sobota, 28 lipca 2018

Sen, który boli.

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
28 lipca 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Miałam sen, który boli.
Z reguły śnią mi się zabawne sny jak beztroskiemu rozkapryszonemu szczawikowi.
Obejmują one najczęściej okres, gdy funkcjonowałam na złocistej renecie w babcinym przedszkolnym ogrodzie, otoczona ludźmi, którzy nie tylko mnie lubili, ale i troszczyli się o mnie jak prawdziwi przyjaciele.
Jest w nich tęsknota za tym, co minęło a przede wszystkim za ludźmi, którzy mnie rozumieli i pragnęli bezinteresownie ofiarować mi odrobinę radości.
Słowa „bezinteresownie” straciły swą wartość, gdy dorosłam. Przestałam rozumieć, co i kiedy jest bezinteresowne.
Wygląda jakby właśnie takie było a później okazuje się, że ukryte pod „niby bezinteresownymi intencjami” są nadzieje na tzw. rewanż.
Powiedzenie „ jak chcesz liczyć, licz na siebie” w wielu przypadkach nie jest bezpodstawne.
Choć i teraz mam nielicznych przyjaciół, którzy jak mają dobry nastrój potrafią bezinteresownie coś mi ofiarować.
Sama też taka jestem i być może moja szczodrość niekoniecznie materialna również zależy od lepszych lub gorszych nastrojów.
Let's be happy – bądźmy szczęśliwi.
Czy to nie cudowne powiedzenie. BĄDŹMY – super to takie proste.
Zamiast zamartwiać się zimą i tym, jakie mrozy mogą być po takim lecie ja siedzę sobie nad morzem. Staram się żyć oszczędnie, żeby nie przeholować, bo zima może być kosztowna.
Miałam być troszkę wspomożona finansowo, ale kto wie póki, co była tylko obietnica.
Ja dalej na zupkach i połówce kurczaka na 3 dni/4 zł dziennie – sam kurczak/.
~~~~~~~~~~~~~
Miało być o śnie a ja tu kalkulacje wydatków robię.
Kurczątko nie wiem jak do tego snu sprytnie przejść.
Śnił mi się mój Internetowy kolega, którego nigdy w realu nie spotkałam, mimo, że łączyło nas naprawdę bardzo wiele.
Z nikim już po tym nie byłam tak blisko, nikomu tyle o sobie nie opowiedziałam i nikt mi tyle o sobie nie opowiedział.
Gdyby to była realna znajomość skończyłaby się płomiennym uczuciem, bo naprawdę bardzo wiele nas łączyło.
Był poważny problem mój Internetowy kolega, miał liczną rodzinę a ja nigdy nie wchodziłam w bliskie relacje z ludźmi zajętymi.
Wszystko zaczęło się od wspólnych zainteresowań i żadne z nas nie sądziło, że sprawy przyjmą taki obrót.
Tak czy siak trzeba było to skończyć, bo nie potrafiłabym budować swojego szczęścia na cudzym nieszczęściu.
Mogę to teraz powiedzieć, bo od tamtych wydarzeń minęło trochę czasu, byłam bardzo opryskliwa wręcz niegrzeczna, ale chodziło mi o to, by nie zostawiać koledze złudzeń, że coś wielkiego jest między nami.
Chciałam krótko to zakończyć, bo mnie też bolało i trzeba było wyplątać się z pajęczyny, którą sami się oplątaliśmy.
~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak brutalnie zakończyłam tę znajomość, bo nie chcę by to zakończenie rzucało się cieniem na całą resztę, kto wie ile czasu jeszcze nam zostało.
Teraz sen.
Śnił mi się ten mój znajomy Internetowy, że przyjechał do mnie tu nad morze.
Z tego, co pamiętam bywał tu w okolicy na kanikułach przez wiele lat pod rząd.
Czy teraz bywa - nie wiem?
Przyjechał i bardzo chciał się ze mną spotkać, ja dowiedziałam się od kogoś i chciałam uniknąć tego spotkania.
Czekał na mnie kilka godzin, aż stracił przytomność i umarł.
Ja zaś ukryłam się w takim zaczarowanym ogrodzie z porośniętym bluszczem furteczką i bardzo tam płakałam.

Gdy się obudziłam miałam oczy mokre od łez.
Nie mogłam sobie wybaczyć, że nie chciałam się z nim spotkać, bo przecież zawsze bardzo chciałam spotkać go w realu.
Od kilku dni spotykam tu pana, który jest trochę podobny do mojego kolegi. J. uważaj na siebie, nie chciałabym by mój sen był koszmarną wyrocznią.
Ostatnio często myślę o śmierci – swojej też, chciałabym mieć wyjaśnione wszystkie nieporozumienia.
Ten długi wyjazd jest jakby podsumowaniem całego mojego życia. Jestem tu, dokąd od swoich problemów uciekła moja mama.
Kocham morze i zawsze je kochałam, nie tylko ze względu na mamę, ale z tego powodu, że przypomina mi beztroskie dzieciństwo i tęsknotę za mamą. Jest jeszcze coś, co teraz przyszło mi do głowy. Nie chce mi się wracać do domu.
Dom, który budowałam i tworzyłam jest moim przekleństwem, nie chciałabym w nim umierać. Jestem tu i będę jak długo pozwolą mi na to moje finanse. W swoich mieszkaniach czuję się jak w za ciasnej zbutwiałej trumnie. Tu mam przestrzeń, morską bryzę i niezależność.
Dziękuję P. za lek, który mi kupiłeś. Buziaki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga