sobota, 24 listopada 2012

Życie jak lód.

BAJSZA
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * * *
Jestem okropnie przeziębiona. 
Nie wiem czy dam radę domowymi sposobami wyleczyć to co mnie dopadło.
Nie piszę, bo ledwo dycham w mieszkaniach mam zimno i jak zwykle nie ma mi, kto nawet gorącej herbaty zrobić.
* *
Tak było zawsze wszyscy mogli chorować tylko mną się nikt nigdy nie przejmował L
Ja wiem, że mnie się nigdy od nikogo nic nie należało. 
Jeżeli cokolwiek robiłam z odruchu serca, to robiłam to tylko dla siebie, żeby lepiej się czuć, że jestem użyteczna.
Człowiekowi nawet nie wypada oczekiwać rewanżu - ale gdy się jest chorym, gdy wszystko Cię boli, gdy nie możesz spać, bo nie da się na leżąco oddychać. Wtedy nie wiedzieć czemu /szczególnie/ chciałoby się trafić na kogoś, kto miałby odruch serca, tylko jakoś widzę, że te odruchy stały się bardzo deficytowe. 
* * * * *
Matko droga, który to już dzień mnie tak trzyma.
Nos mam czerwony jak stary wyleniały pijak, boli mnie w plecach, nie mam kaszlu, ale za to bolą mnie wszystkie zęby w górnej szczęce i zatoki.
Temperatura spadła mi do 37 i 7 było 38 i 3.
Całe ciało mam obolałe, – udało mi się jednak tę noc jakoś przespać.
* *
Sądzę, że tę grypę złapałam u lekarza jak byłam u dentysty – teraz ponoć wszyscy chorują.
Idąc zdrowym do lekarza trzeba się z tym liczyć, że człowiek wraca ciężko chory, – dlatego właśnie nie lubię tam chodzić.
* * * * *
Pamiętam, jak moja starsza już rodzina chorowała, co tam chorowała, jak była zwyczajnie starsza i trzeba było jej pokazać, że jest potrzebna.
Nie wysyłałam kurtuazyjne smsa, zresztą nie mieli komórek – tylko jechałam, co drugi dzień do nich, zawoziłam zawsze a to jakieś ciasteczko, latem lody, jesienią ekskluzywne owoce.
Jak pierwszy raz im zawiozłam granaty, to pestki wyrzucili i byli wkurzeni, że nic nie ma do jedzenia. 
Zawiozłam im kiedyś też jedzenie z fast foodu /skrzydełka i frytki/ żeby zobaczyli, czym się ludzie trują na świecie – byli zachwyceni. Mówili jaka szkoda, że tak daleko od nas takie fajne jedzenie robią.
W moim wieku – to oni jeszcze byli młodzieńcami, ale jeździłam zawsze do nich odkąd się stamtąd wyprowadziłam.
Gdy umarli byli ponad 30 lat starsi ode mnie. 
Lubiłam sobie z nimi pogadać, czasami siedziałam u nich ze 3 godziny. 
Dziadek znaczy mój wujek był kochany taki do serca przytul. 
Bardzo mnie kochał i trzeba było uważać co się przy nim mówi, bo wpadał w nerwy i był gotów mimo, że miał 150 w kapeluszu iść bronić mnie przed każdym potworem. 
Mówiłam wtedy o nim ostatni mohikanin". 
Zrobiłam z jego portretem taka pracę, ale się cieszył. 
Uwielbiał jak ja lody mógł je jeść latem, zimą i zamiast obiadu.
To był najkochańszy człowiek w całym moim życiu.

 * * * * *
M snuje się nieszczęśliwy, bo musi pozmywać naczynia w kuchni.
Tam jest tak zimno, że ja wchodzę tylko zrobić sobie kawę czy herbatę.
Dobrze, że nagotowałam krupniczku, to jest, co zjeść na obiad.
Jakbym nie zrobiła wcześniej trzeba by było leczyć się na kanapkach.
M wczoraj wrócił bardzo późno przywiózł mi od swojej mamy sok z aronii na przeziębienie, ale on jest chyba z cukrem, więc nie za bardzo dla mnie się nadaje.
Żałuję, że nie mogłam spotkać się z jego siostrą Joasią/lubię ją/ i jej mężem a moim kolegą ze studiów Sławkiem.
To ten pan ze zdjęć/na Facebooku/na maszcie w Pięknej Górze. Często jeździliśmy dawniej do ich domu w Puszczy Białej - miejsce na cudowne plenery fotograficzne. 
Joasia dziś dzwoniła i pozdrawiała mnie ja ją i Sławka - to naprawdę są fajni ludzie.
* * * * *
Ja nie mam nikogo, kto by przyszedł z ciasteczkiem lub bez. 
Mój brat, który tu mieszka, kocha mnie na swój sposób, ale niestety teraz to wychodzi, że nasze więzi oparte są raczej na współzawodnictwie/szczególnie z jego strony/.
Zawsze próbował mi w czymś dorównać.
Teraz, gdy ja zajmuję się takimi rzeczami, których on nie ogarnia – popadł w jeszcze większe kompleksy.
Kupił sobie nawet bardzo dobry lepszy od mojego aparat fotograficzny, ale niestety mimo nauk, nie zrobił nim żadnego dobrego zdjęcia i odsunął się całkowicie.
Jedyne, na którym coś było widać to byłam ja tak cudnie ujęta.
Gdy zadzwoniłam do niego z życzeniami imieninowymi/a byłam już chora/zachowywał się jakby rozmawiał z Marsjanką, nawet nie spytał jak się czuję – chyba kluczył, żeby nie poprosić mnie na imieniny. 
Nie poszłabym i tak, bo już miałam grypę, ale on tego nie widział a że jego polot jest wysokości szczygła z przetrąconym skrzydłem nie bardzo wiedział jak ma sobie z tą rozmową poradzić. 
Już miałam na końcu języka powiedzieć, że się nie wybieram, bo jestem chora, ale pomyślałam, niech się powije jak piskorz - bo, na co mu to wiedzieć, że jestem chora.
* *
Przychodził do mnie codziennie jak się pokłócił z żoną i nie radził sobie z emocjami.
Był wtedy w strasznym stanie psychicznym a ja go wspierałam tłumaczyłam – otrząsnął się. 
Znalazł sobie nawet jakąś poczwarę i chyba ma już wszystko w nosie - nawet to, że w porywie emocji zdemolował cały dom.
Żona jego jak dla mnie nie była piękna ani jakaś inteligentna, ale dbała o siebie; perfumy, lakiery, ciuchy, tatuaże itd. Ta teraz to po prostu jest stara skrzatowa flama dla niegrzecznych dzieci – żeby je nią straszyć. 
Całkowicie sprawdza się w ich przypadku powiedzenie, że „każda potwora znajdzie swego amatora”. 

* * * * *
Ha, ha, ha M smaży naleśniki – dostał instrukcję pokazową i teraz sam działa a ja sobie choruję. 
Już mi troszkę lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga