niedziela, 18 sierpnia 2013

Powieść - rozdział 11 Erotyka na cenzurowanym

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 11
Erotyka na cenzurowanym
Trzeba się przejechać rowerkiem gdzieś, bo w chałupie już nudno.
Może pojadę na działki gdzie chyba chatkę ma Krysia.
Może pojadę póki, co zrobiłam coś strasznego hi, hi obcięłam 22 cm włosów.
Teraz mam takie dokładnie do ramion, da się zrobić maleńkiego kucyka, ale można też mieć rozpuszczone. Jeszcze nie wiem jak wyglądam, ale pewnie jak baby jaga hi, hi.
Póki, co zakręciłam, żeby było troszkę lepiej.
Chyba obetnę całkiem, ale pójdę raczej do fryzjera.
Sama nie wiem. Chciałabym mieć krótką fajną fryzurę jak Danka.
Już mam dość długich włosów, zresztą trzeba je trochę wzmocnić.
Najlepiej byłoby obciąć jak Dzikowska, ale na to się nie odważę. Musiałabym znaleźć takiego potworka, jakim był Tony Halik, to przy nim byłabym piękna.
Trzeba całkowicie wyzbyć się chyba kompleksów, by nie przywiązywać wagi do wyglądu.
Człowiek zawsze, chce być atrakcyjny fizycznie a przecież wygląd zewnętrzny tak naprawdę nie wiele znaczy.
Na szczęście nigdy się nim nie przejmowałam, uważałam, że jestem dostatecznie atrakcyjna, ale zrozumiałam to dopiero na studiach.
W szkole podstawowej czułam się jak myszka nawet chyba tak wyglądałam.
Pewność siebie człowiek ma, gdy posiada poczucie bezpieczeństwa, gdy ma pewność, że w razie jakiegoś kataklizmu, ktoś nas ogarnie ramieniem, poda dłoń, doda odwagi.
Poczucie bezpieczeństwa, gdy się jest dzieckiem odgrywa ogromną rolę.
Od niego zależy bardzo wiele.
Niestety do Liceum takiego poczucia bezpieczeństwa nie miałam, może w tym okresie do 6 lat, gdy jeszcze miałam mamę w domu.
Profesor Maciej Demel twierdził, że najważniejszy jest okres do 5 roku życia dziecka.
To wtedy kształtują się najważniejsze cechy zarówno fizyczne jak i psychiczne.
Później człowiek, je tylko doskonali lepiej lub gorzej.
Ten okres był w moim życiu „dziwny” – to chyba najlepsze określenie.
Mama chwaliła się mną jak zabaweczką, byłam ślicznie ubierana, chodziłyśmy na spacery do parku.
Miałam kumpla rówieśnika Januszka R. Nasze mamy, gotowały na zmianę obiady i karmiły nas razem, bo byliśmy niejadkami. Później kładziono nas do łóżka w babcinej sypialni, na poobiednią ciszę.
Nie spaliśmy tylko rysowaliśmy.
Mamy się też kumplowały, więc byliśmy nierozłączną parą.
Nie pamiętam tego okresu jak żył ojciec, ale zostały mi po nim 2 rzeczy. Pluszowy różowy piesek i Diana srebrny owczarek niemiecki.
Mama mówiła, że tata się bał, że mnie cyganki porwą, ale myślę, że to były takie bajeczki dla małych dzieci.
Znalazłam to zdjęcie ojca z Dianą, nie wiem, kim jest dziecko, ale mnie wtedy jeszcze nie było na świecie a Diana już była.
 Urodziłam się u dziadków, na Al. Kościuszki 37 i tam mieszkałam, ale byłam ponoć słabym dzieckiem i mama zabrała mnie do babci.
Mówiła, że to z mojego powodu wyniosła się z Łodzi, ale przekonałam się wielokrotnie, że mama miała na każdą okazję „swoją prawdę”.
Nie mogłam wierzyć w żadną jej opowieść, bo miała niesamowitą wyobraźnię i wszystko tak opowiadała, jak jej było wygodnie.
Jedno jest pewne, odkąd ją kojarzę celem życiowym, czy najważniejszym mamy było olśnić mężczyzn.
Mnie się w tamtym okresie nie specjalnie podobała, może za bardzo jej zależało na wyglądzie i przesadzała z upiększaniem nie wiem.
Ciocia siostra babci przychodziła często do nas, ale sądzę, że nie bardzo podobało jej się koleżeństwo mamy z panią Janeczką.
Właśnie, gdy miałam 5 lat namówiła mamę na wyjazd do Dziwnowa – na jej i nasze nieszczęście.
Tam właśnie poznała swojego późniejszego męża i wszystko się zaczęło zmieniać.
Mój ojczym był pięknym mężczyzną, wysokim wysportowanym o kruczo - czarnych włosach tworzących luźne loki. Szybko się opalał, miał śniadą cerę.
Ciągle ćwiczył i był młodszy od mamy o 7 lat.
Niestety pochodził z prostej biednej rodziny i chyba to spowodowało, że lubił pić i stawał się wtedy często agresywny.
Na początku oczywiście maskował się, ale gdy mama wyszła za niego zaczęło się jej piekło.
Mama zabrała sporo cennych pamiątek po moim ojcu do Dziwnowa i ten wszystko po trochu sprzedawał.
Nie na wódkę, bo miał pieniądze, ale, żeby mamie nic nie przypominało mojego ojca.
Zastanawiam się jak to możliwe, że w sumie światła kobieta, daje się omamić.
Ech zrobiłam dokładnie to samo dałam się omamić i też byłam światła.
No cóż hormony, erotyczne zauroczenie odbiera nam rozum.
Ludzie są wtedy jak w amoku, później można tylko bić głową w ścianę.
I to jest dziwne, bo przecież byłam wcześniej ze Zbyszkiem, on się nie kamuflował był szczery, wiadomo było, że 90% jego opowieści to fantazje.
Był moim pierwszym chłopakiem i erotyzm, jaki między nami się budził był ogromny i cudowny, ale może, nie dostatecznie byłam rozbudzona, by się zatracić w tym erotyzmie. Rozsądek w tym związku zwyciężył. W kolejnym o nim zupełnie zapomniałam.
Niestety tak to jest, że człowiek zachowywał się jak ćma przy świecy, dla tej chwili orgazmu, uniesienia gotów był spalić sobie skrzydła.
To było straszne, dlaczego tego się nie wie wcześniej, że orgazmy najczęściej przepłaca się kompletnym, idiotycznym zatraceniem, które najprostszą drogą prowadzi do totalnego kataklizmu a jeszcze człowiek łudzi się, że to jest miłość. 
Czego nie robi się dla miłości? A guzik z pętelką, to nie ma nic wspólnego z miłością.
Miłość nie wymaga poświęceń, miłość jest szczera i bezinteresowna i na pewno nie zależy od poziomu testosteronu czy ilości wydzielanych feromonów. Tłumaczenie sobie, że podniecenie, jakie wywołuje w nas jakikolwiek facet, choćby był najcudniejszy jest miłością i że dla niej warto poświęcać wiele a może wszystko jest totalną głupotą.
Często ludzie mówią o pielęgnacji miłości, to jakiś obłęd.
Jak ktoś nas kocha to nie trzeba niczego pielęgnować, bo jeśli trzeba pielęgnować, to znaczy, że miłość wygasła albo poszła w plener i raczej już nie wróci.
Można utrzymywać związki na siłę i godzić się na poniżanie, zniewolenie i wykorzystywanie tylko czy w miłości o to chodzi? 
O co zatem chodzi w miłości – to proste chodzi o uszczęśliwianie drugiej osoby tylko nie poświęcając się, ale dając wszystko, co najlepsze w nas dla samej potrzeby dawania.
O to właśnie obraziła się na mnie ciocia u schyłku życia, bo jej tłumaczyłam, że jak się kogoś kocha i go obdarowuje, to przecież nie po to by ta osoba, później nam się za to rewanżowała. 
Jeśli się cokolwiek daje, uczucie, czy prezent licząc na wzajemność to jest wyrafinowanie a nie miłość.
I jeszcze jedna uwaga, bardzo rzadko się zdarza, by ludzie kochali się nawzajem.
Najczęściej jeden kocha a drugi żeruje. Niestety tak to wygląda.
Wtedy, gdy jeszcze byłam młoda, nie miałam takich przemyśleń ani takich wniosków nie wyciągałam.
To jest sprawa doświadczeń życiowych – oceniania zdarzeń. 
Niestety człowiek jest tak skonstruowany, by gatunek ludzki nie wymarł. 
Musimy być durni, by w ogóle był przyrost naturalny.
Uświadomienie zaś ludziom, że miłość nie polega na motylkach w brzuchu czy poświęcaniu się po to by na starość mieć w kimś oparcie - nie jest miłością. Pierwsze jest pożądaniem a drugie wyrafinowaniem i wszystko w tym temacie.


2 komentarze:

  1. Jestem wysoce zbulwersowana Pani postawą.
    Powiem krótko, aby zrozumiała, wara od TONY HALIKA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem miłość do Halika, ja go też kocham jak kochało się Quasimodo, nie za urodę, ale za wnętrze. Takich ludzi, których kochamy za wnętrze spotykamy na prawdę niewielu. Martwi mnie tylko, jeśli to nie żart, żeś się pani tak zbulwersowała choć ja tylko powiedziałam, że przy nim każda kobieta wyglądałaby jak mis "MIS". Tak czy siak pozdrawiam i OŚWIADCZAM uroczyście, że kocham Tony Halika za jego osiagnięcia,

      Usuń

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga