niedziela, 25 sierpnia 2013

Powieść - rozdział 13 Zainspirowana

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 13
Zainspirowana
~~~~
Czy się pieszczotom oddałeś tak cały,
by Cię od westchnień marzenia bolały.
 Tańczyć umiałeś na skraju przestrzeni,
by Cię kozaku wyrwały w niebiosa,
 dreszcze, gdy stopa moja będąc bosa
rannymi kropelkami tylko ukwiecona
wcisnęła się miękko
nie w Twoje ramiona lecz uda,
figlując pięła się ku niemu.
Słonecznym promieniem roziskrzyła oczy
byś łzę poczuł słoną na krawędzi nocy,
tam gdzie się gwiazdom oddają uroczym
kochankowie, marzanny, trzciny i sitowia.
Kochankowie naiwni czy nimfa w fiolecie,
w mgły tylko spowita, jedyna na świecie
lekka i bezdomna krążąca wśród traw
ze wstydu tuląca w ciszę swoją twarz
i taka niezwykle tym faktem strapiona
czy czułeś jak cicho w poranek wtopiona
wije się i pręży a one falują w ramionach
i jak w jękach cichutkich cała prawie kona.
Gdy tęsknią i tęskniąc same Cię wołają.
Unoszą się ku słońcu lekko omdlewają
i ścielą się jak kwiaty na trawy dywanie,
czekają……, bo najcudniejsze
jest właśnie czekanie.
Ten wiersz właściwie powstał at hoc, na kolanie przypadkiem. Usiłowałam przeczytać „SONET O POLSKIEJ MILOSCI” pana Ryszarda Walczaka, który odsłonił mi się przypadkiem w Internecie w blogu SEX POEZJA. Piszę o tym, bo niestety, mimo, że poezję lubię a erotyczna wyzwala we mnie lekko już uśpione rządze nie byłam w stanie tego SONETU do końca przeczytać. Nie chodzi nawet tylko o przeczytanie, bo przecież czytamy różne śmieciowe informacje, które nawet wywołują w nas obrzydzenie.
Chodzi o obcowanie z poezją, to dla mnie jest jak rozwijanie się bardzo osobistych i pięknych uczuć.
Czytając dobrą poezję, człowiek utożsamia się z klimatem, wnika w niego jak skrzypcowa muzyka, nasiąka nim i staje się amforą, która chłonie całe piękno poezji. Jednak, żeby tak się stało piszący powinien zadbać o to by nic nie rozpraszało czytającego, bo czytanie poezji jest jak swojego rodzaju misterium czy nabożeństwo.
Natomiast niechlujstwo w przekazie typu bez ą, ę, ł, ź, czy ż, pomijam już sprawę znaków przystankowych, które jakby nadają rytm utworowi – powoduje, że zamiast nasiąkać klimatem utworu - muszę rozgryzać, o jaki wyraz chodzi, czy miało być luki czy łuki czy jeszcze coś innego.
Poezja taka być nie może, o ile obraz malarski może być niedomalowany zostawiać, jakby margines na wyobraźnię odbiorcy i pozwalać mu pofantazjować, co można by tu jeszcze domalować, żeby to bardziej przypominało…….O tyle poezja a do tego poezja erotyczna, nie może być pisana niechlujnie, bo nawet jakby miała najpiękniejsze treści do przekazania, to kombinowanie, jak mnie zniechęci odbiorcę.
Mój kolega fantastyczny malarz Maciej K. napisał do mnie, w prywatnej wiadomości na Facebooku, gdy nieśmiało zwróciłam mu uwagę, że warto, by podawać choćby małym drukiem autora wiersza, jeśli to nie my go spłodziliśmy dla tych, którzy się poezją nie interesują a nawet dla tych, którzy się interesują, ale w tych klimatach jeszcze nie buszowali – Mnie to Basiu bawi jak osoby, którym się wydaje, że są na poziomie wiersz Stachury uważają za mój.
Piszę tu skrótem taki był sens.
Najbardziej jednak podobało mi się, gdy wstawił taki tekst w swoim profilu.  
„NIEKTÓRZY LUDZIE MOGLIBY SIĘ ZABIĆ, SKACZĄC Z POZIOMU SWOJGO EGO NA POZIOM SWOJEGO IQ”
Uważam, że będzie to najlepszym komentarzem, dla Sonetu, który mnie nie porwał, ale miał ten „+” , że zainspirował mnie do napisania własnego mini erotyku.
Pewnie nie wybitnego, ale przynajmniej jak sądzę nie wkurzającego.
Popatrz nawet to, co nas wkurza czasami bywa twórcze, jednak myślę sobie, że gdybym w łóżku z mężczyzną słuchała takiego Sonetu mogłabym stracić chęć na erotykę.
To jednak moje prywatne odczucie są zapewne osoby, które to by kręciło.
~~~~~~
Znów zostałam uczytielką – zawsze marzyłam, by uczyć tańca albo jazdy na łyżwach.
Z tańcem to było prosto, bo sama go kocham, więc jak gdyby oddawałam się swoim tanecznym nastrojom.
Kino było jeszcze jak byłam dzieckiem i ciocia uczyła w Wolborzu tych wyrośniętych niezgrabnych w tańcu ruszających się jak przysłowiowy „słoń w składzie porcelany”. Ja, która gdzieś w kąciku pląsałam najczęściej za pianinem, odsuniętym od ściany, by dźwięki jak sądzę wibrowały w przestrzeni i nieomal podniecały do tańca tych młodych kozaków „Gąsiora” czy „Trojaka” - najczęściej niestety bezskutecznie.
Ja zaś mała dziewczynka z cienkimi nóżkami oddawałam się pląsom na nikogo nie zważając do chwili, gdy ciocia i cała grupa z zaciekawieniem przyglądała się moim improwizacjom.
Zarówno taniec jak i jazda figurowa śniły mi się po nocach przez całe życie i to, co wyczyniałam w tych snach przekraczało nawet ramy mojej realistycznej wyobraźni.
Jednak o ile z tańcem to było tak, że większość sennych akrobacji tanecznych udawało mi się na jawie wytańczyć o tyle moje umiejętności jazdy figurowej, mimo, że moim instruktorem był sam Zdzisław Pieńkowski startujący wielokrotnie na Mistrzostwach Europy w latach 60 między innymi w Bratysławie, Ljubljanie, Västerås czy Garmisch-Partenkirchen wyjeździć sny było zupełnie niemożliwe. Faktem jest, że Zdzisław klasował się w 20-ce na Mistrzostwach Europy, ale kolegą i instruktorem był wyjątkowym. Mężczyzną, za którym dziewczyny szalały, co niezwykle pomagało w sumienności na treningach, mimo to niestety może, dlatego, że dopiero na studiach zaczęłam się uczyć jazdy figurowej moje sukcesy były raczej średnie.
Są jednak dziedziny, w których sprawność fizyczna jest mniej potrzebna i w takiej dziedzinie zostałam uczytielką.
Ok. zawsze lubię takie długie wstępy, żeby odkryć tajemnicę. Zostałam trenerem komputerowym, znaczy uczę cudną dziewczynę poruszania się nie tylko w komputerze, ale szczególnie w grafice i fotografii. Jest to o tyle przyjemne, że dziewczyna mieszka w pięknym domu, do którego jeżdżę rowerem, zakolegowałyśmy się już naprawdę mocno. Nawet w ramach przerw jeździmy na wspólne wypady rowerowe za miasto. Jestem kompletnie zajęta, czuję się potrzebna, co w mojej sytuacji życiowej jest niezwykle budujące i to, co robię inspiruje mnie nie tylko do odkrywana nowych przestrzeni codziennej realności, ale otwiera mnie w sposób niesamowity na życie i pragnienia innych.
Moja koleżanka, która mnie do tej dziewczyny zawiozła – powiedziała – musisz, z nią porozmawiać ile będziesz brała za godzinę.
Hi, hi oczywiście ja żadnych pieniędzy nie biorę, nie, dlatego, że nie cenię swojej wiedzy w tej dziedzinie, ale dlatego, że mój kontakt z tą dziewczyną jest tak miły i inspirujący wręcz przyjacielski, że to ja czuję się jej dłużnikiem.
Myślałam o tym, by pojechać do „Agrafki” i zaoferować im swoje usługi w dziedzinie grafiki komputerowej. „Agrafka” jest Grupą Wolontarystyczną organizującą czas dzieciom zaniedbanym wychowawczo i opóźnionym w rozwoju.
Kto wie czy się tam później nie zgłoszę, bo bardzo dużo satysfakcji i inspiracji daje kontakt z drugim człowiekiem. To jest po prostu boskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga