niedziela, 11 sierpnia 2013

Powieść - rozdział 6 Garstka wspomnień.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.

Rozdział 6
Garstka wspomnień.
Zabrałam Dankę na pstrąga do Sereczyna, zrobiłam moją sałatkę, bo tam niestety dają kiepskie.
Przepis na sałatkę
 podam, bo dzisiaj robię ją zmodyfikowaną grubszym plasterkiem polędwicy sopockiej pokrojonym jak wszystko w kosteczkę
Ogródkowe pomidorki koktajlowe, czerwone i żółte, mój ogórek niestety ostatni, ziarnka granatu, cebulka dymka świeża i marynowana, kiwi, listek sałaty 3 listki/gałązki/ selera i listek/gałązka/ lubczyku pieprz cytrynowy, który po prostu kocham/właśnie mi się w sałatce skończył/, łyżeczka żurawiny i dzisiaj wyjątkowo pieczone ziemniaczki w piekarniku z odrobiną oleju i 1 pieczarka większa też upieczona – sałatka pychota.
Dzisiaj na tzw. lekką kolacyjkę sobie zrobiłam. Listki selera i lubczyku tnę nożyczkami na bardzo drobno.
Nie lekceważcie selera
jest cudownym naturalnym lekiem na reumatyzm, niewydolność nerek i łagodzi cudownie soki żołądkowe. Stary korzeń już jest bez wartości młody pędzony do bani, – ale listki z ogródka są panaceum na wspaniałe zdrowie.
Taka kolacja jest bombą witaminową, pod warunkiem, że do minimum ograniczamy warzywa i owoce, których sposobu hodowania nie znamy.
Posiedziałyśmy sobie z Danusią nad wodą i powspominałyśmy dawne czasy.
Rozmawiałyśmy o tych wspólnych wyjazdach.
Wspominałyśmy też okres naszego wspólnego mieszkania. Rozmawiałyśmy o kolegach o tym jak znikają nie wiedzieć nawet, kiedy i o tym, że wszystko staje się takie wyblakłe.
Z tym znikaniem to jest tak, bujają się na wietrze jak trzcinki bez bazi, uginają się, gdy trzeba i nagle przychodzi taki moment, że wiatr je porywa nie wiedzieć, dokąd.
Patrzysz a już ich nie ma.
Najsmutniejsze w naszym dorosłym życiu jest to, że już się nie wygłupiamy, nie robimy kawałów, stałyśmy się ogromnie poważne. Trzeba, by komuś wywinąć jakiś numer, tylko czy wypada. Do cholery jesteśmy w tym wieku, że jak nie teraz to już nigdy.
Rybka była pyszna. Umówiłyśmy się, że pojedziemy do Wolborza powspominać. Jakie to były cudowne chwile.
Tylu rzeczy uczyłyśmy się wtedy.
 Spójrz na moje usta, uważasz, że są namiętne?
Jakie?
Namiętne. Skąd ja mam to wiedzieć.
No wiesz, chodzi mi o to czy są apetyczne.
Gadasz - apetyczny to jest devolay.
Jesteś okropna tak mi się chce jeść. Która godzina? Zbliża się północ. Nie mamy nic do jedzenia – poszłabyś do cioci ona na pewno ma coś smacznego. Nie pójdę te gałęzie tak trzeszczą słyszysz? Gałęzie Cię nie zjedzą - to idź sama.
Chodź pójdziemy obie – słyszysz? Co? Coś jakby tupało po podłodze. Odbija Ci w tym pokoiku cokolwiek, by tupało musiałoby być widoczne. Ja słyszę i nigdzie nie idę ciocia już na pewno śpi.
Zobacz jak ten księżyc świeci chyba jest pełnia. Te gałęzie wyglądają jak włosy wiedźmy.
Danka przestań, bo nie zasnę. Ja jutro śpię u Krysi tam nie ma takich gałęzi. Jezu jakaś ty marudna. Wiesz, że doktor założył się, że przepłynie staw w obie strony. Wielkie, co ja też przepłynę.
No to dołącz do zakładu. Powiedział, że jak dam mu radę to stawia kurczaka. Jak będziemy 2 to lepiej go okręcimy.
Tam na środku jest straszny muł i pijawki. Jak się nam przyczepią?
E tam trzeba się śmierdzącym tłuszczem posmarować. Ja postawiłam krem na słońcu żeby zjełczał.
Będziesz nim śmierdziała przez tydzień, wolę to niż pijawki.
Któryś chłopak podoba się Ci się? Czemu pytasz? No, bo o te usta pytałaś. Jest taki jeden, ale czy ja wiem jakiś taki zasadniczy jest.
W jakich sprawach? Tak ogólnie. Słyszysz? Co znowu?
Jakby coś tupało tak cicho? Wiesz masz rację coś tupie pod łóżkiem. Zapal światło i sprawdź. Sama sprawdź. Okno było otwarte jak byłyśmy się myć może, jaki krasnal wszedł. Wariatka. Ty zobacz tam coś jest w rogu pod Twoim łóżkiem. Przestań no słowo zobacz, to jeż. 
Jeż no koniec to ja już nie zasnę trzeba kogoś znaleźć, kto go wyniesie. Może szczotką go wypłoszymy na korytarz. Cholera pobudzimy wszystkich.
Jakaś zaspana dziewczyna w dziwnej koszulinie wyszła z sąsiedniego pokoju. Dziewczyny, co wy po nocy wyczyniacie. Mamy jeża w pokoju i chcemy go wypłoszyć na korytarz.
O tej porze? No, co ma nam do łóżka wejść?
Jeż do łóżka skrzywiła się dziwnie a jej rozczochrane włosy spadły na oczy. Przestańcie, bo zawołam instruktora, my mamy rano zajęcia.
To były obozy sportowe Liceów Pedagogicznych – po 4 klasie wszyscy musieli taki obóz zaliczyć. Nauka wtedy tam trwała 5 lat. Mieli w sumie fajne zajęcia często na nie chodziłyśmy z dobrej woli, bo nikt nam nie kazał, miałyśmy pełny luz.
Tańce np. uczyli się tańców regionalnych i narodowych. Do dziś pamiętam takie śmieszne taneczki, przy których też się śpiewało. Krysia Danki kuzynka/studentka włókiennictwa/ akompaniowała na pianinie, ciocia prowadziła akurat te zajęcia.
„niedaleko jeziora, pasło dziewczę gąsiora. Oj ty, ty. Oj ty, ty za koszyczek zapłać mi.” Uwielbiałyśmy te zajęcia i jak tylko nie zaspałyśmy chodziłyśmy na nie a z chłopakami, to już była prawdziwa komedia, jak stawali naprzeciw siebie i grozili sobie.
Nie mogłam pojąć, czemu nie mieli tych zajęć z dziewczynami, jednak sądzę, że to była taktyka. Oni mieli po 19 lat i upilnować czasami 300 osób to był nie lada wyczyn. Instruktorzy na zmianę nie spali po nocach, żeby dziewczyny nie wykradały się z pokojów na nocne schadzki a teren był cudny.
Pałac Biskupów Kujawskich, po środku/tu była szkoła/, dwa długie budynki po bokach, w których były internaty – męski i żeński i jeszcze zaplecze sportowe z boku. Ogromny ciągnący się ze 2 km 600 letni lipowy park umiejscowiony na 3 tarasach, każdy niżej i w końcu liczący ok 1 km staw uwieńczający całość.
Z zabudowań po prawej oprócz prawego skrzydła pałacu nie było początkowo nic, później wybudowano coś w rodzaju ambulatorium lekarskiego tuż za internatem. Tam gdzie teraz po prawej poniżej w parku są budynki ujeżdżalni i hale sportowe nie było nic. Mieszkała tam w małej chacie staruszka z byczkiem, który kilka razy rozgonił ludzi na porannym apelu.
Po lewej za internatem był budynek gospodarczy, gdzie mieszkał ogrodnik i pracownicy zaplecza gospodarczego i jeszcze ten śmieszny mały biały domek ze ścieżką po skosie to rezerwowa ubikacja taka przedpotopowa.   
Ciocia pełniąca funkcję kierownika, jako jedyna mieszkała w Pałacu, my w pokoju prawej oficyny na parterze z oknem na park. Razem z nami mieszkały w dużych salach dziewczyny z obozu i instruktorki a po lewej naprzeciw chłopcy z instruktorami, w prawej poprzecznej oficynie była stołówka, mieszkał dyrektor ośrodka i w jednym pokoiku Krysia akompaniatorka, Anka lub Jola od działalności Kulturalno – oświatowej. Tam też mieszkała młoda studentka medycyny Basia, która początkowo pracowała, jako pielęgniarka a później, jako lekarz. W lewej poprzecznej oficynie była sala gimnastyczna z pełnym sprzętem do gimnastyki sportowej i pomieszczenia mniejsze np. do tańców.

Ponoć stąd Jagiełło ruszał pod Grunwald
Stare aleje lipowe przypominały angielskie posiadłości królewskie. Co tu dużo pisać to jedno z najcudowniejszych krajobrazowo i turystycznie miejsc, w którym spędzałam wakacje. Jeśli dodać, że 3 km od Pałacu w Bogusławicach była Stadnina Ogierów Polskich, gdzie można było jeździć konno nic więcej do szczęścia nie było trzeba.

1 komentarz:

  1. Hello, I desire to subscribe for this weblog to get most up-to-date updates, therefore where can i do it please help out.


    my web blog: zdjęcia reklamowe

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga