Istnienia 1-6
Wszelkie
podobieństwa do osób,
zdarzeń, miejsc,
które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Rozdział 1
˜˜”*°•◕❤◕•°*”˜˜
29 października.
視力。
31.12.
2004
Stała
w otwartym oknie jak przeznaczenie.
Patrzyła
w przestrzeń daleką i niepojętą.
Pod
oczami miała cienie nieprzespanej nocy.
Była
smutna i nieobecna.
Tylko
ta gwiazda przed świtem
świeciła
jeszcze dla niej.
To
wiedziała
ale
już jej nie pragnęła,
ani
jej ani niczego innego.
Wiatr
dmuchnął mocniej
i
widziałam jak odrywa się od parapetu
jak
zaczyna szybować…, w marzeniach
nad
górami, lasami nad... czasem,
który
właśnie skończył się dla niej.
bajsza
Matko droga weszłam do POEMY, żeby podpisać
swoje wiersze imieniem i nazwiskiem i mało nie padłam - uwierzycie 11 lat temu
wstawiałam tam swoje wiersze. 11 lat to przecież cała wieczność.
Piszę
tam o sobie, że jestem no może nie dosłownie, ale w tym stylu „gorącą trochę
szaloną 40 tką”.
Byłam
wtedy zakochana i może, dlatego odważyłam się te wiersze wyciągnąć z szuflady.
Oszlifować je, przypomnieć sobie te chwile, gdy je pisałam i przeczytać je
mężczyźnie, którego niespodziewanie pokochałam. Później, gdy pozwolił mi
niektóre ilustrować swoimi zdjęciami zdecydowałam, że pokażę je i innym
Rany
Boskie sama sobie nie wierzę.
………………………………
A
dzisiaj wysmarowałam list do jednego takiego chyba 70 letniego chórzysty, bo
mnie zeźlił tym, co o sobie napisał. Okropnie się zmieniłam, od czasów pisania
tych wierszy. Straszne – życie weryfikuje nasze poglądy.
……………………………
Ktoś
kiedyś po przeczytaniu jakiegoś fragmentu tego bloga – skwitował „Masz
skłonności do obnażania się” – mój komentarz na tę uwagę - ekshibicjonizm
psychiczny – czy to prawda?
……………………………
Prawda
jest o wiele bardziej skomplikowana i o wiele bardziej trudna do zrozumienia.
Nie
wiem czy macie świadomość, że o charakterze człowieka decydują jego
doświadczenia z młodości czasem bardzo wczesnej młodości dokładniej z
dzieciństwa.
Dlatego
jest np. bardzo ważne, by matka karmiła własne dziecko piersią.
Ten
kontakt ciał matki i dziecka, tej maleńkiej kruszynie daje jakby wieczne poczucie
bezpieczeństwa, które później będzie procentowało, gdy życie da mu w kość.
Późniejszy
czas też jest ważny, dzisiaj to wiem jak bardzo i czy można to z czymś
porównać.
Cena,
jaką się płaci za samotność w dzieciństwie jest ogromna. W sumie trudno to w
jakiś wymierny sposób ocenić.
……………………………
Zastanawiam
się ile swoich tajemnic z dzieciństwa zdradziłam komukolwiek.
Gdybym
się obnażała, powinnam napisać najpierw o bardzo wielu często wstydliwych
sprawach właśnie z dzieciństwa.
Więc
nie mów mi proszę, że się obnażam.
Tak
naprawdę nigdy dotąd nie pisałam o tym, co przeżywałam wtedy, gdy byłam jeszcze
pisklęciem i teraz, gdy niby dorosłam. Wiem to dziś, że właśnie przez to, że
nikogo nie obchodziło tak naprawdę, co się ze mną dzieje, nie dorosłam nigdy i już
nie dorosnę.
Tak
jak roślinka, którą za młodu się uszkodzi i nie zadba się o to, by ją naprawić…
Wiem
na 100%, że o pewnych zdarzeniach nigdy nie napiszę, bo zwyczajnie wstydzę się
tego do dzisiaj co się wtedy wydarzyło.
……………………………
Próbowałam sobie przypomnieć najwcześniejsze
chwile z dzieciństwa.
Pamiętam
taki obrazek jak leżę na podłodze pod moim drewnianym łóżeczkiem, skulona mam
może 2 lata i płaczę. Czuję się bardzo nieszczęśliwa, nie wiem, czemu. Boli
mnie okropnie palec serdeczny u prawej ręki.
Pszczoła
mnie ugryzła czy coś w tym rodzaju. Obok leży Diana srebrny owczarek kupiony,
przez mojego ojca, po tym jak cyganki w biały dzień napadły naszą sąsiadkę z
parteru.
Mama z
panią Janeczką, kumpelą z naprzeciwka strzelają ze strzelby pana Tadeusza na
podwórku w butelki i kompletnie nie przejmują się, że ryczę, aż się zanoszę.
Chcę
umrzeć tak bardzo mnie boli a nikt nie próbuje mi nawet pomóc.
Tylko
Diana patrzy na mnie swoją wierną mordką z ogromnym i nie udawanym współczuciem.
Wciskam
się coraz głębiej pod łóżeczko i trafiam na coś miękkiego. To miękkie to różowy
pluszowy aksamitny piesek. Mocno już sfatygowany ale w tej chwili niezwykle
cenny. Mama później powiedziała, że to tata mi go kupił jak skończyłam 2 miesiąc na
takie niby urodziny.
Jak
dzisiaj pomyślę to chyba właśnie wtedy poczułam pierwszy raz jak bardzo boli
samotność.
代用品 Substytut 代用品
Uciekamy
przed sobą w pół słowa,
zastygamy
nieskończonym gestem.
Pozostaje
nam twarzy połowa,
zimna
skała na deszczu i wietrze.
A gdy
noc przychodzi milcząca,
po
omacku dłonią szukamy,
Odrobiny
czegoś ciepłego,
lub
miękkiego - tak jak aksamit.
Ten
wiersz powstał wiele lat później, ale był naznaczony całymi latami uczucia takiej
żebraniny o gesty, o czułe lub choćby serdeczne słowa, przypadkiem gdzieś
skradziony uśmiech przeznaczony może dla kogoś innego, ale dający sercu
substytut radości i poczucie sensu istnienia.
……………………..
Pamiętam,
że wtedy przyszedł do mnie Januszek ukucnął przy łóżeczku i powiedział „wyłaź”.
Mamy nasze już nie strzelają, bo Twojej mamie strzelba rozerwała się w rękach i
ma podbite oko.
Okropnie
się wystraszyły, co na tą rozwaloną strzelbę powie mój tata. Może nie tak
składnie mówił, bo był chyba 2 miesiące młodszy, ale zrozumiałam dobrze, co
mówi i jakoś mój palec przestał mnie boleć.
……………………..
Następne
takie znów dość traumatyczne zdarzenie pamiętam jak byłyśmy z mamą w Łodzi u
cioci Wikty.
Ciocia
Wikta była wielką damą, nosiła na plecach zawsze srebrne lisy z takimi
pyszczkami złączonymi nad ogromnymi piersiami.
Piękne
jedwabne kolorowe sukienki, które uwydatniały jej dość obfite kształty. Bardzo
dużo złotej biżuterii pierścionki z ogromnymi rubinami i szmaragdami – tak
mówiła mama.
Ja się
na tym wtedy nie znałam.
Pamiętam
tylko, że w salonie stało pianino a na nim z 20 słoników z kości słoniowej od
największego do najmniejszego i były za wysoko, żeby do nich się dobrać. Zawsze
myślałam, że jak podrosnę buchnę jej choćby jednego i się nie pokapuje, ale ta
myśl zrodziła się kilka lat później, gdy życie nauczyło mnie, że ludzie kradną
i jak robią to sprytnie to nikt tego nie zauważa.
……………………..
Mąż cioci
Wikty wujek Wacek był jakimś majstrem czy kierownikiem w fabryce Marchlewskiego,
ciągle pracował i kupował cioci, co tylko się jej zamarzyło – to też opinia
mamy. Nigdy go nie było w domu. Ja widziałam go tylko raz później jak byłyśmy z
babcią na ich działce na Kałach i doznałam prawdziwego szoku, bo Wacek był
malutki i szczuplutki, ciotka Wikta przy nim wyglądała jak amerykańska Statuła
Wolności.
……………………..
Wtedy
mało kto miał własne letnisko, więc dla nas była to wielka frajda do nich tam
pojechać. Tak naprawdę to oni nie byli moim wujostwem, tylko ponoć Leszek ich
jedyny syn był najleprzym przyjacielem mojego ojca – ponoć pasjami grali razem
w karty, gdzie nie wiem o tym się nie mówiło, ale wiem, że zdarzało się im
przegrywać spore pieniądze.
……………………..
Normalnie
jeździłyśmy do niej zwykle we Wszystkich Świętych, gdy wracałyśmy z grobu
mojego taty, żeby się zagrzać, bo mieszkała na Ogrodowej naprzeciwko fabryki
Marchlewskiego w fabrycznych domach.
……………………..
Wtedy
byłam mała, bo ciocia dała mi do zabawy cudną lalkę i posadziła mnie na kocu w
kuchni, gdzie z mamą opowiadały sobie jakieś historie. Ciocia gotowała dla mnie
mleko na takiej maszynce ze spiralami i ono zaczęło kipieć na podłogę.
Nie
wiem ile miałam lat, ale nie więcej niż 3.
One
gadały a ja chciałam wyłączyć tę maszynkę, żeby nie kipiało i pociągnęłam za
kabel. Maszynka z mlekiem spadła na moją buzię……
Matko
słodka, co się wtedy działo. Pamiętam, że ciocia tłukła jajka i przykładała mi
na buzię białka, ja byłam taka spanikowana, że na początku nawet nie płakałam,
dopiero później w tramwaju, gdy wracałyśmy do domu darłam się jak obdzierana ze
skóry.
Pamiętam, że mama mówiła mi tylko „sama sobie
jesteś winna” i nawet wtedy mnie nie przytuliła.
Tak
właśnie mówiła, gdy mnie tak okropnie bolała ta poparzona buzia. To cud od
Boga, że nie mam żadnych śladów po tym poparzeniu. Nie poszła ze mną do lekarza
tylko jak gdyby nigdy nic wiozła mnie tramwajem do domu
……………………..
O
dziadku i białym piórku jak przyjechał z rowerkiem i kolczykami na moje 3 urodziny
już pisałam.
……………………..
Jak
dzisiaj oceniam moją mamę z tamtych czasów, to rozumiem ją, że była bardzo
nieszczęśliwa, bo straciła męża w kilka lat po ślubie i szukała rozrywek, żeby
zapomnieć ból jaki się z tym wiązał.
Miała
zaledwie 23 lata, gdy to się stało.
Mama
nie tylko straciła męża straciła też bardzo dostatnie życie w fabrykanckiej
rodzinie, gdzie była przez ojca obsypywana drogimi i pięknymi prezentami.
Z dnia
na dzień straciła bardzo wiele.
Zostałam
jej ja - utrapienie, bo trzeba było myśleć, co będzie dalej.
To ja z tamtych czasów z Januszkiem
Nie
pracowała kończyły się dawne zasoby finansowe.
Małe dziecko zawadzało jej w ułożeniu sobie
życia na nowo.
Do
tego była kobietą, która w sposób fizyczny potrzebowała bardzo mężczyzny.
……………………..
To
zrozumiałam dużo później. Poznała mojego późniejszego ojczyma, gdy wyjechałyśmy
w 3 kę. Ja mama i ciocia do Dziwnowa na wakacje.
Miałam
wtedy 4 lata i cztery miesiące.
Muszę
jednak powiedzieć, że te niecałe 5 lat pamiętam tylko, jako traumatyczne
zdarzenia.
Ucieczka
z Januszkiem z domu do Łodzi do ZOO - to warto przeczytać
http://bajsza.blogspot.com/2013/08/powiesc-rozdzia-12-ucieczka.html
, rozwalenie kolana na płocie, gdzie wisiał kawał skóry z mojego kolana, były jakieś spacery do Parku to znam ze zdjęć raczej.
http://bajsza.blogspot.com/2013/08/powiesc-rozdzia-12-ucieczka.html
, rozwalenie kolana na płocie, gdzie wisiał kawał skóry z mojego kolana, były jakieś spacery do Parku to znam ze zdjęć raczej.
Wycieczka
do kuzynów synów cioci Krysi do Łodzi.
Jednak
w sumie nie czułam miłości mamy – te wszystkie zdarzenia były jakby
zapewnieniem rozrywki mamie. Nie pamiętam, żeby mnie przytulała, żeby troszczyła
się o mnie. Powiedziała kiedyś do pani Janeczki, „przebijemy jej uszy do tych
kolczyków co dostała po babci.
Jak
nie będzie za bardzo wrzeszczała, to może przebiję też sobie. W sumie boję się
sama sobie przebić”.
Miałam
wrażenie, że mam ją tylko na chwilę jakby do jakiegoś eksperymentu i tak
faktycznie pewnie za chwilę zniknie.
O ojcu
nie chciała ze mną rozmawiać w tamtym czasie. Jeśli czegoś dowiedziałam się to
od babci lub obcych ludzi. Dziwne dla mnie było, że mama na krótko przed
śmiercią ojca wyprowadziła się z cudnych mieszkań na Alejach Kościuszki u
teściów i zamieszkała u babci. Nigdy nie dowiedziałam się dlaczego tak się
stało.
……………………..
Później
z czasem czułam się jak zbędny balast. Musiałam stworzyć sobie swój świat, żeby
dać sobie sama radę. Gdyby to było dzisiaj pewnie jak mantrę powtarzałabym.
„Jestem
jedyna w swoim rodzaju.., wierz mi.
Wszyscy
mają Mambę, ale nie ja. Nie należę do drużyny Actimela, nie posiadam 3-letniej
gwarancji, ani gwarancji zwrotu kosztów, nie dodaję skrzydeł, nie znam
Goździkowej, ze mną Ci się nie upiecze - choć nauczyłam się kłamać i wymyślałam
kłamstwa dla koleżanek, żeby nie dostały w domu rżnięcia jak się spóźniały.
Nie
gwarantuję uczucia komfortu. Dzięki mnie nie dostaniesz zniżki w Terranovie czy
Trollu.
Minuta
rozmowy ze mną nie kosztuje 5 gr, nie wygładzam ani nie redukuję swoich ani
cudzych zmarszczek.
Mam
więcej niż dwie kalorie, o wiele więcej niestety.
Nie
jestem owocem Jogobelli, nie będziesz żuć mnie zdrowo, wcale nie dam się żuć
nawet Piotrusiowi, który jest boski.
Przed
użyciem nie wymagam zapoznania się z treścią ulotki dołączonej do opakowania,
ani kontaktowania się z lekarzem lub farmaceutą. To ja nie mam szans z
pragnieniem, nie mam pięciu gwiazdek w crash-testach.
Nie
trafiam celnie w silny ból, nie mam pomysłu na obiad, choć czasami coś mi
zaświta i wtedy jestem mistrzem zrobienia super żarcia z niczego..
Nie
posiadam napisu pod nakrętką, ani kolorowanki pod etykietą i niestety nie pochodzę
z pierwszego tłoczenia. Wciąż nie wiem skąd się bierze Chocapic, nie wiem też,
dlaczego Cini Minis są aż tak cynamonowe. Niestety nie rozpływam się w ustach,
szybciej w dłoni jak czuła i zadbana. Poza tym nie brałam udziału w Tańcu z
gwiazdami...Acha, jeszcze jedno: Nie znajdziesz mnie, w co piątej Kinder
niespodziance.., więc ciesz się, że mnie miałeś okazję, choć poczytać”
……………………..
Wtedy
jednak trzeba było się zakamuflować tak, by wszyscy dali mi święty spokój, bo
wiadomo było, że dla mnie jak się później okazało na szczęście mama do swojego,
życia mnie nie zabierze z wielu powodów.
Nie omieszkała,
co prawda za zgodą babci i cioci jak sądzę zabrać moją rentę, po ojcu, bo ja
byłam mała to i potrzeb nie miałam a babci całkiem się nieźle powodziło.
Babcia została moim nieoficjalnym opiekunem, choć mama świetnie wiedziała, że babcia, choć kobieta światła i wykształcona kompletnie się do tego nie nadaje.
Babcia została moim nieoficjalnym opiekunem, choć mama świetnie wiedziała, że babcia, choć kobieta światła i wykształcona kompletnie się do tego nie nadaje.
Kocha wyłącznie
swoje przedszkole i tylko ono się dla niej liczy.
Mama zabrała też praktycznie wszystkie cenne pamiątki po ojcu. Miała wynajęty cały wagon w pociągu, by przewieźć meble, dywany, chińską porcelanę, obrazy, radia, zegary, biżuterię, futra i inne precjoza. Później okazało się, że nie zauważyła pudełka z aparatem fotograficznym, notesem taty i śpiącą lalką chłopczykiem z wystawy sklepowej na Piotrkowskiej ubraną w koszulę nocną taką, jakie szyła firma dziadka i taty. Ich fabryka produkowała ekskluzywną bieliznę męską i koszule dla najbogatszych - artystów, fabrykantów i elity łódzkiej. Nie zabrała tych kilku drobiazgów, bo były wciśnięte w najczarniejszy kąt na szafie u babci. Może też, dlatego, nie zabrała, bo babcia pewnie zdążyła się już przywiązać do tych luksusowych rzeczy i pamiętam ich kłótnię, gdy mama ściągała z babcinych podłóg dywany i wyciągała srebrne zastawy z kredensu. Babcia krzyczała, że dla jakiegoś obcego „fagasa”/wtedy zupełnie nie znałam znaczenia tego słowa/ ogałaca dziecko z jedynych pamiątek po ojcu. Krzyczała też, że ona sama może mnie wychować póki żyje, ale te rzeczy powinny być dla mnie zabezpieczeniem finansowym, gdyby coś jej się stało. Miałam wtedy niecałe 6 lat, byłam już w 70 procentach sierotą, czułam się jak maleńki ogryzek, który najlepiej jest gdzieś daleko odrzucić, żeby się nie psuł w domu i nie pachniał zgnilizną. Czułam się okropnie, chciało mi się wrzeszczeć, ale wiedziałam, że to nic nie zmieni. Wrzeszczałam wewnątrz czułam jak ogromne łzy zalewają moje chude ciało, patrzyłam z góry na moje nieproporcjonalnie ogromne w porównaniu z chudziutkimi nóżkami kolana i widziałam jak wszystko rozmywa się w zapłakanych oczach w kolorowe plamy. Ściskałam tę lalkę i pluszowego pieska i tuliłam się do Diany, bo bałam się, że mi ją też zabiorą. Nie pamiętam jak długo to trwało. Babcia chodziła do przedszkola, a ja siedziałam z mamą całe dnie i patrzyłam jak ona pakowała część mojego świata, do ogromnych pudeł. Patrzyłam, z jakim zapałem i błyskiem w oczach, zabierała ode mnie wszystko, co mogłoby mi ją lub ojca przypominać. Czasami nawet myślałam, że robi to złośliwie. „Wiesz to futro z fok dostałam od Twojego taty, przed Sylwestrem, żebym mogła okryć się jakby było zimno na przyjęciu. Te kolczyki, zobacz z brylantami, ojciec dał mi jak miał się urodzić Twój brat. Nie pozwolił później mi ich nosić, bo uważał, że przyniosły mu pecha i jego ukochany synek umarł przy porodzie”. Byłam małym bardzo nieszczęśliwym dzieckiem a ona mówiła mi takie rzeczy. Zapomniałam o bracie, kiedyś o nim mówiła babcia. Nigdy nie chodziłyśmy na jego grób. Nikt nie wiedział, gdzie był pochowany, bo ponoć ojciec sam włożył go w małą białą trumienkę i taksówką zawiózł go na cmentarz chyba w Pabianicach i sam go zakopał. Później pojechał do Stylowej i postawił wszystkim obecnym kilka kolejek wódki, po czym wyrzucił na salę wszystkie pieniądze – mówiąc pijcie i bawcie się - ja pochowałem właśnie swojego pierworodnego syna. Całe to zdarzenie poznałam wiele lat później na imieninach cioci, teść mojej kuzynki był wtedy w tym lokalu i przy imieninowej wódce sytuacja mu się przypomniała.
Mama zabrała też praktycznie wszystkie cenne pamiątki po ojcu. Miała wynajęty cały wagon w pociągu, by przewieźć meble, dywany, chińską porcelanę, obrazy, radia, zegary, biżuterię, futra i inne precjoza. Później okazało się, że nie zauważyła pudełka z aparatem fotograficznym, notesem taty i śpiącą lalką chłopczykiem z wystawy sklepowej na Piotrkowskiej ubraną w koszulę nocną taką, jakie szyła firma dziadka i taty. Ich fabryka produkowała ekskluzywną bieliznę męską i koszule dla najbogatszych - artystów, fabrykantów i elity łódzkiej. Nie zabrała tych kilku drobiazgów, bo były wciśnięte w najczarniejszy kąt na szafie u babci. Może też, dlatego, nie zabrała, bo babcia pewnie zdążyła się już przywiązać do tych luksusowych rzeczy i pamiętam ich kłótnię, gdy mama ściągała z babcinych podłóg dywany i wyciągała srebrne zastawy z kredensu. Babcia krzyczała, że dla jakiegoś obcego „fagasa”/wtedy zupełnie nie znałam znaczenia tego słowa/ ogałaca dziecko z jedynych pamiątek po ojcu. Krzyczała też, że ona sama może mnie wychować póki żyje, ale te rzeczy powinny być dla mnie zabezpieczeniem finansowym, gdyby coś jej się stało. Miałam wtedy niecałe 6 lat, byłam już w 70 procentach sierotą, czułam się jak maleńki ogryzek, który najlepiej jest gdzieś daleko odrzucić, żeby się nie psuł w domu i nie pachniał zgnilizną. Czułam się okropnie, chciało mi się wrzeszczeć, ale wiedziałam, że to nic nie zmieni. Wrzeszczałam wewnątrz czułam jak ogromne łzy zalewają moje chude ciało, patrzyłam z góry na moje nieproporcjonalnie ogromne w porównaniu z chudziutkimi nóżkami kolana i widziałam jak wszystko rozmywa się w zapłakanych oczach w kolorowe plamy. Ściskałam tę lalkę i pluszowego pieska i tuliłam się do Diany, bo bałam się, że mi ją też zabiorą. Nie pamiętam jak długo to trwało. Babcia chodziła do przedszkola, a ja siedziałam z mamą całe dnie i patrzyłam jak ona pakowała część mojego świata, do ogromnych pudeł. Patrzyłam, z jakim zapałem i błyskiem w oczach, zabierała ode mnie wszystko, co mogłoby mi ją lub ojca przypominać. Czasami nawet myślałam, że robi to złośliwie. „Wiesz to futro z fok dostałam od Twojego taty, przed Sylwestrem, żebym mogła okryć się jakby było zimno na przyjęciu. Te kolczyki, zobacz z brylantami, ojciec dał mi jak miał się urodzić Twój brat. Nie pozwolił później mi ich nosić, bo uważał, że przyniosły mu pecha i jego ukochany synek umarł przy porodzie”. Byłam małym bardzo nieszczęśliwym dzieckiem a ona mówiła mi takie rzeczy. Zapomniałam o bracie, kiedyś o nim mówiła babcia. Nigdy nie chodziłyśmy na jego grób. Nikt nie wiedział, gdzie był pochowany, bo ponoć ojciec sam włożył go w małą białą trumienkę i taksówką zawiózł go na cmentarz chyba w Pabianicach i sam go zakopał. Później pojechał do Stylowej i postawił wszystkim obecnym kilka kolejek wódki, po czym wyrzucił na salę wszystkie pieniądze – mówiąc pijcie i bawcie się - ja pochowałem właśnie swojego pierworodnego syna. Całe to zdarzenie poznałam wiele lat później na imieninach cioci, teść mojej kuzynki był wtedy w tym lokalu i przy imieninowej wódce sytuacja mu się przypomniała.
Ani
mama, ani babcia, ani nawet ciocia nigdy mi o ojcu nic nie mówiły. Panowała
jakaś rodzinna zmowa milczenia na ten temat.
…………………………..
Wtedy,
gdy mama się pakowała pamiętam, że cały czas siedziałam w jakimś kącie pokoju,
gdzie to wszystko wkładała w pudła, siedziałam jak mysz pod miotłą, bo
wiedziałam, że wkrótce ją stracę. Ją też…Pamiętam, że straciłam ostrość
widzenia, chyba przez ten wewnętrzny płacz. Nie mogłam nawet jej wyraźnie
zobaczyć, ale słuchałam jej głosu. Musiała czasem zerkać na mnie. „Nie martw
się będziesz mnie odwiedzać w wakacje, ustaliłyśmy z ciocią Todzią, że będzie z
Tobą przyjeżdżała jak tylko będzie mogła” Ciocię wtedy znałam z tego, że wchodziła
do szafy jak była burza, bo tak się jej bała i z tego, że kiedyś zrobiłam w
nocy kupę w jej bambosz, bo spała u nas zawsze jak ją ciotka Adelcia wkurzyła.
Byłam wtedy za mała, żeby rozumieć, co się działo w mojej rodzinie, zresztą i dzisiaj
już nie wiele z tego pamiętam. Był jednak taki okres jakoś przed tym wyjazdem
do Dziwnowa, gdzie mama na moje utrapienie poznała tego jak babcia mówiła „fagasa”,
że ciotka Todźka pomieszkiwała u nas. Było to coś w rodzaju szantażu na dziadku
Franku, który wbity między młot a kowadło nie wyrabiał z tymi dwoma babami.
Znaczy swoją żoną i siostrą, którą kochał nad życie. Obie się nie cierpiały,
ciotka Todźka w szczególności żony wujka i jak wujek stawał w obronie żony
ciotka odgrywała mu polkę z wyprowadzką z domu. Czekała aż wujek skruszy się, żonkę
ustawi jak chciała i przyjdzie ją błagać by wróciła do domu. Była dla niego
wyrocznią, rodzinną Pytią wszystko wiedziała najlepiej i wujek bez niej nie
umiał funkcjonować. Był tak uzależniony od niej jak ona od papierosów Silezja.
Pamiętam, że zawsze jak się zjawiała przynosiła mi jakiś fajny prezent. Była
panienką zarabiała i czasami robiła innym prezenty. Wtedy byłam szczęśliwa,
uważałam ją za osobę zupełnie bezinteresowną. Dzisiaj boję się nawet o tym pisać,
bo zawsze jak tylko coś choćby pomyślałam nie po myśli cioci, przytrafiało mi
się jakiś nieszczęście/między innymi pożar w moim domu z tym jakoś dziwnie
wiążę/a Wszystkich Świętych mamy za pasem. Zatem zmieniam temat.
Siedziałam
w kucki w babcinym pokoju, mój świat się rozsypywał na drobne ziarnka piasku.
Nie było ratunku dla mnie, wiedziałam już, że zostaję u babci kochałam ją, bo
była super, ale wiedziałam, że też nigdy mnie nie przytuli. W sumie nie wyobrażałam
sobie rozstania z babcią, bez niej nie umiałabym wtedy żyć. Miałam Dianę,
babcię, Januszka i reszta to już były same kłopoty. Jeszcze mama nie wyjechała
a ja już martwiłam się o nią. Ja bardziej martwiłam się o nią niż ona o mnie.
Pamiętam,
że jeszcze nim wyjechała ja już zaczęłam pisać listy do niej, takimi bardzo
koślawymi literami, bo to przecież były moje początki pisania. Ukrywałam te
listy pod kredensem u babci i martwiłam się, czy nie narobiłam w nich błędów.
Babcia nie miała w domu słownika, zresztą jak mama zapakowała swoje rzeczy
babcine mieszkanie stało się okropnie puste i smutne. Wszystkie książki popakowała
w kartony i nie zostało nic pamiętam, że nawet bajkę o Kopciuszku zabrała.
Rozumiałam
to, że potrzebowała wśród nowych ludzi pokazać się z najlepszej strony. Po to
były jej potrzebne te wszystkie rzeczy, bo po tym jak miała tam mieszkać ludzie
będą ją oceniali. My z babcią będziemy pewnie niewiele przebywały w domu. Wtedy
jeszcze nie przypuszczałam, że spadnie na mnie kolejne nieszczęście. Babcia
zawsze mówiła, że nieszczęścia chodzą parami. Moje nieszczęścia zwykle chodziły
stadami. Jednak wtedy w kucki ma podłodze jeszcze tego może na szczęście nie
wiedziałam. Zaczęło mnie właśnie wtedy bardzo boleć serce. Czasami tak mnie
kuło, że nie mogłam złapać powietrza i robiłam się sina i wpadałam w taką
psychiczną panikę. Nikomu o tym nie mówiłam, bo uważałam, że nie powinnam
nikomu sprawić kłopotów. Jak będę marudziła myślałam oddadzą mnie do domu
dziecka. Taki dom był u nas na Pułaskiego, czasami zaglądałam tam przez płot na
sieroty bujające się w trawie w kucki. Wszystkie były jakoś tak podobnie ubrane
i chyba nie miały zupełnie niczego swojego.
Nic,
więc nie mówiłam o tym sercu, dopiero kucharka babci z przedszkola, zauważyła,
że nie chcę nic jeść i tak jakoś zapowietrzam się i sinieję i robię się zimna.
Ona to zauważyła i powiedziała babci, że coś ze mną jest nie halo, po tym
wyjeździe mamy. Niestety jeszcze nim mama wyjechała, spotkało mnie inne ogromne
nieszczęście. Najgorsze było to, że dowiedziałam się o tym w ostatniej
praktycznie chwili. Pani Janeczka, pan Tadeusz i Januszek przyszli do nas
pożegnać się, bo okazało się, że wyprowadzają się do Tomaszowa Mazowieckiego.
Januszkowi rodzice nie kazali nic mówić, bo twierdzili, że to może być dla mnie
za duży cios.
Czy
mogło zdarzyć się jeszcze coś gorszego niż porzucenie mnie przez mamę, gdy od 5
lat nie miałam już ojca. Co ja miałam mówić kolegom, gdy pytają mnie, dlaczego
moi rodzice mnie porzucili a teraz jeszcze Januszek, jego też mi zabrali.
Jak ja
miałam żyć bez Januszka, który był dla mnie jak brat. Budziliśmy się i za
moment albo on przychodził do mnie albo ja do niego. Mamy na zmianę gotowały
nam obiady, żebyśmy razem jedli.
Po
obiedzie zawsze kładły nas na tzw. ciszę poobiednią do babcinego małżeńskiego
dębowego łoża, gdzie razem rysowaliśmy różne obrazki i szeptaliśmy o tym, co
będziemy robić następnego dnia. Jak ja miałam żyć, bez mamy, bez Januszka? Ten
mój wewnętrzny płacz zatapiał moje serce. Było coraz gorzej. Rodzice Januszka z
nim wyjechali następnego dnia, wtedy właśnie przyjechał do nas ten jak babcia
go nazywała „fagas”. Pamiętam ten moment i nigdy go nie zapomnę. Podszedł do
mnie przykucnął, jego czarne falujące włosy spadły mu na oczy – wyglądał jak
cygan i powiedział do mnie, „O jaką piękną małą córeczkę mam”. Pamiętam te jego
zbójeckie oczy – tak to powiedział jakby za chwilę miał mnie upiec na rozżarzonych
fajerkach babcinego kuchennego pieca. Nawet przez sekundę, go nie lubiłam,
mimo, że był piękny. Miał w oczach takie bestialstwo wyglądał jak diabeł. To
moje pierwsze wrażenie było bardzo intuicyjne i bardzo trafne, choć wtedy
jeszcze tego nie wiedziałam. Nieszczęścia z nim związane zaczęły mnożyć się
później, nie trzeba było długo czekać.
Mama
jak pisałam potrzebowała mężczyzny choć ja wtedy tego tak nie postrzegałam, bo
nie miałam pojęcia o tych wszystkich sprawach między mężczyzną a kobietą.
Wtedy
sądziłam zwyczajnie, że chciała mieć pięknego mężą.
Nie
myślałam o rodzeństwie, bo miałam wrażenie, że mama za dziećmi nie przepadała,
zresztą podobnie jak moja babcia, która w przedszkolu, była świetną bizneswoman,
choć wtedy mówiło się raczej super kierownikiem a raczej kierowniczką.
Tak
naprawdę nie rozumiałam czemu mama wyjeżdża gdzieś na koniec świata – jak próbowałam
to jakoś ogarnąć w mojej dziecięcej główce wychodziło mi, że chyba przez to, że
nie urodziłam się chłopcem umarł z rozpaczy mój ojciec a mama obwiniała mnie o
to i dlatego uciekała ode mnie jak najdalej, żebym nie przypominała jej nieszczęścia,
którego byłam przyczyną.
Dzieci
kombinują po prostej nie szukają skomplikowanych rozwiązań, najczęściej winę za
wszystkie nieszczęścia świata biorą na siebie.
Ja się
nie użalam nad sobą wręcz przeciwnie pokazuję jak mały człowiek kuma świat,
jaki jest szczery w swoich relacjach z otaczającymi go ludźmi. Jest jeszcze niepopsuty
przez nakazy i zakazy. Jeszcze nie próbuje udawać, żeby coś zyskać.
Szczery
do bólu – do własnego bólu, bo w sumie, który dorosły zastanawia się, co w tych
małych łebkach się wykluwa.
Dziecko
widzi świat po swojemu szczególnie zaś wtedy, gdy dorośli nie ingerują w
wychowanie dziecka.
Mnie w
sumie nikt nie wychowywał do 6 roku życia, później jeszcze przez kolejne 7 lat
też. Troską otaczała mnie Diana – czy dlatego chciałam na imię dać tak mojej
córeczce.
Oczywiście
rodzina mi nie pozwoliła/psie imię/a we mnie nie było dość asertywności, bo
zawsze odkąd pamiętam to ja musiałam się z kimś liczyć, zaś nikt nie liczył się
ze mną.
Tak było
zawsze i tak pewnie zostanie.
Teraz
na szczęście wiem, że w krytycznych sytuacjach mogę liczyć na córkę.
Jak to
się w życiu plecie?
…………………………….
Kiedy
mama wyjechała a ja miałam napisanych przynajmniej z 10 listów do niej poszłam
do babci – już wtedy spędzałam całe dni w przedszkolu, bo w domu babcia
twierdziła, że nie mogłam być sama.
Poszłam
do babcinej kancelarii i poprosiłam ją o znaczek na list. Nie miała żadnego,
kopertę miała, ale znaczki się skończyły. Babcia wtedy powiedziała do mnie „zobacz”
otworzyła najniższą szufladę w biurku; „tu są drobne pieniądze, rodzice mi
wpłacają na przedszkole a ja nie lubię takich drobniaków, bo mi się później
gubią, więc wrzucam je tu a ze swoich dokładam do wpłat rodziców, żeby się
zgadzało rozumiesz?”
Nie
bardzo rozumiałam, ale kiwnęłam głową, że tak. Jak będziesz coś bardzo chciała
sobie kupić, cukierka czy coś innego to z tych pieniędzy możesz brać i nie
zawracaj mi głowy, bo ja nie mam czasu na takie sprawy.
Nie
miałam kieszonkowego, ale w szufladzie było sporo drobniaków i wiedziałam, że
jakbym coś chciała, to mogę z szufladzianych pieniędzy czerpać nie zawracając
tylko babci głowy.
Jednak
tego dnia jak babcia dała mi prawo do dysponowania pieniędzmi poinformowała
mnie o innej sprawie, która kompletnie mnie rozbiła.
Powiedziała
mi, że musiała Dianę wydać do dziadka, bo sama całe dni siedziała w domu, „dlaczego
wszystko mi zabieracie?” Wtedy pierwszy raz zaczęłam płakać rzewnymi łzami, – „dlaczego?”-
łkałam „nikt, kogo kocham nie może być ze mną, co ja wam zrobiłam. Przecież
Diana mogła z nami przychodzić do przedszkola.” „Nie mogła to duży pies mogłoby
się zdarzyć, że ugryzłaby jakieś dziecko” „Nigdy nikogo nie ugryzła, co Ty mówisz,
czemu jesteś taka podła?” Było mi bardzo źle, że tak babci powiedziałam, ale to
już było dla mnie za dużo.
Uciekłam
na moje drzewo w przedszkolnym parku i z tej rozpaczy jak samotnik w swojej
samotni żyłam tam przez kolejne 7 lat schodząc tylko na pójście do szkoły i
wieczorem na pójście do pustego domu babci, z którego wszystko, co było mi
drogie zostało wyprowadzone.
Kilka
zresztą miesięcy później Dianę otruli sąsiedzi dziadka, bo rzucili trutkę na
szczury do ogrodu. Już nie umiałam płakać z powodu jej śmierci, pamiętam tylko
dziadzia Franka, jak przyszedł zapłakany do babci, ja myślałam wtedy, że to
ciocia umarła, bo dziadek tak okropnie płakał. Babcia była smutna, ale widać
było, że tego nie przeżyła jakoś boleśnie. Martwiła się o mamę – coś tam w tym
Dziwnowie było nie tak. Wiedziałam mimo, że mi nie mówiły. Ciocia przychodziła
późnymi wieczorami do babci i szeptały po kątach.
Ja też martwiłam się o mamę, babcia mi powiedziała, że mama jest w ciąży i może będę miała brata lub siostrę.
Jednak było coś jeszcze, babcia robiła paczki i wysyłała mamie. Nigdy mi nie pokazywała, co wysyłała i nie mówiła dlaczego.
…………………………….
Ja też martwiłam się o mamę, babcia mi powiedziała, że mama jest w ciąży i może będę miała brata lub siostrę.
Jednak było coś jeszcze, babcia robiła paczki i wysyłała mamie. Nigdy mi nie pokazywała, co wysyłała i nie mówiła dlaczego.
…………………………….
Mówisz
mi „obnażasz się w blogu”.
Ja się
dotąd nie obnażałam, bo ludzie, którzy przez swój egoizm, ranili mnie,
powodowali, że moje życie było pasmem nieprzerwanego płaczu, tego wewnętrznego
głównie, bo zewnętrznie w sumie płakałam tylko kilka razy, Ci ludzie już nie
żyją i uważałam, że to może jest nie fair, żeby pisać o zmarłych przedstawiając
ich w może nie najlepszym świetle. Nie pisałam też o swoim życiu, bo wiesz jak
to jest, mówi się „nie mów nikomu, co się dzieje w domu”.
Jednak teraz jak mi
powiedziałeś, że się obnażam pomyślałam, że może, choć jedna osoba dorosła, która
to przeczyta zastanowi się zanim podejmie jakiekolwiek działania wobec dziecka
jak to wpłynie na jego psychikę – na ile i jakie spowoduje cierpienie u tej
małej istoty, która przecież jest w sumie bezbronna i to, co jej się należy to
głównie - miłość.
Ćd
Nie pamiętam tego momentu, gdy mama wyjeżdżała.
Kiedy
się pakowała to pamiętam bardzo dokładnie?
Siedziałam
cały czas w kucki. Często nawet mówiła idź do dzieci pobaw się.
Nic nie
odpowiadałam. Byłam pewna, że jak nie będę się bujała jak te dzieci z domu
dziecka, tylko tak jak skała będę kucała bez ruchu, bez najmniejszego drżenia
to mamę weźmie litość i zrezygnuje i nie wyjedzie.
Do
dziś tak mam, że jak się czegoś bardzo boję to zamieram i jest tak jakby mnie nie
było, nawet chyba wtedy nie oddycham. Tam w tym pokoju też starałam się nie
oddychać, może, dlatego bolało mnie serce. Sadzę, że na kanwie tego czasu
powstał ten właśnie wiersz, choć oczywiście wiele później.
Akt litości
Zahipnotyzowany
w oczach smutek.
Pasowa
róża w wazonie.
Wyzwala
je z sennego transu.
Współczują
jej, czują jak umiera,
bez
słońca, powietrza i wody.
One
wiedzą - ile bolesnych chwil
jej
podarowano.
………….
Wspaniałomyślne
oczy,
gdyby
mogły - darowałyby jej życie.
Pomogą
jej jednak umrzeć - bezboleśnie,
całą
swoja mocą smutku.
Uduszą
ją płatek po płatku,
w
mgnieniu oka.
Niech
się nie męczy,
nie
smuci, nie łudzi,
niech
już nie czeka
na
żadną darowaną chwilę.
Niech
szybko skona.
…………….
Najpiękniejsza
nawet pasowa róża w wazonie
Wcześniej
czy później zawsze jest stracona.
bajsza
Kiedyś
poszłam w końcu na podwórko Jak już Januszkowie wyjechali. Strasznie dużo się
przez te kilka dni zmieniło. Dzieciaki były w szkole, bo wszystkie były starsze
ode mnie. Sama na podwórku wydawałam się sobie jakby większa i inna. Taka jakby
dojrzalsza. Straciłam nadzieję, że uda mi się zatrzymać mamę. Straciłam
nadzieję, że Bóg ześle na mnie tę łaskę posiadania choćby jednego rodzica.
Kilka
domów dalej mieszkała Sabina, miała liczne rodzeństwo tylko ona była w moim
wieku. Czasami chodziłam pod płot ich ogrodu, gdzie jej mama sadziła z Sabiną
różne kwiaty i warzywa i bardzo jej zazdrościłam, że robią z mamą coś wspólnie.
Miała też ojca – ogromnego człowieka, takiego drugiego wiele lat później widziałam w filmie. „O człowieku, który się kulom nie kłaniał” na podstawie książki bodajże Janiny Broniewskiej. Pamiętam też książkę z przedszkolnej jabłoni tam właśnie dużo różnych książek przeczytałam, ale to już było później.
Będę tu dopisywała ćd więc
zaglądajMiała też ojca – ogromnego człowieka, takiego drugiego wiele lat później widziałam w filmie. „O człowieku, który się kulom nie kłaniał” na podstawie książki bodajże Janiny Broniewskiej. Pamiętam też książkę z przedszkolnej jabłoni tam właśnie dużo różnych książek przeczytałam, ale to już było później.
Ćd
Przespałam się ze 2 godzinki po obiedzie a teraz
wbijam sobie kolejnego gwoździa do trumny. SŁODKIEGO - mianowicie opycham się
czekoladą z orzechami. A co „mówi się trudno i kocha się dalej”.
………………………
Babcia
też miała cukrzycę, nigdy nie widziałam jej z cukierkiem czy czekoladą.
Wtedy
jadało się raczej takie cukierki sezamkowe, albo toffi.
A
właśnie pierwsze 3 lata mojego istnienia babcia miała przedszkole przy plebanii
w domu parafialnym przy kościele Marii Panny.
Czasami mnie tam zabierała i
pamiętam, że chodziłam wtedy do księży na plebanię w takim białym fartuszku z
dużymi kieszeniami i tam każdy ksiądz miał w swoim pokoju taką zrobioną z
szybek i kokardek bombonierkę a w niej czekoladowe cukierki.
Zawsze
dotąd stałam u każdego w pokoju, póki nie pozwolił mi poczęstować się
cukierkami, brałam 2 do każdej kieszeni 1 i to mi na jakiś czas starczało.
Więc
tak naprawdę, księża nauczyli mnie żebrać.
Na
szczęście nie musiałam mówić żadnych modlitw ani nic - udawałam niemowę, póki nie
zapytali mnie, co lubię.
Wtedy
ku ich zdumieniu zawsze odpalałam to samo „czekoladki”.
Byłam
półsierotą, tak się wtedy mówiło.
Mój ojciec nie przyjechał na mój chrzest,
byłam godna współczucia.
Rodzina
babci początkowo miała bardzo dobre relacje z księżmi.
Jeden
nawet systematycznie odwiedzał ciocię siostrę babci.
Babcia zaś chodziła do
kościoła raz w roku ze mną do Grobu Pańskiego.
Nigdy
więcej, no chyba, że był jakiś pogrzeb znajomych z kościoła wtedy też.
Ja
małe dziecko z Januszkiem jeszcze ustaliliśmy, że Bóg nie istnieje, bo gdyby
istniał to po pierwsze nie zabrałby mi ojca, po drugie nie dopuściłby by mama
mnie porzuciła. No i oczywiście mówił Januszek czuwałby nad sierotą lepiej niż
ja.
Pamiętam,
że do tej konkluzji doszliśmy na trawie w rowie przed domem w tym samym rowie,
w którym kilka lat później sąsiad chciał zabić garnkiem od gotowania żarcia dla
świń moją babcię, ale ją uratowałam, bo narobiłam takiego wrzasku, że się
wystraszył i uciekł a sąsiedzi wezwali policję.
Babcia miała rozbitą głowę i
dziurę na 3 cm, ale jakoś z tego wyszła.
Z tego,
co pamiętam to chodziło o 2 świnie, które sąsiad hodował w komórce na podwórku. Przez
nie pojawiły się ogromne szczury w komórkach i babcia wezwała specjalistów,
żeby te szczury wytępić a sąsiad wściekł się, bo dali mu termin na
wyprowadzenie tych świń z komórki i mówił, że prędzej babcię zabije nim
wywiezie świnie na wieś.
Wszyscy to słyszeli, ale nikt nie myślał, że może to
spróbować zrobić. Był kierowcą w karetce pogotowia nie był bandziorem a jednak
zaczaił się na babcię z tym garnkiem i mało jej nie zabił.
Poszedł siedzieć za
to na rok i miał jeszcze jakąś karę w zawieszeniu.
………………………….
Muszę
to napisać, bo jest to niezwykle ważne.
Jak moja mama za facetem szła jak w
dym. To babcia, mimo, że od okupacji była bez mężczyzny, bo hitlerowcy w
Oświęcimiu zastrzelili mojego dziadka nigdy, ale to nigdy nie interesowała się
żadnym mężczyzną, żaden nie był w naszym domu.
Patrząc na nią z dzisiejszego doświadczenia
była czysta jak łza, – mimo, że była piękną kobietą.
Byłam z nią zawsze przez
pierwsze 13 lat życia i wiem, co mówię a obserwatorem byłam świetnym.
Napisałam
o tym, bo, gdy księża jak sądzę załatwili dla babci na przedszkole pałacyk przy
Partyzanckiej jej kontakty z kościołem ograniczały się do nielicznych imprez
organizowanych w przedszkolu z ich udziałem.
Na
początku takie imprezy typu choinka czasem się odbywały. Później babcia z nich
zrezygnowała, bo władze przedszkolne naciskały babcię, żeby zapisała się do
Partii.
Ona powiedziała, że NIGDY, ale kontakty z kościołem ograniczyła do „0”.
Jakiś
udział w tych naciskach musiała mieć niejaka pani Salska, bardzo czczona przez
Komunistyczną władzę, wiem to stąd, że gdy już jak byłam nieco starsza
przechodziłyśmy obok jej grobu, babcia, która była wówczas uosobieniem
łagodności w każdym razie w moim odczuciu zaciskała zęby i mówiła „Pamiętaj to
był mój największy wróg”
Mnie
zaś życie nauczyło, żeby nie zadawać niepotrzebnych pytań, bo można tylko sobie
zaszkodzić, – więc nie pytałam, czemu a ona nigdy mi tego nie powiedziała.
Mogłam
spokojnie powiedzieć, że jak ja nie wtrącałam się do życia dorosłych to i oni
dawali mi wolną rękę, niczego nie zabraniali i niczego nie nakazywali.
Moje
wzorce etyczne czy moralne były wzorcami naturalnymi, wynikającymi z obserwacji
świata dorosłych a przede wszystkim z obserwacji przyrody.
Oczywiście
nie mały udział w ukształtowaniu mnie miały książki, początkowo bajki głównie
Andersena, później takie jak „Uczennica z pierwszej klasy”. Książki
Centkiewiczów „Wyspa mgieł i wichrów”, „W lodach Eisfiordu”, „Biała foka”czy „Szkarłatny żagiel" W końcu
młodzi „pryszczaci” „Pożegnanie z Marią” Borkowskiego, czytałam też wiersze zawsze
wiersze kochałam.
W
przedszkolu długie samotne dni, gdy już z zimna nie dało się siedzieć na
drzewie spędzałam w toalecie, między 1 piętrem a strychem.
Ta
część była odgrodzona od pomieszczeń przedszkolnych, wchodziło się z poręczy na
schodach, jednym skokiem na równoległe schody prowadzące na strych.
Tam
stworzyłam sobie pokoik z lustrem do nauki makijażu, prowizorycznym biurkiem z kartonowego
blatu opartego o umywalkę i oczywiście fotelem na muszli klozetowej.
Były
tam 2 koce i można było podkładając pudło kartonowe przespać się nawet.
Egzystowałam
tam chyba z 4 lata niezauważona przez nikogo.
Drzwi były zamykane na wyjmowaną
klamkę i dodatkowo na klucz.
Pewnie
nigdy bym nie wpadła, gdybym zamykała zawsze swoją pakamerę na klucz.
Niestety
nie zawsze to robiłam.
Gdy poszłam do szkoły musiałam gdzieś się podziać, po
lekcjach, żeby nie zwracać uwagi przedszkolaków. Babcia miała bardzo mały
gabinet i nie lubiła jak się po nim plątałam.
W
kuchni gdzie kucharka pani Ciszewska była moim dobrym duchem też za
bardzo nie mogłam, ze względu na Sanepid. Zostawała szatnia dzieci albo natryski,
ale jak tam było odrabiać lekcje.
Najlepiej
było w piwnicach, ale klucze od nich miał woźny i nie zawsze tam można było się
dostać. Wymyśliłam tę pakamerę w nieużywanej toalecie i wszystko długo było
super.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam