niedziela, 26 maja 2019

Plecak z biletem

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
26 maja 2019 r
~~~~~~~~~~~~~~
Normalnie mój organizm zaczął się buntować przed tym wyjazdem. Sądzę, że chyba się bałam tej podróży.
Kolega z klasy taksówkarz, który miał mnie zawieść powiedział, że niestety nie będzie mógł ze mną pojechać, bo jedzie na działkę albo coś ważniejszego ma do zrobienia. 
Dał mi jednak dobre rady jak będę dzwoniła do korporacji po taxi.
Dzięki niemu wyjechałam o 5 rano zamiast o za 15 szósta i okazało się, że autokar był już podstawiony. 
Kierowcy jak zobaczyli moje bagaże, dostali ataku śmiechu i powiedzieli, że zajmę im cały luk bagażowy. 
W każdym razie spakowali mnie w takim osobnym luku, nie musiałam dzięki temu martwić się o swoje bagaże. 
Jak się później okazało było to zbawienne. 
Jako pierwsza wybrałam sobie najlepsze miejsce ze stolikiem pod kawę tuż przy kierowcach. 
Z Pabianic jechało 10 osób, ale za to z Łodzi mnóstwo, tak, że w 52 osobowym autokarze były tylko 3 miejsca wolne, w tym jedno przy mnie, co wkurzało pasażerów, szczególnie panie siedzące za mną. 
Drugie miejsce było przy drugim kierowcy.
W Łodzi jednak wsiadła pani, taka, co to listę sprawdza. 
Kierownik jakiegoś turnusu rehabilitacyjnego.
O słodki Boże jak cudownie smakuje kawa, gdy już się uda usiąść na łóżku. 
Wróćmy jednak do autokaru. Panie szczególnie za mną byłyby szczęśliwe, gdyby się tak dało ustawić oparcie mojego fotela, żeby mnie przykrył. W końcu - sorry - dowaliły się do mojego plecaka, że on stoi na wolnym siedzeniu.
Jeden z kierowców zażartował, że on znaczy plecak ma wykupiony bilet i niech się go nie czepiają.
Zgłupiały szczególnie ta, która wyglądała jak indiański skalp. 
Sorry nie mam zwyczaju o kobietach mówić, źle, ale ta pani wyglądała na anorektyczkę – dobrze po 70 dziesiątce, która przyjechała z Afryki.
To chyba jakaś choroba a do tego była ze wszystkiego niezadowolona.
Chodząca malkontentka. 
Właściwie raczej siedząca. Kierowcy się pod nosem uśmiechali, ale chyba przyzwyczajeni są do różnych marud.
Siedzenie zapasowego kierowcy przebojem przejeła pani Czesława kierownik jakiegoś turnusu. 
W sumie nie wiem, jakiego, a raczej gdzie, bo jestem troszkę głucha od czasu jak mi na Flisie Odrzańskim jeden flisak strzelił armatą w przy uchu, gdy robiłam mu zdjęcie. 
Wtedy to nawet całkiem ogłuchłam, ale później słuch mi jakoś w jednym uchu wrócił a w drugim słyszę słabiej.
Założyłam drugie skarpetki, bo mi ciągnie od nóg, zaś mój obecny problem polega na tym, że boli mnie bardzo w krzyżu przy zmianie pozycji. Jednak przy tym biegam, co trochę do łazienki jakbym miała przeziębiony pęcherz. Zastanawiam się czy to nie są korzonki. 
Sorry, ale nie czuję się najlepiej w sensie zmian pozycji. 
Jednak jak nie wstaję z siedzenia, lub nie muszę obrócić się, żeby coś sięgnąć. To wszystko jest ok.
Czuję, że przydałby mi się okład na ten krzyż z gorących męskich piersi.
Poszalałam w marzeniach.
Wracam do podróży, 47 osób bez kierowców.
W większości ludzie jadący na rehabilitację, więc nie w pełni zdrowi fizycznie a psychicznie to też nie wiadomo. 
Był taki mężczyzna może z 24 lata, przystojny wyglądał na okaz zdrowia. On właśnie, co pół godziny prosił kierowców, żeby się zatrzymali, „bo on musi”. 
Oczywiście kierowcy stawali, co godzinę i trochę częściej, ale pan stał im nad głową, póki się nie zatrzymali.
My rozmawiałyśmy o wszystkim z panią Czesią, nawet wymieniłyśmy się telefonami, jechała do Koszalina i później gdzieś na te swoje 3 turnusy.
Kobietka 5 lat starsza ode mnie zadbana i naprawdę z temperamentem, miała ogień w oczach słowo honoru..
Piszę w antraktach, bo mam jeszcze sporo pracy. 
Nie jestem całkowicie rozpakowana, łamią mi się wieszaki, bo za wiele na nich wieszam. 
Muszę skołować jeszcze, z 8 chociaż, żeby się rozpakować. 
Zrobiłam sobie śniadanie. 
Makaron z tuńczykiem, zielonym groszkiem i sosem tatarskim. 
Cukier mam rewelacyjny. 
Dzisiaj rano miałam 104 super naprawdę. 
Pogoda jest, ale wredna, pochmurno, co prawda nie pada, ale temperatura tylko 11 st.
Wow, ale pycha - zrobiłam sobie herbatkę z połową naparstka Capitana Morgana. 
Herbatkę okazuje się, że zabrałam pyszną, ale sypaną tego typu, jaką Madziu dostałam od Ciebie w prezencie.
Nie wiem czy pamiętasz, ale jak ja za herbatami nie przepadam to takie wyjątkowo mi smakują.
Wracam do podróży – jak pisałam byłam przerażona, bo liczyłam na to, że właściciel Jantaru wyjedzie samochodem po mnie do Kołobrzegu. 
My jechaliśmy najpierw do Ustronia Morskiego, później chyba do Grąbnicy, wreszcie do Kołobrzegu. 
W każdym z tych miejsc wysiadała część pasażerów. 
Hi, hi,
nie żebym miała coś do panów, ale było chyba z 4 takich w wieku dobrze po 80 tce i widać było, że procesy starcze mocno u nich były zauważalne. 
Obserwowałam ludzi, to byli starzy bywalcy tych sanatorium, na powitanie ich powychodziły jakieś kobitki całe w skowronkach, że ich znowu widzą. 
Nie wiem czy z personelu, czy takie, które wcześniej przyjechały. 
Były łzy, całowanie, obściskiwanie, bardzo miłe gesty ale….. 
No właśnie sądzę, że tam ktoś z rozterki tego powitania wziął nie swoją walizkę.
Więcej zniknęły 2 walizki.
Z okazji Dnia Matki strzeliłam sobie jedną wisienkę w czekoladzie z rumem - a co - trzeba jakoś uczcić takie Święto. 
Wracam do podróży.
W Kołobrzegu okazało się, że 2 młode kobitki nie mają swoich walizek za to są inne walizki, do których nikt się nie przyznaje.
Dlatego sobie wymyśliłam, że to któryś dziadziuś w ferworze pocałunków, chwycił pierwszą z brzegu walizkę i basta. 
Tym bardziej, że została ciemnobrązowa a zniknęła czarna. Śmialiśmy się z kierowcami.
Już sobie wyobrażam, jak rozpakuje tę walizkę młodych dziewczyn jakiś dziadziuś i trafi na jakieś koronkowe majtki. 
Było sporo śmiechu. 
To młodzi chłopcy poprosiłam ich, żeby zawieźli mnie do Dźwirzyna, za cenę kursu taxi.
Zgodzili się i więcej pomogli mi bagaże zanieść pod drzwi pokoju. Mimo, że od ulicy jest to jakieś 100 m. 
Byłam w 7 niebie, bo okazało się, że czekają na mnie pracownicy poinstruowani przez właściciela i dogadzali mi żebym była szczęśliwa.
Sama jestem w całym tym budynku, poprosiłam o klucz, żebym na noc mogła się zamknąć.
Nie było, - ale złota raczka Jantaru wymieniła zamek, mogę się zamykać i nocą bez obaw chodzić do łazienki. 
Powinnam zdobić sobie mejkap, ale wstałam o piątej i chce mi się jeszcze spać, więc może się jeszcze troszkę zdrzemnę.
Oj chyba się nie zdrzemnę, bo robi się piękna pogoda.
W końcu rozpakowałam się. 
Muszę jednak jeszcze zrobić porządek z ziołami i przyprawami.
.....................
 Wrzuciłam tu trochę zdjęć, żebyście mieli pojęcie jakie są tu warunki mieszkaniowe. 
Rower trzymam w schowku do którego dostałam klucz. 
Chyba wezmę aspirynę, bo mam dreszcze. 
Jednak weszłam do łóżka trochę się zagrzać.






1 komentarz:

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga