sobota, 8 kwietnia 2023

W MATNI

  • Bajsza

    Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi 144412

    Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści - jest zabronione – objęte prawem autorskim.

    08 kwietnia 2023

    Odchodzę w mrok.

    W MATNI

     

      Matnią w gwarze łowieckiej nazywa się pułapkę na dzikie zwierzęta.

    W znaczeniu przenośnym matnia to bardzo niekorzystna sytuacja, z której trudno jest wybrnąć.

    Wypisz, wymaluj jestem w matnii            

    Dzisiaj tylko na bananach jestem i 3 kromeczkach angielki z masłem, bo nie chciało mi się po wędlinę wstawać.

    Pupa jak boli to siadanie na niej pogłębia tylko ból.

    Nic mi w szpitalu nie powiedzieli, jaką dietę stosować przy stomii.

    Próbowałam czytać w Internecie, ale, która dieta jest tam wiarygodna Bóg jeden wie.

    Jem, na co mam apetyt byle było w miarę łatwe do rozdrobnienia, bo moje zęby praktycznie już nle gryzą – też odmówiły posłuszeństwa.

    A co mi tam i tak koniec już bliski. Rokowania przeżycia 5 lat w nowotworze 4 stopnia są zaledwie 20 % a ja mam jeszcze źle leczoną cukrzycę i powolnie leczonego raka.

    No cóż trzeba się z tym pogodzić i nie certolić się z jedzeniem.

    Znowu seria ukłuć i traktor w brzuchu.

    O rany jak sobie z tym radzić.

    Trzeba będzie połknąć kolejną tabletkę przeciwbólową.

    Bogusia ciągle miała doła smutno mi było a jednego dnia przyszły do mnie pielęgniarka stomijna, nauczyć mnie jej obsługi a dosłownie w minutę później. psycholog.

    Czyli jak od środy nikogo nie można było się doprosić teraz obsługiwały mnie 2 jednocześnie.

     

    Moja głuchota i brak podzielności uwagi były mocno ograniczone.

    Za kolejną minutę przyszła 3 babka w białym kitelku - coś mówiła, ale ja po tych lekach reagowałam, na co 4 słowo i nie bardzo wiedziałam, co się dzieje.

    Nalot jakiś czy co?

    Co próbują przeforsować gadając w trójkę jednocześnie jak najęte.

    Skupiłam się na tej chyba lekarce: „teraz kolejnym krokiem nie będzie radioterapia, bo straci pani kontrolę nad kałem i moczem, tylko chemioterapia…”

    Co ona mówi?

    Serwuje mi pani banialuki, – Jaką kontrolę nad kałem? Mam założoną stomię. Jestem po studiach i mam pojęcie o anatomii, niech pani tu nie ściemnia - wściekłam się.

    Mój lekarz twierdził, że chemioterapia w moim przypadku nie będzie skuteczna.

    O co tu chodzi?

    „Tak rozmawiać nie będziemy” zareagowała lekarka – zwołam konsylium i oburzona poszła.

    A zwołuj pani sobie już tylko pomyślałam.

    Ma mnie za przygłupa.

    Trochę po tych lekach mogę wyglądać na ograniczoną, ale czy takie rzeczy powinien lekarz załatwiać w ten sposób?

    Na ogólnej sali w sztucznym tłoku wypowiedzi innych.

    Ledwo kupy się trzymam z trudem samodzielnie się „spionizowałam” a ona próbuje wbić mnie w ziemię.

    Obecna przy tym psycholog, proponuje, że może mi robić zakupy w bufecie i przewraca oczami.

    Ludzie - kurna czy to dom wariatów czy ze mnie próbują zrobić wariatkę?

    To był piątek 31 marca.

    Jakieś pół godziny później przychodzi mój lekarz Wojciech F. Już wcześniej przebąkiwał, że w poniedziałek wypis ale czułam się coraz gorzej, Bogusia zresztą też sądziłam, że to tylko takie przymiarki.

    Powiedziałam mu o akcji z trzema paniami.

    Nie wyglądał na zaskoczonego, chyba dobrze wiedział co one tu pod moim łóżkiem odwaliły.

    Przytoczyłam mu jego wypowiedź jeszcze z przychodni, że chemioterapia w moim przypadku będzie NIESKUTECZNA.

    Mówił p. doktor przy świadku /sekretarce/, która z nim pracuje. Zaczął się wić jak piskorz amurski – skończył naszą rozmowę odchodząc w pół zdania „to chce pani wyjść dzisiaj, jutro czy w poniedziałek?”

    Czy miałam się wkurzyć i zażądać natychmiastowego wypisu?

    O to chodziło w tej ich akcji?

    Niepojęte, że stosują takie zagrywki.

    Zdenerwowałam się na dobre, ale postanowiłam odpuścić.

    Mimo, że po chwili pielęgniarka w fartuszku w margerytki naskoczyła na mnie, że ciućkam pomarańczę a nie powinnam a druga, która mierzyła mi cukier powiedziała, że „odmawiam pomocy”. Bo chciała dać mi kroplówkę jak mi spadł cukier a ja powiedziałam, że mam kanapkę.

    To fakt tak powiedziałam, ale o żadnej kroplówce nie było mowy.

    Cały piątek grali ze mną w kulki nie dałam się jednak sprowokować.

    Byłam zaledwie 3 dni po operacji, słaba fizycznie i psychicznie a zachowanie pracowników szpitala było cały czas prowokujące.

    To normalnie komunistyczne metody - napadać masowo domniemanego wroga, próbować różnych prowokacji i zniszczyć go psychicznie.

    Nie sądziłam, że tak z człowiekiem po operacji będą postępować Ci, którzy powinni nieść mu pomoc.

    Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jakbym gdzieś próbowała się na nich skarżyć zrobiliby ze mnie wariatkę.

    „Po operacji ma urojenia” – taka byłaby mowa.

    Rany boskie 4 godziny wstecz wzięłam tabletkę przeciwbólową udało mi się zasnąć na godzinkę. Budzę się spocona jak mysz kościelna z niewyobrażaknym bólem pupy i tym razem kolan.

    Jak zasypiałam bolały mnie stopy, każda w nich kosteczka rwała, teraz przeniosło się na kolana.

    Jak tu chodzić na takich bolących nogach, jak wstawać z łóżka. Powinnam mieć już w szpitalu masaże na te nogi. Może wtedy doszły by do siebie.

    Tam najlepszą fuchę ma rehabiltantka, chyba jest pociotkiem ordynatora.

    Przychodzi do pacjentki. /Rany zaraz zacznę wyć. Taki ból. Nie mogę jeszcze wziąć tabletki./

    Stoi obok każe wstać nic nie pomaga. Podstawia taki wózek działający jak pług, każe pchać przez cały korytarz i z powrotem i to koniec rehabilitacji. Największy jej wysiłek to odhaczenie zabiegu. Dobre no nie. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga