sobota, 3 sierpnia 2013

Powieść - rozdział 3 Psoty motyli

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
 Rozdział 3
Psoty motyli
Miałam w tak zwanym antrakcie, czyli jeszcze przed Zbyszkiem na poważnie taki przelotny niby romans z chłopakiem z wakacji, w którym zakochała się moja ciocia i wmawiała mi, że to miłość mojego życia.
Miało to swoje ogromne plusy, bo ciocia zaczęła bardzo dbać o mój entourage.
Jeździłyśmy do Łodzi na zakupy. Telimena, Moda Polska. Nowe stroje, lis przy płaszczu, zamszowe kozaki na obcasach.
Ciocia nogi mało nie złamała ciągając mnie nocą do krawcowej za torami. Wszystko była gotowa zrobić dla Tolka.
Tolek przypominał przedwojennego amanta filmowego, ciągle śpiewał; „Czy pamiętasz, jak ze mną tańczyłeś walca,
Panną, madonną, legendą tych lat?
Czy pamiętasz, jak ruszył świat do tańca,
Świat, co w ramiona ci wpadł?
Wylękniony bluźnierca,
Dotulałeś do serca
W utajeniu kwitnące te dwie,
Unoszone gorąco,
Unisono dyszące,
Jak ja cała, w domysłach i mgle...
I tych dwoje nad dwiema,
Co też są, lecz ich nie ma,
Bo rzęsami zakryte
Wnet zakryte, i w dół,
Jakby tam właśnie były
I błękitem pieściły,
Jedno tę, drugie tę, pół na pół.”
Miał przy tym taką minę, że mimo mojego dziewictwa dobrze wiedziałam, o co mu chodzi.
Po wakacjach ciocia zaprosiła go najpierw do nas. W gościnnym pokoju, pierwsze, co zrobił to wsadził mi łapę pod majtki i usiłował ścisnąć pośladek. Mało, co w pysk nie dostał. Ja zaś głowiłam się jak to cioci powiedzieć, że „nie chcę się w nim zakochiwać”. Ciocia szczebiotała jak skowroneczek a on cały czas w myślach śpiewał to;
„Wylękniony bluźnierca,
Dotulałeś do serca
W utajeniu kwitnące te dwie,
Unoszone gorąco,
Unisono dyszące,
Jak ja cała, w domysłach i mgle...”
Później zaprosiła mamę Tolka, żebyśmy się lepiej poznały. Mama pracowała w Kuratorium, miała obsesję na punkcie „porzucania”, bo mąż dyrektor podstawówki zostawił ją dla swojej uczennicy. Uważała, zatem, że synuś Toluś powinien sporo dziewczynek oględnie mówiąc zaliczyć, nim z którąś się zwiąże.
Słuchałam tego z rozdziawioną gębą i aż się dziwiłam, że ciocia nie zauważyła tego, o czym ta kobieta mówiła.
Ja miałam być jedną z tych do zaliczenia. Mnie już ta łapa znienacka na pośladku starczyła, żeby go odstawić na wieki, ale ciocia ciągle uważała, że jest dla mnie stworzony.
Gdyby nie te ciuchy, zakupy w drogich i ekskluzywnych sklepach pewnie bym ją wcześniej i bezpardonowo uświadomiła, ale tak postanowiłam wykorzystać okazję.
W końcu nikt wcześniej tak o mnie nie dbał.
Tolek miał mnie zaprosić na swoją Studniówkę, bo był rok starszy ode mnie. Ciocia z nim to ustaliła nawet mnie nie pytając czy zechcę. Wcześniej jeszcze byłam zaproszona do Wiśniowej Góry z rewizytą do domu mamy - ciocinego narzeczonego. Myślałam sobie, pewnie będzie chciał mnie zaliczyć, więc na wszelki wypadek wzięłam do kieszeni nowiusieńkiego jesiennego zielonego flauszowego płaszcza z rudym lisem na kołnierzu i przy rękawach, który na tej wizycie miał wraz z zamszowymi kozakami i sukienką z Telimeny okraszoną apaszką z Mody Polskiej i reniferowymi rękawiczkami z Targów Poznańskich swój debiut – całkiem solidny klucz francuski. Poczułam się pewniej, bo Tolek był kawał chłopa, ale jakbym tym kluczem go zdzieliła, to wylękniły mu się by bardziej bluźnierstwa i pewnie odpuściłby sobie amory.
Na szczęście mamusia zaprosiła w roli przyzwoitki jego młodszego kuzyna, który nie odstępował nas na krok. Wracając pociągiem do domu zastanawiałam się, czemu cioci tak zależy na znalezieniu mi chłopaka.
Doszłam do wniosku, że opiekowanie mną zaczęło jej uwierać i kombinowała, żeby dobrze i jak najszybciej wydać mnie za mąż.
Trochę mnie to zmartwiło, bo tak naprawdę nie bardzo miałam gdzie się podziać, gdyby ona mną już nie chciała się opiekować. Dom babci był dla mnie otwarty – niestety tam było już ciasno a i opieki tak naprawdę nie było żadnej.
Chłopcy moi przyrodni bracia wychowywali się jak to mówiłam „samopas”, czyli robili, co chcieli. Mama z nieskończonym Studium pracowała, jako bufetowa w najlepszych lokalach w mieście, ale wracała do domu o 2 czy 3 w nocy. W wolnym czasie zaś prowadziła bardzo intensywne życie towarzyskie – odbijała sobie czas dziwnowskiej niedoli. Babcia pracowała w przedszkolu i nic po za nim jej nie obchodziło. Chłopcy nie chcieli chodzić na obiady do przedszkola, kradli kurczaki na wsi wieszali je na haku od huśtawki i gotowali na nich rosoły, od których śmierdziało w całej dzielnicy.
Włóczyli się po wiejskich dyskotekach, zadawali z jakimiś elementem recydywistów, po prostu wychowywała ich ulica na małych łobuziaków. Byłam dla nich dobrym przykładem kochali mnie, ale uważali, że los się do mnie uśmiechnął.
Jacka, czyli starszego ciocia na krótko wzięła do siebie, już jak ja wyszłam za mąż, ale nie wytrzymał reżimu i dyscypliny cioci. Była bardzo apodyktyczna, despotyczna czasami trudna do wytrzymania, ale ja nauczyłam się ją dyplomatycznie rozkładać na łopatki. Obracać w żart jej złe nastroje – Jacek nie dał rady i uciekł.
 Tolek miał przyjechać na moje imieniny, czyli 4 grudnia i zaprosić mnie na Studniówkę, o czym wiedział tylko on i ciocia.
Przysłał list, że złamał rękę i nie przyjedzie. I to był ten moment, kiedy mogłam bez wyrzutów sumienia wobec cioci i jej marudzenia zerwać z „bluźniercą”.
Napisałam mu list – brudnopis nie wiedzieć, czemu wsadziłam w Encyklopedię sądząc, że nikt tam nie zajrzy.
Szalenie ważne w tym wszystkim jest, że ja miałam już wtedy liczne zainteresowania. Namiętnie fotografowałam, malowałam gigantyczne obrazy w stylu młodego Picassa 

inspiracją była pierwsza jego miłość - modelka Fernande Olivier jej obecność w życiu Picassa nie ograniczała się do przypadkowych spotkań - łączyło ich zapewne coś więcej niż tylko przyjemność miłosnych igraszek. Picasso wtedy mnie bardzo inspirował rozbudzał wyobraźnię, powodował, że na samotnych spacerach z Ami rodziły się różne szaleńcze pomysły. Malowałam obraz jakby połączenie Kobiety w czerwonym i głowa kobiety czytającej. Była to moja indyjska madonna. Wielki obraz 90x150 olejny. Wisiał przez wiele lat w pokoju gościnnym cioci. Danka go chyba wyrzuciła, może była zazdrosna a może po prostu nie podobał się jej, były też inne mniejsze ocalał tylko jeden portret Kmicica. Oprócz malowania cały czas chodziłam na treningi gimnastyczne, lekkoatletyczne i koszykówki, – choć tą ostatnią traktowałam raczej rozrywkowo. Gdybym wtedy trenowała tyle, co dzisiejsi sportowcy też miałabym medale olimpijskie, byłam bardzo sprawna i wszechstronna. Pływałam, jeździłam na nartach, łyżwach, koniach, rowerze. Sportowe, życie było moją rozrywką. Chłopców traktowałam zawsze jak publiczność do podziwiania. Mogli mnie podziwiać i jak robili to dostatecznie namiętnie niczego więcej od nich nie wymagałam.
Siedziałam na leżaku w ogrodzie pod studnią i uczyłam się fizyki, chemii, powtarzałam biologię. Kiedy do ogrodu wparowała ciocia z jakąś kartką cała zaryczana jakby ktoś umarł.
Coś Ty zrobiła – szlochała – jak mogłaś – wiedziałam, że to przez Ciebie on się obraził?
Ciociu, kto?
O czym Ty mówisz.
Mówię nie, o czym tylko, o kim - o Tolku – jak mogłaś? Wkurzyłam się – łapa Tolka wydawała mi się jeszcze bardziej obleśna z perspektywy czasu. Wygarnęłam jej wszystko, że mnie obmacywać próbował, że jego matka szukała dla niego doświadczeń erotycznych itd. Czy ty kurczę kobieto ślepa jesteś?
No masz trafiłam niechcący w słaby punkt - ciocia miała zeza.
Poszła szlochać na górę i dopiero po kilku dniach na spokojnie wyjaśniłyśmy sobie wszystko, choć jeszcze raz się wmieszała w nasz niby przypadkowy kontakt wiśnowogórskim amantem bluźniercą.



Wakacje między 10 a 11 klasą spędziłyśmy w Gdańsku Oliwie. Właściwie na granicy Jelitkowa i Oliwy w przedszkolu obok szkoły na Chłopskiej – bodajże, ale głowy uciąć sobie nie dam.
Ciocia jak zwykle zorganizowała to najlepiej jak potrafiła.
Właściwie, co roku jeździłyśmy na takie rodzinne wyjazdy nauczycielskie. Ciociną - panienki - rodziną byłyśmy ja i Danka, czasem jeszcze Anka starsza ode mnie o 3 lata kuzynka. Pozostałe wczasowe towarzystwo składało się zazwyczaj z taty mamy i dzieciarni starszej lub młodszej. Czasami przyjeżdżały tam niezłe egzemplarze hi, hi jak Tolek bluźnierca.
Wczasy organizował tzw. Wydział Oświaty zwykle z Inspektorem na czele. Nie znam szczegółów, ale nauczyciele za wszystko płacili sami – tyle, że może za kwatery, które były zwykle w przedszkolach mniej.
W każdym razie zawsze było fajnie.
W sumie, co roku przyjeżdżali różni ludzie, więc wyjazdy – towarzysko, że się tak wyrażę były zwykle atrakcyjne. Tego roku w przeciwieństwie do poprzedniego trzeba było jeździć tramwajem do Jelitkowa na plażę. Pamiętam taką pętlę tramwajową, z której codziennie ruszałyśmy na plażowanie. Tamte okolice wyglądały wtedy zupełnie inaczej niż dzisiaj.
Tego roku na wczasach były 3 starsze ode mnie dziewczyny i sporo dzieciarni młodszej.
Był Inspektor z córką Olą i nauczyciel matematyki z II LO z 2 synami. Anka starsza ode mnie paliła ostentacyjnie fajkę i jeździła do Sopotu na randki z murzynami tak przynajmniej twierdziły pozostałe starsze dziewczyny. Ubierała się bardzo ekstrawagancko np. nosiła czarne rajstopy w czerwoną kratkę, skórzaną zamszową bluzę z frędzlami i bananówę. Czyli spódnicę z takich klinów jak skórki banana. To był taki strój hipisówy.
Bardzo wszystkie jej zazdrościłyśmy nie tylko tego, że jest taka odjazdowa, ale przede wszystkim, że rodzice jej na to pozwalają. Całowanie się na ulicy było piętnowanym występkiem a taki strój powodował, że wszyscy mówili puszczalska, choć żadnej prawdy w tym być nie musiało.
Studiowała już medycynę, ale była też malarką chyba z zamiłowania. Ciocia złośliwie mówiła, że jeździ do Sopotu rysować murzynów na kawiarnianych serwetkach.
Tak czy siak tego roku Anka była gwiazdą „numéro un” pozostałe współzawodniczyły o miano drugiej gwiazdy.
Bożenka starsza o jakieś 4 lata miała mlecznobiałą cerę, kruczoczarne włosy, oczy bardzo mocno umalowane na japonkę i zabójczy biust wielkości sporej 4. Ciałko rozlazłe nie sportowe, ale niektórzy takie lubią.
Wiesia też starsza ode mnie wcale się nie malowała, była chuda z tłustymi lekko rudymi kręconymi włosami - całym jej atutem były bodajże studia prawnicze czy filozoficzne dziś już dobrze nie pamiętam.
Figura tzw. suchotnika plecy garbate nogi składające się głównie z kości i ciągle spadających klapek.
Ja dziewczyna jak marzenie wysportowana z mięśniami jak w greckich posągach, bez przerostów, ale tworzącymi klasyczne piękno. Włosy do ramion nieco krótsze niż dzisiaj, ale za to pełne blasku wiatru i niesforności nieomal wrodzonej. Biust kiepski – sportowa 1 za to nogi hmmm….nie jeden stracił dla nich głowę. Była jeszcze Danka 3 lata młodsza ode mnie tzw. polska piękność z naturalnymi blond warkoczami prawie do pasa.
Piszę o tym, bo w czwórkę trzymałyśmy się razem i choć Danka wiekowo bardzo odstawała to z wygłupami nas nieomal prześcigała. Każde pójście na plażę wiązało się z tzw. podrywami. Podrywało się wszystko dla wygłupów, szczególnie starszych tatusiów z dziećmi, bo głupieli totalnie.
Profesor od matematyki dźwigał Bożenki bety na plażę, inspektor opowiadał najśmieszniejsze kawały a żony z dzieciakami szlag trafiał, bo tatusiowie zapominali o nich całkowicie. Czasami nawet zostawiali je na pętli z bagażami, gdyż te nie mogły z dzieciakami na raz załadować się do tramwaju. Wiesia i Bożenka miały ubaw po pachy, Danka mało, co rozumiała a ja rozglądałam się za młodszymi.
Drugiego dnia poszłam grać w siatkówkę plażową i omamiłam chłopaczka jak się okazało z Jelitkowa, pewnie jakiegoś młodego rybaka. Tak się zajarał, że obiecał zabrać mnie samochodem brata na objazd po wybrzeżu. Umówiłam się z nim nic nikomu nie mówiąc za 2 dni na pętli tramwajowej o, 17 pięć czemu pięć jeszcze wtedy nie wiedziałam, ale czułam, że lepiej nie umawiać się o równej godzinie. Chłopak już w kilka minut później przyniósł mi przepysznego świeżego wędzonego węgorza i bukiet z 20 lizaków takich serduszek miodowych. Danka odgrywała polki z osami zrywała się z koca chwytała najczęściej suszące się majtki cioci albo Bożenki wywijała nimi, że niby chce osę ukatrupić, po czym udając panikę wyrzucała majtki na głowę jakiegoś faceta z sąsiedniego koca i rwała do wody, żeby nikt jej ze skóry nie obdarł.
Jeśli to nie były majtki Bożenki, to paczka ryczała ze śmiechu wszyscy ratownicy, którzy mieli obok swoją kanciapę i połowa plażowiczów, szczególnie ta, która nie padła ofiarą Danuśkowych wygłupów.
Następnego dnia zastałyśmy jakiegoś nowego plażowicza z małą może 4 letnią dziewczynką, która bardzo grzecznie lepiła sobie babki z piasku, gdy on zatopiony był w lekturze jakiejś powieści.
Wiiiidzicie, jaki cukiereczek zauważyła Bożenka. Zakładamy się, która go zerwie. Ok, o co? O wino, ale nie patyka, tylko wytrawne Martini. No akurat skąd ja Ci wezmę na Martini zaprotestowała Danka. Nie martw się Twoje szanse są minimalne. Więc kto wygra to pije czy kupuje, bo nie rozumiem. Ja ci dam pić wtrąciła się ciocia strofując Dankę. Wzruszyła ramionami Danuśka i tak zrobię scenkę z Twoimi majtkami, tylko je zmocz najpierw. Dziewczyny zaczęły się chichotać, że Danka pyskuje cioci. Obmyślały plany i odgrywały różne komedie. Bożenka z biedronką w staniku, Wiesia z angielskim, /czyli poszła na intelekt/, którego niby nie rozumiała. Danka zaczęła lepić babki z piasku z małą a nasz obiekt nic jakby świat nie istniał wokół niego. Dziadkowie, znaczy nasi panowie nauczyciele poobrażali się – matematyk przyszedł do mnie czy nie mam karty pływackiej, bo chciałby synów zabrać na rower wodny a bez karty nie chcą mu ratownicy pożyczyć.
Byłam chyba jedyną osobą w całym towarzystwie, która miała kartę pływacką. Pożyczyłam a co mi. Poszłam popływać, bo żałosne wydawały mi się te umizgi dziewczyn. Ten zakład popsuł całą zabawę. Już myślałam, że mam to za sobą, gdy nagle usłyszałam za plecami męski głos. Chciałem Cię o coś zapytać? Tak słucham – obróciłam się to był nasz cukiereczek. Co tym Twoim koleżankom się stało, czemu tak nachalnie usiłują zwrócić na siebie uwagę?
One takie są odpaliłam, nie wiele się zastanawiając. Jesteśmy z prowincji to nasz feler. Feler? No tak taka przypadłość głośno mówimy, bo na wsi to wszędzie daleko i nieustannie trzeba krzyczeć. Patrzył na mnie uważnie – zgryyywasz się? Nieee jak bum, bum. Tak jest tam skąd przyjechałyśmy.
Fajna jesteś. Dasz się zaprosić na lody?
U lodziarza z plaży?
Nie Pod Neptunem na Starówce w Gdańsku?
Kiedy? Jutro może być?
Może – gdzie się spotkamy?
Na pętli tramwajowej o 17 pasuje Ci?
Jasne mam na imię Jacek a ty?
Basia.
Ładnie i uśmiech numer „6”
Umówiłam się z 2 chłopakiem jutro na pętli z tym, że z Jackiem 5 minut wcześniej.
Ratownicy wszczęli alarm, gdzie ten pan z chłopakami na rowerze. O rany to też była jazda, okazało się, że profesor matematyki bał się skręcić na morzu i nie wiele brakowało a wylądowałby w Sztokholmie.
Nagle nie wiadomo skąd pojawił się na plaży narzeczony cioci Tolek, spojrzałam na ciocię wiedziałam, że to jej robota.
 Chciał się ze mną umówić i porozmawiać.
Oczywiście umówiłam się jutro na pętli tramwajowej o 17 pięć. Ciocia na to konto postanowiła zabrać nas do miasta do komisu po nową bluzeczkę dla mnie.
Danka była niepocieszona i odgrażała się, że też sobie znajdzie narzeczonego. Szepnęłam do niej, że ja mam aż trzech i to był mój ogromny błąd.
Danka ze złości wykablowała cioci a ta postanowiła, że będą mnie śledzić.
Gdyby wiedziała, że zarówno Tolka jak i rybaka zostawię na lodzie chyba nie zabrałaby z sobą Danki i zrobiłaby mi polkę, jakiej świat nie widział, ale tak po prostu zgłupiała jak zobaczyła, że wsiadam z obcym facetem do tramwaju jadącego w stronę Gdańska, gdy nieco dalej stoi Toluś w szarej polówce. Danka leć po taksówkę tam jest postój zakomenderowała.
Coś tam Toleczkowi rzekła na pociechę, Danka nie słyszała i zaczął się pościg za mną i skradnie się za kamieniczkami po bramach Basiu chowałyśmy się jak na wojnie.
Wyobrażam sobie, jakie miały miny, gdy Jacek rozmawiał z taką starszą panią, która głaskała kamiennych herosów po udach i mówiła, że tacy są ponętni.
Zjedliśmy lody i Jacek jakby coś wyniuchał wsadził mnie w taksówkę i zawiózł do Sopotu na molo. Opowiadał mi o sobie, że studiuje we Wrocławiu – tu w Gdańsku jest u siostry i takie tam.
Byłam jeszcze nierozbudzona, więc gdy próbował mnie całować lekko go odsunęłam i czułam, zrozumiał, że mamy inne potrzeby.
Dlatego uroczo rozstaliśmy się pod przedszkolem, gdy mnie odprowadził, ale wiedziałam, że to koniec znajomości.
Nigdy więcej nie zjawił się na naszej plaży. O śledzeniu mnie wtedy w Gdańsku dowiedziałam się od Danki 20 lat później.
Tak to wygląda, że znamy zdarzenia jakby tylko z jednej strony. Zupełnie inaczej wyglądają one, gdy okazuje się, że ktoś jeszcze w nich uczestniczył.
Gdyby znać wszystkie okoliczności, dziś tak myślę – hi, hi człowiek by zgłupiał. Co myślał rybak a co myślał Tolek a co myślał sobie wtedy Jacek? Z Tolkiem spotkałam się przypadkiem kilka lat później.
Miałam już 3 letnią córeczkę i pojechałam na zastępstwo za mojego męża na obóz do Wiśniowej Góry z koszykarkami. Spotkałam tam chyba w sklepie Stasia H. ze Studium Nauczycielskiego, który pochodził z Wiśniowej i zaczął na ulicy opowiadać mi o mamie Tolka i o nim, bo tam wszyscy się znali.
Pomyślałam pójdę odwiedzę mamę Tolka niech sobie nie myśli, że jakaś wywłoka byłam. Poszłam do jej nowego domu, bo przedszkole, w którym mieszkała spaliło się.
Wzięłam Agę maleńką księżniczkę w żółtokoralowym płaszczyku, który sama jej wydziergałam szydełkiem i w którym wyglądała po prostu ślicznie.
Bez zapowiedzi z zaskoczenia była w szoku. Zaprosiła nas na herbatę i co w 15 minut przyjechał Tolek z Łodzi.
Widziałam, że mama niezbyt była zadowolona. Wcześniej opowiadała mi, że ożenił się, ale jakoś jej synowa nie za bardzo.
Tolek zaś zaczął opowiadać jak w Norwegii czy w Irlandii już nie pamiętam mieszkał, to sypiał z taką młodą dupką. Mama jego normalnie robiła się fioletowa i zielona na zmianę a on tak bardzo chciał mi zaimponować - zblamował się do reszty. Pomyślałam sobie wtedy dzięki Ci losie, że mnie od niego rękoma i nogami odciągałeś.
Sentymenty wiodą nas ścieżkami, których się wyrzekaliśmy a jednak wcześniej czy później na nie wracamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga