BAJSZA
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * *
Zastanawiam
się nad naszym stosunkiem do innych.
Jest
oczywiste, że gdy poznajemy kogoś nowego, próbujemy szybko jakoś go ocenić na
podstawie naszych doświadczeń wynikających z tego, co lubimy u innych a co nas
drażni.
Pamiętajmy przy tym, że ta ocena odbywa się zawsze jakby przez lustro,
którym jesteśmy my sami i każdy człowiek znajdujący się w naszym otoczeniu jest
jakby obrazem z lustra odbiciem poprzez nasze możliwości percepcji.
Często
też na naszą ocenę ma wpływ nasz nastrój, – bo jeśli mamy zły humor, to najczęściej
nie chce nam się nikogo poznawać, bo to wiąże się ze wzmożonym wysiłkiem
intelektualnym i emocjonalnym.
Musimy
się jakoś zaprezentować, – więc o takim popularnym „tumiwisizmie” mowy być nie
może, chyba…,hi, hi, że „mamy taką naturę, że nie wysilamy się nawet przy
spotkaniu z turem”
Powiedzmy, że zależy nam na naszym image i mimo nie najlepszego nastroju mobilizujemy się, żeby poznać kogoś nowego i zrobić dobre wrażenie może nawet stworzyć jakiś niepowtarzalny klimat tego spotkania.
Powiedzmy, że zależy nam na naszym image i mimo nie najlepszego nastroju mobilizujemy się, żeby poznać kogoś nowego i zrobić dobre wrażenie może nawet stworzyć jakiś niepowtarzalny klimat tego spotkania.
Na co
wtedy zwracamy uwagę, co ma zadecydować o tym czy będziemy w ogóle próbowali
nawiązać znajomość.
Tu od
razu przypominam o tych naszych cechach charakteru, które nabyliśmy dzięki
zdarzeniom i ludziom a wynikającym z oceny różnych sytuacji ogólnie przede
wszystkim pod względem przydatności/nowej znajomości/.
Coś
opłaca się nam robić lub nie opłaca/pisałam o tym przy infantylizmie/.
Może jest
to spore uproszczenie ale jak to dokładniej przeanalizować wszystko się do tego
sprowadza.
Może
nie zawsze świadomie o tym myślimy lecz podświadomość zawsze tak to rejestruje.
To
OPŁACA ma też wiele wymiarów, ale pomińmy te szczegóły.
Jak
się nam nie opłaca to wiadomo/też pewne uproszczenie lecz niezbyt dalekie od
prawdy/. prawie 85% populacji tzw. dojrzałej – kładzie lachę na sprawę albo
zwyczajnie odpuszcza, bo jest leniwa i woli pobawić się pilotem telewizora
sącząc miarowo piwko siedząc sobie w ulubionym fotelu.
„No
dobra poświęcę się” - mówi mąż do żony i próbuje uruchomić szare komórki na
kontakt z innym osobnikiem.
Najważniejsze
dla większości jest czy lubi piwo?
Albo
jeszcze lepiej wódeczkę no i jak jest hojny znaczy czy trzeba mu postawić czy
sam stawia.
Ja tu
jestem na przegranej pozycji, bo alkohol odpada, więc już na wejściu mam
przechlapane.
Piwem
ani naleweczką nikt mnie nie kupi, a Ci, co lubią sobie coś chlapnąć w rozmowie
są już wnerwieni, że będę się pewnie w skrytości ducha naśmiewała z ich
opilstwa, plączącego się języka, spowolnienia, drażliwości, różowych polików i
zbyt wylewnej gestykulacji.
Może,
dlatego w sumie wolę samotność, unikając zawierania niepotrzebnych znajomości.
Tak
się zastanawiam ile osób w moim nie krótkim przecież życiu poznałam, które do
dziś uważam, że są lub były cudowne i przebywanie z nimi było ucztą duchową a
co najważniejsze do końca trzymały fason.
Mogłabym
policzyć chyba na palcach.
Zdzisław
K.,
niebywały
intelektualista mający niesamowite poczucie humoru.
Cudownie
potrafił organizować czas.
Może
miał szczęście a może potrafił wynajdywać tak fantastyczne miejsca, że dech
zapierało.
Bajarz,
który godzinami do tego bardzo dowcipnie i interesująco potrafił opowiadać tworząc przy tym fantastyczny klimat o
własnych przeżyciach, podróżach, zdarzeniach, o których słyszał, lub, których
był światkiem.
Może
to jedyna okazja przyznać się, że chciałam mu pomóc podsyłając przepis na
ekskluzywną potrawę z 2 jajek, mąki i koniaku/bo nic więcej w domu nie miał/.
Niestety
okazało się, że potrawę wzięłam z książki Kuchnia egzotyczna i nie dało się jej
zjeść przez zapach, jaki rozsiewała/nie wiem czy to przepis czy któreś jajko
nie było świeże/. Przez co do poniedziałku, czyli jeden wieczór był głodny, na
szczęście został mu chyba jeszcze koniak.
W tym okresie pełnił jedno z najwyższych stanowisk w kraju miał kilka
tytułów naukowych i mógłby z tego powodu być zarozumiały czy pyszałkowaty a nie
był.
W
każdym razie gdybym dzisiaj ponownie miała podjąć decyzję czy odpowiedzieć na
sympatyczną zaczepkę, na stromej leśnej ścieżce – odpowiedziałabym równie
sympatycznie, bo nigdy przez trzy lata naszych wakacyjnych kontaktów nie
nudziłam się nawet przez chwilę.
Teraz
przyszła mi do głowy taka myśl;
„Są
tacy ludzie, z którymi milczy się o wiele przyjemniej niż z innymi rozmawia”.
Ze Zdzisławem można było i milczeć i rozmawiać.
* * * *
Kiedyś
popełniłam też taki wiersz, w podróży pociągiem „Przyjaźni” z Kijowa mówiący o
znaczeniu słów a właściwie o mierności tych znaczeń.
SŁOWA
Piękne
słowa, wariat wiatr.
Noc za
oknem, w trawie kwiat.
Sennych
liści smutny taniec.
Noc za
oknem, wiatru granie.
Puste
słowa, tyle słów.
Lepiej
nie mów, milczmy tu.
Senną
lampą wiatr kołysze.
Słucham,
tęsknię, nic nie słyszę.
Srebrną
mgiełkę pająk tka.
Z słów
utkana, nocna mgła.
.......................................
Kiedy
mówisz cichnie wiatr,
słucham
jego, wierniej łka.
Senne
liście, szara mgła.
Składne
słowa - śmieszna gra.
Co
wybieram?
Tak! -
milczenie,
zasłuchanie,
zapomnienie.
Skąd
to ciepło?
Komin
grzeje!
A za
oknem wiatr szaleje.
..........................
Po co
słowa tyle słów.
Milcząc
marzyć można znów,
no a
słowa zapomnimy,
pogubimy,
roztrwonimy.
Marzyć,
tulić, dawać, brać,
przecież
milczą noc i kwiat,
księżyc
w chmurach,
tysiąc
gwiazd,
każdy
listek, zwiewna mgła.
.............................
Czułe
dłonie…, granat nieba,
tylko
tego mi potrzeba.
* * * *
Wiersz
był jakby wyprzedzeniem tego, co miało nastąpić po moim powrocie.
Pytania,
tysiące pytań a ja chciałam ich uniknąć i mieć czas, żeby to wszystko sobie
poukładać w głowie.
Ten
wyjazd do Kijowa, był nie pierwszą moją próbą przepłynięcia oceanu wpław.
Oczywiście,
to przenośnia,
jak
nie masz już, dokąd uciec, bo tak Cię wszystko przytłacza wybierasz rozwiązania
ekstremalne.
Takim
właśnie rozwiązaniem był ten wyjazd na ponad 3 tygodnie do Kijowa.
Pomijam
fakt, że była to fucha, jaka 2 razy się nie zdarza.
Fucha,
która przytrafiła mi się w momencie, gdy najbardziej potrzebowałam czasu na
przemyślenie własnego życia.
Niestety
tam zbyt wiele się działo, żebym miała na to czas i ochotę.
Stąd
ten wiersz, który stał się w pewien sposób uniwersalny, czyli nadaje się do
wielu innych sytuacji życiowych.
* * * *
Wróćmy jednak, do tych ludzi,
których nie żałuję, że poznałam.
Jerzy
Cz.
Nie
intelektualista pierwszej wody, raczej drugiej, ale zdecydowanie nie trzeciej.
Szałaput
zabawny, wesoły lubiący nieustannie tańczyć, robić niespodzianki, zaskakiwać i
pięknie wyglądać - jak to lew.
Nie
było jednej chwili, żebym się z nim nudziła, nie musiałam się o nic martwić on
wszystko załatwiał, nim pomyślałam.
Potrafił mnie oczarować – spełniać moje
marzenia.
Te
najskrytsze też.
Mieliśmy
z sobą kontakt przez wiele lat, później dał się ponownie usidlić swojej byłej żonie,
/co mu zresztą już wcześniej przepowiedziałam/ i ślad po nim zaginął, ale, że
był serdecznym przyjacielem pożegnał się jak gentleman i powiedział, że gdybym
kiedykolwiek potrzebowała jego pomocy zawsze mogę zadzwonić.
Raz pomógł mi
zdobyć lek dla mojej uczennicy, który uratował jej życie.
Ta
znajomość miała jeszcze jedną zupełnie niewymierną zaletę ze względu na bardzo
wysokie stanowisko i koligacje był dla mnie tarczą ochronną przed moim exem,
który zwyczajnie bał się go, przez co ja miałam większe poczucie bezpieczeństwa.
Sylwek
N – był młodszy o….Osz!!!
Spotkaliśmy
się w miejscowości Trebic na Morawach.
Nasza
znajomość była jak podmuch wiatru, niosła letnią bryzę górskich łąk Moraw.
Napisałam
wtedy wiersz, który jest tu;
Pod
tytułem
Wyznanie.
To był
niesamowicie szalony czas w moim życiu.
Na
Morawy pojechałam z łódzkimi studentami, jako opiekun i tzw. K.O – czyli
kulturalno – oświatowa - animatorka zajęć hi, hi kulturalnych w czasie, gdy moi
chłopcy nie wylewali cementu na stropy.
Cement
wylewali od rana do 18 a później ja się za nich brałam i organizowałam im
rozrywki, żeby nie bzykali wszystkiego, co się w Trebic ruszało, nie pili i nie
rozrabiali.
Sylwek
był z podobną grupą, ale dziewczyn nieco młodszych.
Moi
chłopcy wyczaili te dziewczyny i zaciągnęli mnie do hotelu oddalonego od nas o
jakieś 3 km w celach zadzierzgnięcia męsko damskich znajomości.
Wiadomo,
o czym myślą 20 letni chłopcy, nie było rady musiałam im to ułatwić i tak
poszliby beze mnie a tak miałam na wszystko oko.
Oni
oczywiście z dziewczynami się integrowali w świetlicy a mnie wysłali do
wychowawców – tam było ich dwoje Sylwek i pani nieco starsza ode mnie –
Eleonora na marginesie imię miała też straszne.
Mieszkali
w jednym pokoju i jak się praktycznie od razu dowiedziałam tworzyli od lat
wakacyjną parę.
Nie
jestem pruderyjna nic mnie nie dziwi.
Wtedy
jednak zdziwiło mnie, że młody 20 kilkuletni mężczyzna tworzy wakacyjny duet z panią
brzydką jak przysłowiowy grzech i starszą od niego o ponad 20 lat, ale
pomyślałam, że miłość przecież jest ślepa.
Trzeba
przyznać, że Sylwek był bardzo przystojnym mężczyzną wielkim prawie 194 cm
wzrostu zbudowanym bardzo dobrze wysportowanym z ładną blond czupryną i piękną
oliwkową opalenizną.
Podobał
mi się fizycznie, ale dla mnie to za mało, żebym zainteresowała się nim
poważnie, i ta różnica wieku mnie odstraszała.
Młodzież
się spiknęła i zaczęliśmy chodzić razem na dyskoteki.
Z
moimi chłopakami czułam się bezpieczna, bo gdy tylko jakiś tamtejszy galant z
sali startował do mnie, żeby mnie poprosić do tańca zrywało się trzech moich i
żaden nawet nie mógł się do mnie zbliżyć – taką miałam obstawę.
Kiedy
zjawił się Sylwek, to on mnie adorował.
Lekceważyłam
to wiedząc, że jest związany wakacyjnie z Eleonorą.
Prawdopodobnie
przeczytał mój wiersz/Wyznanie/, kiedyś, gdy młodzież zorganizowała czyjeś
urodziny w naszej świetlicy – był w moim pokoju na kawie i wtedy chyba zajrzał
do mojego kajecika z wierszami.
Pewnie
myślał, że ten wiersz napisałam pod wpływem naszej znajomości i bardzo się
starał, żeby mnie zaintrygować.
Powiem
tak - było to urocze, że taki potężny, piękny jak Apollo mężczyzna zabiegał o
moje względy w sposób niesamowity.
Polubiłam
go i gdy spędzaliśmy sporo czasu razem odkryłam w nim wiele wartościowych cech,
choć zawsze wiedziałam, że nie będzie to poważna znajomość jego młodzieńcza
naiwność mnie rozbrajała.
Skończyła się też jak powiew wiatru wyciskając łzy
Sylwkowi w momencie naszego powrotu do domu.
* * * *
Wracam,
zatem do tego, jakie cechy charakteru dla mnie wykluczają całkowicie inną osobę,
jako kandydata na znajomego, krótko, mówiąc, co mnie w ludziach wkurza, gdyż
cechy pożądane są jakby na 2 miejscu.
Nie
lubię, mierności, fałszu, obłudy, pychy, agresji, sztuczności, egzaltacji, apatyczności,
bezczelności, chamstwa, chciwości, skąpstwa, despotyzmu, niezdrowej kłótliwości,
perfidii, drobiazgowości, bezmyślności, samolubstwa, cynizmu, fanatyzmu, hipokryzji, konformizmu, pesymizmu, pruderii, sceptycyzmu.
To cechy
odstraszające mnie od nowo poznanej osoby.
Niestety,
nie od razu jesteśmy w stanie je wykryć, ale przy pewnym doświadczeniu i
odpowiednio prowadzonej rozmowie, wiele z nich odkrywamy już na pierwszym
spotkaniu.
Oczywiście,
że są mistrzowie kamuflażu, których tak naprawdę poznajemy, dopiero, gdy postanawiamy
się z nimi rozstać.
Wtedy
dopiero wyłazi szydło z worka.
Popatrz
na te cechy i zastanów się czy w dzisiejszym świecie można poznać w ogóle
człowieka, który tych cech wcale nie posiada lub jeśli już - to w śladowych
ilościach?
Ja tu
nie piszę o profesorach z licznymi fakultetami, których znałam osobiście i
którzy, czasami uczyli mnie czegoś, jednak często okazywało się później, że cena,
jaką przyszło mi płacić za tę naukę była zbyt wysoka, bo oprócz oczywistych
wartości intelektualnych, czy merytorycznych ukrywali fałsz, obłudę, zakłamanie
oraz inne wredne przywary.
Ludzie
często mają dobre intencje, gdy poznają nowego człowieka, chcą być lepsi niż są
w rzeczywistości, ale później coś nie pójdzie po ich myśli i stają się okropni.
Dałam
tu przykład 3 mężczyzn, którzy umieli zachować się do końca, ale tak naprawdę
było ich więcej i nie tylko mężczyźni, bo płeć nie wielkie ma tu znaczenie.
* * * *
Jestem
samotnikiem
-
jeden człowiek musiałby być rewelacyjny, żeby mnie nie przytłaczał, żeby zawsze
był dla mnie atrakcyjny, żeby chciał się mną opiekować, bo mam trochę naturę
dziecka, żeby mnie akceptował taką, jaka jestem i żeby umiał się śmiać ze mną i
smucić, gdy jest mi źle.
Dotąd
takiego człowieka, nie spotkałam, który szedłby ze mną przez krzaczory, nie wiedząc,
co jest za nimi i żeby cieszył się, że przeszedł tę drogę właśnie ze mną.
Czasami
chce mi się śmiać, bo spotykam mężczyzn, którzy są na takim poziomie
intelektualno – emocjonalnym, że przyprawia to mnie o szarą rozpacz.
I to
właśnie oni sądzą, że mają przywilej wyboru takiej kobiety jak ja tylko,
dlatego, że noszą spodnie i zdaje im się, że otarli się o prawdziwego macho.
Sorry
Rysiu, Wojtku, Sylwku, Maćku i inni mili moi znajomi prawa jest taka, że
zdecydowana większość mężczyzn jest kompletnie bezkrytyczna.
Męskość/wyświechtany zwrot/ - dla mnie nie jest argumentem w żadnych negocjacjach.
Potrafię jednak robić takie dania, które zniewolą największego twardziela.
Bolero - Rawela/Marek i Wacek/
Karczek
wczoraj upiekłam w piecyku w dużym kawałku - przyprawiony jak dziczyzna;
Marynata
1
szkl. czerwonego wytrawnego wina,
10 ml
octu winnego,
3
ząbki czosnku zmiażdżonego
Płaska
łyżeczka brązowego cukru,
sok z
połowy czerwonego grejpfruta/tu dodam, że wyciskam najpierw sok a później
jeszcze łyżką wyskrobuję miąższ/,
starta skórka z cytryny,
kilka
goździków,
1/2
łyżeczki rozgniecionych ziaren jałowca,
1/2
łyżeczki kolendry,
2
liście laurowe,
3
listki świeżej bazylii;
2
rozmarynu,
Kilka
ziaren czarnuszki + jedna łodyżka
2
listki szałwii,
2
spore liście lubczyku,
2
listki mięty.
Wszystkie
listki drobię, bez użycia noża – po prostu rwę na małe kawałki.
Jest to ważne,
bo wiele ziół traci swój aromat i wartość w kontakcie z metalem.
4
ziarna ziela angielskiego,
1
łyżeczka świeżego czarnego pieprzu (grubo mielony lub roztarty w moździerzu),
1/8 l wody
1/4
maślanki.
Marynatę
z wodą bez maślanki podgrzewam/nie zagotować/, po czym dodaję maślankę i tym zalewam karczek w
żaroodpornym naczyniu wkładam na noc do lodówki.
Następnego
dnia obsmażam samo mięso ze wszystkich stron na patelni, żeby zatkać pory, po
czym przekładam do garnka z marynatą i piekę w piecyku na średnim ogniu, czyli
ok 200st C przez godzinę podlewając, co jakiś czas sosem, żeby mięso nie
wysychało kładę, co jakiś czas łyżeczkę dobrego masła.
Sos z
pieczeni jest rewelacyjny do różnych dań, dlatego wlewam go, gdy ostygnie do
małych plastikowych pojemniczków, np. po lodach i zamrażam na później.
Mięsko
przeszło korzennym zapachem i udaje np. sarninę.
Teraz czas na
Zniewalający sos.
Dla
mnie ten sos jest afrodyzjakiem, mogłabym go hi, hi zlizywać z partnera w czasie
erotycznych igraszek.
1
czerwony grejpfrut – wybrać z niego wszystko, co jadalne
Czyli
sok i miąższ.
2 duże
ząbki czosnku, wyciskam tylko sok.
2
łyżeczki startej mozzarelli di bufala campana - najlepiej, ale jak nie ma może
być każda inna lub nawet inny ser, który jest lekko ciągnący po stopieniu.
Kupuję
gotowe już tarte do przyprawiania potraw.
1
łyżka stołowa śmietany 30 tki
I olej
najlepiej Carotino – to jest taki pomarańczowy w kolorze olej/3 łyżki/.
Całość
delikatnie mieszamy i wlewamy na patelnię układając z boku pokrojony już w
plastry karczek.
Na wolnym ogniu dochodzi przez ok. 10 min.
Sałatkę
komponujemy dowolnie u mnie były listki kędzierzawej sałaty, pomidorki
koktajlowe, ogórek lekko małosolny, czosnek kiszony z ogórkiem, gotowy sos
czosnkowy i świeży koperek.
W tym
zestawie koperek jest praktycznie wszędzie, na sosie do mięsa samym mięsie i
ziemniakach, on jakby krystalizuje smaki.
Nadaje
im to zniewalające uwielbienie.
* * * *
Zwróć
uwagę, że miałam gotowy sos spod mięsa mimo to poszłam w improwizacyjne
grejpfrutowe szaleństwo, jak sądzisz, dlaczego?
Nie
cierpię w życiu rutyny, miernoty i bylejakości.
Uważam,
że jak się coś kocha, to trzeba się zatracać tak często jak tylko jest to
możliwe.
Trzeba
zawsze iść na całość,
nie
można Jacku kochać kogoś tak samo jak kogoś innego, bo znaczy to, że nie kocha
się nikogo.
Gorzej
znaczy to, że nie zaznało się w życiu miłości i kompletnie nie rozumie się jej
istoty.
Brak komentarzy:
Nowe komentarze są niedozwolone.