niedziela, 22 maja 2016

Pod kroplówką....!!!!

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści - jest zabronione – objęte prawem autorskim.
                                             22 maja 2016
                                    ~~~~~~~
Czułam, że coś jest nie tak z tą moją cukrzycą. Słodka byłam jak cholera.
Odnosiłam wrażenie z góry przepraszam, jeśli ktoś poczuje się urażony, /przepraszam z tej słodyczy/, że lekarze traktują mnie jak natrętną muchę.
Uważali jak sądzę, to oczywiście moje zdanie, że jem pewnie źle i dlatego skacze mi tak wysoko cukier.
W sumie nawet badań żadnych by mi nie robili, gdybym się nie dopominała.
Lekarka po mojej prośbie wypisała mi skierowanie na badanie moczu.
O krew nie prosiłam a po 2 miesiącach nie uznano, że przydałoby mi się jej zbadanie. 
Ja zaś byłam pewna, że wynik hemoglobiny glikowanej będzie za wysoki, więc nie prosiłam.
Pisałam czułam się źle, ale nawet do lekarzy nie chodziłam nachalnie, ani specjalnie nie domagałam się badań.
Uważałam, sama, że wszystko się unormuje jak jeszcze ograniczę wszystkie potrawy mające wyższy niż 35 indeks glikemiczny /IG/ i więcej pojeżdżę na rowerze.
Niestety tak się nie stało. Dlatego właśnie poszłam do lekarza z sugestią, że może trzeba zmienić lek.
Z sioforu i diaprelu zmieniono mi na Glucobay.
Niestety odstawiono te poprzednie i Glucobay sam nie dawał rady nawet 4x dziennie.
Tak się w końcu stało, że wynik badania moczu wykazał cukier w ilości 134 i ciała ketonowe 50, gdzie norma jest do 10 a maksymalny opisany wynik wynosi 40/i jest napisane niebezpiecznie/. Taka ilość jest pierwszym sygnałem możliwości kwasicy ketonowej, która może doprowadzić do śpiączki cukrzycowej, a nawet do śmierci.
Pojechałam do lekarki, po przeczytaniu tej diagnozy w Internecie. Mojej nie było a ta doktor, która mnie przyjęła natychmiast skierowała delikwentkę do szpitala. Było już popołudnie, musiałam odstawić rower do domu. Wykąpać się zapakować wszystkie rzeczy do mini walizki i pojechałam taksówką o 18 tej. Plusem miała być późna godzina, bo do południa są do przyjęcia setki ludzi.
O 18. 15 Byłam na miejscu. W Izbie przyjęć było ok 7 pacjentów + osoby towarzyszące – średnio po 2 osoby na pacjenta. Pielęgniarka wychodziła i pytała, co rusz, pan z polecenia Iwaszk….. później z innego polecenia. Pomyślałam, że jak nie mam „polecenia” mogą mnie wcale nie przyjąć tym bardziej, że ciągle karetka przywoziła nowych poszkodowanych.  W końcu o 20. 30 przyjęto mnie.  Skierowano jeszcze na ultrasonografię i prześwietlenie płuc. 
Na wejściu do sali przywitała mnie kroplówka i kłucie w celu pobrania licznych próbek krwi. Któreś badanie jak sądzę miało zbyt złe wyniki, więc jeszcze przed północą ponownie mnie kłuto. Piszę o tym, bo mam tragiczne żyły i biorą mi z wierzchu dłoni a jak to boli wiedzą tylko Ci, którym z dłoni krew pobierano.
Przykuta kroplówką do łóżka spędziłam pół nocy. Następnego dnia od rana znowu kłucie i znowu kroplówka.
Dostałam strasznego zapalenia spojówek. Oczy miałam całe w naczynkach z krwią. Początkowo myślałam, że nie zmyłam makijażu, ale po chwili poczułam zapach chloru.
Podejrzewam, że dodają go do wody, którą myją podłogi.
Mam bardzo silne uczulenie na chlor. Poszłam do lekarki, która kończyła obchód – moją salę pominęła nie wiem, czemu, może, dlatego, że byłam na niej sama.
W szpitalu w każdym razie na tym oddziale jest bardzo mało ludzi. Po 2 osoby na 3 osobowych salach. Niektóre zaś sale jak moja i ta naprzeciwko zupełnie puste, Pamiętam, że dawniej ludzie leżeli na korytarzach.

Poprosiłam o krople do oczu, bo nie mogłam nawet dobrze patrzeć tak mnie piekły. Niestety okazało się, że w szpitalu na tym oddziale a może w całym szpitalu nie mają kropli do oczu. Lekarka moja uczennica powiedziała, że spróbuje coś skombinować. Zapomniała chyba, bo sprawa przyschła. Otworzyłam okno zapach trochę się wywietrzył – znalazłam resztkę moich kropli w kosmetyczce to uratowało moje biedne oczy. Na oddziale było z tego, co zauważyłam 2 mężczyzn z ciężkim stanem dróg oddechowych. Jeden tak kaszlał jak prątkujący gruźlik, drugi był chyba w agonii – staruszek z jakimiś rurkami do gardła też dusił go kaszel. Podejrzewam, że przyczyniało się do tego mycie podłóg tym płynem z chlorem, bo zawsze po myciu oni dusili się bardziej. U tego staruszka siedziała przez cały dzień młoda dziewczyna a wieczorami szła do domu. Pan z polecenia Iwasz….wyszedł na korytarz i usiadł na fotelach stojących na wprost mojej sali. Jak nie spałam i nie byłam uwiązana kroplówką też tam wychodziłam z książką. Kupiłam w szpitalnym kiosku za 3 złocisze super powieść kryminalną „Złote rendez-vous” Alistaira MacLeana. Nie wiem, co w tym szpitalu jest, ale mój Internet tam nie działał, więc nie mogłam korzystać z tableta. Telewizor był płatny po 5 zł za godzinę, więc doszłam do wniosku, że daruję sobie oglądanie. Rozmawiałam z tym panem, był mężem mojej koleżanki z ogólniaka, przyjęli go przede mną z palpitacjami serca. Wyglądał całkiem zdrowo jak ja. Należałoby napisać o diecie cukrzycowej. Obiad zupa warzywna znaczy z kalarepą, ziemniakami i marchewką – to, co udało się zidentyfikować, wszystko bardzo rozgotowane. A na drugie cały talerz twardych jak cholera klusek leniwych okraszonych 1 kroplą jakiejś jak sądzę margaryny. Szczęście, że tak szybko mnie zwolnili, bo chyba skoczyłabym na poziom 400 mg/dl. Przewidziałam takie jedzenie i zabrałam sobie to, co mogę jeść.
Obiecali mi nowy glukometr, bo mój mierzy o 30 za mało. Sprawdzałam i na początku tak było, – gdy mnie przyjęli, gdy mieli mnie wypisywać oni zmienili glukometr na taki, co mierzył 30 mniej niż mój. Musieli mieć podstawy, żeby mnie wypisać.
Obiecano mi nowy glukometr – dostałam. Mój uczeń ponoć - ja chłopaków nie uczyłam/raz dostałam takich łobuzów, których wywalili całą klasę z gimnazjum i karnie przenieśli do naszego liceum/ - Zatem mój uczeń - lekarz twierdził, że najlepszy z 10 rodzajów, jakie leżały na półce.
Widać „najlepszy” to pojęcie względne – wcisnął mi taki, który kosztuje 20 zł inne w Internecie sprawdziłam są nawet po ok. 400 zł ten, który mi dał jest najtańszy i do tego miałam dostać paski – nie dostałam pasków, nawet mi ich nie przepisał, więc dalej mierzę moim popsutym, który wskazuje jak na razie o 30 mniej. Mój uczeń pewnie sądził, że pani od koziołków – to stary gamoń i nie umie posługiwać się Internetem.
Przerwa na domowy obiadek – ćd będzie weselszy
~~~~~~~~~~~~~~
Przerwa na domowy obiadek. Kalafior 2 różyczki, 2 duże pieczarki z kiełbaską chłopską – uprażone na oleju kokosowym. Dla lepszego smaku, czubryca czerwona, pieprz pomarańczowy, świeży koperek i łyżeczka od kawy masełka na wyłożonego kalafiorka. Przed obiadem cukier miałam 151/jednak trzeba doliczyć ok 30/. To nie jest rewelacyjnie, ale lepiej niż było.
Ze szpitala zapisano mi 3 różne leki na cukrzycę.
Ja nie jestem ślepym wykonawcą poleceń lekarza. Nim nowy lek przyjmę muszę wszystko o nim wiedzieć. Co tu dużo gadać najchętniej nie brałabym żadnych tabletek.
Zatem nowy lek na tyle mi podpadł, nie wiem czy to intuicja czy jego niebieski kolor kojarzący mi się z lekami mającymi dodatek narkotyków w każdym razie nie zależało mi na wzwodzie i już w szpitalu jak mi dołożyli tę tabletkę postanowiłam ją schować. Cały czas dostawałam znane mi leki 3x po 2 tabletki. Teraz wymyślili tę trzecią na moment przed wyjściem.
Ja miewam alergię na niektóre leki, mówiłam im jak ze mną rozmawiali. Uważam, że powinni przetestować moją reakcję na ten lek a nie dawać mi go na 5 min przed wyjściem. Lek nazywa się Amaryl 4 – to najsilniejsza dawka.
 Przeciwskazania
Uczulenie na inne pochodne sulfonylomocznika i sulfonamidy. Nie stosować (podobnie jak innych doustnych leków przeciwcukrzycowych) Nie stosować w cukrzycy powikłanej chorobami, które mogą być przyczyną kwasicy (m.in. chorzy operowani; odwodnieni; wysoko gorączkujący; cierpiący na choroby zakaźne lub wyniszczające; ze świeżym zawałem serca; z ostrą niewydolnością krążenia i oddychania; z niewydolnością nerek lub wątroby; nadużywający alkoholu); nie stosować, lub stosować z wielką ostrożnością, gdy cukrzyca jest jednym z objawów innych chorób: m.in. choroby trzustki, hemochromatozy (dziedziczna choroba, w której dochodzi do nadmiernego wchłaniania żelaza i uszkadzania przez jego złogi wielu narządów wewnętrznych), glukagonomy, czyli wyspiaka produkującego nadmierne ilości glukagonu, hormonu podwyższającego poziom glukozy, choroby lub zespołu Cushinga (zespół objawów związanych z nadmiarem hormonów kory nadnerczy, m.in. kortyzolu), akromegalii (nadmierne wydzielanie hormonu wzrostu przez przysadkę mózgową), guza chromochłonnego nadnerczy (feochromocytoma – guz charakteryzujący się nadmiernym wydzielaniem hormonów przez rdzeń nadnerczy).
Mowa jest o kwasicy ketonowej, którą już miałam lub do niej zbliżałam się/wynik moczu/- czyli powikłania cukrzycy zwiększenia stężenia kwasu w organizmie. Mogą nastąpić różne niepożądane objawy w tym sztywnienie mięśni. Piszę o tym, bo w szpitalu chciałam odstawić stojak od kroplówki – chwyciłam normalnie prawą dłonią i nagle poczułam taki strzał przy dużym palcu jakby mi więzadło pękło. Nie pękło, ale kostka do dzisiaj jest czerwona a palec przy zgięciu wygląda inaczej niż u lewej ręki i lekko mnie pobolewa.
Działanie leku może, zatem prowadzić do zaburzenia czynności wątroby, w tym zażółcenia skóry i oczu/żółtaczka/Problemów z przepływem żółci/cholestaza/zapalenie lub niewydolność wątroby, kłopoty z oddychaniem, połykaniem obrzmieniem warg, gardła lub języka, zaburzenia widzenia.
Zapytałam lekarza czy taka ilość tabletek nie zniszczy mi żołądka? No cóż cukrzyca też niszczy organizm – tak odpowiedział.

Teraz obiecane śmieszniej. Razem ze mną przyjęto takiego dziadziusia – mógł mieć na oko z 90 lat, był nieprzytomny jak go przywieźli. Odzyskał jednak przytomność i tak jak go do łóżka wpakowali w cywilnych białych slipach zaopatrzonych jak sądzę profilaktycznie w pieluchę już w szpitalu. Wyszedł na korytarz i gadał pod nosem, że idzie do domu. Tu na tych łóżkach można umrzeć gderał.

Szłam po kawę, złapał mnie za rękę i pyta jak tu wyjść na dwór i gdzie on jest, bo się jakoś zagubił? 
Pielęgniarka zauważyła akcję, ja tylko dowiedziałam się od niego, że nie jest z Pabianic. Musi pan iść do łóżka i poczekać jak ktoś po pana przyjedzie tłumaczyła mu pielęgniarka, wrzeszcząc czule jak do głuchego na cały korytarz. Zaprowadziła go na salę mimo jego czynnego sprzeciwu i powtarzania, że idzie do domu – mnie się jeszcze woda nie zagotowała a on znów był na korytarzu. Kto mi ukradł spodnie, chcę iść do domu. Pielęgniarka znów doszła do niego. Zadzwoni po jego brata obiecała, on zaś na to, że ma dzwonić po policję, bo najpierw go okradli z ubrania a teraz przetrzymują go wbrew jego woli. Sytuacja powtarzała się z 8 razy, inni chodzący pacjenci wyszli też na korytarz, wreszcie mu pielęgniarka przyniosła szpitalne spodnie od piżamy i chyba dała coś na sen, bo się uspokoił. Pomyślałam sobie, że fajnie być takim zwariowanym staruszkiem a on faktycznie był dziarski i jakby go nie pilnowały, to pewnie zwiałby ze szpitala w tych slipach z pieluchą. Żałowałam, że tego nie sfilmowałam telefonem, ale zauważyłam, że już na mnie pielęgniarki patrzyły spode łba, że nie leżę w łóżku tylko włóczę się po korytarzu i patrzę im na ręce.

Maluję się i idę na rower mam najniższy cukier od 3 miesięcy 123/ + ew 30/.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga