piątek, 20 czerwca 2014

Z bryzą morskiego wiatru we włosach.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 62
˜˜*°°*˜˜
Pogoda się popsuła, Krzychu zadzwonił, że przyjedzie po mnie autkiem, chciał mnie po rybce zabrać do siebie, ale się wyłgałam Szabajem, że głodny, że muszę mu coś zrobić do jedzenia. „Zabierz go do mnie”- prosił, ale kwękałam, że ręka mnie boli, robił wtedy taką nieszczęśliwą minę.
Coś mu zostało z tej młodzieńczej kokieterii.
~~~~~~~
Obiecałam sobie, że nie będę się już angażować w żadne związki, bo później człowiek jest rozczarowany.
Dostałam w prezencie niesamowite perfumy, które przywiózł z Japonii.
 Miya Shinma „Kaze” w opisie zapach morski inspirowany wiatrem o takiej jakby grejpfrutowej nucie z bergamotką – w nucie głowy. 
Nuta serca - melon, frezja, konwalia. 
Nuta bazowa – płatki białych kwiatów, cedr, drzewo, hinoki . Jest jak czysta bryza znad oceanu. 
Tyle angielski opis, ale sam zapach zniewalający dopiero po jakimś czasie kontaktu ze skórą. 
Uwielbiam ładnie pachnące perfumy i lubię mężczyzn, którzy potrafią je kupować.
~~~~~~~
Wiele mi o sobie opowiadał. Pracował całe lata na kontraktach, jest architektem z wykształcenia.
Jego rodzina została w Krakowie, on wrócił do domu mamy, gdy się rozchorowała.
Jest sam, ale lubi swoją samotność. 
Jak myśli o tym, że barował się w świecie, by zapewnić byt rodzinie a w efekcie został wdowcem - później okazało się, że dzieci go praktycznie nie znają. 
Wróciłem tu, bo tu są moje wspomnienia podsumował.
Obieżyświat znam takie osoby, najlepiej czują się jak pakują walizki jak moja Aga. Gdy już wojaże się kończą życie doskwiera pewnie.
~~~~~~~
Komary cięły jak głupie to też za długo nie siedzieliśmy. Obiecałam zadzwonić jak będę miała ochotę na grilla czy wycieczkę rowerem. No i fajnie w końcu, ktoś na miejscu.
W każdym razie blisko.
~~~~~~~
Hi, hi a poznaliśmy się banalnie. Moja nieżyjąca już koleżanka Krycha umówiła się z chłopakiem a jemu przyplątał się starszy kolega z „dwójki”, z którym jeździli na rowerach w jakimś klubie.
Ja z Krychą robiłam pracę domową z biologii i razem wyszłyśmy, ona na randkę a ja miałam iść do domu. 
Jak chłopcy nas zobaczyli byli w siódmym niebie, że jesteśmy dwie. Nawet nie pamiętam, jak ten chłopak Krychy miał na imię, był mały i chyba to była ich jedyna randka. Urwali się gdzieś pod Strzelnicą a ja z Krzychem zostałam sama. 
Migdalił się do mnie ostro, – więc go szybko ustawiłam do pionu.
Później spotykaliśmy się bardzo rzadko zawsze ładnie się kłaniał, ale skończył „dwójkę” i poszedł na studia.
W Pabianicach bywał czasami i krótko. Tym bardziej, że mieszkał pod Pabianicami.
Kiedyś spotkał mnie pod „Mazurem” – szłam z Danką na Rio Brawo i pamiętam, że kupił nam obu takie maleńkie bukieciki stokrotek - powiedział, że zawsze będzie mnie miło wspominał.
I tak wspominał mnie aż do mojej poniedziałkowej wizyty u lekarza. Spotkaliśmy się w aptece, a że kolejka była spora zaproponował po zakupach lody.
Siedzieliśmy w kawiarni Piemontu jedliśmy lody i zaśmiewaliśmy się do łez z naszej chmurnej i durnej młodości.
Tak to jest - sądziłam, że jest ktoś, komu troszkę na mnie zależy, ale kolejny raz okazało się, że się przeliczyłam i spokojnie mogę napisać, że nie ma tego złego, co na dobre nie wychodzi.
Gdy dzisiaj się rozstawaliśmy powiedział, że nie wytrzyma i pierwszy zadzwoni. 
Skwitowałam to wspomnieniową dwuznacznością –
„Zawsze byłeś niecierpliwy”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga