czwartek, 25 maja 2023

Żeby tylko tak nie bolało.

 Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi 144412

Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści - jest zabronione – objęte prawem autorskim.

 25 maja 2023 

Odchodzę w mrok.

Tym, którzy mnie znają osobiście i z bloga nie muszę pisać, że od lat choruję na nieuleczalną awersję generalnie do lekarzy, choć mam lekarzy w najbliżej rodzinie i oni tę moją przypadłość nie tylko znają, ale często próbują łagodzić jej objawy.

Nie to, że wszystkich wkładam do jednego worka, jednak żebym lekarzowi zaufała powinien być nie tylko profesjonalistą, ale być człowiekiem z powołania – jak nauczyciel, czy ksiądz. Ostatnio powołanie się bardzo zdewaluowało.

Ludziom bardziej zależy na majątku niż na szacunku w tym wypadku pacjentów.

Trzeba było widzieć minę mojego operatora/chirurga/, gdy mu powiedziałam, że jest dla mnie autorytetem.

Hmmm to była mina kota zagonionego w kozi róg przez sforę psów.

„He, he kadzi mi z tej gadki auta, nie kupię”.

Spotkałam w swoim życiu lekarzy „perełki” do dziś pamiętam ich nazwiska, ich uśmiech, ciepło ich rąk. Troskę, z jaką do mnie mówili, ich takt.

Oni nauczyli mnie, czym jest empatia.

Trzeba powiedzieć – pacjenci ich uwielbiali a koledzy ich tępili.

Musieli zmieniać szpitale, bo traktowano ich jak konkurencję.

Takich lekarzy „perełek” spotkałam w ciągu 70 lat życia 3.

Między nimi a „wyrobnikami, którzy przychodzą do roboty zarobić na rodzinę i ewentualne luksusy są jeszcze nieliczni ludzie honoru”.

Zależy im na kasie, ale jak coś powiedzą potrafią dotrzymać słowa.

Zwykle cechuje ich kurtuazja. Nie mylić z lizusostwem i zasłaniania się tzw. burzą mózgów, bo wiadomo jest to nic innego jak zrzucanie odpowiedzialności za błędy w sztuce na nieokreślone gremium.

Niezwykle modny ostatnio sposób na partactwo.

To tyle o lekarzach – złudnie wierzyłam, że uda mi się ich uniknąć.

Życie jednak płata nam figle i jak widać bywają one czasami bardzo bolesne.

Dzisiejszej nocy obudził mnie bardzo silny ból.

Ostatnio kilka dni rak mnie nie świdrował, było nie źle.

Nawet myślałam, że go szlag trafił.

Może to uwaga była skierowana na przylot córki.

Nie żebym jej  bardzo potrzebowała „mleko już się rozlało” i faktycznie nie wiele teraz może poradzić. Wykazała się jednak wielką kreatywnością i organizuje mi opiekunki, żebyn sama nie musiała wszystkiego robić.

To nie jest komfortowa sytuacja, gdy musimy pogodzić się z własnym inwalidztwem.

Nie tak to miało być.

W sumie gdyby ta falbanka odbytu i przetoka mnie nie bolały, to te zawroty glowy, wybite zęby nawet ta cholerna stomia, cukrzyca i reumatyzm byłyby do zaakceptowania.

Jak bardzo nie boli da się żyć. Niestety ten ból jest nie do zniesienia.

Gdybym nie brała tabletek przeciebólowych dostałabym kręćka.

 

Właśnie córka przywiozła mi wyniki tego ostatniego badania.

Są mocno przygnębiające, pobeczałyśmy się obie, bo ona m. innymi naciskała mnie bardzo na chemioterapię.

Ja od początku byłam przeciwna inwazyjnemu leczeniu, bo przeżyłam 73 a za 2 dni będzie to 74 lata godnie i uważam, że w moim przypadku ważne jest to by godnie umrzeć.

Smutne jest to, że jestem całkiem sama. Ona mieszka za granicą i jak tylko może przylatuje do mnie by, choć na chwalę chwycić się za ręce, czy przytulić.

 Mam naturę samotnika i najlepiej czuję się w swoim domu.

Nie chcę umierać wśród obcych.

 Umrę z moimi pajączkami.

To jedyne istoty, które mi towarzyszą, na co dzień.

Żeby tylko tak jak dzisiaj nie bolało. 

Już mniej boli .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga