poniedziałek, 27 listopada 2017

W domku.

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
27 listopada 2017
~~~~~~~~~~~~~
Już w domu.

Matko droga jak tu jest okropnie zimno, dopiero teraz widzę jak ja mam zimno w mieszkaniach.
Nie mogłam się zagrzać, musiałam przynieść 2 zimową kołdrę założyć 3 polary i rękawiczki.
Ugotowałam rosół i zjadłam 2 kubeczki, ale się nie rozgrzałam, dopiero jak przygrzałam koło szóstej kawałek kiełbasy rozgrzałam się na tyle, że zasnęłam.

Gdybym miała podsumować mój wyjazd do stolicy, to powiem tak.
Nie rozumiem mojego kolegi, który mnie zaprosił do siebie. 
Dzwonił do mnie systematycznie raz w tygodniu od września i ciągle ponawiał zaproszenie.
Wcześniej byłam u niego, bo potrzebował, żebym mu pomogła opisać płyty CD przegrane z kaset 

Ceniłam ludzi, którzy pomagali potrzebującym w sytuacjach awaryjnych szczególnie - i nie zwracałam uwagi na środowisko, z jakiego człowiek ten się wywodził.
Teraz zastanawiam się czy to nie były czasem jakieś gierki, by podbudować swój nadwątlony wizerunek.
Trudno to teraz ocenić i chyba lepiej poprzestać na dywagacjach.

Wracając do pobytu w Warszawie, cieszę się, że przeniosłam się z ponurego miejsca do pisarza Tymona.
Te trzy dni były miłym urozmaiceniem. 
Dobrze się zawsze u niego czuję, to niezwykle radosny i życzliwy człowiek.

W domu po powrocie zastałam wszystko w porządku. 
Lodówka się nie rozmroziła, więc nie straciłam zapasów w postaci mrożonych owoców i warzyw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga