środa, 22 sierpnia 2012

Mary z Hitacao

BAJSZA

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/  mój blog ze zdjęciami
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* *
Czasem jak dziś budzę się w środku nocy, bo śni mi się coś i albo sen jest tak realny, że wstaję, bo myślę, że mam coś do zrobienia albo tak fantastyczny, że budzę się, bo nie wierzę, że to możliwe.
Ostatnio śniła mi się córka, sny urywały się jak filmy w starym projektorze zawsze w jakimś dramatycznym momencie, a gdy się budziłam prawie nic nie pamiętałam tylko jakieś urywki, o tym, że była tu i że miała jakieś kłopoty.
Ciągle martwię się o nią jakby była jeszcze małym dzieckiem.
Dziś zaś śniła mi się pewna rodzina, która przyjechała do mnie w odwiedziny.
To było takie jakby rewanżowe spotkanie, po obietnicy innego, którego zaproszenie było nieszczerą kurtuazją wiele lat temu.
Coś we mnie jest, że przecież często wyczuwam nieszczerość, czy wręcz kłamstwo.
Ostatnio napisał do mnie jeden pan bardzo miły liścik, ale zerknęłam w informacje o nim, bo lubię wiedzieć, kto do mnie pisze i początkowo troszkę zgłupiałam.
Mieszka w Hitacao Region: Bumthang Dzongkhag
Kraj: Bhutan. Już mi to jakimś marnym żartem się zdawało, więc odpisałam mu „Taaak witam - mówisz, że mieszkasz w Bhutanie, bo uciekłeś z Tybetu i masz
trzecie oko, bo Ci je wybili jak uprawiałeś digor. Tylko jak to możliwe, że
pijesz koniak - ja niestety nie piję nic, dlatego wiem, że Hitacao nie istnieje w
Bhutanie ani chyba nigdzie, ale może chodzi Ci o to Hitako w Białymstoku na Owsianej i nie rozumiem
czemu nie masz na sobie gho.
Życzę powodzenia w nabijaniu w butelkę naiwnych no i
kolorowych snów. B”
Nie zacytuję tu jego odpowiedzi, ale okazało się, że jestem pierwszą osobą, która odkryła jego oszustwo i uśmiał się setnie z mojego listu.
* *
A sen, sen był miły póki czułam ciepło jednej osoby z tej rodziny.
Reszta niestety chętnie utopiłaby mnie w rosole.
Nawet w snach przyzwyczaiłam się, że jestem osobą kontrowersyjną i nie wszyscy mnie lubią.
Jestem czasami szczera aż do bólu a ludzie lubią, żeby im raczej słodzić.
Mogłabym czasem posłodzić w ramach kokieterii, albo „Dnia klaustrofobika”, ale przecież nie mogę  zawsze.
Lubię mieć szacunek do własnych zasad.
Pamiętam jak przekomarzałam się listownie z Michałem L.
Był to zabawny intelektualny dialog, który wnosił powiew wiatru do mojego dość nudnego życia.
Dziś Michał jest motylem na jazzowych łąkach i gra może z Carlem Bley – Utviklingssang, czy
Michaelem Blake – Mekong,
Michaelem Franksem - Abandoned Garden, This must be paradise, Hourglass
Jonem Hasselem - Amsterdam blue lub Chris Jones - No sanctuary here. A może po prostu uwodzi jakąś motylicę.

Tak sobie pomyślałam właśnie, że tam już nie ma żadnej kontroli, żadnej cenzury, nie da się nikogo przywiązać do siebie, każdy robi to, na co ma ochotę.
Oj jakież to musi być smutne, dla tych despotów, którzy uważają, że wszystko musi być tak jak oni chcą.
No właśnie a co z nimi tam?
Totalna szczęśliwość panować nie może, bo jakże, by to było gdyby tam dalej despotka pastwiła się nad swoją ofiarą, biedna …..- ciekawe, co tam robią despoci, mordercy i inni wyzuci z uczuć?
Snują się może po cudzych snach jak pokutnicy i spać nie dają? 

Brak komentarzy:

Archiwum bloga