Gdy odlatują motyle
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści
– jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/ mój 2 blog
Rozdział 13
Zainspirowana
Czy się pieszczotom oddałeś tak cały,
by Cię od westchnień marzenia bolały.
Tańczyć umiałeś na skraju
przestrzeni,
by Cię kozaku wyrwały w niebiosa,
dreszcze, gdy stopa moja będąc bosa
rannymi kropelkami tylko ukwiecona
wcisnęła się miękko
nie w Twoje ramiona lecz uda,
figlując pięła się ku niemu.
Słonecznym promieniem roziskrzyła oczy
byś łzę poczuł słoną na krawędzi nocy,
tam gdzie się gwiazdom oddają uroczym
kochankowie, marzanny, trzciny i sitowia.
Kochankowie naiwni czy nimfa w fiolecie,
w mgły tylko spowita, jedyna na świecie
lekka i bezdomna krążąca wśród traw
ze wstydu tuląca w ciszę swoją twarz
i taka niezwykle tym faktem strapiona
czy czułeś jak cicho w poranek wtopiona
wije się i pręży a one falują w ramionach
i jak w jękach cichutkich cała prawie kona.
Gdy tęsknią i tęskniąc same Cię wołają.
Unoszą się ku słońcu lekko omdlewają
i ścielą się jak kwiaty na trawy dywanie,
czekają……, bo najcudniejsze
jest właśnie czekanie.
Ten wiersz właściwie powstał at hoc, na kolanie
przypadkiem. Usiłowałam przeczytać „SONET O POLSKIEJ MILOSCI” pana Ryszarda
Walczaka, który odsłonił mi się przypadkiem w Internecie w blogu SEX POEZJA.
Piszę o tym, bo niestety, mimo, że poezję lubię a erotyczna wyzwala we mnie
lekko już uśpione rządze nie byłam w stanie tego SONETU do końca przeczytać.
Nie chodzi nawet tylko o przeczytanie, bo przecież czytamy różne śmieciowe
informacje, które nawet wywołują w nas obrzydzenie.
Chodzi o obcowanie z poezją, to dla mnie jest jak
rozwijanie się bardzo osobistych i pięknych uczuć.
Czytając dobrą poezję, człowiek utożsamia się z
klimatem, wnika w niego jak skrzypcowa muzyka, nasiąka nim i staje się amforą,
która chłonie całe piękno poezji. Jednak, żeby tak się stało piszący powinien
zadbać o to by nic nie rozpraszało czytającego, bo czytanie poezji jest jak
swojego rodzaju misterium czy nabożeństwo.
Natomiast niechlujstwo w przekazie typu bez ą, ę, ł,
ź, czy ż, pomijam już sprawę znaków przystankowych, które jakby nadają rytm
utworowi – powoduje, że zamiast nasiąkać klimatem utworu - muszę rozgryzać, o
jaki wyraz chodzi, czy miało być luki czy łuki czy jeszcze coś innego.
Poezja taka być nie może, o ile obraz malarski może
być niedomalowany zostawiać, jakby margines na wyobraźnię odbiorcy i pozwalać
mu pofantazjować, co można by tu jeszcze domalować, żeby to bardziej
przypominało…….O tyle poezja a do tego poezja erotyczna, nie może być pisana
niechlujnie, bo nawet jakby miała najpiękniejsze treści do przekazania, to
kombinowanie, jak mnie zniechęci odbiorcę.
Mój kolega fantastyczny malarz Maciej K. napisał do
mnie, w prywatnej wiadomości na Facebooku, gdy nieśmiało zwróciłam mu uwagę, że
warto, by podawać choćby małym drukiem autora wiersza, jeśli to nie my go
spłodziliśmy dla tych, którzy się poezją nie interesują a nawet dla tych,
którzy się interesują, ale w tych klimatach jeszcze nie buszowali – Mnie to
Basiu bawi jak osoby, którym się wydaje, że są na poziomie wiersz Stachury
uważają za mój.
Piszę tu skrótem taki był sens.
Najbardziej jednak podobało mi się, gdy wstawił taki
tekst w swoim profilu.
„NIEKTÓRZY LUDZIE MOGLIBY SIĘ ZABIĆ, SKACZĄC Z POZIOMU SWOJGO EGO NA POZIOM SWOJEGO IQ”
Uważam, że będzie to najlepszym komentarzem, dla
Sonetu, który mnie nie porwał, ale miał ten „+” , że zainspirował mnie do
napisania własnego mini erotyku.
Pewnie nie wybitnego, ale przynajmniej jak sądzę nie
wkurzającego.
Popatrz nawet to, co nas wkurza czasami bywa twórcze,
jednak myślę sobie, że gdybym w łóżku z mężczyzną słuchała takiego Sonetu
mogłabym stracić chęć na erotykę.
To jednak moje prywatne odczucie są zapewne osoby,
które to by kręciło.
~~~~~~
Znów zostałam uczytielką – zawsze marzyłam, by uczyć
tańca albo jazdy na łyżwach.
Z tańcem to było prosto, bo sama go kocham, więc jak
gdyby oddawałam się swoim tanecznym nastrojom.
Kino było jeszcze jak byłam dzieckiem i ciocia
uczyła w Wolborzu tych wyrośniętych niezgrabnych w tańcu ruszających się jak
przysłowiowy „słoń w składzie porcelany”. Ja, która gdzieś w kąciku pląsałam najczęściej za pianinem, odsuniętym od ściany, by dźwięki jak sądzę
wibrowały w przestrzeni i nieomal podniecały do tańca tych młodych kozaków „Gąsiora” czy „Trojaka” - najczęściej niestety bezskutecznie.
Ja zaś mała dziewczynka z cienkimi nóżkami oddawałam
się pląsom na nikogo nie zważając do chwili, gdy ciocia i cała grupa z zaciekawieniem
przyglądała się moim improwizacjom.
Zarówno taniec jak i jazda figurowa śniły mi się po
nocach przez całe życie i to, co wyczyniałam w tych snach przekraczało nawet
ramy mojej realistycznej wyobraźni.
Jednak o ile z tańcem to było tak, że większość sennych
akrobacji tanecznych udawało mi się na jawie wytańczyć o tyle moje umiejętności
jazdy figurowej, mimo, że moim instruktorem był sam Zdzisław Pieńkowski startujący
wielokrotnie na Mistrzostwach Europy w latach 60 między innymi w Bratysławie,
Ljubljanie, Västerås czy Garmisch-Partenkirchen wyjeździć sny było zupełnie
niemożliwe. Faktem jest, że Zdzisław klasował się w 20-ce na Mistrzostwach Europy,
ale kolegą i instruktorem był wyjątkowym. Mężczyzną, za którym dziewczyny szalały,
co niezwykle pomagało w sumienności na treningach, mimo to niestety może,
dlatego, że dopiero na studiach zaczęłam się uczyć jazdy figurowej moje sukcesy
były raczej średnie.
Są jednak dziedziny, w których sprawność fizyczna jest
mniej potrzebna i w takiej dziedzinie zostałam uczytielką.
Ok. zawsze lubię takie długie wstępy, żeby odkryć
tajemnicę. Zostałam trenerem komputerowym, znaczy uczę cudną dziewczynę
poruszania się nie tylko w komputerze, ale szczególnie w grafice i fotografii.
Jest to o tyle przyjemne, że dziewczyna mieszka w pięknym domu, do którego jeżdżę
rowerem, zakolegowałyśmy się już naprawdę mocno. Nawet w ramach przerw jeździmy
na wspólne wypady rowerowe za miasto. Jestem kompletnie zajęta, czuję się potrzebna,
co w mojej sytuacji życiowej jest niezwykle budujące i to, co robię inspiruje
mnie nie tylko do odkrywana nowych przestrzeni codziennej realności, ale
otwiera mnie w sposób niesamowity na życie i pragnienia innych.
Moja koleżanka, która mnie do tej dziewczyny
zawiozła – powiedziała – musisz, z nią porozmawiać ile będziesz brała za
godzinę.
Hi, hi oczywiście ja żadnych pieniędzy nie biorę, nie,
dlatego, że nie cenię swojej wiedzy w tej dziedzinie, ale dlatego, że mój
kontakt z tą dziewczyną jest tak miły i inspirujący wręcz przyjacielski, że to
ja czuję się jej dłużnikiem.
Myślałam o tym, by pojechać do „Agrafki” i
zaoferować im swoje usługi w dziedzinie grafiki komputerowej. „Agrafka” jest
Grupą Wolontarystyczną organizującą czas dzieciom zaniedbanym wychowawczo i
opóźnionym w rozwoju.
Kto wie czy się tam później nie zgłoszę, bo bardzo
dużo satysfakcji i inspiracji daje kontakt z drugim człowiekiem. To jest po
prostu boskie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam