wtorek, 1 lipca 2014

Szczęśliwego życia dla wszystkich piesków

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 67
˜˜*°°*˜˜
Jestem kompletnie rozbita.
Wczoraj upiekłam ciasteczka dla cukrzyka, ale niestety podnoszą mi za bardzo cukier, mimo, że są bez cukru.
Mój Boże patrzę na turystów w Zakopanem – zawsze było mnie stać bym, choć na 7 dni mogła wyjechać na wakacje.
Teraz niestety nie.
Może jak oddam samochód na złom a inflacja nie zeżre tych oszczędności na benzynie i opłatach – może wtedy będę mgła gdzieś wyjechać, choć na tydzień.
Tylko czy będę jeszcze na to miała siłę i zdrowie.
Hmm…., to nie jest fair, choć niektórzy uważają, że praca nauczyciela wf. choćby po najlepszych studiach to totalne obijanie się i za to nie powinno się płacić ani tym bardziej dawać emeryturę.
Jestem oczywiście innego zdania.
Nikt nie myśli nawet o licznych kontuzjach związanych z zawodem, o bardzo dużym stopniu stresu wynikającym z odpowiedzialności karnej, gdyby jakiemuś uczniowi coś się stało na lekcji.
Stać się może nawet przy najlepszej organizacji lekcji. Pamiętam jak kiedyś uczyłam bodajże 1 licealną pchnięcia kulą. Zachowałam wszelkie zasady bezpieczeństwa, wytłumaczyłam, pokazałam jak należy pchać w końcu dawkowałam stopień trudności wykonania ćwiczenia.
Sama cały czas stałam obok, nie leżałam i nie opalałam się jak ktoś kiedyś sugerował.
Co się stało?
Ano jedna z uczennic, która przez cały czas musiała zupełnie o czymś innym myśleć – wypchnęła kulę pionowo w górę nad głowę.
To są ułamki sekund na reakcję nauczyciela. Jeśli uda mu się zmienić tor kuli jest szansa, że uczennica wyjdzie z tego bez uszczerbku.
Pamiętam jej zdziwioną minę, kiedy to zauważyłam nie wiem, nie miała nawet czasu, by uciec z koła.
Zdążyłam błyskawicznie podnieść rękę i wypchnąć z całą siłą kulę poza koło tuż nad jej głową. Gdyby była wyższa ode mnie pewnie byłoby już po niej.
Skończyło się mocnym bólem nadwyrężonej mojej ręki, ale musiałam zacisnąć zęby i skończyć lekcję w ogromnym stresie, bo wyobraźnia pracuje i widziałam co mogło się stać.
Dziś być może po upadku tamten uraz się pogłębił.
To nie była jedyna bardzo niebezpieczna sytuacja, inna uczennica na lekcji gimnastyki, przy doskonaleniu przewrotu w przód, /ćwiczenie z 1 klasy szkoły podstawowej/, przy przewrocie przez 1 część skrzyni po prostu nie rzuciła rąk do przodu, tylko poszła na głowę, gdyby nie błyskawiczna reakcja mogła sobie uszkodzić kręgosłup.
Innym razem w czasie meczu siatkówki uczeń z 4 klasy liceum niechcący ściął z odległości 2 metrów prosto w moją głowę, która odbiła się najpierw od ściany, po czym wylądowała na stalowej lince od siatki, odbiła się od niej i ponownie walnęła w ścianę. Przez 2 dni chodziłam po tym uderzeniu kompletnie nieprzytomna nie mówię o bólu.
Pojęła to dyrektorka, gdy wchodząc na salę uczeń ściął jej niechcący w twarz i złamał okulary na nosie.
Nie zmieniło to jej stosunku do mnie, jako nauczyciela wf, przestała po prostu wchodzić na salę.
Takich sytuacji w ciągu tych 35 lat pracy były setki.
Człowiek wchodząc na salę czy wychodząc na boisko musiał spodziewać się najgorszego. Wystarczyło na moment stracić czujność i stawał się ofiarą własnej nieuwagi, do tego musiał czuwać nad 30 uczniów, którzy przychodzili na te lekcje często sfrustrowani klasówkami, złymi ocenami, utarczkami z nauczycielami innych przedmiotów, problemami domowymi i młodzieńczymi niepowodzeniami.
Trzeba było obserwować każdego ucznia, bo po jego twarzy widać było jak bardzo jest narażony na kontuzję, która może być efektem jego niepełnej sprawności psychofizycznej.
Trzydziestu trudno było ochronić jednocześnie, ale wyodrębniając tych smutnych, zamyślonych w stresie - można było to jakoś ogarnąć.
Gdybym tylko miała prowadzić lekcje, mniej więcej według programu nauczania, narażona byłam jeśli nie sama na uraz to na doprowadzenie do wypadku na lekcji i żadne doświadczenie, czy trzymanie się ścisłe metodyki nauczania poszczególnych ćwiczeń nie chroniło przed niczym, może tylko przed odpowiedzialnością karną, gdybym potrafiła udowodnić, że wypadek był nie do przewidzenia.
Czy nauczyciel może przewidzieć, że ważąca 96 kg uczennica mająca 179 wzrostu zwali się jak kłoda na asekurującego nauczyciela, podbijając mu oko i przygniatając tak własnym ciałem, że drobny nauczyciel nie może się spod niej wygramolić?
 Gdy mu się uda - owa winowajczyni zachowuje się jak nieprzytomna.
Nauczyciel sadza całą klasę zabraniając komukolwiek poruszania nieprzytomnej, sam wzywa karetkę a gdy ta przyjeżdża owa poszkodowana wisi sobie w zwisie przewrotnym na drabinkach głową w dół a klasa siedzi na ławkach jak zahipnotyzowana.
Potłuczonemu nauczycielowi przyszło zapłacić wówczas 20zł za wezwanie karetki i Bogu dziękował, że tak to się skończyło. Mogła przecież uszkodzić się poważnie. Pamiętam, że kilka lat dopraszałam się używając różnych forteli o magnetofon, dzięki któremu mogłabym prowadzić z dziewczynami aerobik na lekcjach. Po 11 chyba latach i różnych pokazowych lekcjach, dla nauczycieli i rodziców dyrekcja dała pieniądze na magnetofon. Traktowałam go jak relikwie, któregoś dnia wnosząc go na salę, jakiś uczeń/okres, gdy nawet na przerwach młodzież miała zajęcia sportowe/poturlał piłkę do kosza pod stopnie wejścia na salę. Noga moja trafiła niespodziewanie na piłkę i pojechała na niej w cały świat a w rękach niosłam ciężki magnetofon taśmowy Grundiga, żeby go nie potłuc musiałam upaść na łokcie i upadłam 2 metry od wejścia na salę.
Magnetofon ocalał łokcie mam już osłabione do dzisiaj. Trzeba było widzieć miny uczniów, nie wiem czy któryś z nich myślałby w takiej sytuacji o tym by ocalić magnetofon.
Szkoda gadać każdy widzi tylko swój trud i własne zaangażowanie i szkoda, ze nie ceni pracy innych.
Byłam dzisiaj u mojego diabetologa i dr. Konrad Szosland to naprawdę przemiły lekarz.
Czasami zastanawiam się czy to normalne, że są tak różni ludzie jedni swoją pracę traktują z miłością a są przecież i tacy, którzy mają wszystko w nosie i chodzi im tylko, by zaliczyć kolejnego pacjenta.
Ech dzisiaj 
JEST DZIEŃ PSA
 Szabaj dostanie kiełbaskę i jego zdjęcie znów przyozdobi ten post.
 Wszystkim pieskom zaś życzymy oboje by zawsze były szczęśliwe.

3 komentarze:

  1. Szbajek jakiś taki zamyślony, smutny, może nieszczęśliwie zakochany, albo kiełbaski było mało,
    lub nie o ten smak chodziło ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Szabajek , uśmiechnij się !

    OdpowiedzUsuń
  3. Szabajek miał jak sądzę mroczny okres w swoim zyciu nim wsiadł do mojego samochodu. Czasami mu się chyba to przypomina. :(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga