkoholów to ja kompletnie nie mogę.
Natomiast to, co było później – masakra. Tak bolały mnie wszystkie kości właściwie stawy, jakby mi ktoś je połamał i nawet oba więzadła Achillesa.
Po prostu nie mogłam chodzić masakra – jeszcze dziś bolą mnie nogi bardziej niż zwykle.
Zwykle to pół prawej stopy od strony palców mam, non stop odrętwiałe.
Dlatego uszkodziłam sobie tego małego palca, bo jak zaczepię o coś to nie bardzo czuję.
Do tego palce zbyt wolno reagują na sytuacje awaryjne.
No i prawe biodro.
Mam tam stwierdzone zwyrodnienie i jak sporo jestem w ruchu, boli mnie tak, że nie mogę wieczorem zasnąć.
Nie biorę żadnych leków, najwyżej jak bardzo mnie boli, posmaruję je spirytusem, żeby rozgrzać.
* * *
Oczywiście w ogrodzie cały czas pracuję, bo tę pracę traktuję jak terapię i odkąd zrobiło się ciepło nie opuściłam żadnego dnia. To ma być rekompensata za ten zimowy czas, gdy właściwie nie mam wcale ruchu.
Krótko o tym, co działo się przez te dni.
Kupiłam grilla, bo chciałam w końcu pójść za trendami mody i też sobie coś ugrillować. Oczywiście takiego taniego za niecałe 60 zł.
Na początku zaczął się problem, ze złożeniem.
M twierdził, że brakuje wg. instrukcji jednej części.
Nerwy mnie brały, bo karczek się marnował pora obiadowa a on z tym grillem siedzi i nic nawet 2 części nie przykręcił do siebie po 30 min. Sama chciałam go złożyć, ale nie dał mi, bo powiedział, że to on jest inżynier i jak on nie złoży znaczy grill felerny.
W końcu powiedziałam, że pakujemy wszystko i jedziemy do sklepu.
Też nie bardzo chciał, no, bo inżynier i nie wyrabia, – ale przekonałam go.
Pan po zawodówce w sklepie złożył go w ciągu 15 min i wszystkie części były nawet więcej kilka śrub.
* * *
Jako, że ani ja ani M nigdy nie grillowaliśmy, więc oczywiście spieprzyliśmy całe mięso, bo za wcześnie położyliśmy na ogniu i cuchnęło podpałką jak cholera.
Ale ja się nie poddaję szaszłyki zdjęłam z drutu, wszystko umyłam i wrzuciłam do piekarnika. Karczek oskrobałam z sadz. Trzeba było widzieć M smakosza pyrów, jak próbował przeżuć karczek i te różne smakowitości z szaszłyków.
Później jak się brykiety rozpaliły, zrobiłam kiełbaski i je dało się zjeść.
Oczywiście grill szpanuje w ogrodzie i na tym chyba jego rola się skończy.
       * *
M mi skopał grządkę za folią/i to robi bezbłędnie/, ale, że ja się tym piwem ululałam/he, he - miało być do grilla/ wszystko robiłam jak w zwolnionym filmie i tak naprawdę dzisiaj wzięłam się za ogarnięcie grządki.
Miałam jedną niezagospodarowaną rurę plastikową – a u mnie wszystko musi być zagospodarowane.
Więc jak na nią popatrzyłam przyszedł mi do głowy pomysł zrobienia karuzeli dla fasoli.
Oczywiście dzisiaj sama latałam jak fryga z ogrodu do domu i z powrotem, bo trzeba było konstrukcję, bez rysunku technicznego zrobić.
Śrubami poskręcać, dziury wywiercić wiertarką no i na koniec sznureczek przeciągnąć, żeby fasola miała się, po czym piąć.
Oczami wyobraźni znów widzę, jak to będzie cudnie wyglądało, gdy już te różne fasole po pną się na tej karuzeli ku niebu.
Posiałam czerwoną fasolę nakrapianą, granatową fasolę/blauhilde/, oraz dekoracyjny fasolnik egipski.
Żałuję, że cała ta konstrukcja schowana jest za folią i nie wiele będzie ją widać z ogrodu.
M zatkało jak przyszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga