BAJSZA
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * * *
Szczerze mówiąc to ani przedświąteczne porządki ani
koszmarny katar, który mnie dopadł na zakręcie.
Zupełnie nie o to chodzi, że jeszcze jedna choróbka
mi się przyplątała…- ponoć, nawet bym się nie połapała, gdyby nie badania,
które miałam ostatnio robione.
Przyszła do mnie oplotła mnie swoimi czułkami
zniewoliła i nic więcej nie miało znaczenia.
Ech - a tu jeszcze te marzenia ta wena, która jak
gwiazda rozbłyska najpierw nieśmiało a później wypala oczy do bólu do
przekrwionych naczyń do nieprzytomności.
I siedzę między stertą chusteczek, – które są jak
wulkany arktyczne przyczajone i za chwilę zaczną się pierwsze wstrząsy a
później erupcja.
Matulo - za jakie grzechy zwala się wszystko na raz na mnie,
czym ja komuś, źle życzyła, czy buraczanym kwasem obrus zaplamiła.
Czy ja
jestem jakaś zła - matulo, czemu, właśnie ja?
* * * * *
Katar mi z lekka odpuszcza.
* * * * *
Katar mi z lekka odpuszcza.
Poszłam dziś do lekarza, po leki na cukrzycę i do dentysty.
Pani
dentysta dzisiaj się znęcała okrutnie.
Jeździła mi po zębach takim urządzeniem
wgryzającym się do mózgu właśnie stamtąd.
Do tego wydawało to coś takie wysokie dźwięki
lęgnące się na zakręcie obręczy kory limbicznej aż po spoidło wielkie jakby
zielone ufoludki przygotowywały sobie z niego pieczeń w kuchni molekularnej
chichocząc się przy tym okrutnie po swojemu.
Przeżyłam jakoś ten upiększający zabieg i
przysięgłam sobie, że koniec z upiększaniem się – mogę być paskudna byle tak
nie cierpieć.
Oczywiście cała moja wena wraz z katarem i świszcząco skrzypiącym upiększeniem zniknęła – mam nadzieję, że nie na długo.
Oczywiście cała moja wena wraz z katarem i świszcząco skrzypiącym upiększeniem zniknęła – mam nadzieję, że nie na długo.
Kupiłam sobie w nagrodę owoce tropikalne,
bo
pomyślałam, że tylko one mogą mi pomóc wrócić do nastroju błogości nieskażonej,
żadnymi cudeńkami techniki farmakologicznej
i kostkę tiramisu, przy której zawsze mięknę.
A jeszcze 3 razy musiałam wracać do p. doktor, bo
coś komputeryzacja jaj pomieszała w zmysłach i źle wypisywała mi komputerowe recepty, co
było dość zabawne, bo wchodziłam do różnych pacjentów a ona była całkiem
zagubiona i sama nie widziała, co ma robić.
Puenta nastąpiła w sklepie.
Siedzę tu teraz w domu w swoim polarze – farelka zaiwania jak
szalona, bielizna suszy się na prowizorycznej mini suszarce.
Nie mogę pojąć, czemu tego nie zrobiłam.
W moim markecie wędrując między półkami uginającymi
się od różnych świątecznych ozdób natknęłam się na strój aniołka.
Taki cudny
wianuszek 2 przepiękne białe szyfonowe skrzydełka na jedwabnych białych
szeleczkach cudna kusa biała szyfonowa, /czyli przezroczysta/koszulka w
miniaturowe srebrne gwiazdeczki.
Stałam pod tym strojem i tak bardzo chciałam go
założyć na siebie i pobiegać w nim po moim lekko zwiędłym ogrodzie.
Nie bacząc na katar - mogłabym nawet bez majtek i boso, hi, hi - wariatka!!!
Nie bacząc na katar - mogłabym nawet bez majtek i boso, hi, hi - wariatka!!!
Moja babcia miała taki obrazeczek nad łóżkiem z
takimi aniołkami, o tłuściutkich nóżkach i puklach złotych loków.
Właśnie tak były ubrane a ja zawsze marzyłam, żeby,
choć przez moment być takim aniołkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam