wtorek, 24 grudnia 2019

Mule

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści - jest zabronione – objęte prawem autorskim.
~~~~~~~
24 grudnia 2019 r.
                                         
Jesteśmy po kolacji uffff…. Było na bogato, ale o tym później. Miałam jeszcze napisać o turbulencjach i locie. Może zacznę od tego, że miałam super miejsce w 3 rządzie, pozostałe po mojej stronie były puste i za mną 2 rzędy też, po drugiej stronie w 2 rzędzie siedział znany włoski dziennikarz.
Pamiętam go, bo już kiedyś go widziałam.
Wyglądał dość koszmarnie, miał takie zagłębienia w czaszce i silne przebarwienia jakby miał wklejaną skórę z innych części ciała. Kiedyś go widziałam, bo go przez wypadek porównywano z Niki Laudą.
On chyba miał wypadek na jakiejś motolotni, ale zabijcie mnie nie pamiętam, tego zdarzenia, wdziałam to kilka lat wstecz, ze względu na to, że był też fotoreporterem i pamiętam jego zdjęcia.
Wyglądał dość kuriozalnie, śmiesznie ubrany i taki wyłączony z rzeczywistości.
Czułam się jakbym leciała w biznes klasie, ale linie wizz air, nie mają biznes klasy.
Jeszcze przed oderwaniem się od ziemi zaczęło nieźle bujać na pasie startowym.
Wyglądało to tak jakby były w pasie dziury a z kół samolotu zeszło powietrze.
Waliło niemiłosiernie i przypomniał mi się mój pierwszy w życiu lot do Salonik, gdy byłam pewna, że samolot się roztrzaska i skrzydła jeszcze przed startem mu odpadną.
Nie jestem lękliwa, mam świadomość, że co komu pisane to wiadomo – Smoleńsk nie jest potrzebny.
Wystartowaliśmy, w tle za mną jakieś 3 rzędy zaczęło ryczeć dosłownie dziecko, jakby je ktoś obzieral ze skóry.
Dziecka nie widziałam, ale zapowiadało się koszmarnie.
Do tego, weszliśmy w taką mgłę, że nawet skrzydeł samolotu nie było widać. Pilot kazał ponownie zapiąć pasy, bo miały zacząć się turbulencje, śliczna  stewardessa, machała rękoma. Chyba tłumaczyła głuchym, co trzeba robić na wypadek wypadku a druga mniej śliczna zakładała sobie maskę, bez niej też wyglądała jak upiór z Luwru i ciągnęła za plastikową rurkę. Nawet nie byłam w stanie myśleć o tym, co będzie jak te skrzydła, których nie było widać odpadną.
Zaczął do tego samolot chyba skręcać, czego najbardziej nie lubię, bo mi się przypominają zjedzone kanapki.
Na szczęście nie trwało to długo. Chciałam iść do łazienki, bo nigdy w samolocie nie byłam a na filmach pokazują, co tam można fajnego robić w duecie, szczególnie jak są turbulencje, ale okazało się, że mam siedzieć w pasach, bo kapitan nie odwołał jeszcze turbulencji.
Zobaczyłam chociaż to dziecko małą może 2 letnią chyba japoneczkę, po mamie, bo tata miał europejską urodę. Dziewczynka dalej wrzeszczała i sądziłam, że tak będzie przez cały lot.
Miałam nawet zanieść jej czekoladowe aniołki, żeby ją uspokoić, ale przypomniałam sobie, że wędrówki po samolocie są zabronione.
Usiadłam na środkowym miejscu, mgła nie zachęcała do siedzenia przy oknie. W końcu wzbiliśmy się ponad mgłę i chmury i zrobiło się fajnie.
Nawet dziecko się uspokoiło. Tata przyszedł z nią chyba, by jej dostarczyć atrakcji do 1 rzędu. Puściłam jej oczko, a ona odpuściła mi 2 oczkami na raz i tak sobie puszczałyśmy 2 oczkami na raz i uśmiechałyśmy się do siebie słodko.
Zrobiło się tak miło, że nawet ponury wcześniej pan dziennikarz zaczął się uśmiechać.
Turbulencje ustały, ale z mniejszym natężeniem, co jakiś czas się powtarzały. Kupiłam sobie kawę, dla jeszcze większego poprawienia humoru i zaczęło być super.
Cudne widoki za oknem, żałuję tylko, że nie filmowałam przed lądowaniem, bo sądziłam, że trzeba telefon dać na tryb samolotowy, ale okazało się, że mogłam filmować.
Zatem lot, był całkiem całkiem, na lotnisku gdzieś się pogubiłam, Aga dzwoniła, że nie wychodzę, ale w końcu trafiłam do wyjścia. Napiszę jeszcze tylko, że z Ollim zakochaliśmy się w sobie. Nawet Aga powiedziała, do męża, że w przyszłym roku zaproszą mnie do opieki, bo mają lecieć do Australii, bez niego. Chwaliła mnie, że zakumulowaliśmy się z, Ollim, że jest bardzo aktywny w ciągu dnia. Dawniej spał całymi godzinami a teraz bawi się ze mną, przynosi mi zabawki ja mu rzucam a on biega po domu jak opętany. O kolacji będzie później. Mam tu jakieś kłopoty z cukrem, bo już kilka razy mimo, że mniejsze dawki sobie aplikuję – to spada mi bardzo nawet miałam już 66.
Muszę bardzo uważać, bo dotąd takie rzeczy nie miały miejsca.
Napiszę tylko, że dzisiaj znaczy wczoraj jadłam pierwszy raz w życiu mule.
Zdjęcia kolacji będą na Facebooku. Atmosfera w tej knajpce była niesamowita. Wrzucę tam też krótkie filmiki.
Dzisiaj robimy kolację Wigilijną z Agą, bo mój zięć, który jest dyrektorem naczelnym hotelu Hilton musi być na trochę w pracy. 
I Dzień Świąt refleksje przy porannej kawie są przepełnione ciepłem i zadumą.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga