środa, 9 lipca 2014

Lalka Chucky a katastrofa w Topolowie

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 70
˜˜*°°*˜˜
Nie chcę nawet sprawdzać, jaki mam cukier. Dałam czadu słowo honoru.
No 146 to jest ok, myślałam, że będzie gorzej.
To teraz mogę się przyznać, trochę malin – kupiłam na zamrożenie, bo były przepiękne, trochę borówek amerykańskich, bo też reszta wylądowała w zamrażalniku. Plaster kremowej super pysznej Stefanki i garnuszek bobu. Bobu nie powinnam jeść ze względu na jego złą opinię, co do pogłębiania się Dny, ale w końcu na coś trzeba umrzeć.
~~~~~~~
Każdej nocy i za dnia jak odpalam komputer wchodzę na profil jednego ze spadochroniarzy, którego parę lat temu poznałam na nartach. 
Nie wiele z sobą rozmawialiśmy, ale miałam uczennicę uprawiającą spadochroniarstwo, często opowiadała mi o zawodach i różnych wyczynach, tak mnie to zakręciło, że nawet zapisałam się na kurs szybowcowy. Niestety scykorzyłam już po 3 zajęciach i zrezygnowałam. Aga była jeszcze maleńka i miałam jakiś taki sen, że lecę i lecę i za chwilę się rozbiję o ziemię. Wystraszyłam się i zrezygnowałam nim wpłaciłam całą kwotę za kurs. 
Z A… rozmawiałam w kolejce do wyciągu właśnie o skokach mówił, że wbrew pozorom to bardzo bezpieczny sport i jaka adrenalina? Hmm….On jeszcze wtedy nie miał córeczki, nie miał chyba nawet żony.
To już było jakiś czas po tym jak zrezygnowałam z tego kursu, sądziłam, że może jego opowieść o lotach jakoś mnie przekona, ale nie. Wtedy odkryłam jeszcze w górach, że mam lęk na dużych wysokościach.
Gdy usłyszałam o tej tragedii 11 skoczków spadochronowych coś mnie tknęło, żeby sprawdzić, kto zginął.
Oczywiście, to nie było proste, wtedy jeszcze nie podawali nazwisk, ale pamiętałam jego imię i nazwisko tak mniej więcej, było podobne do mojego nieżyjącego już dyrektora.
Znalazłam na Facebooku jego profil i co się okazało, że właśnie on zginął. 
Przybiło mnie to, bo zawsze jest bardzo smutno jak odchodzą młodzi ludzie z pasjami, przed którymi było jeszcze całe życie.
Poczytałam trochę co pisał i co inni pisali o nim.
2 lipca na 3 dni przed katastrofą na profilu dziewczyny, która też zginęła są takie wpisy;
„Na najbliższy weekend zapowiada się świetna pogoda, Rudniki, 4000m, Piper Navajo - bosko!
………………., dalej
A S pisze; W razie niepogody palimy kogoś na stosie
2 lipca o 15:05 · Lubię to! · 3
Magdalena D my już wiemy kogo..hehehe
2 lipca o 15:21 · Lubię to!
A S pisze; na pewno jakąś czarownicę
2 lipca o 17:34 · Lubię to!
Miś Przekliniak napisał dzień po katastrofie w której 11 osób w efekcie spaliło się żywcem;  
To żeś wykrakał kolego.....
6 lipca o 02:43 · Lubię to! · 14”
Możecie się śmiać, ale ja jestem przesądna czasami.
Uważam, że nie należy igrać z losem i jak jest coś trudnego do zrobienia nie szafuję słowami po próżnicy. Ja wiem, że dla nich był to chleb powszedni, ale okazało się, że mieli lecieć samolotem, którego dobrze nie znali.
~~~~~~~
Poszukałam dalej i trafiłam na kolejny niefart.
Żona tego mojego znajomego wstawiła na swoim profilu zdjęcie, którego tu nie pokarzę, bo się go boję.
Zdjęcie dziecka z takim oto napisem;
„Ten kominiarczyk kursuje w sieci już od 2003 roku i przynosi szczęście każdemu, kto go dostanie i prześle dalej”
Patrzę na to zdjęcie i nie wiem czemu przypomina mi słynną lalkę Chucky – wstawiła je 29 czerwca i już później nic więcej nie napisała tylko „ Udostępnij dalej :)))” nad zdjęciem.
Ja już pisałam o złej energii, która może się kumulować z różnych powodów.
Apeluję do tych, którzy, bez zastanowienia przyjmują różne rzeczy od innych ludzi, czasami może to być tragiczne w skutkach.
Chodzi tylko o energię. Należy gromadzić tę dobrą wokół siebie i nie dać się wmanewrować w cudze uwikłania.
Gdyby owi skoczkowie wtedy, gdy silnik nie chciał odpalić, zrezygnowali z tego lotu, dziś żyliby wszyscy.
Samolot był trefny a reszta to tylko zbieg nieprzychylnych energii.
~~~~~~~
A ja sobie zjem troszkę lodów, bo cukier mam niezły.
Unikam trefnych rzeczy, choć jestem chomikiem i czasami kupowałam jakieś rzeczy po kimś np. dawniej w Desie czy w sklepach ze starociami. Mam tu obok piękną dębową ławę właśnie kupioną w sklepie ze starociami, jakieś figurki, bałałajkę a nawet kilka misiów, maleńkich, bo takie najbardziej lubię. Kiedyś kupiłam w Desie na Placu Trzech Krzyży - Dziewczynę Ważkę Wilhelma Kotarbińskigo obraz raczej nie był oryginałem tylko piękną kopią, ale pamiętam, że kosztował całą moją rentę miesięczną po ojcu i jeszcze trochę – sprzedałam wtedy na to konto - babcine korale - to był jeden z moich najwcześniejszych poważnych zakupów.
Tak mi się podobał, że nie mogłam spać po nocach i jeździłam oglądać go chyba przez tydzień. W końcu zdecydowałam się, ale musiałam sprzedać te korale, które dostałam od babci i czułam, że to się źle skończy.
Jeszcze tego dnia pamiętam, że w sklepie pojawił się facet w czarnym płaszczu i kapeluszu z długimi włosami wyglądał jak Mefisto a sprzedawca strasznie mu nadskakiwał a ja już oddałam te korale do wyceny i chciałam jak najszybciej wziąć ten obraz w ręce i czuć, że jest mój.
On zaś zajął się tym dziwnym facetem jakby zapomniał o mnie. Wkurzyłam się. 
Dopiero, gdy facet wyszedł sprzedawca przeprosił mnie i powiedział, poznała go pani, to Stan Borys, nie mogłem go ignorować, bo go uwielbiam.
Niemena znałam, ale Stana Borysa zupełnie wtedy nie.
Dopiero później dowiedziałam się, co to za postać - myślałam, że to słynny diabeł z Fausta.
Już sobie umyśliłam gdzie powieszę obraz.
Chciałam na moment powiesić w akademiku na gwoździu po jakimś widoczku, ale gwóźdź wypadł i obraz wylądował na ziemi, później zdjęłam inny widoczek i znów powiesiłam i okazało się, że obraz nie wisi równo, tylko przechyla się w prawo. Dziwne pomyślałam w sklepie wisiał równo, może ściana jest krzywa. Dałam spokój zawinęłam go w papier, w który był zapakowany a ponieważ nie mieścił mi się do torby włożyłam go pod łóżko. Gdy wracałam do domu uświadomiłam sobie, że obraz zostawiłam w pociągu, który jechał do Frankfurtu. Myślałam, że szlag mnie trafi, wiedziałam już, że przepał. Wtedy właśnie przypomniała mi się babcia, jak dawała mi te korale, powiedziała; „one teraz nie są modne, ale są wartościowe, kiedyś znów wróci na nie moda – dbaj o nie”.
Sprzedałam je – było mi niewymownie przykro.
Dopiero niedawno udało mi się kupić podobne i czuję się jakbym zadość uczyniła babcinej woli. Mam jeszcze korale z rubinów po babci i z kryształów górskich ale tych strzegę jak oka w głowie. J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga