BAJSZA
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * *
Czasem
jak dziś budzę się w środku nocy, bo śni mi się coś i albo sen jest tak realny,
że wstaję, bo myślę, że mam coś do zrobienia albo tak fantastyczny, że budzę się, bo nie wierzę,
że to możliwe.
Ostatnio
śniła mi się córka, sny urywały się jak filmy w starym projektorze zawsze w
jakimś dramatycznym momencie, a gdy się budziłam prawie nic nie pamiętałam
tylko jakieś urywki, o tym, że była tu i że miała jakieś kłopoty.
Ciągle
martwię się o nią jakby była jeszcze małym dzieckiem.
Dziś
zaś śniła mi się pewna rodzina, która przyjechała do mnie w odwiedziny.
To
było takie jakby rewanżowe spotkanie, po obietnicy innego, którego zaproszenie
było nieszczerą kurtuazją wiele lat temu.
Coś we
mnie jest, że przecież często wyczuwam nieszczerość, czy wręcz kłamstwo.
Ostatnio
napisał do mnie jeden pan bardzo miły liścik, ale zerknęłam w informacje o nim,
bo lubię wiedzieć, kto do mnie pisze i początkowo troszkę zgłupiałam.
Mieszka
w Hitacao Region: Bumthang Dzongkhag
Kraj:
Bhutan. Już mi to jakimś marnym żartem się zdawało, więc odpisałam mu „Taaak
witam - mówisz, że mieszkasz w Bhutanie, bo uciekłeś z Tybetu i masz
trzecie
oko, bo Ci je wybili jak uprawiałeś digor. Tylko jak to możliwe, że
pijesz
koniak - ja niestety nie piję nic, dlatego wiem, że Hitacao nie istnieje w
Bhutanie ani chyba nigdzie,
ale może chodzi Ci o to Hitako w Białymstoku na Owsianej i nie rozumiem
czemu
nie masz na sobie gho.
Życzę
powodzenia w nabijaniu w butelkę naiwnych no i
kolorowych
snów. B”
Nie
zacytuję tu jego odpowiedzi, ale okazało się, że jestem pierwszą osobą, która
odkryła jego oszustwo i uśmiał się setnie z mojego listu.
* * * *
A sen,
sen był miły póki czułam ciepło jednej osoby z tej rodziny.
Reszta
niestety chętnie utopiłaby mnie w rosole.
Nawet
w snach przyzwyczaiłam się, że jestem osobą kontrowersyjną i nie wszyscy mnie
lubią.
Jestem
czasami szczera aż do bólu a ludzie lubią, żeby im raczej słodzić.
Mogłabym
czasem posłodzić w ramach kokieterii, albo „Dnia klaustrofobika”, ale przecież nie mogę zawsze.
Lubię
mieć szacunek do własnych zasad.
Pamiętam
jak przekomarzałam się listownie z Michałem L.
Był to
zabawny intelektualny dialog, który wnosił powiew wiatru do mojego dość nudnego
życia.
Dziś
Michał jest motylem na jazzowych łąkach i gra może z Carlem Bley –
Utviklingssang, czy
Michaelem
Blake – Mekong,
Michaelem
Franksem - Abandoned Garden, This must be paradise, Hourglass
Jonem
Hasselem - Amsterdam blue lub Chris Jones - No sanctuary here. A może po prostu
uwodzi jakąś motylicę.
Tak
sobie pomyślałam właśnie, że tam już nie ma żadnej kontroli, żadnej cenzury, nie
da się nikogo przywiązać do siebie, każdy robi to, na co ma ochotę.
Oj
jakież to musi być smutne, dla tych despotów, którzy uważają, że wszystko musi
być tak jak oni chcą.
No
właśnie a co z nimi tam?
Totalna
szczęśliwość panować nie może, bo jakże, by to było gdyby tam dalej despotka
pastwiła się nad swoją ofiarą, biedna …..- ciekawe, co tam robią despoci, mordercy
i inni wyzuci z uczuć?
Snują
się może po cudzych snach jak pokutnicy i spać nie dają?
Brak komentarzy:
Nowe komentarze są niedozwolone.