sobota, 29 września 2012

Kulawa kura i potrawy Jacka.

BAJSZA
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Przeczytajcie warto!!!
http://wolnemedia.net/zdrowie/prawdziwe-przyczyny-chorob-serca/
Opowieści 
z Puszczy Białej.
Wspomnienia
z urlopu/sierpień 2009/refleksje z serca Puszczy i aktualne z mojego ogrodu.
* *
Zakisiłam znów zaczyn na chleb za pięć dni będzie wiadomo czy się udał.
Mam troszkę za zimno w domu i może nie wyjść dlatego wrzuciłam do podanego wczoraj przepisu kawałeczek skórki z razowca/chodzi o to by fermentacja wystartowała – jutro ją wyjmę/.
* * * *
Wróćmy z chaszczy do opowieści Puszczy Białej
A erotyka w przyrodzie - jest wszędzie - popatrz, jakie śliwki rosną a niby skąd w Puszczy śliwki a jak się te ważki w takie wygibasy nakładają mówi Jacek z Torunia – sieciowy kumpel z Foto.moona, którego wraz z Madzią zaprosiliśmy na plener fotograficzny.
Madzia jak nam później się przyznała scykorzyła, no bo my obcy wszyscy/sieciowi/ i w lesie ma z nami mieszkać;P   
Mam ochotę czasami tak się rozchichotać czy rozrechotać - boję się jednak, że wypłoszę wszystkie żaby w pobliskim stawie.
* * * *
Jacek nie miał wtedy samochodu i poprosił kumpla taksiarza, żeby go przywiózł do Pułtuska – to od niego tylko 200 km. 
Nie mógł do samej Puszczy Białej, bo mało kto trafia do Szygłówka a trzeba jeszcze dalej podjechać do naszego Edenu.
znaczy Eden jest Sławka i Joasi siostry Maćka ale i tak czujemy się tam jak u siebie.
Umówiliśmy się, że przejadą Narew i my czekamy pod mostem. 
Był tam taki zjazd/za mostem nad rzekę/.
Czekamy i czekamy po Jacka telefonie, że już są blisko.
Trzeba jeszcze napisać, że nigdy go nie widzieliśmy, nie wiedzieliśmy nawet jak wygląda.
Poznałam go w galerii fotograficznej zakolegowaliśmy się i stąd to zaproszenie - miałam jeszcze kogoś zaprosić na kim mi naprawdę bardzo zależało/ze względu na umiejętności fotograficzne/, ale intuicja mi mówiła, że nic z tego nie będzie.
Puszcza Biała to raj dla fotografów, a chatę mieliśmy całą do dyspozycji z 3 sypialniami i ogromnym salonem.
Znudzeni mocno sobą po 3 tygodniach doszliśmy z M do wniosku, że przydałoby się kogoś zaprosić.
M spiknął się z Madzią w moonie już wcześniej.
Ja znałam Jacka, więc wpadliśmy na pomysł, że zaprosimy ich oboje.
Stoimy pod tym mostem a tam co rusz jakaś parka z biur, chyba na bara, bara nad rzekę zjeżdża – już traciliśmy nadzieję, gdy nagle takxi a w niej…..- M mówi przyjechał!!!
Ja - no co ty? To jakaś starsza cyganka.
Hi, hi – Jacek okazał się wyglądać jak cyganka.
Było super. 
Jacek od razu zadeklarował, że tylko on gotuje dla nas. 
Ucieszyłam się, bo ktoś mnie wreszcie wyręczył po trzech tygodniach pichcenia.
Łaziliśmy na zdjęcia. 
Tam się wraca trochę na wyczucie patrząc na słońce – tym bardziej, że ja od lat nie noszę zegarka.
To chyba wynika z mojej nieustannej potrzeby poczucia wolności.
Gdy tak chodziliśmy po ostępach.
Zatrzymał mnie walący w drzewo dzięcioł.
Walił tak głośno, że pomyślałam - musi być ogromny albo jakiś górnik z kilofem nasuwa jak potłuczony.
Guzik siedział wysoko i wyglądał jak wypasiony wróbel.
Widzisz a tak głośno wali takie maleństwo.
Coś fuknęło w krzakach i jakby przewaliło swe wielkie cielsko na drugi bok, siejąc wokół trzask łamanych gałązek.
Postanowiłam tym razem nie sprawdzać - przeorana ściółka mogła wskazywać na obecność dzika - nie miałam nastroju na przesiedzenie połowy dnia na drzewie.
Po cichutku oddaliliśmy się z wiatrem, żeby nie budzić złego z chaszczy.
Po drodze znalazłam jeszcze fioletowe roślinki, których wcześniej nie widziałam.
W domu sprawdzę, co to jest - bo tu można dostać kręćka nim się wejdzie na jakąś stronę.
  Dostałabym choroby sierocej gdybym miała jak M serfować na tym kompie - nim się strona otworzy można upiec ciasto i ufarbować włosy hi, hi.
Wróciliśmy ok. 12 – ej. 
M oglądał siatkówkę w telewizorze i nawet nie zorientował się, że tak długo nas nie było.
Głodny jestem - która to godzina - jak mnie nie ma wszyscy głodni psy też.
Teraz Jacek kucharzył, był w tym naprawdę dobry.
Nim przerzuciłam zdjęcia na pendrive zjedliśmy wołowinkę na ciemnym piwie uprażoną przez Jacka wczoraj, ja sałatkę zrobiłam, gdy on ziemniaki obierał.
Uwielbiam ten moment, gdy mogę zobaczyć na dużym ekranie zdjęcia.
To jest taka magiczna chwila, gdy widzisz, – co potrafisz tak naprawdę.
Nie kombinowałam specjalnie z kadrem, ale ustawiam aparat manualnie/wszystko/, to pozwala stworzyć mi odpowiedni klimat.
Oczywiście jak coś się rusza szybko - np. jaskółki gdzie nie sposób przewidzieć odległości - ostrość daję na automacie.
Zdjęcia są piękne szczególnie te drzew, ale i robaczki wyszły przecudnie.
Jeśli dam radę przejdę się jeszcze raz i spenetruję las po lewej stronie polany - tam jeszcze nie byłam.
Może i Jacek ze mną pójdzie.
Niestety czasu jest coraz mniej - trzeba będzie po jego wyjeździe jeszcze wysprzątać dom.
Staramy się zawsze zostawić go w nienagannym stanie - /przyjeżdżamy tu zawsze gdy M ma urlop a chata jest wolna/.
Chodzi o to, by gospodarze nie czuli, że ktoś nabałaganił a raczej, że zostawił im porządek.
Asia przyjeżdża rano 19-tego a my wracamy zaraz po jej przyjeździe do domu. 
Szkoda czas płynie tu szybciej niż gdziekolwiek indziej.
Podlewaliśmy kwiaty kosiliśmy trawniki/Jacek był w tym mistrzem/ - obejście jest piękniejsze niż je zastaliśmy.
Ja oczyściłam częściowo drzewa z grzybów, które są tutejszą plagą.
Teraz wyglądają pięknie całkiem odżyły mały purpurowy dąbek, który usychał odzyskał wigor i ma się mu na życie - wygląda cudnie.
Zauważyłam ze smutkiem, że przez to zimowe siedzenie w domu straciłam kondycję i jestem skonana po takich jak ta wycieczkach.
Sorrki, ale pieski wzywają mnie na poranny spacer a M i J czekają na mecz ;).
Wróciliśmy a post, który puściłam w net nie poszedł.
* *
Hi, hi pani sołtysowa jeździ na pole maluchem właśnie ją spotkaliśmy.
Przypomniało mi się jak Jacek ją rozbawił do łez i wypadnięcia sztucznej szczęki na ladę sklepową, - gdy chciał od niej kupić kulawą kurę na rosół.
Bardzo chciał nam ugotować prawdziwy wiejski rosół, ale w całym Szygłówku nikt nie chciał mu sprzedać kury, bo mieli tylko nioski. 
Postanowił zatem oczarować sołtysową, która prowadzi tam też sklep. 
Tak ją bajerował, że biedaczka mało ze śmiechu sama nie zeszła a kury kulawej skubana mu i tak nie sprzedała, bo powiedziała, że obiecała jej dożywocie, gdy straciła nogę - mowa o kurze:).
Siedzą w telewizorze - więc mam labę nie trzeba robić śniadania póki, co – 
ej…, już zrobione a to sprawka Jacka, M jest w tym względzie upośledzony lekko .
* * * *
Ta działka w Puszczy zmobilizowała mnie do uporządkowania naszego grodu.
Jak wróciłam w 2009 r. z Puszczy obiecałam sobie, że biorę się za ogródek.
Dziś jak patrzę na ogród, który sobie adoptowałam widzę jak bardzo od tamtego czasu się zmienił a zawdzięczam to tym wyjazdom do Puszczy, bo skoro tam tak cudnie rosły roślinki – to tu też mogą, tylko ktoś musiał o to zadbać.
* *
Maciek kupił dzisiaj Ptasie mleczko i zjedliśmy prawie pół kilo we dwójkę.
Zostało w środku 6 takich sporych kwadracików, – czyli 40 dkg. po 20 dkg. na łebka – przy mojej cukrzycy.
Ja, co prawda dzieliłam się z Szabajem, więc zjadłam mniej.
Oczywiście zaraz po tej uczcie dostałam takiego śpiku, że zasnęłam jak suseł i nie mogłam się obudzić nawet jak Szabaj lizał mnie od ucha do ucha po całej twarzy, bo chciało mu się siku i postanowił swoimi pieszczotami mnie obudzić, żebym go wypuściła.
 Ja już nie spałam, ale nie miałam siły zwlec się z łóżka, tylko z trudem zasłaniałam się od tego lizania.
Wszystko miałam takie ciężkie i bezsilne a on mi głowę zawracał, że chce wyjść.
 W końcu chyba wyślinił się tym lizaniem i odechciało mu się siku.
Zmobilizowałam się z wielkim trudem i wstałam, 3 godziny po tej uczcie słodyczowej zmierzyłam cukier 170 – no to nie tak źle.
Poszłam zrobić sobie mocną kawę, żeby podnieść ciśnienie, bo czułam, że to przez nie tak osłabłam.
Szabaj psiknął na miętę.
Musiałam część przesadzić na drewutnię, bo ciągle ją podlewa, chyba ten zapach go za bardzo drażni.
Maciek chyba jeszcze śpi.
Kupił Ptasie mleczko a zapomniał Smakowitą i dzisiaj suche kanapki jemy.
Ja nie, bo cebulkę usmażę na oleju albo plasterki ziemniaków, które uwielbiam bardziej od tradycyjnych frytek.
Może nic nie zjem, bo tabletkę wzięłam pod maleńką kanapeczkę z żurawiną i dalej chce mi się spać.

4 komentarze:

  1. Bajszo, zaczytałam się dzisiaj w Twoim poście.
    Miło spędzać czas w głuszy w towarzystwie przyjaciół i ich przyjaciół.
    Dużo u Ciebie humoru i ciekawostek kulinarnych.
    Bardzo długa chwilę poświęciłam Twoim fantastycznym zdjęciom.
    Masz niezwykły dar robienia zdjęć. Potrafisz dostrzec piękno nawet w drobiazgu.
    Bajszo, podziwiam i zachwycam się tym co robisz.
    Bardzo ciekawi mnie jak to robisz, że zdjęcia są takie niezwykłe...
    Skoro jest taka piękna sobota, to życzę miłego odpoczynku i spokojnej soboty.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Mario-Łucjo dziś niech będzie odwrotnie. Cieszę się bardzo, że choć ktoś napisze, ze mu się podoba. Wrzuciłam nowy film - muszę usuwać stare, bo boję się, że mi się zatka blog. Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
  2. Właśnie oglądnęłam Twoje slajdy.
    Bajszo, jesteś fantastycznym malarzem. Twoje obrazy wykonane aparatem zachwycą każdego.
    Podziwiałam krajobrazy z mgiełką, lasu, konie...Wszystko mnie zachwyciło.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety tu to tylko substytut zdjęcia, rozdzielczość w filmach, które robię jest bardzo niska - zdjęcia są o wiele lepsze. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga