środa, 6 marca 2019

Wypadek

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
06 marca 2019 r
~~~~~~~~~~~~~
Miałam wczoraj po 14 tej poważny wypadek, przez jakiś czas pewnie nie będę pisała, bo przychodzi mi to z ogromnym trudem.


Miłego dnia. 
................................
Na szczęście nic nie mam złamanego.
Jestem potłuczona - to jakby normalny stan u mnie.
Najgorzej było z rękami a właściwie dłońmi, ale i one dochodzą do siebie pięknie.
Przyczyną była drabina, która się rozjechała.
Nie ma jak panie od wfu, są niezniszczalne.
Teraz mi się przypomniało jak schodząc na salę, niosłam w rękach przed sobą wymarzone przez lata radio z odtwarzaczem płyt kompaktowych.
Musiałam, żeby je dostać od dyrekcji/tu ukłony do ówczesnej/poprowadzić lekcję dla rodziców mojej klasy i nauczycieli szkół średnich z miasta tzw. wywiadówkę z wfu.
To miała być wtedy pierwsza konferencja tego typu.
Nikt nie lubił iść pod obstrzał takiego gremium, ale „coś za coś”, taka była umowa z dyrekcją.

Uwielbiałam prowadzić aerobik a do tego potrzebna była muzyka.
Niosłam to radio wymarzone trofeum na lekcję a u nas były 2 schodki w dół do podłogi sali i wtedy któryś z uczniów „puścił" piłkę do kosza dołem akurat pod moją stopę, która miała właśnie wylądować na parkiecie. Nie zrobił tego złośliwie, czysty przypadek. Rzucając się przed upadkiem a przede wszystkim przed rozbiciem radia na parkiecie zrobiłam takiego nura jak do wody z rękoma z przodu i wylądowałam na łokciach z radiem w bezpiecznym ułożeniu. Myślałam wtedy, że połamałam łokcie, nie chciały mi się zginać przez 2 dni, ale gdzie tam nic mi się nie stało. Jak teraz sobie przypominam takich sytuacji zagrożenia przez 30 lat mojej pracy było wiele.
Nikt w szkole nie miał nawet pojęcia ile razy ocierałam się tam o kalectwo lub śmierć i to z niczyjej winy – po prostu taki zawód.
Kiedyś tylko dyrektorka przyszła na salę coś mi powiedzieć, gdy serwowana piłka walnęła ją między oczy i rozbiła jej okulary. Od tamtej pory już mnie zawsze wzywała do siebie.
Ciekawa jestem, czy uświadomiła sobie, jakie ryzyko niósł nasz zawód?
Nie miała pojęcia i chyba żaden z dyrektorów nie miał pojęcia. Nagradzano zawsze sukcesy innych, nie biorąc pod uwagę tego, w jaki sposób się do niego dochodziło.
Mieliśmy kiedyś taką niechcianą z tzw. teczki dyrektorkę z II LO, tylko ona, jako jedyna doceniła moją pracę, choć po niej tego najmniej bym się spodziewała. Życie jest zaskakujące. Dyrektorzy byli kompletnie nieprzewidywalni jak się z nimi nie miało prywatnych układów, niektórym wydawało się, że robią nam łaskę, że nas trzymają w pracy. Tak naprawdę najlepiej wspominam moją pierwszą dyrektor – panią poseł, choć wielu jej zazdrościło i wieszało na niej tzw.,„psy”.
Uważam, że nigdy później z tak dobrym dyrektorem nie pracowałam. Nie ukrywam, że stosunek dyrekcji do naszej pracy czasami bardzo mnie zniechęcał do większego angażowania się, szczególnie po latach, gdy wiadomo już było, „że czy się stoi czy się leży…...” No cóż pod tym względem nic się nie zmieniło do dzisiaj. Zawsze będą „układy - a na układy nie ma rady”. Chi, chi nie uwierzycie, że przychylność dyrektora wtedy można było kupić parą lub kilkoma parami rajstop, które produkował mąż w jakiejś pakamerze – takie to były czasy. Fajnie mieć to w tzw. „tyle”
„mam wszystko w tyle są czasem takie chwile
że się nie mylę, choć wcale nie wiem ile
nie kiwnąłem nawet palcem
by się znaleźć w takiej walce
teraz w pace swe ostatnie resztki imidżu tracę....
Wiem co za ile, nie muszę dbać o bilet
Mam wszystko w tyle, są czasem takie chwile
Że się nie mylę, choć wcale nie wiem ile”
Mam wszystko w tyle – a co teraz mogę mieć nikt mi nawet nie pogrozi.

1 komentarz:

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga