wtorek, 7 marca 2017

Miłość na wodzie

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
7 marca 2017
Młodszy kapitan Matiu – tak mi się przedstawił a ja nie dociekałam jak faktycznie ma na imię, może Mateusz, zadzwonił wieczorem w środę i umówił się, że przyjedzie po mnie rano o 7.
Będzie trochę pracy na przystani, – więc trzeba jechać rano. Powiedział mi też, co mam zabrać oczywiście oprócz aparatów i kamery.
Za oknem właśnie ściemniało się a ja miałam ochotę porobić trochę zdjęć nocą, więc pomyślałam sobie, że pojadę dzisiaj na nocne zdjęcia, bo kto wie czy po żeglowaniu będę miała jeszcze na cokolwiek ochotę.
Wylądowałam kierując się intuicją w okolicach mostu Łabudy, dokładnie nie pamiętam, bo szłam wybrzeżem wzdłuż Parnicy, był tam spory ruch - spływały jachty biorące udział w The Tall Ships' Races 2007 zlot największych i najstarszych czynnych żaglowców świata.
Mój wydawca załatwił mi akredytację na zlot, więc miałam wszędzie wstęp bezproblemowy.
Finał zlotu był przewidziany na 4-7 sierpnia 2007, ale już w lipcu panował we wszystkich żeglarskich portach i przystaniach spory ruch.
Było już późno gdzieś, koło 21, gdy zatrzymali mnie chyba strażnicy portu.
Pokazałam dyndającą na smyczy akredytację a oni, że mam wziąć też na smycz psa. Ok. zrobi się.
Z Szabajem był problem, bo na smyczy ciągle szarpał ciekaw każdego zapachu zostawionego na słupku i uniemożliwiał mi robienie zdjęć. Podeszła do mnie para żeglarzy widząc, że nie radzę sobie z aparatami i psem. Potrzymamy go. Ok. Szabaj był w siódmym niebie. W tej właśnie chwili ktoś wystrzelił fajerwerki miała to być próba przed przewidzianymi na finał zlotu pokazami pirotechnicznymi. 
Strzeliłam kilka fajnych zdjęć dzięki owej anonimowej parze, która zajęła się Szabajem. Wracając już prawie nocą, kupiłam sobie w nocnym sklepie, mandarynki i razem z Szabajem opychaliśmy się do północy patrząc na Jasne Błonia przez okno. Nie wiele brakowało byśmy zaspali na żagle.
Szabaj obudził mnie za 20 siódma. Wszystko robiłam w ekspresowym tempie, zapominając o wielu rzeczach, które miałam zabrać, aparatu nie zapomniałam i to było najważniejsze.
W porcie JK AZS Szczecin zaczął się pierwszy problem. Szabaj na tzw., wejściu zakochał się bez pamięci w suce bosmana portu jachtowego.
Sorry Szabajku, ale wstawię je tutaj, bo przecież był z ciebie niezły zawadiaka. 
Bosman jak to bosman zeźlił się i obiecał mi, że będę płaciła alimenty jak suka mu zaciąży.
Szabaj na szczęście dla niego, „po” został obsztorcowany i przypięty na smycz, co nie udobruchało bosmana, który dalej żołądkował się wchodząc po schodach do bosmnatu. Matiu zdychał ze śmiechu.
Na szczęście nasz pobyt w porcie był krótki. 
Wypłynęliśmy na Małe Dąbie, nawet Szabaj za bardzo nie protestował, że pierwszy raz w życiu wsadzono go na łajbę, bo był jeszcze jak sądzę w euforii związanej z suką bosmana.
Małe Dąbie i Dąbie/duże/, były super miejscem do żeglowania zapuszczając się w coraz to inne zakamarki jezior robiłam fantastyczne zdjęcia.
Fotografowałam w różnych porach dnia i wieczoru.
 Na noc zawsze, no prawie zawsze wracaliśmy do domu.
Matiu opowiadał mi o swoim problemie z dziewczynami.
 Miał już skończone 35 lat i nadal nie miał dziewczyny na poważnie.
Zawiódł się na jednej, w której był zakochany i jakoś nie mógł zaufać, żadnej kolejnej.
Do poprzedniego roku cały czas praktycznie pływał na statkach handlowych pod różnymi banderami. Wszystko zależało od tego, gdzie lepiej płacili. Jesienią poprzedniego roku miał wypadek na motorze. Mało, co nie zginął, na szczęście nie odniósł zbyt dużych obrażeń, ale miał złamaną prawą nogę w 3 miejscach z przemieszczeniem. Noga zrosła się po operacji. Jednak ciągle jeszcze nie była w pełni sprawna. Był zatem na zwolnieniu lekarskim i 2 razy w tygodniu chodził na specjalistyczne ćwiczenia rehabilitacyjne.
Matiu był dziwnym mężczyzną, zauważyłam, że lubi opowiadać, ale były dni, gdy milczał jak zaklęty. Przepraszam powiedział kiedyś, „nie mam dzisiaj nastroju na pogaduszki”. Bardzo było mi to na rękę, gdyż i ja nie zawsze miałam nastrój słuchać.
Na przystani JK AZS panował spory ruch 






ciągle musiałam uważać na Szabaja, 
bo czasami puszczał się za Matiu i musiałam później go ścigać w obawie przed tym, że dopadnie go wściekły i mocno na niego cięty bosman.

1 komentarz:

  1. The graphics in this game are respectable overall.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga