czwartek, 30 maja 2013

Obcy nie skuma....

Bajka
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
Ściąganie, pobieranie udostępnianie zdjęć i treści – możliwe jest tylko za moją/autora/ pisemną zgodą.
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
˜”*°°*”˜
Pogoda jest kiepska, ale za to roślinki szczególnie te pod folią rosną jak na drożdżach.
Pszczółki jednak są.
Niestety komary gryzą jak wściekłe, więc trzeba biegać szybciej niż one, żeby nie mogły usiąść i ukąsić.
W domu ponuro i smutno, skończyły się frykasy, nie ma lodów a prezent ciągle nie spłynął na konto.
Pierwszy pomidorek.
Śmiem podejrzewać, że mój prezent od 27 maja ratuje zrujnowaną gospodarkę europejską i jest sprzedawany wielokrotnie na różnych giełdach a „ja gore” – ze smutku i braku gotówki.
No cóż my maluczcy jesteśmy jak te pchełki świata nawet użreć porządnie nie możemy, bogaczy, którzy na naszej krwawicy żerują.
Nawet posiłków, nie fotografuję, bo są zbyt smutne i monotonne.
Zastanawiam się po ilu dniach przelew dotrze z Włoch do mnie – mam nadzieję, że nie z Cypru, bo tam to mogą go całkiem skonfiksować.
Znowu zrobiło się ciemno zaraz lunie.
Ja z tej rozpaczy wyciągnęłam landryny cytrynowe z lodówki, które się tam roztopiły/mają chyba z rok/. Nie wiem jak to możliwe, ale są roztopione całkiem a raczej stopione.
Może sobie naleśnika upiekę, co prawda olej mi się też skończył, ale mam takie szlachetne oleje, więc może na takim się uda.
Mam śmietanę, borówki, ćwierć jabłka i kiwi.
 Mam nawet granata, hi, hi ale trzymam go na totalny kryzys.
Upiekłam chlebek orkiszowy 2 razy, zatem nie wydałam ani złotówki, – czyli może uda mi się przeżyć 15 dni mając 9 złotych w portfelu i nie wydając ich.
Czyż ja nie jestem genialną gospodynią – nikt nigdy tego nie docenił.
Ludzie kochają pozory i swoje iluzje.
Mój Internetowy znajomy, który zapewniał mnie o swojej przyjaźni zniechęcił się i przestał całkiem odzywać się do mnie, bo nie miałam czasu dla niego, by rozmawiać sorry o duperelach, tylko wyrywałam chwasty w ogródku, gdyż od tego ile i jakiej jakości wyhoduję warzywa i owoce zależy moje późniejsze „być albo nie być”.
Jak to było Michale? „To be, or not to be” powtarzał trzymając na śniegu czaszkę bawołu afrykańskiego a ja z kamerą kręciłam i kręciłam niezliczoną ilość powtórek – bo miał wyjść z tego AMULET.
Życie jest nieprzewidywalne, nigdy nie wiesz, jakie wspomnienia Cię dopadną.
Teraz mi się przypomniało znowu jak byłam na Morawach i ktoś cytując Szekspira mówił „Bytka abo ne bytka to je zapytka” tak to mniej więcej fonetycznie brzmiało, bo ponoć pisało się „Být, nebo nebýt? Tak se musím ptát!”
Ja zaś mówię „tak czy siak” – prawdziwa przyjaźń jak moja z Anią przetrwa okresy rozłąki, gdy obie PIELIMY i nie obrażamy się o to na siebie.  
Hi, hi to jak ta Tuwima Lokomotywa po Śląsku.
Lokomotywa!
„Jest na banhowie ciynszko maszyna
Rubo jak kachlok - niy limuzyna
Stoji i dycho, parsko i zipie,
A hajer jeszcze wongiel w nia sypie.
Potym wagony podopinali
I całym szwongym kajś pojechali.

W piyrszym siedziały se dwa Hanysy
Jeden kudłaty, a drugi łysy,
Prawie do siebie niy godali,
Bo się do kupy jeszcze niy znali.

W drugim jechała banda goroli
Wiyźli ze soba krzinka jaboli
I pełne kofry samych presworsztóf
I kabanina prościutko z rusztu.
Pili i żarli, jeszcze śpiywali,
Potym bez łokno wszyscy rzigali.

W czecim Cygony, Żydy, Araby
A w czwartym jechały zaś same baby.
W piontym zaś Ruski. Ci mieli życie!
Sasza łożarty siedzioł na tricie.
Gwiozda mioł na czopce, stargane łachy,
Krziwiył pycholem i ciepoł machy.
A w szóstym zaś były same armaty,
Co je wachował jakiś puklaty.
W siódmym dwa szranki, pufy, wertikol,
Smyczy maszyna może donikąd.
Jak przejyżdżali bez Śląskie Piekary
Kaj wom to robiom kółka do kary,
Maszyna sztopła! Kufry śleciały
I każdy latoł jak pogupiały.

To jakiś ciućmok i łajza!
Ciupnął i ślimtoł sygnal na glajzach.
Mog iść do haźla abo do lasa,
Niy pokazywać tego mamlasa!
Potym mu ale do szmot nakopali,
Maszyna ruszyła, cug jechoł dali.
Bez pola, lasy, góry, tunele,
Dar za sobom samym te duperele
Aż się zagrzoły te biydne glajzy,
Maszyna sztopła i koniec jazdy.”
Alessandro Amenta 
doktorant polonistyki
Uniwersytet La Sapienza w Rzymie.
Krótko mówiąc, Polak to zrozumie – Ślązak szczególnie, ale i ten, co na Śląsku jak ja bywa też, ale OBCY ni cholery nie skuma, o co tu biega. Zatem wniosek sam się nasuwa trzymaj się ze swoimi, bo OBCY nie skuma.

2 komentarze:

  1. Witam.

    Szukam do Pani kontaktu w sprawie przepisów zamieszczonych na starym blogu, dotyczących pigwowca japońskiego. Proszę o wiadomość na email. Dziękuję.

    pozdrawiam
    Daniel

    OdpowiedzUsuń
  2. Danielu odpisałam na kontakt Twojego bloga, jeśli masz pytania napisz na mój adres podaj datę postu o który pytasz, bo to było dawno i może mi sporo czasu zająć nim to odnajdę

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga