czwartek, 24 sierpnia 2017

Tylko ciałka?

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
22 sierpnia 2017
~~~~~~~  
Patrzę na tych wszystkich „facetów z bożej łaski” ambiwalentnie – fajnie by było zajrzeć do ich rozpustnych, rozpasanych wnętrz a jednocześnie uświadamiam sobie ryzyko wkroczenia na ziemię nieznaną gdzie czyhać mogą przykre zasadzki, aż do takich, co wymagają interwencji psychiatry.
Piękne ciała budzą metafizyczne pożądanie, ale tylko takie.
 
Aktorzy mają żelazną zasadę, sceny lepiej „nie dograć” niż „prze-grać”. Hi, hi, kto lubi przegrywać?
Dobry kucharz pamięta by potrawę raczej „niedo-smaczyć” niż „prze-smaczyć”.
Można zawsze trafić na takiego, który ma zachwiane kubki smakowe i choć morfologicznie są do siebie podobne, to rozróżniają one zwykle cztery rodzaje smaków: słodki, słony, kwaśny i gorzki.
Gorzej jak któryś wyczuwają bardziej lub wcale.
Podobnie rozliczni inni, - choćby pijany kierowca jadący nocą kradzionym autem bez świateł po deszczu, - kombinuje, że lepiej za wolno niż za prędko. 
Słowem, jest pewien urok, jakaś nuta szlachetności i poezji w rzeczach niespełnionych i spełnionych nie całkiem, w enigmatycznych spotkaniach powiedzmy przeciwności. 
Trochę żałosne – jak się zastanowić, – że my kurczaczki 
nie pragniemy, nie szukamy kontaktu z jakimś uczonym, co w cichym laboratorium swym odkryciem ratuje życie tysięcy ludzi, z fizykiem ruszającym z posad bryłę świata, czy inżynierem tworzącym gigantyczne budowle, filozofem torującym drogi poznania w dżungli naszych wątłych umysłów - nie nimi się zachwycamy.
Jak jesteś facetem to chcesz by, choć na chwilę opromienił cię blask panienki ze zgrabną pupką. Hi, hi znam takiego. 
Pupa zwykle jest na 2 miejscu, ale to szczegół.  
Jakiś obwieś i nicpoń totalny nie dokonał w życiu niczego i nie sposób ocenić czy to źle czy dobrze.
Mając dwie lewe ręce i mózg pod napletkiem, mógłby przecie narobić sporo szkód! Więc lepiej, że nie jast kreatywny.
~~~~~~~   
Przyjąwszy, zatem pozycję konsumentki raczyłam się – rzadko grymasząc – tym, co los mi podsunął i tak upływało mi w błogości życie.
Dziś, u jego powiedzmy schyłku/dość patetycznie/, widzę chwile zetknięcia z tymi, do których bezskutecznie aspirowałam, których podziwiałam, też i tych, co mnie do łez śmieszyli.

Oj tych pamiętać będę najdłużej.
Szermowanie w takiej formie, jest trochę żenujące.
Wspomnienie daje mi pretekst do zapisania strzępów własnej, mniej barwnej i bardziej tajnej biografii.
 To niekiedy także zapis złudy, że przez chwilę byłam „za pan brat z …..karaluchem takim czy innym”.
       I co? A no nic beznadziejna szarzyzna z dnia na dzień gęstnieje, najgorsze jest to, że tym durniom płacą za wygadywanie tych bredni, rany boskie jak to wszystko się skończy.
Jeśli pojadę do Warszawy a pewnie pojadę, znów otrę się o to szemrane towarzystwo a pragnęłabym troszkę się zrelaksować.
Makaron al dente/got od 4 do 8 min/ze szpinakiem i mięsem z mielonego, koperkiem odrobiną sera cheddar, kilka orzeszków pinii
 
na poprawę humoru i doprowadzenia do totalnego zwisu różnych aspiracji.
Trzeba się cieszyć drobiazgami, bo kolosalnych sukcesów, już się nie spodziewam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga