poniedziałek, 23 grudnia 2019

Mediolan cz1

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści - jest zabronione – objęte prawem autorskim.
~~~~~~~
19 grudnia 2019 r.
Jestem bardzo zapracowana, choć nie robię zupełnie w domu porządków.
Nie czuję się jeszcze na siłach, by robić przysiady, wspinać się, czy unosić ręce do góry.
Musiałam, co prawda wymienić żarówkę w kuchni i to robiłam w wielkim stresie, bo na krzesło nie chciałam wchodzić a żarówka, jest tak wysoko, że musiałam wspiąć się na palce, ale udało się.
Mój sympatyczny kolega zapytał mnie czy mam już ubraną choinkę.
Powiem, zatem tak – choinka jest ubrana od zeszłego roku mam taką 1 m wysokości, którą po Świętach pakuję w duży worek foliowy i wynoszę taką ubraną do schowka za kominkiem, czasami coś dowieszam do niej, ale w tym roku jeszcze jej nie rozpakowałam.
Jadę do Mediolanu, więc nie mam, dla kogo ją rozpakowywać. Dzisiaj leżałam sobie w łóżku, bo po tym wypadku dużo więcej leżę.
Jeszcze żebra mnie bolą, czasami bardziej, ale już mogę na trochę położyć się po tej potłuczonej stronie.
Najgorzej jest w dalszym ciągu z kaszlem i kichaniem, dlatego jak najmniej wychodzę z domu, żeby czegoś nie złapać.
We Włoszech w każdym razie w Mediolanie pogoda jest znośna, pada deszcz.
Samoloty latają bez ograniczeń.
Aga wczoraj leciała do Monachium. Czyli wszystko gra.
20 - 22 grudnia 2019 r.
Mediolan wyjazd, nie spalam już od 4 rano a z domu wyjechałam o 6. 30. Wkurzona na total, bo bluzka, która kupiłam w bon prix-ie gniecie się jak wariatka. Jest ładna, ale wygląda, jak psu z gardła wyciągnięta. Miałam takie plany, że wezmę ją do kolorowych bluzek z krótkim rękawem. Prosiłam mojego znajomego z Łodzi, żeby podrzucił mi tą starą, bo ona jest z super materiału zawsze wygląda pięknie. Niestety napisał mi, że się podle czuje i nie podrzuci mi. No cóż takie życie. Tak czy siak dojechałam taka wygnieciona do Łodzi taksówką. Tu przemiłe dzięki dla pana z korporacji Hallo Taxi Pabianice, że nie zdarł ze mnie skóry i był przemiły, pożyczyliśmy sobie na Święta i było super. Dzień zaczął się fantastycznie.
W Busie Modlin też było bardzo fajnie.
Poznałam bardzo miłego pana, przez całą drogę rozmawialiśmy. Jest większą gadułą niż ja, zaś, kto mnie zna, wie, że przegadać mnie nie jest łatwo. Gdyby nie on przejechałabym lotnisko Chopina.
W rozkosznym nastroju poszłam do odprawy.
No i żebym nie była zbyt szczęśliwa celnicy zrobili mi totalny kipisz w bagażu.

To zresztą moja wina, – bo mam taki mały nożyk do jabłek i nie wiem, jakim cudem włożyłam go do kosmetyczki. „Ma pani nóż”, pokazało prześwietlenie – nie możliwe niech pani szuka no i oczywiście wszystko mi przeszukali nóż do jabłek straciłam, a był taki dobry, bo tępy. 
Rano, gdy jestem nieprzytomna nigdy się nim nie zarżnęłam. Oczywiście jak pech to pech. Pakowałam te wszystkie klamoty tak długo, że mało mnie nie aresztowali. Do tego piorun wie gdzie odpadły mi 2 kółka z 5 od walizki i myślałam, że będę musiała ją nosić, ale udało mi się ją zreperować podręcznym drucikiem od wałka do włosów, których mi na szczęście nie zarekwirowali. Upocona pół przytomna po godzinie ponownego pakowania wszystkiego w zielonych szpitalnych kapciach, bo buty też kazali mi zdjąć a miałam takie odjechane pluszowe skarpetki w kolorze kamizelek odblaskowych, że nawet panu celnikowi się podobały.
Już myślałam, że też mi je zarekwirują. Jednak nie udało się.
Straciłam jeszcze balsam do ciała dobrej firmy Ferroche, bo był w opakowaniu 150 zamiast 100 a wiozłam go Adze, jako prezent. Dobrze, że chociaż wszystkie kabelki od elektroniki zabrałam. Później jeszcze przy bramce do samolotu stanęłam nie w tej, co trzeba kolejce. Cukier mi spadł, do 90 więc zjadłam kanapkę.
 Babsztyl jakiś kłótliwy indyczył się, że chcę stanąć w tej właściwej przed nią. 
Tak się kłóciła, że prawie resztki włosów jej wypadły i wyglądała jak wyskubany indyczy irokez szykowany na Wigilijny stół.
Nie udało jej się mnie sprowokować nic się nie odzywałam, miała rację, ze za gapowe się płaci.
 Najgorsze było, że taką małą Japoneczkę tak wkurzyła, że dziecko przez pół godziny ryczało w samolocie, jakby je ze skóry obdzierali. Tu dziękuję wszystkim, którzy mi pomogli z bagażem, bo trzeba było najpierw pokonać 50 stopni w dół po schodach a później jeszcze 20 w górę do samolotu. 
Okazuje się, że dźwiganie walizki mocno nadwyrężało moje chore żebra. Okazuje się też, że są dobrzy ludzie. Nawet jakiś młody francuz mi pomógł a później młoda dziewczyna słoneczko kochane. Podziękowałam obojgu najładniej jak umiałam. Francuz chyba nie zrozumiał, ale uśmiechał się uroczo. 
Jak schodziłam po tych schodach z tą walizką i plecakiem, to taka myśl mi się wykluła ”Starsza pani musi fiknąć” i wtedy zjawił się ten Francuz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga