środa, 30 maja 2012

Brzoskwinia

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *

Dzisiaj tak się zastanawiałam, co wpłynęło na mnie w taki sposób, że tak bardzo zajęłam się tym ogrodem. 
Przypomniało mi się, jak budowaliśmy ten dom. 
To był 1972 rok, posadziłam wtedy maleńki może 40 cm modrzew przywieziony z lasu i bałam się, że murarze mi go zniszczą.
Dom budowaliśmy 2 lata a 1976 roku postanowiliśmy posadzić pierwsze drzewa.
Sławek nieżyjący już kolega, zadeklarował się zawieźć nas do Skierniewic/do prof. Pieniążka po drzewka/. 
Skołował od kogoś przyczepkę i ruszyliśmy jego nowym samochodem.
Wszyscy sąsiedzi dali nam zamówienia, bo szkółek wtedy w okolicy nie było a każdy chciał mieć szlachetne odmiany drzew.
Pobłądziliśmy i trzeba było zawrócić. 
Sławek zapomniał cofając o tej przyczepce i stuknął w nią samochodem – uszkodził sobie jakieś światło. 
Był wściekły, nie dziwiłam mu się.
Kupiliśmy wszystkie zamówione drzewka a nawet, trochę więcej.
Gdy je przywieźliśmy przed wieczorem sąsiedzi zlecieli się jak muchy i wybrali sobie najładniejsze drzewka.
Został taki krzywy badylek brzoskwini, Sławek spojrzał na niego i powiedział jak z niego coś, będzie to ja jestem „święty turecki”.
Posadziłam drzewko i pomyślałam sobie, że to niesprawiedliwe, za friko przywiozłam ludziom drzewka a oni nawet nie dali mi szansy wybrać dla siebie.
Ich drzewka pomarzły w pierwszych latach a moja brzoskwinia, praktycznie nie wiele urosła. 
Jednej zimy przemarzła tak, że już myślałam - to koniec, ale jeden jedyny rok wtedy nie owocowała. 
To maleńkie kochane drzewko, co roku ma ok 100 brzoskwiń tak pysznych i dużych, że wysiadają kupne w sklepie.
Nigdy go nie pryskałam, z pnia prawie całkiem odeszła kora i czasami myślę, czy nie powinnam go jakąś maścią posmarować, ale boję się, żebym mu nie zaszkodziła.
To drzewko to taki drzewny Quasimodo, nie jest piękne, ale za to, jaką ma duszę.
Nie oceniajmy po wyglądzie, bo to są zwykle pozory. 
Ważny jest duch, wnętrze, szlachetność, serce jak chcesz to nazwij.
Popatrz na moją brzoskwinię i pokłoń się jej determinacji chęci życia, życia i owocowania. 
Ta brzoskwinia to prawdziwy bohater od 32 lat każdego roku mimo okaleczenia rodzi słodkie pyszne owoce.
Lubię pod nią siadać, bo wiem, że i ona mnie lubi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga