sobota, 18 listopada 2017

Armagedon nadchodzi

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
18 listopada 2017
~~~~~~~~~~~~~
Zbliża się mój Armagedon.
Jestem przerażona.
Dzisiaj mój ex jakiejś ekipie kazał obciąć ½
 gałęzi orzecha włoskiego.
Dobrze zrobił, bo już raz była taka sytuacja, że gałęzie zimą zerwały przyłącze elektryczne.
Jednak, gdy 5 osobowa ekipa z wieloma drabinami i piłami ścina rozłożyste drzewo większe od domu tuż obok mojego okna - nie sposób się nie bać, choćby o szyby.
Wyszłam dowiedzieć się czy ścinają całe czy tylko część.
Całego byłoby mi szkoda.
Dowiedziałam się dzięki temu, że przez 2 dni ma nie być w dzielnicy prądu.
Jestem przerażona, bo nie mam nic innego w domu, żeby się ogrzać.
Z kominka ostatnio jak paliłam gazety szedł dym z rury komina na całe mieszkanie, więc boję się w nim palić.
Trzeba wezwać kominiarzy.
To jednak nie rozwiązuje spraw posiłku czy choćby ciepłego picia.
Trzeba się przygotować - na noc ponoć będą włączać prąd póki nie ma dużych mrozów, jakoś człowiek się przygotuje i przeżyje pewnie.
W każdym razie ciekawie nie będzie.
Przydałby się ktoś spoza dzielnicy, kto by człowieka na te 2 dni przygarnął.
Mam znajomego w Łodzi, ale on nawet z opaską na oczach nie zaprosi mnie do siebie.  
Teraz mi myśl zaświtała, żeby może pojechać do Warszawy na kilka dni.
To jest jakieś rozwiązanie.
Jutro muszę zadzwonić do kolegi.
Teraz nawet jak grzeję mam tak zimno w palce, że budzę się i są lodowate a jak wcale nie będę grzać nie chcę nawet myśleć, czy uda mi się zasnąć.
2 dni to nie w kij trąbił.
Trzeba jakoś się zorganizować.
Ogarnąć i wynieść z domu.
Z tych nerwów, to już nie pamiętam czy ten prąd mają wyłączyć 25 i 26, czy 26 i 27.
Tak czy inaczej trzeba znaleźć jakąś przyjazną przystań.
~~~~~~~~~~~~~
Szukałam na blogu, tych wpisów z okresu, gdy rzucałam palenie. To w związku ze
ŚWIATOWYM DNIEM RZUCANIA PALENIA!
Pisałam o tym w blogu, bo miałam obawy, że nie dam rady i te wpisy miały mi pomóc przetrzymać najgorszy okres.
Powód rzucenia był banalny. Po pożarze w domu miałam coś z płucami ze względu na opary palącego się plastiku i na myśl, że mam zapalić papierosa dostawałam ataków kaszlu.
Wcześniej jeszcze pamiętam, że gdy już leżałam, M czasami schodził na dół i zapalał przy mnie papierosa - bardzo mi to przeszkadzało, dusiło mnie, mimo, że to nie ja paliłam.
Na leżąco dym był dla mnie nie do zniesienia.
Czasami myślałam o Szabaju, że skazuję go na bierne palenie i co on musi czuć jak ma takie maleńkie płuca.
Któregoś dnia obudziłam się z takim kaszlem, że powiedziałam sobie
KONIEC!!!
Ze względu na moje i Szabaja zdrowie.
Nie mówię, że było łatwo, przytyłam te 10 kg, pewnie początkowo byłam nerwowa, ale miałam pracę w ogrodzie i zapominałam tam o papierosach.
Gdyby M. wtedy mieszkał u mnie pewnie nie rzuciłabym do dzisiaj.

A swoją drogą ciekawe czy on po tym udarze, jeszcze pali? 
Miałam więcej napisane o jego pobycie u mnie, ale doszłam do wniosku, że mimo wszystko trzeba zachowywać się jak przyjaciel.
Było minęło, trzeba pomyłkę wziąć na klatę i wyciągać wnioski na przyszłość.
Przyjacielowi nie robi się świństwa, bez względu na jego zachowania.
Dlatego chyba mam jeszcze nielicznych przyjaciół, którzy jak jestem w potrzebie mogę na nich liczyć.
Włoski się wyzłacają, nie mogę wyglądać – jak kocmołuch. 
Mimo chłodu trzeba o siebie dbać, póki sił starcza.
Tak sobie dziś myślałam tam przed domem, gdy rozmawialiśmy z sobą ja i ex.
Przecież mogliśmy żyć spokojnie obok siebie, gdyby była odrobina dobrej woli i gdyby on był w stanie przewidzieć, że razem czy oddzielnie i tak będziemy sami.
No cóż liczył na to, że najpierw jedna, później druga panienka go utuli i pocieszy na starość i przeliczył się.
Obie były jak rącze klacze i w końcu uciekły.
Czasami żal mi go, jednak niestety, za głupotę płaci się drogie rachunki a dostaje w zamian tylko gorycz.
Każdy z nas to zna. Nie każdy to rozumie.
~~~~~~~~~~~~~
Włoski zrobione, umyte, teraz jeszcze muszą wyschnąć i można pokazać się ludziom. Jutro zadzwonię do Warszawy, szkoda, że nie ma nikogo otwartego na 2 dniową gościnę bliżej.
No niby jest Terenia, ale z nią nigdy nie wiadomo, coś mówiła, że ma mieć operację, na tarczycę nie pamiętam, kiedy.
Ok J zaprasza mnie od dawna, jak nie ma planów na ten tydzień – to byłoby super. 
~~~~~~~~~~~~~
 No i było oczywiste, że znowu zacznie się myrdać.
Do Warszawy jestem zaproszona na cały tydzień, więc chłód domowy i zamarzanie o tzw. suchym pysku mnie minie.
Mogę przyjechać jutro i pewnie tak zrobię. 
Gdy się pakowałam dostałam smsa z pytaniem czy można rezerwować dla mnie bilety lotnicze na 4 grudnia. 
Podróż w moje imieniny nie wiem ani o której mam być na lotnisku, ani na którym, ani na jak długo mam lecieć.?
Co ja mam odpowiedzieć? 
Próbuję się dodzwonić, nikt nie odbiera. 
Cholera może to już prima aprilis? 
Wszystko już wiem.

PS. Jedno zdanie do Ani, która mieszkała w Belgii. 
Proszę odezwij się, choćby w komentarzach na blogu/widzę wizyty w blogu kogoś z Belgii/ bardzo martwię się o Ciebie nie wiem czy wszystko jest ok. Buziaki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga