Gdy odlatują motyle
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści
– jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/ mój 2 blog
Rozdział 10
„Rozrywki" do wyboru
Jak widać mogłam sobie wybierać, gdzie chciałam
spędzać wakacje. Mogłam zostać z babcią na półkoloniach, gdzie było swojsko,
pani Maria zawsze mówiąca do mnie Bajeczko, co powodowało, że czułam się kimś
wyjątkowym i mogłam puszczać wodze moim marzycielskim fantazjom. Niestety na
półkoloniach na dość małym terenie było mnóstwo dzieci a dzieci mnie wkurzały,
bo wtykały nos w nie swoje sprawy interesowało je tylko czy jak się dżdżownicę
przekroi to obie części pójdą w tę samą stronę, albo jak bardzo można przez
słomkę napompować żabę.
Wychowawczynie mimo najszczerszych chęci nie były w
stanie wszystkiego ogarnąć.
Zawsze znaleźli się jacyś okrutnicy i to prawdziwy
cud, że nigdy tam nie zdarzył się żaden wypadek.
Moja kosztela nauczyła mnie szacunku do przyrody,
spokoju, obserwowania, ale i pomagania robaczkom jak była taka potrzeba. Niepotrzebne
okrucieństwo złościło mnie i od razu stawałam się wrogiem numer 1, więc się
usuwałam, bo nie lubiłam interweniować, czy skarżyć wychowawcom, najlepiej
było gdzieś się zaszyć.
Wolbórz to była przestrzeń, dorośli ludzie, którzy
kombinowali gdzie skraść całusa jakiejś dziewczynie.
To mnie intrygowało. Stosunki damsko - męskie były mi
praktycznie zupełnie obce. U babci nigdy żaden facet nie przekroczył łańcucha
na drzwiach a jak za 3 razem. Mój ojczym przyjechał, do babci, żeby po raz
kolejny namówić mamę do powrotu do domu w Dziwnowie, by mógł znów się, nad nimi
znęcać w babcię wstąpił właśnie szatan. Jak tylko go zobaczyła wykrzyknęła „won
z mojego mieszkania” wyrzucając jak lufę armatnią rękę z palcem wskazującym do
przodu.
Gdy ten próbował ją zastraszyć. Mówiąc pogardliwie „cicho
stara, bo Cię zastrzelę” Babcia zrobiła coś, czego bym się po niej nigdy nie
spodziewała. Chwyciła 2 rękoma swoją najpiękniejszą różową jedwabną bluzkę z
falbankami i jednym szybkim ruchem rozerwała nie tylko bluzkę, ale i
biustonosz, powodując, że jej ogromny biust wyrwał się na wolność i zafalował
przed zdębiałym zupełnie moim ojczymem.
„Strzelaj wrzasnęła albo won”. Ojczym był wtedy po
wypadku, w wojsku miał jedną nogę do biodra w gipsie i chyba ta
niepełnosprawność tak go deprymowała, że wyniósł się jak zmyty. Wystraszeni
bracia mali wtedy chłopcy siedzieli, na kozetce przytuleni do siebie, jak
osamotnione i głodne szczeniaczki. Mama stała jak ja z otwartymi ustami.
Babcia zaś ogarnęła jakoś biust i poszła zamknąć
drzwi na łańcuch. „A nie mówiłam wydukała mama” do mnie.
Babcia wróciła jeszcze w tej porwanej bluzce, którą
ściskała w dłoniach, żeby piersi nie wysypały się z niej ponownie.
Włosy te jej piękne falowane, gęste włosy uwolniły
się częściowo z węzła z tyłu głowy i opadały bezradnie na ramiona.
„Zapamiętaj” – zwróciła się do mamy „Ostatni raz Cię
z dziećmi przyjęłam jak pojedziesz do niego znów, nie pisz już, że Was katuje, że znęca się nad dziećmi nie
pisz i nie wracaj już nigdy. Jasne? Była wyjątkowo stanowcza –nigdy wcześniej
nie widziałam w niej takiego dynamizmu.
Wiedziałam, że od dawna u mamy działo się źle, ale
nie sądziłam, że tamta sytuacja z Sylwestra, gdy w pijackim szale mój ojczym
chciał nas zastrzelić. Mnie, ciocię, ciężarną mamę i starszego brata w noc
Sylwestrową z 1958/1959 jeszcze się powtarzała.
Wtedy w radio grali piosenkę Marty Mirskiej;
Zachodni wiatr
Takie smutne masz oczy, kochany,
I uśmiechasz się do mnie przez łzy.
Wiatr za oknem zawodzi od rana,
Jakby wiedział to samo, co my.
Wiem, że żyć już inaczej nie możesz,
Prawdzie spojrzeć musimy dziś w twarz,
Chodź, pójdziemy pożegnać się z morzem,
Bo ostatni to spacer już nasz.
Refren:
Zachodni wiatr spienione goni fale,
Wysoko gdzieś zawisnął mewy krzyk,
Gasnący dzień zachodem się rozpalił,
Stoimy tak, bez słowa, ja i ty.
Daj dłoń, tak bliską mi i drogą,
Daj dłoń i nie myśl o mnie źle.
Zachodni wiatr rozstajnym naszym drogom
Z okrzykiem mew swe pożegnanie śle.
W mokrym piasku się stopa odciska,
Fala zaraz zabiera ten ślad,
Twoim oczom chcę przyjrzeć się z bliska,
Zanim znowu rozłączy nas świat.
Fale biją o plażę z łoskotem,
Błyszczy okruch bursztynu, jak łza.
Nie przyjdziemy tu nigdy z powrotem
Nigdy razem, jak dziś, ty i ja.
Nigdy tej piosenki nie zapomnę zawsze będzie mi ona
przypominała tamto zdarzenia i szaleństwo mego ojczyma.
Kto wie jak wszystko, by się skończyło gdybym wtedy
nie schowała jego pistoletu do kalosza cioci.
Byłam małym dzieckiem, co mnie tknęło nie wiem,
widziałam jego mokre kruczoczarne loki spadające na wściekłą twarz, gdy
przechodził przez salon do kuchni. Nic się nie odezwał tylko zatoczył się pod
drzwiami kuchni. Pobiegłam do sypialni i spod poduszki, gdzie zawsze leżał jego
pistolet chwyciłam go i wrzuciłam do kalosza cioci, ponieważ bałam się, że może
go zobaczyć, przewróciłam kalosz i na niego przewróciłam drugi, tak jakby same
się przewróciły. Dopiero później dotarło do mnie, że wchodząc do kuchni zaczął
wrzeszczeć, że nie takich profesorów kładł trupem. „Zabiję wszystkich siebie
też - skończę tę farsę.”. Zupełnie nie miałam pojęcia, czemu się tak wściekł.
Przyjechałyśmy do mamy z ciocią na Święta Bożego Narodzenia. Cioci chodziło o
to, bym miała substytut rodziny, choć w Święta, nie przypuszczała, że tak to
wszystko się potoczy.
Ojczym w Święta cały czas pił, mimo to zachowywał
się poprawnie, ale ciocia osoba zasadnicza, kilka razy napomniała go, że
przyjechała z dzieckiem i nie chce, żeby ono wróciło do domu z obrazem pijanego
ojczyma.
Pewnie już to go rozeźliło, więc wyniósł się do
koszar. Był szefem magazynów żywnościowych w tamtejszej jednostce Marynarki
Wojennej.
Dzień przed Sylwestrem przyszedł oświadczyć mamie,
że zabiera ją jutro na imprezę Powitania Nowego Roku do Kantyny Oficerskiej. Ja
sobie coś rysowałam w sypialni, bo ciocia z mamą, korzystając z okazji, że go
nie było w domu opowiadały sobie o tym, co się działo w mamy życiu. Mama
opowiadała a ciocia słuchała. Mój roczny braciszek zrobił kupę z pieluchę, bo
nikt się nim nie zajmował w łóżeczku i zaczął malować zawartością pieluchy po
ścianie salonu. Ojciec jak to zobaczył chwycił rocznego dzieciaczka i zaniósł
go do łazienki, ten zaczął mu płakać, więc rozkręcił prawie wrzątek i lał na
brata, tak, że ten poparzony wrzeszczał jak opętany. Mama w 8 miesiącu ciąży,
ja i ciocia przybiegłyśmy do łazienki i próbowałyśmy go uspokoić, ale on wpadł
w jakiś amok, nigdy nie widziałam nikogo w takim stanie.
Ciocia zeźliła się na dobre wyszarpnęła brata z jego
rąk i kazała mu wyjść na śnieg, żeby ochłonął.
Mama mieszkała w bliźniaku na Osiedlu Rybackim przez
ścianę z głównym dowódcą ojczyma nie mogła pojąć, czemu on nigdy nie reagował
na tego typu awantury.
Pomyślałam sobie, że ojczym bardzo podstępnie się
zachowywał, w sumie tylko brat płakał a to małym dzieciom zdarza się często.
Więc chyba interwencja byłaby nieuzasadniona.
Ojczym znów poszedł do koszar a mama opatrywała
poparzonego braciszka.
Nie miała ochoty iść ze swoim mężem na Sylwestra,
bała się kolejnych scen i wtedy koło 20 – tej przyszedł wściekły po nią.
Chyba faktycznie chciał wszystkich zastrzelić, bo
pobiegł jak opętany do sypialni i zaczął szukać pistoletu. Wywalał wszystko z
szaf, przewrócił pościel na łóżkach. Ja przerażona wzięłam brata na ręce i
zajrzałam do kuchni, ale tam nie było ani mamy ani cioci. Z maleńkim
braciszkiem poszłam do ubikacji i zamknęłam się na metalowy haczyk od wewnątrz.
Nie mogłam zrozumieć, że uciekły gdzieś obie a mnie
i brata zostawiły. W obu była przecież pewna łagodność i empatia.
To była kolejna sytuacja w moim, życiu, gdy nie
mogłam pojąć, rzeczy, które były zupełnie dla dziecka niepojęte.
Oboje siedzieliśmy jak mysz pod miotłą, słyszałam
jak przewalał za ścianą w sypialni jakieś sprzęty, było bardzo zimno, martwiłam
się, że jak on nas nie zastrzeli a one po nas nie przyjdą to zamarzniemy.
Braciszek zasnął na moich rękach a i ja ze strachu chyba zaczęłam drzemać. Nie
wiem ile czasu tam siedzieliśmy w końcu obudził mnie głos cioci.
Basia wyjdź on już się uspokoił. Wtedy przyszedł,
jego dowódca i jak ja wyszłam z bratem z ubikacji, ojczym był już rozebrany w
piżamę, płakał i wszystkich przepraszał najbardziej tego dowódcę.
Był pięknym mężczyzną, wysokim mężczyzną, ale wtedy
wyglądał strasznie.
Siedział w sypialni na pobojowisku, które sam
zrobił. Patrzyłam na tych wszystkich ludzi i zastanawiałam się jak to możliwe, żeby
takie rzeczy działy się w mojej rodzinie.
Jak to możliwe, żeby nikt nie myślał o nas dzieciach
jak my to przeżyjemy, czemu oni nam dzieciom w końcu bezbronnym coś takiego
robią i to jeszcze w Święta. Oprzytomniałam z tych myśli, gdy jego dowódca powiedział,
żeby mu oddał broń. Płakał - nie wiem gdzie jest chyba mi ją schowały i dobrze,
bo bym pozabijał wszystkich.
Bałam się go, bałam się przyznać, że to ja schowałam
broń, jak dowódca wyszedł zawołałam ciocię i powiedziałam, – że pistolet jest w
jej kaloszu –
„zanieś ją do tego człowieka”. Jutro jedziemy do
domu. Powiedziała ciocia, też już chciałam wracać, ale całą drogę do babci
płakałam, bo zostawiłam z wariatem, niepoczytalnym bandziorem moją mamę,
braciszka i nienarodzone jeszcze dziecko. Ludzie w przedziale częstowali mnie
cukierkami, czekoladami a ja płakałam coraz bardziej.
Ciocia mnie uspokajała, ale nikomu nie chciała powiedzieć,
co przeżyłyśmy. Bała się, później mi powiedziała, że ludzie pomyślą, że mnie
porwała rodzicom.
Ciociu jestem szczęśliwa, że nie muszę tam mieszkać,
tylko, czemu mama od niego nie odejdzie?
Odejdzie tylko musi, do tego dojrzeć.
Odchodziła 3 razy, 2 razy przekonał ją, żeby
wróciła. Trzeci raz odeszła, gdy miałam 14 lat i już mieszkałam u cioci,
przyszłam odwiedzić babcię i stałam się przypadkiem świadkiem całego zdarzenia.
Po tym zdarzeniu mama nigdy już do Dziwnowa nie wróciła.
Babcia bardzo przeżywała mamy porażkę, ale myślę teraz,
jako dojrzała już kobieta.
Normalnie inna matka, gdyby wiedziała, co się dzieje
zabrałaby swoją córkę z dziećmi i pomogła im stanąć na nogi.
Babcia chciała pomóc, ale to jej komplikowało życie,
stwarzało kłopoty – szamotała się miedzy jej rozbujałą empatią a zdrowym
rozsądkiem, który mówił jej, że będą kłopoty.
Dzieci panoszą się po domu, robią bałagan w życiu.
To nie było po babcinemu.
Ona chciała mieć „Święty spokój”
Ten „Święty Spokój” działa do dziś na mnie jak
płachta na byka.
Jestem innym człowiekiem niż moja babcia i innym niż
moja mama.
Babcia była zniewolona przez pracę, mama potrzebowała
mężczyzny, żeby się realizować.
Nie twierdzę, że coś jest lepsze a coś gorsze. Każdy
z nas jest inny, każdego, co innego uszczęśliwia, żeby być dobrym i empatycznym
człowiekiem, trzeba być szczęśliwym, nieszczęśliwy nie ma się, czym dzielić.
Szczęśliwy człowiek, zawsze innym rozsieje odrobinę
swojego szczęścia.
Cała jednak filozofia wcale nie kamienia
filozoficznego polega na tym, żeby widzieć granice, poza którymi osiąganie
własnego szczęścia krzywdzi innych ludzi.
Ja wyznaję taką zasadę, że nie można budować
własnego szczęścia na nieszczęściu innych, bo nie chodzi o to, że człowiek
kogoś tam krzywdzi po drodze, ale chodzi o to, że krzywdzi siebie samego, traci
dla siebie szacunek i nawet jak będzie udawał przed sobą, że wszystko jest ok,
to i tak wylezie ta zmora z niego nie wiedzieć, kiedy.
Nie trzeba tu Zosimosa z Panopolis, by wiedzieć, że
prawdziwym eliksirem szlachetności możemy „być” albo „nie być” my sami.
Transmutacja jest możliwa, gdy sami kontrolujemy
swoje potrzeby szczęścia z potrzebami tych, którzy są obok nas.
Nie jesteśmy sami na tej Ziemi, nie jesteśmy sami we Wszechświecie. Dlatego czasami musimy być również asertywni, by nie krzywdzić
siebie, bo są to krzywdy, które najtrudniej jest sobie wybaczyć.
Babcia bez pracy w 4 lata umarła.
Z dnia na dzień następowała degradacja jej umysłu i
ciała, jakby, ktoś odłączył ją od prądu.
To był straszny widok, właśnie wtedy zrozumiałam, że
człowiek musi mieć coś na samotność na te chwile, gdy zostanie zupełnie sam i
wszystko przestanie mieć sens.
Trzeba mieć coś, co będzie nam dawało napęd do
życia, bo przecież każdy kolejny dzień coś fajnego przynosi i warto, to
przeżyć.
Gdy zaczęłam wspominać Wolbórz poznałam „Chłopaka z
motorem”, z którym fajnie mi się pisze i który ciągle coś nowego wnosi do
mojego życia.
Wczoraj właśnie pośrednio z jego powodu, przewaliłam
pół domu, by znaleźć to zdjęcie z Berą, przy okazji odkurzyłam trochę książek,
czego pewnie nie zrobiłabym jeszcze przez rok. Teraz myślę, że jutro pójdę do
schowka za kominkiem, bo on może kryć jeszcze skarby ukryte po pożarze, nieprzejrzane
tylko zapakowane w pudła i może w tej wędzarni, gdzie jeszcze wciąż czuje się
swąd zrobię kolejne porządki.
Ugotowałam kapustę, taki a’ la bigos, ale chudy na
żeberkach za 3.50 i tak sobie myślałam kosztując go, że kiedyś jak smak mojej
kapusty nakręcał mnie erotyzm, mężczyzna tulący się do mnie.
Emocje są dziś porównywalne, choć nie jeden młodzik
stuknąłby się w głowę. Życie jest jak łódź na wartkim strumieniu, musi się
poddawać, płynnie zmieniać ułożenie, by się dostosować. Każdy dzień ma swoje
priorytety a my możemy je uszanować i żyć w zgodzie z czasem i sytuacjami albo
próbować zmieniać świat na naszą modłę.
Wiem, że można się cieszyć każdym dniem nawet, gdy
nie mamy życiowego komfortu, jeśli jesteśmy pogodni zawsze coś nas raduje.
Truskawka, na krzaczku, czy kilka słów zamienionych z dzieckiem choćby na
skype.
W dzieciństwie mogło być idealnie, gdyby nie źli i
bezmyślni ludzie. Mogło być, gdyby dorośli czasami myśleli o dziecku a nie
wyłącznie o sobie.
Gdy człowiek nawet zbłądzi powinien szukać wparcia
duchowego, bo na tym polega dorosłość.
I think this is one of the most important information for me.
OdpowiedzUsuńAnd i am glad reading your article. But want to remark on few
general things, The website style is great, the articles is really great : D.
Good job, cheers
my webpage: www.drgrzesiak.pl